Aktualizacja strony została wstrzymana

Imigranci wciąż zalewają Europę. Dlaczego panuje milczenie?

Afrykańscy i arabscy imigranci wciąż zalewają kraje Unii Europejskiej, zwłaszcza naszych zachodnich sąsiadów. Elity polityczne i liberalne media ignorują problem. Ma to swoje bardzo głębokie przyczyny – od pragnienia utrzymania władzy po realizację neomarksistowskiej, zabójczej dla Europy agendy ideologicznej. 

Ilu uchodźców przybywa ciągle do Europy i zwłaszcza Niemiec?

Imigranci cały czas napływają do Europy – i to masowo. W mediach w ogóle się o tym nie mówi; można odnieść wrażenie, jakoby kryzys uchodźczy zakończył się w 2016 roku, wraz z podpisaniem głośnego porozumienia między Unią Europejską a Turcją. Nic bardziej mylnego. Owszem, migranci nie przekraczają już granic europejskich w milionach, ale w setkach tysięcy – tak.

Rzut oka na oficjalne statystyki (a te mogą być zaniżone) pozwala stwierdzić, że obecna sytuacja jest wciąż niezwykle poważna. W całej UE w roku 2018 złożono aż 645 tysięcy wniosków o azyl, niemal tyle samo, co rok wcześniej. Imigranci przybywają przede wszystkim do Hiszpanii (54 tys.), Włoch (60 tys.), Grecji (66 tys.), Francji (120 tys.) i oczywiście do Niemiec (185 tys.). Do tego należy doliczyć bliżej nieoszacowaną liczbę migrantów, którzy granice państw europejskich przekroczyli poza wszelką kontrolą i jak dotąd nie złożyli wniosku o azyl, wnikając na przykład od razu w coraz bardziej rozbudowany świat afrykańskiej i arabskiej gangsterki. W tym roku to się nie zmieniło. Najlepszymi danymi dysponujemy w przypadku Niemiec – niezmiennie głównego celu migrantów. Federalny Urząd ds. Migracji i Uchodźców (BAMF) każdego miesiąca publikuje szczegółowe statystyki dotyczące przybyszów. W roku 2019 każdego dnia napływa do Niemiec średnio 500 migrantów, co oznacza, że możemy szacować łączną liczbę azylantów do grudnia na około 190 tysięcy – niemal tyle samo, co przed rokiem. Większość z nich tak naprawdę nie ma prawa do azylu – ale w Niemczech przyjęło się, że nie odsyła się niemal nikogo. Około 25 proc. z przybywających do Niemiec to Syryjczycy, reszta to migranci z rozmaitych krajów afrykańskich i bliskowschodnich; ostatnio pojawiają się też bliscy kulturowo, autentyczni uchodźcy polityczni z państw Ameryki Południowej, zwłaszcza Wenezueli i Kolumbii. 

Ten napływ to jeszcze nie wszystko. Już obecni w Europie uchodźcy sprowadzają tutaj swoje rodziny. W przypadku Niemiec to według oficjalnych statystyk około 50 tysięcy osób rocznie. A zatem mimo rzekomego końca kryzysu migracyjnego tylko do naszych zachodnich sąsiadów przybywa regularnie około 230-250 tysięcy arabskich i afrykańskich imigrantów rocznie, do Europy w ogóle – kilkukrotnie więcej.

Nie ma tematu bo… nie ma zamachów?

Problem więc jest, ale mówi się o nim niewiele. To częściowo łatwo zrozumiałe: zniknęła już atmosfera kataklizmu i zagrożenia, która towarzyszyła szczególnym latom 2015 i 2016; obecny napływ uchodźców, choć olbrzymi, jest przez europejskie państwa kontrolowany na tyle, że nie dochodzi do rażących ekscesów. Do Niemiec podobne liczby migrantów napływały także tuż przed wielkim kryzysem (2013: 127 tysięcy; 2014: 202 tysiące); w kilkuletniej perspektywie dzisiaj nie dzieje się więc nic dziwnego. Wydaje się też, że niebagatelną rolę w braku zainteresowania tematem migracji odgrywa koniec poważnych zamachów terrorystycznych. Gdy 7 2015 roku stycznia islamiści zaatakowali paryską redakcję Charlie Hebdo, o problemie imigrantów mówiła cała Europa. Później, w latach 2015-2016, były krwawe ataki w Paryżu (130 ofiar), Brukseli (38 ofiar), Nicei (85 ofiar) i w Berlinie (12 ofiar). W roku 2017 terroryści uderzyli jeszcze trzykrotnie, w Manchasterze (22 ofiary), Londynie (8 ofiar) i Barcelonie (13 ofiar). Jednak od ponad dwóch lat nie doszło na terenie państw członkowskich UE do żadnego większego zamachu.  Nie musi to bynajmniej wynikać z braku terrorystów; służby pracują intensywnie. W Niemczech od 2015 zapobiegły aż 13 szeroko zakrojonym atakom islamistycznym.

