Aktualizacja strony została wstrzymana

Mobilizacja i koordynacja – Stanisław Michalkiewicz

Wedle stawu grobla – głosi popularne w Polsce porzekadło – co się wykłada poprzez inne popularne porzekadła, że tak krawiec kraje, jak mu materii staje, albo że dobra psu i mucha. Toteż kiedy jedynym – a i to przecież niepewnym – sukcesem polskiej prezydencji może być zahamowanie wprowadzenia w Unii Europejskiej zakazu rytualnego uboju zwierząt (charakterystyczne jest, że w sprawie rytualnego uboju ludzi nadal panuje zmowa milczenia), czego żądali od prezydenta Komorowskiego zgromadzeni w Warszawie europejscy rabini. „Dziś moja moc się przesili; dziś poznam, czym najwyższy, czylim tylko dumny” – będzie tedy mógł powtórzyć sobie to spostrzeżenie poety prezydent Komorowski pod koniec polskiej prezydencji. Szanse na powstrzymanie zakazu rytualnego uboju zwierząt w Unii Europejskiej nie są bowiem przesadnie wielkie, a to z powodu narastającej tam niechęci do Izraela – jak usiłuje się w Zachodniej Europie kamuflować narastającą niechęć wobec Żydów.

Rzecz w tym, że tamtejsza lewica ma wdrukowane przez swoich treserów, że antysemityzm jest rodzajem wstydliwej choroby. Skoro tedy panoszenie się Żydów w Europie, nie mówiąc już o Stanach Zjednoczonych, gdzie ogon wywija psem nie tylko jawnie, ale nawet z pewną ostentacją, wywołuje rosnącą irytację, której niepodobna już ignorować – na określenie tej irytacji wynaleziony został termin zastępczy w postaci „antysyjonizmu”. To określenie zawiera dwa w jednym; pozwala wyrazić zarówno tradycyjną niechęć europejskiej lewicy do Stanów Zjednoczonych (nawiasem mówiąc – nie tylko lewicy; Niemcy nie zapomniały i nie zapomną, że na skutek interwencji Stanów Zjednoczonych dwukrotnie przegrały wojnę, a z kolei Francja – co jest trudniejsze do zrozumienia, ale przecież nie przekracza możliwości umysłu ludzkiego – nie może Ameryce wybaczyć, że ta dwukrotnie ratowała ją z opresji – to znaczy nie tyle może, że ją ratowała, co przede wszystkim tego, że Ameryka dwukrotnie widziała ją bez majtek), jak i dać wyraz naturalnej, w warunkach coraz bardziej widocznego panoszenia się Żydów, potrzebie odreagowania antysemityzmu.

Ale dość już tych dygresji, bo wedle stawu grobla – a więc kiedy taki, dajmy na to, Izrael już głośno mówi, że wojna z Iranem jest „bardzo prawdopodobna” (nawiasem mówiąc, pewien mój amerykański znajomy już nie może się tej wojny doczekać, bo obstawił na giełdzie stosowne opcje i liczy na wielką wygraną), najbardziej elektryzującą wiadomością w naszym nieszczęśliwym, coraz bardziej prowincjonalnym kraju, są rewelacje ministra Grasia, co też premier Tusk „wykompinował” w przygotowywanym w wielkiej tajemnicy expose. Pan minister Graś twierdzi z wielką powagą, że premier Tusk nada tam priorytet gospodarce, że znaczy się – „gospodarka, durniu!” – ale pamiętając, że – po pierwsze – w naszym nieszczęśliwym kraju nic nie dzieje się naprawdę, po drugie – że przecież po ratyfikacji traktatu lizbońskiego zakres samodzielności Polski z szybkością światła kurczy się z miesiąca na miesiąc i wreszcie – po trzecie – że w ramach przyspieszenia budowy IV Rzeszy, Nasza Złota Pani Adolfi… to znaczy pardon – oczywiście Nasza Złota Pani Aniela z jej francuskim kolaborantem Mikołajem Sarkozym właśnie przechodzi na ręczne sterowanie Europą – to najbardziej prawdopodobne jest, że expose pana premiera Tuska będzie podobne pod względem treści do expose Mateusza Bigdy, ze słynnej powieści Kadena- Bandrowskiego pod tym właśnie tytułem. Dążyć będę – powiedział z namaszczeniem Mateusz Bigda – do dobra powszechnego.

Cóż innego może nam powiedzieć pan premier Donald Tusk, który przecież nawet nie wie, co jutro rozkażą mu uczynić Siły Wyższe? Warto zwrócić uwagę, że na oczach całego świata w Grecji plutokracja właśnie zdecydowanie wygrała z demokracją, a skoro tak, to czegóż innego możemy spodziewać się w naszym nieszczęśliwym kraju? „Gospodarka, durniu”? Na cóż takie hasło, zwłaszcza w sytuacji przewagi plutokracji nad demokracją może przełożyć się w expose premiera Tuska, sporządzonym pod dyktando Sił Wyższych? Źe „trzeba doić, strzyc to bydło, a kiedy padnie – zrobić mydło!” Na razie zapowiada się podwyżka cen papierosów, paliw i wódki ale to przecież dopiero początek. Nawiasem mówiąc – jeśli nie brać pod uwagę paliw, bo za carskich czasów nie odgrywały one jeszcze takiej roli, jak teraz, to widzimy, że recepty na uzdrowienie gospodarki ówcześni durnie mieli takie same, jak durnie obecni; wódka i machorka.

