Aktualizacja strony została wstrzymana

Poznański indult – Jakub Pytel

Dwie dekady w eklezjalnej krainie czarów, cz. I

«Na podstawie Motu Proprio Ecclesia Dei p. 6, c zezwalam grupie wnioskującej na posługiwanie się na przeciągu jednego roku w jedną niedzielę miesiąca mszałem rzymskim według wydania z roku 1962. (…) Zezwolenie dotyczy określonej grupy, która nie będzie się powiększać» (fragment indultu na celebrację Mszy św. w klasycznym rycie rzymskim wydanego 5 kwietnia 1994 r. przez abp. Jerzego Strobę).

W czerwcu 2009 roku poznański biskup pomocniczy Grzegorz Balcerek celebrował w kościele pw. Świętego Antoniego Padewskiego na Wzgórzu Przemysła uroczystą Mszę św. z okazji 15. rocznicy wydania przez abp. Jerzego Strobę indultu, na mocy którego w stolicy Wielkopolski rozpoczęto regularne sprawowanie Najświętszej Ofiary wg mszału promulgowanego przez Jana XXIII. Mimo wspaniałej oprawy, niczym nie ustępującej podobnym celebracjom w katedrach i kościołach Zachodniej Europy, oraz udzielającego się uczestnikom podniosłego nastroju, trudno było oprzeć się wrażeniu, iż oto dokonują się uroczyste egzekwie nad umęczonym trupem najstarszego polskiego środowiska „indultowego”, którego członkowie przez lata, z uporem godnym lepszej sprawy, narażając dobro własnych dusz, starali się udowodnić, iż na warunkach określonych przez motu proprio Ecclesia Dei jest możliwe stworzenie czegoś więcej niż liturgicznych, „trydenckich” wsi potiomkinowskich. Z perspektywy dwóch kolejnych lat widać dobrze, że wrażenie uczestnictwa w panichidzie było najzupełniej słuszne, a wydanie przez Ojca Świętego Benedykta XVI motu proprio Summorum Pontificum i późniejszej instrukcji Universæ Ecclesiæ niewiele zmieniło w sytuacji poznańskich katolików wiernych Tradycji. Właśnie ta ich wierność sprawiła, że przez praktycznie wszystkie lata, które upłynęły od wydania dekretu abp. Stroby, byli programowo pozbawieni wszelkiej troski duszpasterskiej. Przy tej okazji same cisną się na usta słowa, że człowiek inteligentny uczy się na własnych błędach, a mądry na cudzych…

Początki

Środowisko wiernych świeckich odwołujących się do łacińskiego dziedzictwa liturgicznego zaczęło kształtować się w Poznaniu na początku lat 90. XX wieku. W jego skład wchodzili głównie przedstawiciele katolickiej inteligencji, w przeważającej części ludzie młodzi, czynnie zaangażowani w działalność polityczną – przed rokiem 1990 przede wszystkim antykomunistyczną i niepodległościową (Ruch Młodej Polski, Wielkopolski Klub Polityczny Ład i Wolność, także Solidarność Rolników Indywidualnych), a później tworzący partie i stronnictwa odwołujące się do wartości chrześcijańskich i konserwatywnych (m.in. Zjednoczenie Chrześcijańsko­”‘Narodowe). Wpływ na ich religijną świadomość – także w dziedzinie zagrożeń wynikających z reform posoborowych w Kościele, które w Polsce (nie licząc zmian w liturgii) były wówczas jeszcze mało zauważalne – wywierała publicystyka Jędrzeja Giertycha1, zamieszczającego w swej londyńskiej „Opoce” teksty dotyczące katolickiego tradycjonalizmu. Szczególne wrażenie na młodych katolikach nieodmiennie wywierał jego wciąż powielany tekst z 1969 r. zatytułowany W obliczu zamachu na Kościół, a także wydana w Anglii w 1983 r. książka ks. Michała Poradowskiego2 Kościół od wewnątrz zagrożony. Dużą rolę w budzeniu świadomości młodej poznańskiej katolickiej i konserwatywnej inteligencji wywarły także wydane w tzw. drugim obiegu książki W cieniu krzyża i Watykan w cieniu czerwonej gwiazdy, których autor, emigracyjny pisarz i publicysta Józef Mackiewicz3, krytycznie ustosunkowywał się do ugodowej polityki Watykanu względem władz państw bloku komunistycznego, a także innych działań progresistów, w tym również destrukcji liturgii rzymskiej.

Pierwszoplanową postacią ruchu katolickiego tradycjonalizmu w Poznaniu był niewątpliwie Marek Jurek, historyk, na początku lat 80 XX w. działacz Niezależnego Zrzeszenia Studentów, współpracownik konspiracyjnego pisma „Polityka Polska” i emigracyjnych „Znaków czasu”, w niepodległej Polsce pełniący funkcje przewodniczącego Rady Naczelnej ZChN, członka Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, a w końcu, w latach 2005-2007, marszałka Sejmu Rzeczpospolitej Polskiej. To początkowo wokół niego skupiała się grupa katolików świeckich, w dużej mierze studentów, która w swych wyborach ideowych i życiu duchowym zaczęła odwoływać się do idei tradycyjnego katolicyzmu. To Marek Jurek w ramach spotkań duszpasterstwa akademickiego przy poznańskim kościele pw. Św. Stanisława Kostki opowiadał im o historii i bieżących wydarzeniach w ruchu Tradycji katolickiej w Europie, wyjaśniając genezę jego powstania i rolę, jaką odegrał w Kościele arcybiskup Marceli Lefebvre i inni duchowni przeciwstawiający się modernizmowi. Również w jego domu, a później przy ołtarzu św. Piusa X w poznańskim kościele farnym, odbywały się spotkania modlitewne, których uczestnicy rozważali tajemnice różańca świętego. To oni stali się z czasem zalążkiem późniejszej grupy wiernych, która wystąpiła do abp. Jerzego Stroby z prośbą o wydanie indultu na Msze św. sprawowane w rycie klasycznym. To również m.in. kontaktom Marka Jurka z tradycjonalistami z Europy Zachodniej poznańscy wierni zawdzięczali wizyty duchownych związanych z Bractwem Kapłańskim Św. Piusa X, takich jak ks. Jan Maria (Jean­”‘Marie) Piotrowski czy ks. Paweł Crane SI, twórca miesięcznika „Christian Order”, a później księży Bractwa Św. Piotra – Franciszka Pozzetto, kapelana dorocznych pielgrzymek z Paryża do Chartres, Józefa Bisiga, ówczesnego przełożonego generalnego tego instytutu, czy Jana Emersona, wykładowcy historii Kościoła w seminarium w Wigratzbad. Podczas tych wizyt wielu poznańskich wiernych mogło po raz pierwszy uczestniczyć w „trydenckich” Mszach św., celebrowanych najpierw w mieszkaniach prywatnych, a później w poznańskich kościołach pw. Św. Stanisława Kostki na Winiarach oraz – przez dłuższy okres i za cichą zgodą ówczesnego rektora, ks. Adama Pawłowskiego – w kościele pw. Najświętszej Krwi Pana Jezusa na ul. Żydowskiej, gdzie w kwietniu 1993 r. odprawiono pierwsze tradycyjne rekolekcje wielkopostne4.