Prawda jest ukrywana

Gdyby wszakże media chciały informować obywateli o zagrożeniu związanym z masami imigrantów, to tematu by im nie zabrakło – a to za sprawą przestępczości. Ta jest wszelako ukrywana. Doskonały przykład to sprawa gminy Boostedt w Szlezwiku-Holsztynie. W marcu lokalne media podały, że w ciągu zaledwie trzech miesięcy uchodźcy popełnili w tamtejszym ośrodku dla uchodźców 117 przestępstw, a o kolejne 23 są podejrzani. Do momentu podania tych danych nie podawano do publicznej wiadomości ani jednego występku. Tymczasem migranci dopuścili się „uszkodzeń ciała, także przy użyciu broni, kradzieży, niszczenia mienia, gróźb”. Doszło również do zgwałcenia jednej z azylantek oraz molestowania 12-letniej dziewczynki. Poza ośrodkiem doszło do 23 przestępstw z udziałem uchodźców, głównie kradzieży i pobić. Burmistrz gminy, Hartmug König z CDU, wyrażał w rozmowach z mediami wielkie zaskoczenie; twierdził, że o niczym go nie informowano. Policja po prostu milczała. Jak stwierdziła rzecznik lokalnej policji, przestępczość w Boostedt rzeczywiście „wzrosła”, ale – powiedziała – „aktywna praca dziennikarska” w tym obszarze „byłaby nieodpowiedzialna”, bo nie można szerzyć uprzedzeń. Dlatego mediów nie informowano o wyczynach migrantów.

Czy tak jest wszędzie? Niewykluczone. Do wiadomości publicznej przebijają się tylko szczególnie okrutne zbrodnie, jak choćby morderstwo w niemieckim Chemnitz we wrześniu 2018 roku. Wywołują wielkie oburzenie społeczne; w Chemnitz przez kilka tygodni odbywały się głośne w całym kraju protesty. Władze za wszelką cenę chcą uniknąć eskalacji napięcia, dlatego wolą trzymać obywateli w niewiedzy. Tak samo, jak po słynnej nocy sylwestrowej w Kolonii, gdzie politycy prosili dziennikarzy o „wstrzemięźliwość” w informowaniu o imigrantach gwałcących i molestujących Niemki na dworcu. O skali wyczynów uchodźców można dowiedzieć się tylko za sprawą suchych liczb podawanych regularnie przez policję. Nie przemawia to do wyobraźni, choć gdy dobrze się zastanowić… W samym tylko 2018 roku o 7 proc. względem roku poprzedniego wzrosła w Niemczech liczba takich przestępstw jak – traktując zbiorczo – mord i próba mordu, nadużycia seksualne, zniewolenia, pobicia, brutalne rabunki. Gdy idzie tylko o przestępstwa seksualne, to wzrost wynosi aż 21 procent… A przecież już rok 2017 obfitował w te bestialstwa bardziej, niż lata poprzednie! Uchodźcy to w Niemczech 1,5 proc. ludności – ale odpowiadają za 11 proc. uszkodzeń ciała, 15 proc. morderstw, 12 proc. gwałtów i innych przestępstw seksualnych