Zresztą – jakże ma być inaczej, skoro miłujący pokój Izrael właśnie zabiera się za wywołanie kolejnej wojny, która w sprzyjających okolicznościach przyrody może nawet stać się początkiem III wojny światowej i chociaż „już w podziemiach synagog wszystko złoto leży” to przecież każdy grosz się przyda? W takich momentach, pamiętając zwłaszcza popularne w czasach I jeszcze wojny światowej porzekadło, że w okopach nie ma ateistów, myśl nasza szybuje ku sprawom eschatologicznym, żeby nie powiedzieć – ostatecznym – a to z kolei skłania nas do poświęcenia większej niż zwykle uwagi sprawom religii i Kościoła. Tym bardziej, że właśnie nastręczyła się znakomita okazja w postaci przypadku księdza Adama Bonieckiego, któremu jego władze zakonne aż do odwołania zabroniły wypowiadania się w mediach. Ksiądz Boniecki poleceniu się oczywiście podporządkował, ale w taki sposób, by każdy widział, jak cierpi i jaki w jego osobie naszą biedną ojczyznę dotknął paroksyzm. Mam tu na myśli kampanię solidarności z księdzem Bonieckim, rozpętaną przez zwolenników wolności słowa, którzy nagle wyłonili się w ogromnej liczbie niczym spod ziemi. Ksiądz Boniecki jednym słowem mógłby położyć kres tej kampanii, ale najwyraźniej nie chce.

Dlaczego – mniejsza z tym – bo ważniejsze jest co innego. To mianowicie, że obrońcom księdza Bonieckiego wcale nie zależy na żadnej wolności słowa. Źyją przecież jeszcze ludzie pamiętający, jak te same osoby i te same środowiska nie tylko publicznie nawoływały, ale w dodatku wprost wyłaziły ze skóry, by zakneblować ojca Tadeusza Rydzyka, a Radio Maryja albo rozpędzić, albo przynajmniej spacyfikować. Jasne więc, że nie chodzi o żadną wolność słowa – bo ta jest niepodzielna i powinna przysługiwać zarówno księdzu Bonieckiemu, jak i ojcu Tadeuszowi Rydzykowi. A skoro nie chodzi o wolność słowa – to o co chodzi naprawdę?

A naprawdę, to w sytuacji, kiedy Siły Wyższe postawiły na posła Palikota , w celu pogrążenia naszego nieszczęśliwego kraju w zimnej, a momentami nawet gorącej wojnie religijnej, chodzi o przyspieszenie budowy u nas tak zwanej „Źywej Cerkwi”. Źywa Cerkiew, jak pamiętamy, była swego rodzaju mistyfikacją, stworzoną przez bolszewików po okrutnym zmasakrowaniu Cerkwi Prawosławnej, kiedy jak patriarcha Tichon rzucił na nich klątwę. Na miejsce wymordowanego, czy deportowanego autentycznego duchowieństwa. GPU wprowadziła przebierańców, to znaczy – agentów poprzebieranych za duchownych, którzy ogłosili powstanie Źywej Cerkwi – to znaczy Cerkwi wolnej od sprośnych błędów Niebu obrzydłych, a konkretnie – we wszystkim posłusznej bolszewikom.

Ponieważ francuski kolaborant Naszej Złotej Pani Adolfi… to znaczy pardon – oczywiście Naszej Złotej Pani Anieli już przed dwoma laty wyjaśnił, że jeśli Kościół zaakceptuje zasadę laickości republiki, to znaczy – nie będzie nalegał, by podstawą systemu prawnego państwa była etyka chrześcijańska, tylko demokratyczna etyka sytuacyjna (dobre jest to, co aktualnie wskazuje partia), to może nawet liczyć na subwencjonowanie ze strony państwa. Jeśli zaś nie, no to – wojna. Przypadek księdza Bonieckiego pozwala lepiej zobaczyć i zrozumieć, że Siły Wyższe, tak jak za Stalina, tak i teraz prowadzą wojnę z Kościołem na dwóch frontach; z jednej strony poseł Palikot na czele swego parku jurajskiego będzie forsował rozkładowe ustawodawstwo, a z drugiej – agentura w samym Kościele będzie dążyła do rozkładu struktur organizacyjnych i dyscypliny, wykorzystując w tym celu różnych pieszczochów-Bartosiów oraz preteksty tolerancji i demokratyzacji.

Tedy, wbrew zapowiedziom ministra Grasia o gospodarczych rewelacjach w expose premiera Tuska, w gospodarce naszego nieszczęśliwego kraju nikt prochu nie wymyśli, a wobec przejścia Naszej Złotej Pani Adolfi… to znaczy, pardon – oczywiście Naszej Złotej Pani Anieli na ręczne sterowanie Europą – samodzielne wymyślanie prochów może nawet zostać zakazane – to na religijnym odcinku czeka nas ogromne ożywienie – bo forsowana przez Unię Europejską zasada zrównoważonego rozwoju nie dopuszcza, by ręcznie sterowana gospodarka galopowała do przodu, podczas gdy odcinek religijny wlókł się gdzieś w ariergardzie. Postęp – jak wyjaśniał Sławomir Mrożek ustami Edka – jest wtedy kiedy przód idzie do przodu i tył idzie do przodu. Dlatego też obserwujemy w szeregach Źywej Cerkwi taką mobilizację.

Stanisław Michalkiewicz

Felieton    serwis „Nowy Ekran” (www.nowyekran.pl)    7 listopada 2011

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2263

Skip to content