Był to jeszcze czas, gdy poznańscy tradycyjni katolicy, wszyscy bez wyjątku, mówili o księżach, którzy otrzymali sakrę z rąk abp. Lefebvre’a: „nasi czterej młodzi biskupi”. Niebawem jednak miało się to zmienić.

dokumentacja


dokumentacja


dokumentacja

Pierwsze kurialne potyczki

Wiosną 1993 r. narzeczeni – pochodzący z diecezji kaliskiej studenci związani ze środowiskiem poznańskich tradycjonalistów – powołując się na zapisy motu proprio Ecclesia Dei wystąpili do kaliskiej kurii z prośbą o umożliwienie im zawarcia sakramentu małżeństwa według dawnego rytuału i wysłuchania Mszy św. dziękczynnej sprawowanej w klasycznym rycie rzymskim. Odmowa kanclerza, ks. kan. Jerzego Jeżowskiego, który w swym piśmie pytał „Czy Państwo Narzeczeni mogą powiedzieć że «czują się związani z liturgiczną tradycją»?”, i zaraz sam sobie udzielił odpowiedzi, pisząc, iż „nawet jeśli by mieli sposobność poznać teoretycznie «liturgiczną tradycję łacińską», to jeszcze nie upoważnia, aby «czuć się związanym z tą tradycją»”, była zaledwie przedsmakiem całego festiwalu absurdów, ignorancji i impertynencji, z którymi przez kolejne lata (patrząc z dzisiejszej perspektywy – niejako na własną prośbę…) musieli się zmagać tradycyjni katolicy w Poznaniu.

23 stycznia 1994 r. grupa 70 osób wystosowała do arcybiskupa metropolity poznańskiego prośbę o „umożliwienie stałego udziału we Mszy świętej odprawianej według tradycyjnego rytu rzymskiego”. Wierni napisali: „Waszą Ekscelencję będą zapewne interesować nasze intencje, więc chcemy oświadczyć, że pragnieniem naszym jest jak najlepiej świadczyć o naszej wierze katolickiej dla dobra naszych dusz, naszych rodzin i naszych bliźnich, dla zachowania katolickiej tożsamości naszej Ojczyzny. Swoją prośbę kierujemy do Waszej Ekscelencji zgodnie ze wskazaniami odpowiednich dokumentów wydanych przez Ojca Świętego, a szczególnie Motu Proprio «Ecclesia Dei»”. Sygnatariusze listu, nieposiadający jeszcze doświadczenia w kontaktach z urzędami kościelnymi i naiwnie nieświadomi, że kto pyta, ten otrzymuje odpowiedzi – choć najczęściej nie po swej myśli – napisali dalej: „Pragniemy również prosić Waszą Ekscelencję o błogosławieństwo dla naszych kontaktów z Bractwem św. Piotra”…

Arcybiskup Stroba wcale się nie śpieszył. Po upływie dwóch i pół miesiąca oznajmił: „Na podstawie Motu Proprio «Ecclesia Dei» p. 6, c zezwalam grupie wnioskującej na posługiwanie się na przeciąg jednego roku w jedną niedzielę miesiąca mszałem rzymskim według wydania z roku 1962. (…) Zezwolenie dotyczy określonej grupy, która nie będzie się powiększać. Nie udzielam błogosławieństwa na kontakt z Bractwem świętego Piotra, ani na odwiedzanie wspomnianej grupy przez księży z tegoż Bractwa, jak również odprawianie przez nich Mszy św. lub wygłaszania nauk”. Czy w ten sposób miał się wyrażać zapisany w przywoływanym w liście biskupa papieskim motu proprio „szacunek do nastawienia tych, którzy czują się związani z liturgiczną tradycją łacińską” oraz „szerokie i wielkoduszne zastosowanie wydanych już dawniej przez Stolicę Apostolską zaleceń co do posługiwania się Mszałem Rzymskim według wydania typicznego z roku 1962”? Oto miała się odprawiać jedna Msza św. w miesiącu i to wyłącznie w obecności sygnatariuszy petycji (!). Dodatkowo faktyczny zakaz kontaktów z petrystami i jednoczesna odmowa delegowania celebransa, którego „wierni mieli sobie znaleźć” wśród miejscowego kleru, opóźnił pierwszą celebrację o ponad osiem tygodni, gdy w końcu prośbom wiernych uległ ks. kan. Zygmunt Chwiłkowski. „Wielkoduszność” rządcy archidiecezji sprawiła również, że miejscem celebracji „indultowych” Mszy św. uczyniono wewnętrzną kaplicę prowadzonego przez siostry serafitki domu pomocy społecznej dla dzieci i młodzieży niepełnosprawnej umysłowo – wiernym przemierzającym w drodze do kaplicy kolejne sale i korytarze ośrodka trudno było wyzbyć się wrażenia, iż są tam intruzami zakłócającymi domowy mir. Na dodatek wikariusz generalny, bp. Zdzisław Fortuniak, nie omieszkał przekazać celebransowi listy osób, które podpisały petycję i przez to były „uprawnione” do słuchania Mszy św. Ks. Chwiłkowski zachował jednak zdrowy rozsądek i nie sprawdzał owej „listy obecności”, apelując jedynie o to, by liczba obecnych wiernych znacząco nie przekroczyła liczby sygnatariuszy petycji. Pierwsza w Polsce „indultowa” Msza św. została odprawiona 12 czerwca 1994 r., w 2. niedzielę po Zesłaniu Ducha Świętego.

„Czyżby obawa?”

W listopadzie tego samego roku Bractwo Kapłańskie Św. Piusa X rozpoczęło działalność duszpasterską w Poznaniu. W nr 3 czasopisma Zawsze wierni ks. Karol Stehlin napisał: „Sobota, 12 listopada. Wprowadzamy się do naszego domu w Poznaniu, który odtąd będzie nosił imię św. Piusa X. Jednak, jak dotychczas, tylko niewielu ze sporej liczby wiernych w Poznaniu, przywiązanych do Tradycji, zdecydowało się ujawnić. Czyżby obawa?”. Ponad pół roku później w kolejnym numerze czasopisma ks. Stehlin znów pisze: „Jak duża byłaby nasza poznańska wspólnota, gdyby tutejsi wierni rozumieli, że w dzisiejszym kryzysie Kościoła nie tylko chodzi o to, by móc co cztery tygodnie uczestniczyć w tradycyjnej Mszy św., lecz także, by bronić naszej katolickiej wiary przed coraz silniejszym wpływem ekumenizmu. Tego jednak nie jest w stanie przekazać ksiądz, który tradycyjną Mszę św. odprawia nie z przekonania”.

I rzeczywiście – na kolejną, wystosowaną w maju 1995 r. prośbę o przedłużenie ważności indultu z roku poprzedniego, zwiększenie częstotliwości i zmianę miejsca celebracji Mszy na kościół Najświętszej Krwi Pana Jezusa, abp Stroba odpowiedział pismem, w którym dał wyraz przekonaniu, że celebracja w rycie klasycznym „stwarza niebezpieczeństwo kruszenia jedności” i że intencją Ojca Świętego, gdy wydawał motu proprio Ecclesia Dei, było niedoprowadzenie do sytuacji, w której nagle zostałyby zerwane „emocjonalne powiązania” tych, którzy „w momencie wydawania Listu [motu proprio] czuli się żywo związani ze Mszą św. Piusa V”. „[Papież] nie zamierzał jednak – kontynuował metropolita poznański – stworzyć sytuacji, w której grono im podobnych ciągle by się poszerzało. (…) Jestem osobiście przekonany, iż motywy, dla których proszą Panowie5 o przedłużenie zezwolenia mają charakter akcydentalny, choć Panowie może widzą to inaczej”. Arcybiskup poinformował, że nie zgodzi się ani na zmianę miejsca celebracji na kościół lub boczną kaplicę w kościele, ani na odprawianie częstsze niż raz w miesiącu. Osoby pytające ks. Chwiłkowskiego o powody, dla których Msza nie może być sprawowana w dostępnym dla wiernych kościele w centrum miasta, usłyszeli, że „jeszcze mógłby wejść ktoś postronny i byłoby zgorszenie”… Sędziwy ksiądz z pewnością nie miał na myśli zgorszenia natury moralnej, ale jego słowa i tak stanowiły znakomitą ilustrację dla stanu umysłów polskiego kleru ćwierć wieku po zakończeniu II Soboru Watykańskiego.

dokumentacja


dokumentacja


dokumentacja


dokumentacja

Na kolejny dekret wierni czekali przez dwa miesiące, podczas których Msza św. nie była odprawiana. Siódmego września abp Stroba celebransem mianował ks. dr. hab. Ludwika Wciórkę, a miejsce celebracji zmienił na znajdującą się na obrzeżach miasta kaplicę domu zakonnego sióstr pasterek. W liście skierowanym do wiernych napisał: „Serdecznie życzę, by zezwolenie to prowadziło stopniowo lecz zdecydowanie do uczestniczenia jedynie we Mszy św. odprawianej we wszystkich kościołach archidiecezji i Kościoła Powszechnego”.