Przestępczości jest tak dużo, że policja w wielu miejscach po prostu sobie nie radzi. W Berlinie na przykład na analizę DNA przy włamaniu do mieszkań trzeba czekać… od dwóch do trzech lat. Na gwałt brakuje personelu, zwłaszcza ekspertów różnych dziedzin w kryminalistyce. W dużych miastach, gdzie rządziła długo lewica, tworzą się też kryminalne arabskie klany. Według eksperta, islamologa Ralpha Ghadbana z Lüneburga, Arabowie odkryli, że działając jako zwarta grupa mogą w indywidualistycznym społeczeństwie odnieść sukces; zaczęli traktować Niemców jako dostawców łatwych do zdobycia łupów. A przecież Niemcy nie są wyjątkiem. W Szwecji w 2018 roku statystycznie niemal każdego dnia dochodziło do strzelanin, a co drugi dzień przestępcy używani materiałów wybuchowych. W ostatnich dniach gangsterzy zastrzelili dwie kobiety, doszło też do kilku ataków przy użyciu granatów ręcznych; sam szwedzki król Karol XVI Gustaw wyraził niepokój o bezpieczeństwo wewnętrzne kraju. Dla liberalnych elit problem jednak nie istnieje. Jak tłumaczy szef MSW Bawarii, Joachim Hermann z CSU, uchodźcy pochodzą po prostu „z krajów, w których brak przemocy nie jest tak oczywisty, jak u nas”.

Asymilacja? Niewielka

Za podstawowy wyznacznik asymilacji w optyce lewicowych mediów uchodzi praca. W przypadku Niemiec nie jest dobrze, ale nie można też mówić o katastrofie. Spośród przybyłych w ramach wielkiej fali lat 2015-2016 pracuje dziś 400 tysięcy migrantów – około połowy wszystkich zdolnych do pracy. Sprzątają, zmywają naczynia, pomagają na budowach; część wykonuje także bardziej wykwalifikowane prace. Nie oznacza to jednak bynajmniej, że można liczyć na ich autentyczną integrację. Znajomość języka niemieckiego jest znikoma; uchodźcy niechętnie opuszczają przeznaczone dla nich ośrodki zbiorowego bytowania. Jeżeli wynajmują samodzielnie mieszkania, to chętnie w pobliżu swoich, tworząc zaczątki gett. Do landów wschodnich trafiło zasadniczo 16 proc. wszystkich migrantów, ale dziś jest ich tam już o połowę mniej. Syryjczycy przenoszą się do Nadrenii Północnej-Westfalii, Irakijczycy i Irańczycy do Hanoweru, Afgańczycy – do Hamburga. Nie ma powodów by liczyć na ich integrację w przyszłości, czego dowodzi przykład niemieckich Turków. Choć ci przyjeżdżali do Bundesrepubliki do pracy, do dziś nie są w pełni zintegrowani; nierzadko nawet dzieci i wnuki przybyłych w latach 70. robotników słabo mówią po niemiecku, żenią się tylko między sobą, ba, pracują, ale często w tureckich firmach. Nie podoba im się też niemiecka demokracja i według sondaży sądzą, że prawodawstwo powinno być regulowane podług zasad islamu. Gorzej wykształceni, często bardziej fundamentalistyczni religijnie Afrykanie i Arabowie prawdopodobnie nieprędko staną się przykładnymi obywatelami Niemiec. Wprost przeciwnie; kolejne wydarzenia pokazują, że to raczej ludność europejska asymiluje się do przybyszów. W niemieckich, włoskich, francuskich czy holenderskich szkołach odwołuje się święta związane z tradycją chrześcijańską; w czasie ramadanu nie organizuje się festynów w trosce o wrażliwość muzułmańskich uczniów; w stołówkach szkolnych nierzadko nie ma już wieprzowiny. Zmiany w oświacie, zwłaszcza na szczeblu podstawowym, to przedsmak tego, co będzie dziać się wkrótce także w innych sferach życia; w związku z wysoką dzietnością muzułmanów, a niską Europejczyków, w szkołach to oni coraz częściej dyktują warunki.

Bevölkerungsaustausch, czyli „teoria spiskowa”?

