Aktualizacja strony została wstrzymana

Strach przed ulicą Kaczyńskiego

Polska, sądząc zwłaszcza po relacjach telewizyjnych, bardzo gorąco pożegnała Vaclava Havla, ostatniego prezydenta Czechosłowacji i pierwszego prezydenta Czech. Jak to czasami przy okazji pogrzebów znanych ludzi bywa, postać Havla była przedstawiana momentami niemal w hagiograficzny sposób, stał się on prawie tytanem walczącym z komunizmem. Nie ukrywam, że nigdy nie należałem do fanów byłego prezydenta Czechosłowacji i Czech, wyjąwszy pierwsze lata jego rządów, gdy tak jak wielu Polaków zazdrościłem wtedy Czechom – bo u nas wciąż prezydentem był Jaruzelski, a u nich przywódca antykomunistycznej opozycji. Na ocenę dorobku politycznego Vaclava Havla przyjdzie jeszcze czas, napisana zostanie o nim zapewne niejedna książka.

Ale przy okazji jego pogrzebu bardzo znamienne było wydarzenie, do którego doszło w Polsce, a konkretnie w Gdańsku. Tutejsi radni podjęli bowiem uchwałę o nadaniu jednej z ulic nazwy alei Vaclava Havla (dawna al. Nowa Łódzka). Wszystko odbyło się w ekspresowym tempie, bo zaledwie dwa dni po śmierci czeskiego prezydenta z taką inicjatywą wystąpiło dwóch gdańskich dziennikarzy. Na drugi dzień oficjalny wniosek w tej kwestii podpisał również prezydent Paweł Adamowicz, zaś już w czwartek uchwałę przegłosowali gdańscy radni, tak aby w piątek, w dniu pogrzebu, można było uroczyście odsłonić tabliczkę z nową nazwą ulicy. Władze miasta tłumaczyły, że o uhonorowaniu Havla zdecydowały jego związki z Gdańskiem, gdyż kilka razy odwiedzał on to miasto. Popierał też Gdańsk w walce o miano Europejskiej Stolicy Kultury 2016.

Nie wiem, jakie są w stolicy polskiego Pomorza zwyczajowe procedury nadawania ulicom nazw, ale zapewne jak w innych miastach jest to sprawa złożona, wydawane są różne opinie i ekspertyzy, a o zdanie pytani są także mieszkańcy, czy życzą sobie zmiany adresu. Nieraz bywało, że nadanie ulicy nowej nazwy wywoływało wiele sporów, a nawet otwartych konfliktów. Nie o to jednak w tym przypadku akurat chodzi, w końcu radni ani prezydent miasta zapewne prawa nie złamali, bo i okoliczność była nadzwyczajna. Przygnębiające jest jednak to, że ten sam Gdańsk, który prześcignął inne miasta w uhonorowaniu prezydenta sąsiedniego państwa, do tej pory nie zdobył się na to, żeby choć małą ulicę nazwać imieniem prezydenta Polski Lecha Kaczyńskiego. Okazało się najwyraźniej, że związki Lecha Kaczyńskiego z Gdańskiem są zbyt małe. Bo cóż znaczy chociażby 26 lat pracy naukowo-dydaktycznej na Uniwersytecie Gdańskim? Cóż to jest najpierw działalność w gdańskich Wolnych Związkach Zawodowych, a potem w „Solidarności”?

Źebym był dobrze zrozumiany: nie odmawiam prezydentowi Adamowiczowi i radnym prawa do nazwania ulicy imieniem Havla. Przykro tylko, że takiego samego zaszczytu odmówiono Lechowi Kaczyńskiemu – tylko dlatego, że nie był z tej samej partii, która rządzi teraz w Gdańsku i w Polsce. To, co zrobił dla Gdańska, dla gdańszczan, już się nie liczy. Tak samo zresztą jest w przypadku Anny Walentynowicz – „Anna Solidarność” też nie ma ulicy w mieście, z którym była związana przez sześć dekad. Smutne to i bardzo niesprawiedliwe.

Krzysztof Losz

Strach przed ulicą Kaczyńskiego

Za: Nasz Dziennik, Wtorek, 27 grudnia 2011, Nr 300 (4231) | http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20111227&typ=po&id=po13.txt

Skip to content