 

W tym czasie z inicjatywy kilku wiernych – przede wszystkim Konrada Szymańskiego i Jana Filipa Libickiego – zaczęło ukazywać się w Poznaniu „Pismo poświęcone Tradycji Katolickiej – Nova et Vetera”. W spisie treści pierwszego numeru, który ukazał się na jesieni 1994 r., można znaleźć takie tytuły jak Źródłem kryzysu jest nowa liturgia, Trzecia rocznica śmierci Abpa M. Lefebvre czy Arcybiskup Lefebvre miał rację. Co więc sprawiało, że poznańscy tradycjonaliści, przyznając rację twórcy i duchowemu ojcu Bractwa Kapłańskiego Św. Piusa X, jednocześnie godzili się na najzupełniej nieuzasadnione szykany i brak dostępu do Mszy św., sakramentów i jakiejkolwiek formy duszpasterstwa? I to w sytuacji, gdy mogli skorzystać z posługi kapłana Bractwa Św. Piusa X! Powodów zapewne było kilka.

„Esbeckie metody”

Pierwszy z nich z całą pewnością stanowiła niedostateczna świadomość wiernych co do rozmiarów kryzysu w Kościele. Trzeba pamiętać, że nie istniała wówczas platforma wymiany informacji równie efektywna, jak dzisiejsza sieć internetowa, a dostęp do publikacji, omawiających to zagadnienie, szczególnie polskojęzycznych (znajomość języków obcych nie była wówczas tak powszechna jak dziś), był bardzo ograniczony. Z najbardziej gorszącymi i poruszającymi wyobraźnię skutkami kryzysu miały więc do czynienia jedynie osoby wyjeżdżające za granicę, do krajów Europy Zachodniej, a tacy byli stosunkowo nieliczni. Drugim powodem była okoliczność, że duchownymi darzonymi przez poznańskich wiernych największym chyba zaufaniem byli założyciele Bractwa Kapłańskiego Św. Piotra, którzy odwiedzali stolicę Wielkopolski na długo przedtem, zanim próby zorganizowanej pracy duszpasterskiej podjęło tam Bractwo Św. Piusa X. Trudno było oczekiwać, że księża Bisig i Emerson zanegują swe życiowe wybory – obaj opuścili abp. Lefebvre’a w 1988 r. – i będą przekonywać wiernych do istnienia w Kościele sytuacji nadzwyczajnej uzasadniającej korzystanie z jurysdykcji zastępczej, zalecając oddanie się pod opiekę duszpasterską Bractwa Św. Piusa X (ostatecznie zakazano im zresztą kontaktów z poznańskimi wiernymi). Kolejnym powodem obaw przed takim krokiem było wyniesione z czasów komunizmu przeświadczenie, że „biskupi wiedzą, co robią”, a wszelka, nawet najbardziej uzasadniona krytyka ich działań osłabia Kościół i godzi w osobę papieża Jana Pawła II, co zaledwie kilka lat po upadku komunizmu nadal stanowiło niemal akt narodowej zdrady – w końcu to właśnie konserwatywni katolicy najbardziej krytykowali środowisko „Tygodnika Powszechnego” za publicystykę, której ostrze było wymierzone w prymasa Stefana kardynała Wyszyńskiego. Dość powiedzieć, że jeden z poznańskich urzędników kurialnych nie oszczędził wiernym składającym kolejne urzędowe pismo niezwykle gorzkich słów, zarzucając im, że „esbeckimi metodami rozbijają Kościół”. W czasach, w których duchowieństwo, w odróżnieniu od wiernych, nadal całkiem niezasłużenie cieszyło się opinią odpornego na zakusy komunistycznej bezpieki, było to oskarżenie szczególnie ciężkie.

Nie mniej ważnym (o ile nie najważniejszym) powodem było również polityczne zaangażowanie osób nadających ton poznańskiemu środowisku wiernych Tradycji łacińskiej i związana z tym konieczność zapewnienia sobie poparcia lokalnego duchowieństwa – nie tyle samych biskupów, co dziekanów i proboszczów, którzy wówczas zachowywali o wiele większy wpływ na katolicką opinię publiczną, niż ma to miejsce dziś, po 20 latach niepodległości, i dla których odwoływanie się do „niepotrzebnych tutaj «niemieckich» księży” (niezależnie nawet od tego, czy związanych z Papieską Komisją Ecclesia Dei, czy z FSSPX), stanowiło kamień obrazy.

Drogi się rozchodzą

Przytoczone powody mogą brzmieć jak rodzaj usprawiedliwienia wyborów czynionych przez ludzi pochodzących ze środowiska, do którego należał (choć w czasach późniejszych niż wyżej opisywane) również autor tekstu, ale nie sposób nie zauważyć, że osobom związanym z ówczesną poznańską kaplicą FSSPX również nie starczyło determinacji, by dotrzeć do „indultowych” wiernych – nawet gdyby próby ich przekonania miały okazać się bezskuteczne. I nie jest to w żadnej mierze zarzut pod adresem księży Bractwa, którzy w Polsce początku lat 90. XX wieku znajdowali się w szczególnie trudnych warunkach wynikających z braku organizacyjnego zaplecza, bariery językowej czy przypinanej im łatki „schizmatyków”, ale właśnie pod adresem wiernych, którzy takie możliwości mieli, lecz z nich nie skorzystali. Być może to zaniechanie w jakiejś mierze przyczyniło się do tego, że dzisiejszy przeorat pw. Świętego Piusa X, kościół pw. Niepokalanego Poczęcia i szkoła Najświętszej Rodziny powstały nie w Poznaniu, ale w Warszawie. Ze wspomnień poznańskich wiernych, dziś związanych z FSSPX, a wywodzących się z dawnego „środowiska indultowego”, wynika bowiem, że wówczas nie bardzo zdawali sobie nawet sprawę z tego, gdzie dokładnie w Grodzie Przemysła mieścił się dziś już nieistniejący dom Bractwa, nie docierały do nich informacje o wykładach ks. Stehlina, nie wspominając o osobistych kontaktach między członkami obu środowisk. Warto więc zaznaczyć, że nie było wówczas – bo być nie mogło! – żadnej specjalnej niechęci pomiędzy poznańskimi „indultowcami” a „lefebrystami”6. Olbrzymi szacunek, jakim był darzony abp Marceli Lefebvre przez członków poznańskiego środowiska indultowego, może i świadczył o niekonsekwencji jego członków, lecz pozostaje faktem, któremu nie sposób zaprzeczyć. Jest to szczególnie widoczne z dzisiejszej perspektywy, gdy Bractwo znów rozpoczyna działalność w Poznaniu, a wiernymi proszącymi o opiekę duszpasterską są przede wszystkim osoby, które przed 17 laty występowały do abp. Jerzego Stroby z prośbą o indult.

dokumentacja


dokumentacja

Nowy arcybiskup i kolejne korowody

27 kwietnia 1996 r. odbył się ingres nowego rządcy archidiecezji poznańskiej, którym papież Jan Paweł II uczynił bp. Juliusza Paetza, dotychczasowego ordynariusza łomżyńskiego, a wcześniej, w latach 1976-1982, prałata antykamery papieskiej.