Niemieckie i europejskie liberalne media nie mówią o problemach z trzech zasadniczych przyczyn. Po pierwsze, nie muszą, bo uchodźcy, choć stwarzają problemy, to rzadko tylko naprawdę spektakularne; po drugie, związany z nimi polityczny estabilishment musiałby przyznać, że zawiódł i straciłby legitymację do sprawowania rządów, co otworzyłoby drogę do wiktorii tak zwanej „populistycznej prawicy” i autentycznym konserwatystom; po trzecie wreszcie, migracja stała się najwyraźniej koniecznym elementem strategii demograficznej starzejących się państw europejskich. W Niemczech w roku 2018 zmarło 970 tys. osób, a urodziło się tylko 800 tys. dzieci (z czego przecież znaczna część to dzieci islamskie). Dodatkowo aż 250 tys. obywateli niemieckich wyjechało z kraju. Mieszkańców innych państw europejskich napłynęło 190 tysięcy. Sumując, ludność kraju powinna stopnieć o ponad 200 tysięcy. Tymczasem wręcz przeciwnie, o tyle właśnie wzrosła, osiągając historyczny pułap 83 milionów ludzi. Arabscy i afrykańscy imigranci są po prostu niezbędnie potrzebni do wypełnienia demograficznej luki; bez nich nie byłoby komu wykonywać prostych, słabo opłacanych prac. Co więcej radykalne, coraz większe z roku na rok nasycanie społeczeństwa elementem islamskim jest realizacją podstawowego celu ideologii neomarksistowskiej, czyli całkowitego wyrugowania z państw zachodnich wpływów wiary chrześcijańskiej, zwłaszcza katolickiej. We współczesnej niemieckiej prawicowej publicystyce mówi się wprost o „Bevölkerungsaustausch”, wymianie ludności, czyli powolnym zastępowaniu kulturowych Europejczyków ludnością muzułmańską.

Wszystko to połączywszy otrzymujemy, jak sądzę, trafne wyjaśnienie fenomenu przemilczania przez europejskie elity i liberalne media problemu wciąż trwającego kryzysu migracyjnego. Bo napływ uchodźców kryzysem jest tylko z naszej konserwatywnej perspektywy. Dla nich to fundamentalny element utrzymania władzy i realizacji głęboko antychrześcijańskiego planu przebudowy społeczeństw.

Paweł Chmielewski

Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2019-09-16)

 


 

Szef niemieckiego MSW: jesteśmy gotowi przyjmować 25 proc. imigrantów docierających do Włoch

Pomysł ogłoszony przez Horsta Seehofera – niegdyś sceptycznego wobec przyjmowania imigrantów premiera Bawarii i szefa katolickiej partii CSU, a dziś niemieckiego ministra spraw wewnętrznych – nie spodobał się opozycji. Polityk ogłosił, że niemiecki rząd jest gotowy przyjmować 25 proc. imigrantów, jacy docierają statkami do Włoch. 

Kwestia przybywających przez Morze Śródziemne imigrantów była istotnym elementem sporu Włoch z Niemcami i Francją. „Były minister spraw wewnętrznych Włoch Matteo Salvini oskarżał niemieckie organizacje humanitarne o przemyt ludzi i zachęcanie do migracji. Nie pozwalał wpływać niemieckim statkom z migrantami do włoskich portów” – informuje serwis Radia Maryja.

Z zapowiedzi Seehofera wynika, że 25 proc. imigrantów docierających do Włoch trafi do Niemiec. Najpierw jednak będą kontrolowani w Italii.

Pomysł nie spodobał się niemieckiej opozycji. Liberalna FDP uważa, że liczba migrantów jest zbyt wysoka, zaś za kryzysem migracyjnym stoją Niemcy. Politycy formacji przekonują także, że migranci bez prawa do azylu powinni zostać wydaleni.

Jak informuje radiomaryja.pl, w kolejnym miesiącu Rada Europejska otrzyma projekt podzielenia przybyszów między inne kraje. Francja ma w ramach inicjatywy przyjąć – podobnie jak Niemcy – 25 proc. imigrantów docierających do Włoch.

Źródło: radiomaryja.pl

MWł

[Wybrane wypowiedzi internautów pod w/w tekstem na stronie źródłowej:]

Gdyby Niemcy leżały gdzieś na krańcach Europy Zachodniej to by mnie to zupełnie nie zmartwiło, za głupotę trzeba płacić i wcale mi ich nie żal. Gorzej że ta hołota jest tuż za naszą zachodnią granicą i zapłacimy również my, choć żeśmy się do powstania tego syfu nie przyczynili.
Iw

Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2019-09-16)

 


 

Skip to content