Aktualizacja strony została wstrzymana

Dysonans poznawczy – Stanisław Michalkiewicz

Kiedy w Warszawie odbywały się uroczystości pogrzebowe Stefana Źeromskiego i ulicami przeciągał kondukt z udziałem licznego duchowieństwa, młodzieży szkolnej, wojska i przedstawicieli różnych organizacji ze sztandarami, przyglądająca się orszakowi z chodnika jakaś babina powiedziała: „biednego by tak nie chowali”. Co do przyczyny, to akurat się pomyliła, bo Źeromski bogaty nie był i z tego między innymi powodu, raz skłaniał się ku endecji, innym razem – ku socjalistom, ale coś było na rzeczy. Istotnie – byle kogo tak nie chowają i ta m.in. okoliczność sprawia, że tak podejrzliwie traktujemy solenne zapewnienia, jakoby wszyscy ludzie byli równi.

Na początku lat 90-tych w Ameryce zaczęło być głośno o Ludwiku Farrakhanie, oryginalnym przywódcy murzyńskim. Oryginalność jego polegała nie tylko na tym, że – w odróżnieniu od innych przywódców Murzynów czarnych oraz białych – Farrakhan żądał natychmiastowego wstrzymania rządowych programów pomocowych. Twierdził bowiem, że utrzymują one Murzynów w permanentnym stanie wyuczonej bezradności, nie tylko wyniszczając moralnie i fizycznie, ale również – coraz bardziej poddając władzy urzędników opieki społecznej, którzy swoich podopiecznych traktują jak bydło. Jego idee znalazły duży rezonans wśród Murzynów, czego wyrazem był m.in. słynny „Marsz Miliona Mężczyzn” w Waszyngtonie, odbywający się pod hasłem wzięcia odpowiedzialności za własny los.

Ludwik Farrakhan jest przeciwnikiem socjalizmu, bo uważa, że socjalizm został wymyślony przez Żydów specjalnie po to, żeby zniszczyć Murzynów, Z tego powodu Żydzi uważają go za antysemitnika. Ciekawe, że chociaż innych Murzynów, zwłaszcza Czarnych Muzułmanów, też uważają za antysemitników, to tylko kiedy mowa o Farrakhanie, dostają nerwowej drżączki. Najwidoczniej w ich mniemaniu Farrfakhan uderza celniej, niż inni. I rzeczywiście – pewnego razu w Nowym Jorku doszło do ulicznych awantur, podczas których Murzyni bili Żydów. Z rozbawieniem obserwowałem usiłowania „Gazety Wyborczej”, by pokonać dysonans poznawczy. Jak bowiem wiadomo, jeśli biją Murzynów – to oczywiście źle. Jeśli biją Żydów – to już nic gorszego być nie może. No dobrze, ale jeśli Żydów biją Murzyni? Tego chyba żaden cadyk nie przewidział i pewnie dlatego „Gazeta Wyborcza” nie była pewna, czy bijących pryncypialnie potępić, czy jednak nie.

Podobny dysonans poznawczy powtórzył się niedawno z powodu aresztowania w Szwajcarii Romana Polańskiego. Polański wielokrotnie w Szwajcarii bywał i podobno miał tam nawet jakiś dom – ale przez kilkadziesiąt lat nikt nie robił mu żadnych przykrości. Teraz jednak został aresztowany pod śmiesznym pretekstem gwałtu i cielesnego obcowania z nieletnią 31 lat temu w Ameryce. Czy rzeczywiście zgwałcił, tego oczywiście nie wiem; raczej skłonny jestem przyjąć, że reżyserzy filmowi, nawet znacznie mniejszego kalibru niż Roman Polański, wprost nie mogą się opędzić od różnych nimfetek, które im się nadstawiają w nadziei, że wylansują je oni (a potem lansował mnie przez dwie godziny…) na filmowe gwiazdy, a jeśli nawet nie – to przynajmniej na celebrytki w rodzaju pani Anny Muchy, ale pedofilstwo, które wtedy jeszcze tak się nie nazywało, jest niewątpliwie faktem. Ale to oczywiście nie tłumaczy gorliwości szwajcarskiej policji.

Musiało tam być coś poważniejszego, niż spróchniała krzywda jakiegoś półkurwięcia. I rzeczywiście; wygląda na to, że przyczyną mogły być naciski ze strony USA, by szwajcarskie banki ujawniły konta Amerykanów podejrzanych o krętactwa wobec fiskusa. Jeśli to prawda, to Polański został potraktowany jako rodzaj zakładnika; albo Amerykanie przestaną naciskać, a wtedy Szwajcaria wyda go Ameryce, albo nie przestaną, to wtedy go wypuści. Gdyby Amerykanie na ten układ przystali, to wpadliby w pułapkę zastawioną przez Szwajcarów, którzy w schwytaniu Polańskiego musieli dostrzec narzędzie słodkiej zemsty na Ameryce. Jak pamiętamy, przed laty rząd USA upokorzył Szwajcarię, która musiała spełnić finansowe żądania żydowskich holokaustników. Wydając tedy Polańskiego Amerykanom Szwajcarzy z pewnością zdają sobie sprawę, że tamtejsze żydostwo, widząc Polańskiego w kajdanach, podniesie klangor na miarę jakiejś Hollywoodzkiej Wojny Secesyjnej – no i liczą, że właśnie tak będzie.

Mają ku temu podstawy, obserwując reakcję w Polsce, gdzie tubylczy chałturnicy z branży, zarówno normalni, jak i sodomici, natychmiast podnieśli klangor, że jakże to – „artystów – prądem!?”. Podszyte jest to oczywiście nadzieja, że również starsi i mądrzejsi tę rasistowską demonstrację zauważą i w stosownym czasie uczestników wynagrodzą. Operację koordynuje oczywiście „Gazeta Wyborcza” i wypełniając leninowską „funkcję organizatorską” nakazuje, by wprawdzie przestępstwo popełnić, ale Polańskiego bronić. Toteż minister Sikorski w podskokach montuje ofensywę dyplomatyczną, bo Polsce już w niczym pomóc nie może, ale może jeszcze podreperować reputację własną. Oczywiście balansuje na krawędzi ryzyka, bo niedawno partia, której przez dwoma laty się oddał, właśnie uchwaliła zaostrzenie represji („król srogie głosi kary”) wobec pedofilów. No tak, ale z drugiej strony wiadomo, że te wszystkie surowe prawa nie dotyczą osób z towarzystwa – o czym mogliśmy się przekonać przy okazji lustracji. Większość jest, ma się rozumieć – „za”, ale pod warunkiem, ze „nie w obecnej postaci”. A w jakiej? Ano – oczywiście w „cywilizowanej”, to znaczy, że osoby z towarzystwa nie będą nią objęte. Więc i Polański z zarzutu pedofilii musi oczyszczony na takiej samej zasadzie, że „czysty typ nordycki i bez mydła jest czysty”, a cóż dopiero, gdy nie tylko jest „nordycki”, ale w dodatku ma znakomite „korzenie”? Perfidni ci Szwajcarzy, nie ma co, ale przecież Włodzimierz Putin przestrzegał na Westerplatte, by nie upokarzać wielkich narodów. My to co innego.


Stanisław Michalkiewicz
Felieton  ·  tygodnik „Nasza Polska”  ·  2009-10-06  |  www.michalkiewicz.pl

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Nasza Polska”.


Skip to content