W październiku tego roku, po wygaśnięciu ostatniego indultu wydanego przez abp. Strobę, poznańscy jezuici w uzgodnieniu z zainteresowanymi wiernymi wystosowali do Kurii Metropolitalnej pismo z propozycją objęcia wiernych opieką duszpasterską i celebracji coniedzielnych Mszy św. Pismo zostało złożone na ręce wikariusza biskupiego, ks. Stefana Schudego. W odpowiedzi sekretarz abp. Paetza przekazał superiorowi ustną zgodę metropolity. Celebracje miały się rozpocząć 10 listopada 1996 r., co jezuici ogłosili w oficjalnych komunikatach. Wszystko to jednak było zbyt piękne, by mogło okazać się prawdziwe: 10 listopada, bez podania przyczyn, wycofano zgodę na coniedzielną celebrację Mszy św. w rycie klasycznym, a rozgoryczeni „organizatorzy Mszy” wydali komunikat adresowany do jej potencjalnych uczestników, w którym wyrazili smutek, poinformowali o zaistniałej sytuacji i poruszyli kwestię możliwości uczestnictwa we Mszach celebrowanych przez kapłana z Bractwa Św. Piusa X, apelując jednak o cierpliwość i wyrażając nadzieję na zmianę sytuacji – komunikat ten był jednocześnie pierwszym oficjalnie ogłoszonym stanowiskiem, w którym przedstawiciele poznańskiego środowiska wiernych Tradycji łacińskiej wprost odnieśli się do istnienia w Poznaniu apostolatu FSSPX. Cztery dni później grupa 86 wiernych wystosowała do abp. Paetza petycję, w której prosiła o pisemne potwierdzenie wydanej w październiku zgody na coniedzielną celebrację Mszy św., pytając jednocześnie, „czy naprawdę proszą o zbyt wiele; czy cotygodniowa Msza święta w dawnym obrządku zagraża jedności Kościoła?”.

Po miesiącu oczekiwania wierni wystosowali następny list, w którym wyrazili zaniepokojenie faktem, że według dostępnych im informacji odpowiedź na ich prośbę i dekret w tej sprawie ma zostać przygotowany na podstawie listu Quattor abhinc annos z 1984 r., a nie na podstawie późniejszego i mniej restrykcyjnego motu proprio Ecclesia Dei. Również ten list pozostał bez odpowiedzi.

Wzruszenie abp. Paetza

W końcu dekretem z 15 stycznia 1997 r. abp Paetz zezwolił na odprawianie dwóch Mszy św. w miesiącu, miejscem celebracji ustanawiając kościół pw. Najświętszej Krwi Pana Jezusa, a celebransem mianując ks. dr. Jerzego Szelmeczkę SI. W swym liście arcybiskup napisał: „Ufam, że prośba Państwa wynika z miłości do Boga i przywiązania do Kościoła, a jej spełnienie dopomoże do pełniejszego włączenia się w realizację nauki Kościoła zgodnie z Vaticanum II”. Prośba o audiencję została pominięta milczeniem.

W październiku 1998 r. członkowie poznańskiego środowiska indultowego uczestniczyli w pielgrzymce do Rzymu na uroczystości dziesięciolecia wydania motu proprio Ecclesia Dei, podczas których wzięli udział w spotkaniu z papieżem Janem Pawłem II na placu Świętego Piotra i w konferencji z udziałem kard. Józefa Ratzingera. Zaproszono wówczas ks. Bisiga do ponownego odwiedzenia Polski, a wizyta ta doszła do skutku miesiąc później.

Podczas swej wizyty w Poznaniu przełożony generalny Bractwa Kapłańskiego Św. Piotra wraz z przedstawicielami poznańskich wiernych został przyjęty przez biskupa pomocniczego Zdzisława Fortuniaka. Księdzu Bisigowi towarzyszyli również klerycy Tomasz Dawidowski i Wojciech Grygiel. W odprawionej przez generała Mszy św. – bez wcześniejszej zapowiedzi – wziął udział abp Juliusz Paetz, który po zakończeniu celebracji przemówił do wiernych zebranych przed świątynią. Metropolita wyraził wzruszenie powodowane wspomnieniem własnej prymicji i zapewnił, że jego obecność świadczy, iż „wierni liturgii tradycyjnej znajdują się w sercu Kościoła”. Niespodziewana wizyta i słowa arcypasterza dały wiernym pewność, że kolejny dekret będzie dla nich hojniejszy.

Tymczasem w kwietniu 1999 r. arcybiskup przedłużył do końca 2000 r. ważność poprzedniego dekretu, nie zmieniając jego warunków. Mimo próśb nie udzielono zgody na celebracje częstsze niż dwa razy w miesiącu. Gesty i słowa z okazji wizyty ks. Bisiga okazały się pustą kurtuazją. Restrykcje obowiązywały przez kolejne dwa lata, gdy w wyniku zupełnie nieoczekiwanych i początkowo niezrozumiałych okoliczności doszło do „odwilży”. Ω

 

Dwie dekady w eklezjalnej krainie czarów, cz. II

W kwietniu 1999 r. arcybiskup Juliusz Paetz przedłużył do końca 2000 r. ważność poprzedniego dekretu, nie zmieniając jego warunków; mimo próśb, nie udzielono zgody na celebracje częstsze niż dwa razy w miesiącu. Gesty i słowa z okazji wizyty ks. Bisiga okazały się pustą kurtuazją. Jednak w związku ze śmiercią ks. dr. Jerzego Szelmeczki SI metropolita poznański był zmuszony powołać nowego celebransa Mszy „indultowych”. O chętnego do sprawowania w rycie klasycznym i opieki nad dość prężnym, a na dodatek aktywnym politycznie środowiskiem nie było łatwo. W końcu na osobiste prośby bp. Zdzisława Fortuniaka i ks. kan. Jana Stanisławskiego obowiązków tych podjął się ks. prał. Władysław Kołodziej, oficjał poznańskiego Sądu Metropolitalnego. Udzielona mu nominacja okazała się dla wiernych – mimo ich początkowych obaw, przydzielono im bowiem „kurialistę”, a nie doświadczonego duszpasterza – nader szczęśliwa. Ksiądz Kołodziej przez cały czas swej posługi wykazywał się wobec członków środowiska „indultowego” szczerością i życzliwością, ale także – dzięki autorytetowi, którym cieszył się w archidiecezji – był znakomitym rzecznikiem ich sprawy przed władzami duchownymi i miejscowym klerem.

