Aktualizacja strony została wstrzymana

Kosztowni pasażerowie na gapę – Robert Wit Wyrostkiewicz

Czy nielegalna imigracja w Europie przyczynia się do upadku polskich przedsiębiorców zajmujących się spedycją?

Z Jackiem Świńczakiem, właścicielem firmy Ivex, rozmawia Robert Wit Wyrostkiewicz


– Wydawało się, że imigranci we Francji to problem Francuzów. Tymczasem Pan jest przykładem polskiego przedsiębiorcy, który boleśnie odczuł niezaradność Europy wobec imigracji. Jak to tego doszło?

– Od siedmiu lat prowadzę firmę Ivex zajmującą się transportem międzynarodowym, a od trzech lat opłacam składki w austriackiej firmie LUTZ ASSEKURANZ z polskim przedstawicielstwem. Płaciłem regularnie za każdy samochód, a miałem ich wtedy pięć. Za każdy 700 euro rocznie. W styczniu tego roku moja firma otrzymała zlecenie transportu soków owocowych z Belgii od firmy Campina za pośrednictwem firmy Gerau. Zlecenie polegało na przewiezieniu towaru z wytwórni soków w Belgii do magazynów w Wielkiej Brytanii. Bez problemu dojechałem do francuskiego portu w Calais. Towar z całym TiR-em znalazł się w doku na promie. Po dotarciu na miejsce rozładunku w Anglii okazało się, że w naczepie znajdowało się pięciu imigrantów. Po otwarciu tylnich drzwi wyskoczyli na mnie i rozbiegli się. Problem polegał na tym, że zostawili po sobie odchody i nieczystości, ponieważ przebywali tam najprawdopodobniej kilkanaście godzin. Przez nielegalnych imigrantów ze względów sanitarnych straciłem cały towar, a na domiar złego teraz ubezpieczyciel nie chce wypłacić mi pieniędzy za szkodę, którą poniosłem. Jeśli w Polsce ktoś myśli, że plaga nielegalnych imigrantów w Europie to problem tylko państw takich jak Francja, to jest w wielkim błędzie. Moja historia jest tego najlepszym przykładem.

– Potrafi Pan udowodnić, że nie pomagał Pan imigrantom w przedostaniu się do Wielkiej Brytanii?


– Oczywiście, spełniłem wszystkie warunki związane z wjazdem na teren Wielkiej Brytanii, a to są dość restrykcyjne wymogi. Już wyjeżdżając z Belgii, po załadowaniu towaru naczepa została zaplombowana. Bez widocznej ingerencji w zabezpieczenia nikt nie mógł się dostać do środka. Mało tego, przepisy wymagają od każdego kierowcy, który przed wjazdem na prom miał postój, co przecież wykazuje tachograf, aby zgodnie z przepisami wjechał na tzw. stodołę, czyli miejsce kontroli załadunku. Tam poprzez użycie specjalnych urządzeń zbadano załadunek pod kątem zawartości dwutlenku węgla i bicia serca, na co pozwala współczesna technika. Wynik był negatywny, co miało być gwarantem, że nie wiozę ze sobą nielegalnych imigrantów. Dopiero po rozładunku i sprawdzeniu plomb okazało się, że linka celna była w jednym miejscu przecięta i sklejona. Trudno powiedzieć, czy do wpuszczenia imigrantów doszło na promie czy w innym momencie. Nie wiem kto za to wziął w kieszeń, Francuzi, Anglicy czy imigranci sami sobie poradzili, ale ja wszystkie procedury przeszedłem. Wszystko zostało odnotowane w dokumentacji.

– Od takich wypadków jest przecież ubezpieczenie.

– Jestem ubezpieczony w austriackiej firmie LUTZ ASSEKURANZ. Mało tego, mam podwyższone ubezpieczenie do kwoty miliona euro (OCP Przewoźnika). Co z tego, skoro ubezpieczalnia po zapoznaniu się z moją sprawą stwierdziła, że moja firma dochowała wszelkich formalności w związku z wjazdem na teren Wielkiej Brytanii, ale pieniędzy nie otrzymam. I co najciekawsze, właśnie dlatego, że wina nie leży po mojej stronie, ubezpieczyciel stwierdził, że odpowiedzialność z firmy LUTZ została zdjęta. Poinformowano mnie, że gdybym nie zastosował się do przepisów związanych z wjazdem na teren Anglii wtedy ich firma ponosiłaby odpowiedzialność i wypłaciła mi pieniądze. Dla mnie jako przedsiębiorcy było to szokiem. Bez mojej wiedzy i zgody, po wszelkich zabezpieczeniach do transportu dostali się nielegalni imigranci. Następnie zapaskudzili towar, który zgodnie z przepisami unijnymi musiał zostać w całości zniszczony. To był transport o wartości około 16 tys. euro. Co więcej, angielskie służby imigracyjne próbowały obciążyć moją firmę kwotą 3 tys. funtów od każdego imigranta, a z kamer przemysłowych wynikało, że było ich aż pięciu. Przecież płacę po to składki na ubezpieczenie, żeby w takich przypadkach otrzymać rekompensatę. Tymczasem ubezpieczalnia przerzuciła zwrot pieniędzy na firmę belgijską, zamiast sama od niej ściągać należność i na czas uregulować zobowiązania z ubezpieczonym podmiotem, co gwarantuje przecież polisa. Teraz pojawił się kolejny problem, całe zdarzenie miało miejsce w styczniu. Po prawie pół roku zwłoki ubezpieczyciel zaczął bezskutecznie próbować odzyskać pieniądze od belgijskiej firmy Gerau, która niedawno splajtowała. W tym czasie każdy przedsiębiorca, który nie posiada wielotysięcznych oszczędności po prostu zbankrutuje. Jego biznes zabije biurokracja i krętactwo firm ubezpieczeniowych takich jak LUTZ. W moim przypadku musiałem sprzedać jeden samochód, bo nie doczekałem się do dzisiaj odszkodowania. To już powoli staje się regułą, że firmy ubezpieczeniowe, pobierając składki, nakładają odsetki za każdy dzień spóźnienia, a w przypadku jakiejkolwiek szkody starają się uniknąć odpowiedzialności ze swojej strony. To problem nie tylko przedsiębiorców, ale wszystkich ubezpieczonych.

Wywiad ukazał się w tygodniku „Nasza Polska” nr 48 (787) z 30 listopada 2010r.

Za: Nasza Polska | http://www.naszapolska.pl/index.php/component/content/article/42-gowne/1761-robert-wit-wyrostkiewicz-kosztowni-pasaerowie-na-gap | Robert Wit Wyrostkiewicz: Kosztowni pasażerowie na gapę

Skip to content