Pierwszym znaczącym owocem tej decyzji była milcząca zgoda poznańskiej kurii na propozycję zorganizowania w Poznaniu obchodów 900. rocznicy wyzwolenia Grobu Bożego w Jerozolimie, przypadającej w lipcu 1999 r. Jej głównym punktem była tradycyjna Msza św. sprawowana przez ks. prał. Kołodzieja w kościele pw. Świętego Antoniego Padewskiego, sanktuarium Matki Bożej w Cudy Wielmożnej – Pani Poznania, jednej z najważniejszych i najpiękniejszych świątyń stolicy Wielkopolski. Odbyła się również zorganizowana we współpracy z Poznańskim Towarzystwem Przyjaciół Nauk sesja naukowa poświęcona wyprawom krzyżowym, której główną prelegentką była uznana polska mediewistka prof. Alicja Karłowska­”‘Kamzowa. Patronat nad uroczystościami objęła prof. Alicja Grześkowiak – marszałek Sejmu i dama zakonu bożogrobców, w komitecie honorowym znalazło się trzech poznańskich kawalerów maltańskich (wśród nich Marcin Libicki – wiceprzewodniczący Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy), a także: Marek Jurek – członek Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, prof. Stefan Stuligrosz – twórca chóru „Poznańskie słowiki”, który zapewnił liturgii znakomitą oprawę, prezydent Poznania oraz jego zastępcy, wojewoda wielkopolski, przewodniczący rady miasta, a nawet znany poznański biznesmen Jan Kulczyk. W komitecie organizacyjnym zasiadło zaś kilku poznańskich radnych.

Bogaty program obchodów, a przede wszystkim udział w nich wielu osób publicznych szybko zostały odczytane jako demonstracja wpływów tradycyjnych katolików, tak wobec poznańskiej kurii, jak całego grona liberalnych katolików, którzy na łamach „Tygodnika Powszechnego” i „Gazety Wyborczej” krytykowali ideę obchodów. Organizowane z rozmachem „wydarzenia liturgiczne” stały się odtąd znakiem rozpoznawczym tego środowiska – znakiem, który z czasem zaczął wzbudzać coraz więcej kontrowersji również wśród katolickich konserwatystów.

Biskup z kraju papieża i posoborowe tabu

Kolejnym dowodem życzliwości nowego celebransa była decyzja abp. Mariana Przykuckiego, emerytowanego ordynariusza szczecińsko­”‘kamieńskiego, który na osobistą prośbę ks. prał. Kołodzieja i wbrew opinii nieprzychylnego sprawie nuncjusza abp. Kowalczyka zgodził się udzielić święceń kapłańskich grupie diakonów Bractwa Kapłańskiego Św. Piotra, a wśród nich Polakowi, ks. Tomaszowi Dawidowskiemu. Zgoda abp. Przykuckiego znakomicie wpisała się w działania poznańskich wiernych, mające na celu umożliwienie księżom tego instytutu – w bliższej lub dalszej perspektywie – pracy duszpasterskiej w naszym kraju. Uroczystość odbyła się 1 lipca 2000 r. w kościele Matki Boskiej Zwycięskiej w bawarskim Wigratzbad. Wiadomość o tym, że biskup z Polski – ojczyzny Jana Pawła II, mającej stanowić wzorcowy przykład „udanych posoborowych reform liturgicznych”, gdzie katoliccy tradycjonaliści mieli być zjawiskiem tyleż egzotycznym, co niemal nieistniejącym – odprawił Mszę św. w rycie klasycznym, złamała pewnego rodzaju tabu. Nie tylko wprawiła w irytację nuncjusza, a w konsternację wielu członków Konferencji Episkopatu Polski, ale na dodatek odbiła się szerokim echem w katolickich środowiskach Europy Zachodniej. Przekonali się o tym pytani o sprawę poznańscy delegaci na zorganizowaną w Rzymie z okazji Roku Jubileuszowego konferencji Międzynarodowej Federacji Una Voce.

Zgodna współpraca wiernych z wyznaczonym przez arcybiskupa celebransem, który cieszył się niemałym autorytetem, ale także odpowiednimi koneksjami – a co za tym idzie, sporą swobodą w decydowaniu o bieżących sprawach środowiska – zaowocowała złagodzeniem rygorów ustanowionych przez abp. Strobę i podtrzymywanych, choć już mniej zdecydowanie, przez abp. Paetza. Działo się to niejako metodą faktów dokonanych, bowiem ks. prał. Kołodziej uznał, że skoro został mianowany „opiekunem” środowiska, to nie po to, by nie wychodzić naprzeciw jego potrzebom. Odtąd nie tylko łatwiej i bez niepotrzebnych upokorzeń można było uzyskać zgodę na przyjmowanie sakramentów w rycie klasycznym (przede wszystkim ślubów i chrztów), ale także zwiększyła się częstotliwość sprawowania Mszy św., co z czasem było uzależnione jedynie od kwestii znalezienia dyspozycyjnego celebransa. Właśnie dlatego ks. prał. Kołodzieja, na prośbę wiernych, zaczęli wspomagać ks. kan. Stefan Patryjas, emerytowany proboszcz parafii pw. Świętego Jana Bosko w Luboniu, ks. Włodzimierz Wygocki, który już wcześniej chętnie służył poznańskim „indultowcom”, oraz ks. Andrzej Szczeszyński, proboszcz parafii w Wielowsi. W Grodzie Przemysła znów gościli księża spoza archidiecezji, w tym również pracujący w Wiedniu ks. Dawidowski. W lipcu 2000 r. odprawił on w Poznaniu swoje uroczyste prymicje, a w lutym 2001 r. głosił nauki i sprawował Msze św. podczas zorganizowanych przez poznańskich tradycjonalistów wyjazdowych rekolekcji w benedyktyńskim przeoracie w Lubiniu. Następnie, w marcu tego samego roku, w uzgodnieniu z wiernymi i na prośbę ks. Arnolda Devillersa, przełożonego generalnego petrystów, przybył do Polski ks. Józef Bisig, który w Poznaniu został przyjęty przez wikariusza generalnego bp. Zdzisława Fortuniaka. Podczas spotkania ustalono, że wraz z nowym rokiem akademickim ks. Dawidowski podejmie uzupełniające studia magisterskie na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Adama Mickiewicza7 i będzie służyć pomocą prałatowi Kołodziejowi przy celebracjach dla poznańskiego środowiska „indultowego”.

Sine populo

Do Polski ks. Dawidowski przybył już w lipcu 2001 r., aby być kapelanem zorganizowanego przez poznańskich wiernych w Podgórzynie koło Jeleniej Góry wakacyjnego obozu językowego dla młodzieży. Poinformowany o charakterze przedsięwzięcia kanclerz legnickiej kurii wystosował do ks. Dawidowskiego list, w którym oznajmił, że ordynariusz diecezji „nie dostrzega wśród wiernych potrzeby odprawiania w rycie klasycznym św. Piusa V”, „ewentualny powrót do tego rytu mógłby być wśród nich przyczyną niepokoju i zamieszania”, a na dodatek, „jeśli Ksiądz ma pozwolenie odpowiednich władz na odprawianie poza parafią w rycie klasycznym, to na terenie Diecezji Legnickiej jej Biskup zezwala mu na sprawowanie w tymże rycie, jednak prywatnie – «sine populo» (łac. ‘bez ludu’)”.

List podpisany przez kanclerza ks. Józefa Lisowskiego nie stanowił zaskoczenia, gdy idzie o treści zawarte w pierwszych dwóch punktach, jednak punkt trzeci był tak ewidentnym dowodem lekceważenia prawa, iż zażenowany, a pragnący pozostać w zgodzie ze zdrowym rozsądkiem miejscowy proboszcz przyznał, że w Mszach „prywatnych” mogą brać udział wierni. Postanowił zatem nieznane staremu mszałowi określenie „sine populo” interpretować w zgodzie z pkt. 1 i 2 pisma, a więc „sine populo legnicensis” (‘bez ludu legnickiego’). W ten oto sposób zgromadzona w Podgórzynie poznańska młodzież mogła się cieszyć wolnością uczestnictwa w tradycyjnym katolickim kulcie.

W październiku 2001 r. ks. Tomasz Dawidowski podjął studia teologiczne na Uniwersytecie Adama Mickiewicza i zamieszkał na plebanii parafii pw. Maryi Królowej na poznańskiej Wildzie. Miejscem celebracji nie był już mały kościółek przy ul. Żydowskiej ani kaplica Matki Bożej w kościele poznańskich franciszkanów, gdzie Msze św. były sprawowane o godzinie 16.00, lecz kościół sióstr miłosierdzia pw. Przemienienia Pańskiego. Niedzielna Msza św. była odtąd sprawowana przed południem, dzięki czemu nie tylko zwiększyła się frekwencja, ale w końcu, po wielu latach, wierni chcący wypełnić obowiązek niedzielny nie musieli rezygnować z życia rodzinnego i towarzyskiego. Msze św. były teraz odprawiane w jednej i tej samej świątyni nie tylko w niedziele i wszystkie święta, ale również w dni powszednie, po pewnym czasie ks. Dawidowski zamieszkał bowiem przy klasztorze szarytek.

Regularne duszpasterstwo przyczyniło się do powiększenia grona ministrantów, zaczęto tworzyć scholę gregoriańską, rozpoczęły działalność „kręgi rodzin”, dzieci spotykały się na katechezach, odbywały się rekolekcje, a także organizowane w podpoznańskich Radzewicach dni powołaniowe dla młodych mężczyzn. Bardzo ważnym wydarzeniem tamtego czasu były również sprawowane w tradycyjnym rycie uroczystości Wielkiego Tygodnia i Triduum Sacrum, w których wielu wiernych miało okazję wziąć udział pierwszy raz w życiu. Ponadto członkowie środowiska należący do Klubu Inteligencji Katolickiej zorganizowali pod auspicjami tego stowarzyszenia Studium Filozofii Klasycznej Św. Tomasza z Akwinu, obejmujące roczny kurs z zakresu najważniejszych dziedzin filozofii. Wśród wykładowców znalazły się takie osobistości polskiego świata naukowego, jak prof. Dobrochna Dembińska­”‘Siury oraz profesorowie Jerzy Gałkowski, Stanisław Pieróg i Marek Piechowiak. Z inicjatywy ks. Dawidowskiego środowisko „indultowe” wznowiło również działalność wydawniczą, zawieszoną w 1998 r. wraz z ukazaniem się ostatniego, 6/7 numeru pisma „Nova et Vetera” – w styczniu 2002 r. ukazał się pierwszy numer dwumiesięcznika „Ecclesia Dei”, opatrzony podtytułem „Biuletyn przyjaciół Bractwa Św. Piotra w Polsce”.

Rzeczywistość skrzeczy

Przez cały ten okres dawały jednak o sobie znać napięcia między ks. Dawidowskim a coraz liczniejszą grupą świeckich, co później stało się jedną z przyczyn jego wyjazdu z Poznania i udaremnionej przez kurię próby zastąpienia go ks. Wojciechem Grygielem. Spoglądając z perspektywy czasu i czyniąc to możliwie najbardziej obiektywnie, trzeba stwierdzić, że był to skutek wielu czynników, pośród których największą bodaj rolę odegrały nadmiernie rozbudzone oczekiwania wiernych, którym młody ksiądz, pozbawiony potrzebnego doświadczenia i wsparcia wspólnoty kapłańskiej, nie potrafił podołać. Stawał się coraz bardziej osamotniony, a w dodatku co rusz dawała o sobie znać jego nieumiejętność poruszania się po grząskim gruncie, jakim był Kościół poznański w ostatnich miesiącach urzędowania arcybiskupa Juliusza Paetza, gdy Ostrów Tumski przypominał targany intrygami wersalski dwór. Wiernym pragnącym kanonicznego uregulowania obecności Bractwa Kapłańskiego Św. Piotra w archidiecezji poznańskiej dawało to powody do kolejnych, często zbyt emocjonalnych krytyk kierowanych pod adresem księdza. Nie bez znaczenia pozostawała również wewnętrzna sytuacja w Bractwie Św. Piotra, w którym od 1999 r. narastało wrzenie związane z otwartym buntem części młodych księży domagających się swobody celebrowania Mszy novus ordo i usunięciem – decyzją przewodniczącego komisji Ecclesia Dei kard. Castrillóna Hoyosa – z funkcji przełożonego generalnego tego instytutu sprzeciwiającego się birytualizmowi ks. Józefa Bisiga. Na pytanie o to, dlaczego podczas pobytu w Poznaniu ks. Dawidowski zaczął celebrować nową Mszę – czy dlatego, że zmienił poglądy, czy w nadziei, że zyska akceptację lokalnego duchowieństwa, czy może z obu tych powodów – odpowiedzi mógłby udzielić jedynie on sam. Bezsporny pozostaje fakt, że w ten sposób utracił zaufanie zdecydowanej większości poznańskich wiernych.

Skandal w pałacu arcybiskupim

Tymczasem w Wielki Czwartek 2002 r., po kilku miesiącach, podczas których mir Kościoła poznańskiego co chwila zakłócały kolejne rozchodzące się lotem błyskawicy – również dzięki zaangażowaniu mediów – informacje o skandalu związanym z osobą jego ordynariusza, ogłoszono, że papież Jan Paweł II przyjął dymisję arcybiskupa Paetza z urzędu metropolity. Sprawa nie podzieliła miejscowego środowiska tradycyjnego, dobrze zorientowanego w sytuacji i w większości solidaryzującego się z osobami stającymi w obronie dobrych obyczajów. Wśród tych osób znajdował się również powszechnie szanowany ks. Marcin Węcławski, wildecki proboszcz, którego w tym czasie próbowano nawet usunąć z urzędu.

Stolica Święta nowym ordynariuszem archidiecezji ustanowiła gnieźnieńskiego biskupa pomocniczego, ks. Stanisława Gądeckiego, biblistę specjalizującego się w „dialogu międzyreligijnym”. Nowy arcybiskup nie okazał się jednak miłośnikiem dialogu z tradycyjnymi katolikami, którzy szybko odczuli, że oto w Poznaniu skończyły się dla nich dobre czasy. Co więcej, w kolejnych miesiącach zaczęła docierać do nich świadomość, że arcybiskup Gądecki traktuje swobodę, którą cieszyli się w Poznaniu „indultowcy”, jako rzecz wymuszoną politycznymi naciskami w czasie, w którym jego atakowany i tracący autorytet poprzednik, zaniedbując sprawy archidiecezji, z coraz większą nerwowością szukał wsparcia miejscowych elit8. I nie miało znaczenia, że poznańscy tradycjonaliści nigdy takiego wsparcia abp. Paetzowi nie udzielili.

Requiem

Jeszcze przez kilka miesięcy, mimo dobiegających z Ostrowa Tumskiego groźnych pomruków, sytuacja nie ulegała większym zmianom – w diecezji były pilniejsze sprawy, którymi należało się zająć. Jednak gdy tylko ks. Dawidowski ukończył studia magisterskie, obronił pracę pisaną pod kierunkiem ks. prof. Tomasza Węcławskiego9 i zaczął się ubiegać o przyjęcie na studia doktoranckie, 12 listopada 2002 r. został wezwany do pałacu arcybiskupiego. Metropolita poinformował go, że gotów jest udzielić mu zgody na dalsze studia pod warunkiem, że to one, a nie duszpasterstwo, będą stanowić „właściwy cel jego pobytu w Poznaniu, bowiem – kontynuował metropolita – nie ma możliwości, by zgodził się na kanoniczną instalację Bractwa Św. Piotra, a decyzja ta jest efektem konsultacji z nuncjuszem papieskim, abp. Kowalczykiem”. Ksiądz Dawidowski musiał obiecać, że zaprzestanie wydawania biuletynu „Ecclesia Dei” i „będzie pamiętał o tym, że w archidiecezji poznańskiej przebywa na prawach studenta”.

4 grudnia w kościele OO. Franciszkanów na Wzgórzu Przemysła już drugi raz – z inicjatywy środowiska poznańskich muzyków – odprawiono uroczystą Mszę św. za duszę Wolfganga Amadeusza Mozarta w rocznicę jego śmierci. Oprawę muzyczną stanowiła skomponowana przez salzburskiego artystę Missa pro defuncto. Celebransem był ks. Bernward Deneke, regens seminarium w Wigratzbad, diakonem ks. Dawidowski, a subdiakonem ks. Grygiel. Poznańscy tradycjonaliści – tak duchowni, jak świeccy – nie dopuszczali jeszcze do siebie, że żałobne tony muzyki Mozarta tym razem opłakują również ideę pobytu i posługiwania w Poznaniu, w jakiejkolwiek formule prawnej, księży petrystów. Pretekstu do działania dostarczyli władzom duchownym sami, uznając, iż nie należy rezygnować z wydawania biuletynu „Ecclesia Dei” i że wystarczy usunąć z jego tytułu patronat Bractwa Św. Piotra.

W lutym 2003 r. abp Gądecki odwołał z funkcji celebransa Mszy „indultowych” ks. prał. Władysława Kołodzieja, powołując na jego miejsce ks. dr. Rafała Pajszczyka, również prawnika kanonistę. Z zamieszczonego w „Roczniku Archidiecezji Poznańskiej” wykazu „duszpasterstw specjalistycznych” zniknęła sąsiadująca z diecezjalnymi „Grupami AA” i „duszpasterstwem wędkarzy” „Grupa Bractwa św. Piotra”.

Trudna audiencja

„Nie chcę, aby Poznań stał się centrum katolickiego tradycjonalizmu” – tak brzmiały pierwsze słowa mowy skierowanej 5 marca 2003 r. przez abp. Gądeckiego do przybyłych na audiencję przedstawicieli poznańskich „indultowców”10. W dalszych słowach metropolita poznański stwierdzał, że działalność ks. Tomasza Dawidowskiego daleko wykracza poza tę wynikającą ze stosownego dekretu, że pozwolenie wydane przez jego poprzednika na czas studiów tego kapłana właściwie już wygasło, że niepokoi go perspektywa przyjazdu do Poznania ks. Wojciecha Grygiela, bo to w naturalny sposób wzmocni duszpasterstwo, i że nie jest to jedynie jego zdanie, ale także prymasa Glempa. Arcybiskup Gądecki stwierdził, że ma świadomość, iż taką aktywnością, jaką przejawiają tradycjonaliści w Poznaniu, nie mogą się pochwalić wszystkie polskie środowiska „indultowe” razem wzięte. Jego niepokój budziło również rzekome – czy raczej potencjalne – mieszanie religii i polityki. Arcybiskup zaznaczył wprawdzie, że „ks. Dawidowski zapewnił go, iż takie rzeczy jak wykorzystywanie ambony do agitacji politycznej nie mają miejsca, ale… on i tak się niepokoi”. Ekscelencja poruszył także kwestię biuletynu „Ecclesia Dei” i złożonej przez ks. Dawidowskiego obietnicy zaprzestania jego wydawania. „Ksiądz zarzekał się – mówił metropolita – że pismo jest zgodne z Vaticanum II, ale… jego duch taki nie był”.

Zmiana celebransa, mimo początkowo okazywanej kurtuazji, w znaczący sposób wpłynęła na atmosferę w środowisku. Księża Dawidowski i Grygiel – ten ostatni w czerwcu 2003 r. przyjął święcenia prezbiteratu – zdawali już sobie sprawę, że w Poznaniu, wobec sprzeciwu ordynariusza, zapewne niczego nie osiągną. Ksiądz Dawidowski wyjechał na placówkę FSSP do Czech, a ks. Grygiel, któremu kuria poznańska nie udzieliła misji kanonicznej, uniemożliwiając posługę, poświęcił się studiom, kontynuowanym później w Krakowie. Ksiądz dr Pajszczyk poinformował wiernych, że petrystów w coniedzielnych celebracjach zastąpią księża diecezjalni. Umieszczenie w grupie celebransów ks. prał. Jana Stanisławskiego, który u początków istnienia środowiska głosił dla jego członków rekolekcje, przekonując, że „przywiązanie do starego rytu jest przejawem sentymentalizmu, zainteresowania nowościami (sic!) i że Kościół poszedł do przodu”, zapowiadało to, z czym przez kolejne lata przyjdzie się zmagać poznańskim „indultowcom”. Prawdziwym szokiem była jednak odmowa udzielenia sakramentu ostatniego namaszczenia według dawnego rytuału.

Wobec takiego obrotu spraw 20 października 2003 r. wierni, w akcie desperacji, wystosowali do swego ordynariusza list, w którym napisali, że nie rozumieją intencji, jakimi kieruje się wobec nich władza kościelna, ograniczając dostęp do Mszy św. i sakramentów sprawowanych według dawnych ksiąg liturgicznych, a przez to zmuszając ich do „przeżywania przełomowych momentów w życiu każdego katolika poza rodzinnymi parafiami – poza archidiecezją”. „Powierzając nasze sprawy decyzjom Waszej Ekscelencji – pisali sygnatariusze petycji – mamy nadzieję, że dziesięciolecie to wystarczający czas, aby móc rozeznać, że dane dzieło jest z Boga. My, obserwując trwanie i rozwój naszego środowiska mimo prób, przeciwności i szykan, oraz śledząc wieści, jakie płyną do nas z Rzymu, nie mamy żadnych wątpliwości i uczynimy wszystko, co w naszej mocy, aby uzyskać w naszym Kościele partykularnym równe prawa z innymi wspólnotami. Postrzegamy dziś naszą sytuację w Kościele poznańskim jako trędowatych, dla których brakuje miejsca wśród wielu wspólnot naszej archidiecezji. (…) Wydaje się zatem, że ograniczenie posługi kapłanów, którzy z racji przynależności do instytutów erygowanych na prawie papieskim mają szczególny charyzmat pomocy wiernym przywiązanych do dawnej liturgii, jest niezasadne i nieuchronnie otworzy pole do działania dla schizmatyków, czego w duchu troski o Kościół pragniemy wspólnie uniknąć”.

Trwanie

Straszenie Bractwem Kapłańskim Św. Piusa X – bo to o nim najwyraźniej pisali sygnatariusze, sami uznawani przez władze kościelne za „kryptolefebrystów” – nie zrobiło żadnego wrażenia na abp. Gądeckim. Poznański metropolita doskonale bowiem rozumiał uwarunkowania, w jakich funkcjonowało środowisko zaangażowane politycznie, a przez to nieskore do wszczynania otwartego konfliktu z miejscową hierarchią. Przez kolejne lata poznańscy „indultowcy” musieli się więc zmagać z brakiem jakiegokolwiek duszpasterstwa i niechęcią celebransów, jeśli nie wobec nich samych, to wobec rytu Mszy, który tak kochali, ciesząc się krótkimi chwilami wytchnienia, jakimi były wywalczone drogą próśb, gróźb, nacisków, petycji i listów do komisji Ecclesia Dei okazjonalnie głoszone rekolekcje czy „w dyskrecji” sprawowane prywatne Msze. Nie do pozazdroszczenia było również traktowanie ich przez gospodarzy kolejnych świątyń, którzy poznańskich „indultowców” zasypywali obietnicami, zwykle bez pokrycia, upatrując możliwych korzyści – zwykle osiąganych, każdy bowiem z poznańskich kościołów, w których była sprawowana „indultowa” Msza św., w niedługim czasie przechodził gruntowny remont m.in. dzięki staraniom wiernych, a później okazywało się, że nie ma tam już dla nich miejsca… To, że Msza nadal jest sprawowana w pięknie odrestaurowanym kościele na Wzgórzu Przemysła, poznańskie środowisko „indultowe” zawdzięcza abp. Gądeckiemu, który dostrzegając chyba nieprzyzwoitość podobnych sytuacji, miał powiedzieć gospodarzom tej świątyni: „Chcieliście ich, to nadal ich sobie miejcie”.

* * *

Przyjdzie być może jeszcze dogodny czas na artykuł bardziej szczegółowo traktujący o trudnych latach po odwołaniu ks. Kołodzieja i wyjeździe z Poznania księży Bractwa Św. Piotra. Tymczasem zaś należy ze współczuciem i wyrozumiałością zamilknąć, by jeszcze bardziej nie utrudnić życia religijnego tym wszystkim, którzy nie potrafią dostrzec głębi panującego w Kościele kryzysu i w sumieniu uznać prawomocności jurysdykcji zastępczej. Dokąd poznańskie środowisko „indultowe” tworzyli ludzie młodzi, głównie studenci, mogli sobie pozwolić na boje z kurią i własnym biskupem. Dziś, gdy są już ludźmi dorosłymi i posiadają własne rodziny, chcą zapewnić ich członkom – zwłaszcza dzieciom – właściwą, katolicką formację. Właśnie w odpowiedzi na tę palącą potrzebę duszpasterstwa, którego poznańscy tradycji katolicy są konsekwentnie i programowo pozbawiani przez własnego arcypasterza, powstała kaplica pw. Świętego Józefa, nad którą czuwają księża Bractwa Kapłańskiego Św. Piusa X. Skorzystają na tym wszyscy, zarówno wierni, jak i sam arcybiskup metropolita, za którego – bez chowania bezsilnej urazy – łatwiej będzie im się modlić. „Indultyzm” bowiem, mimo niedoskonałości tej analogii, można porównać do anglokatolicyzmu. W Anglii powiada się teraz, że nie ma większej niechęci od tej, którą czują anglokatolicy do swych protestanckich, anglikańskich „biskupów”, ale też nie ma większego przerażenia od tego, jakie odczuwają anglokatolicy na myśl o opuszczeniu swych pięknych świątyń i przeniesieniu się do skromnych kaplic. Nawet jeśli jest tam głoszona nieskażona błędem katolicka nauka… Ω

Jakub Pytel

Przypisy:

  1. Ważnym wydarzeniem w życiu poznańskich tradycjonalistów był pogrzeb Jędrzeja Giertycha, którego doczesne szczątki zostały złożone na cmentarzu parafialnym w Kórniku koło Poznania. Zgodnie z wolą zmarłego Msza­requiem i obrzędy pogrzebowe zostały odprawione według dawnych ksiąg liturgicznych.
  2. Ks. Michał Poradowski (1913-2003) – katolicki kapłan, teolog, filozof, socjolog i pedagog. W czasie II wojny światowej pełnił posługę kapelana Narodowych Sił Zbrojnych. Po wojnie zagrożony aresztowaniem przez komunistów przedostał się na Zachód i przez krótki czas pełnił służbę duszpasterską w II Korpusie Polskim we Włoszech. W 1946 r. osiedlił się we Francji, gdzie studiował prawo na paryskiej Sorbonie oraz nauki społeczne na Katolickim Uniwersytecie Paryskim, a następnie nauki polityczne w Fondation Nationale des Sciences Politiques, FNSP. W 1950 r. zamieszkał w Chile, gdzie przez ponad 40 lat wykładał na katolickich uczelniach tego kraju. Zasłynął jako znawca i wróg marksizmu oraz modernizmu w Kościele katolickim. Był płodnym pisarzem i publicystą, zmarł we Wrocławiu.
  3. Józef Mackiewicz (1902-1985), pisarz i publicysta. Brał udział w wojnie 1920 roku. W latach 1939-1941 współredagował wydawaną w Wilnie „Gazetę Codzienną”. W 1943 r. wziął udział w ekshumacji ciał polskich oficerów zamordowanych w Katyniu sporządzają relację zatytułowaną Zbrodnia w lesie katyńskim. Od 1945 r. na emigracji, początkowo we Włoszech, następnie w Wielkiej Brytanii, a od 1954 r. w Niemczech. Był zdecydowanym antykomunistą, a zagrożeniu sowietyzacją poświęcił dużą część swojej twórczości.
  4. W sierpniu 1992 r. Msze św. były sprawowane również w kaplicy domu SS. Elżbietanek przy ul. Łąkowej i w kaplicy Matki Boskiej Szkaplerznej w kościele pw. Bożego Ciała.
  5. Listy były zwykle sygnowane przez dwóch przedstawicieli grupy osób wnioskujących w 1994 r. o pierwsze zezwolenie na celebracje Mszy św. w rycie klasycznym.
  6. Uczciwie trzeba jednak przyznać, że w reakcji na rozpoczęcie w Poznaniu apostolatu Bractwa w środowisku indultowym powstał projekt nieco kuriozalnego oświadczenia, w którym można było przeczytać: „Chcemy iść drogą, którą wskazuje nam Ewangelia. «Proście, a będzie wam dane; szukajcie a znajdziecie; pukajcie, a będzie wam otworzone». Nie łudzimy się, że będzie to droga łatwa, ale czy mielibyśmy prawo mówić o obronie wiary, gdybyśmy na nią nie weszli? Dziś, gdy napotykamy na niej Bractwo Św. Piusa X, musimy, nie bez przykrości, ale stanowczo oświadczyć, że nie możemy korzystać z jego posług religijnych, które sprawowane są bez należnego mandatu naszego Arcybiskupa, nadto w sytuacji, gdy w naszym mieście możliwość udziału w tradycyjnej Mszy już istnieje. Czynimy to przez posłuszeństwo katolickie, w niczym nie pomniejszając szacunku dla dzieła życia arcybiskupa Marcelego Lefebvra, od którego wywodzi się wiele z prowadzących dziś normalną pracę w Kościele wspólnot religijnych i zakonnych. Zachowujemy też w sercu nadzieję, popierając ją gorącą modlitwą, że pewnego dnia i ta rana na ciele Kościoła zostanie uleczona”. Wśród wiernych nie było jednak zgody co do treści tego oświadczenia i nigdy nie zostało ono opublikowane.
  7. Międzynarodowe Seminarium Duchowne Bractwa Kapłańskiego Świętego Piotra w bawarskim Wigratzbad nie posiada uprawnień państwowych, przez co nie może nadawać stopni naukowych.
  8. Starania te zaowocowały m.in. Listem w obronie dobrego imienia abp. Juliusza Paetza, podpisanym 28 lutego 2002 r. przez kilkudziesięciu znanych poznańskich naukowców, rektorów wyższych uczelni, ludzi kultury i biznesmenów. Wśród sygnatariuszy nie było nikogo, kto byłby identyfikowany z poznańskim środowiskiem indultowym.
  9. Temat pracy magisterskiej ks. Tomasza Dawidowskiego odwoływał się do pkt. 4 motu proprio Ecclesia Dei i brzmiał: Tradycja w pismach i wypowiedziach abp. Marcela Lefebvre’a.
  10. Wiernych reprezentowali wówczas: prof. Kazimierz Świrydowicz, Mariusz Krzyszkowski, Jan Filip Libicki i Jakub Pytel. Obecny był również ks. dr Rafał Pajszczyk, nowo mianowany celebrans „indultowych” Mszy św.

Za:

Skip to content