Aktualizacja strony została wstrzymana

Czarownice dobre i złe – Stanisław Michalkiewicz

Polowanie na czarownice uważane jest za hańbiące przede wszystkim dlatego, że polowania na ludzi na tym etapie podobno wyszły już z mody, a poza tym – czarownic „nie ma”. To jasne, że „nie ma” – ale czy aby na pewno? Izraelskiej broni jądrowej też „nie ma” – ale żydowskie organizacje przemysłu holokaustu w Stanach Zjednoczonych jednak zapolowały na panią Helenę Thomas tylko za to, że ta leciwa dziennikarka akredytowana przy Białym Domu chyba jeszcze od czasów prezydenta Roosevelta, podczas konferencji prasowej zapytała prezydenta Obamę, czy wie, jakie państwo na Bliskim Wschodzie posiada broń jądrową. Prezydent Omama już miał odpowiedzieć, ale w ostatniej chwili ugryzł się w język, zaczał coś bełkotać, konferencję przerwano, a następnego dnia organizacje przemysłu holokaustu zorganizowały na panią Thomas polowanie pod pretekstem „antysemityzmu”. Rzecz w tym, że w 1972 roku wyszła w USA ustawa, według której z amerykańskiej pomocy nie mogą korzystać kraje łamiące zasady nierozprzestrzeniania broni nuklearnej. Gdyby tedy prezydent Obama przyznał, że wie, jaki to kraj, mógłby zostać oskarżony o spisek przeciwko Stanom Zjednoczonym, a Izrael mógłby zostać wyłaczony z amerykańskiej pomocy, co postawiłoby pod znakiem zapytania mozliwość dalszego istnienia „żydowskiego” państwa. Zatem nawet w sytuacji, gdy madrość etapu zakazuje polowań na czarownice, bywają wyjątki, kiedy takie polowania nie tylko są dozwolone, ale nawet – nakazane. Podobnie z teoriami spiskowymi; ich wyznawcy uważani są przez mądrych, roztropnych i przyzwoitych, co to rozpoznają się po zapachu, za wariatów w sensie medycznym – ale niech no tylko Rywin przyjdzie do Michnika z propozycją korupcyjną, to następuje zwrot o 180 stopni, w związku z czym każdy mądry, roztropny – i tak dalej – nie tylko może wierzyć w straszliwy spisek przeciwko spółće „Agora”, ale nawet musi pod rygorem utraty przyzwoitości. Generalnie jednak nawet Michniki respektują mądrości etapu i na jednym etapie nie tylko polują, ale w dodatku mordują swoje ofiary w tak zwanym „majestacie prawa”, a na etapie innym powstrzymują się nie tylko od mordów, ale nawet od polowań, chociaż czasami trudno emocje utrzymać na wodzy.

Przykładem takiej sytuacji było ustanowienie Nagrody Literackiej im. Józefa Mackiewicza. Jeszcze nikt nie zdążył być nagrodzony, a już „Gazeta Wyborcza” piórem pana Artura Domosławskiego wysmażyła artykuł na dwie kolumny druku, piętnując inicjatorów i sponsorów Nagrody za honorowanie „faszysty” i „hitlerowskiego kolaboranta”. Smaczku tym wszystkim oskarżeniom dodawała okoliczność, że Józefa Mackiewicza potępiła gazeta kierowana przez potomka sowieckich kolaborantów, który nawet dochodził czci swoich antenatów przed niezawisłym sądem. Tak się jednak składa, że sowieccy kolaboranci nie są przez nikogo potępiani, podczas gdy hitlerowscy – jak najbardziej i to bez względu na etap, a więc nawet w okresie, gdy polowania na czarownice są odwołane aż do nadejścia etapu surowości. Nawiasem mówiąc, Józef Mackiewicz żadnym „kolaborantem” nie był, tylko nie chciał wysługiwać się „sojusznikowi naszych sojuszników”, ponieważ był – jak sam mówił – narodowości „antykomunistycznej”. Ale potomstwo sowieckich kolaborantów antykomunizm potępia, zwłaszcza ten „zoologiczny”, bo wiadomo, że kolaboracja z Sowietami ma „ludzką twarz”. Jak tam z zadem, szponami i kopytami – tego już mądrzy, roztropni – i tak dalej – nie precyzują, więc nie jest wykluczone, że ukryte w mroku pozostałe część i ciała przez cały czas zachowują pierwotną grozę.

Na przykładzie Józefa Mackiewicza widzimy, że nienawiść, jaką w swoich czystych sercach pielęgnują mądrzy, roztropni – i tak dalej – sięga poza grób. Ale nie jest to przykład jedyny, bo oto niedawno hiszpański rząd wpadł na pomysł wyrzucenia z grobu generała Franco, pochowanego w bazylice w Dolinie Los Caidos, to znaczy – poległych w hiszpańskiej wojnie domowej. Bazylikę tę wykuli we wnętrzu góry komunistyczni jeńcy i pewnie to jest dodatkową okolicznością, by prochy generała Franco stamtąd usunąć. Ciekawe, co by się stało, gdyby jakiś zoologiczny antykomunista w Polsce wystapił z pomysłem wyrzucenia Bolesława Bieruta z jego grobowca w Alei Zasłużonych na warszawskich Powązkach. Jestem pewien, że michnikowszczyna podniosłaby klangor jeszcze większy niż w przypadku ustanowienia Nagrody im. Józefa Mackiewicza, a kto wie, czy głosu w tej sprawie nie zabrałby pan Adam Bodnar, umieszczony na operetkowej posadzie „rzecznika praw obywatelskich”, bo jużci – Leon Petrażycki utrzymywał, że nieboszczycy również mają prawa podmiotowe, może nie „obywatelskie” – niemniej jednak. W obronie generała Franco wystąpił tylko nuncjusz apostolski w Hiszpanii, zauważając, że wyrzucanie z grobu nieboszczyka w 44 lata po jego śmierci motywowane jest przede wszystkim względami „politycznymi i ideologicznymi”. Na takie dictum zareagował hiszpański rząd. Słodszymi od malin usteczkami pani wicepremier Carmeny Calvo poskarżył się na „watykańskiego ambasadora”, że wtrąca się w wewnętrzne sprawy Hiszpanii.

Od razu widać, że hiszpański rząd, niechby i socjalistyczny, ma trochę większe poczucie honoru i godności narodowej, niż rząd „dobrej zmiany” w Polsce, który nie ośmielił się skomentować ostentacyjnego wtrącania się w polskie wewnętrzne sprawy pani Źorżety, postawionej przez Departament Stanu na stanowisku ambasadora USA w Polsce. Ale zgodnie z przysłowiem: „co wolno wojewodzie, to nie tobie, smrodzie”, nasi dygnitarze sami pamiętają, skąd wyrastają im nogi i skwapliwie korzystaja z okazji by „siedzieć cicho”. Skoro jednak hiszpański rząd tak pryncypialnie piętnuje wtrącanie się ambasadorów w „sprawy wewnętrzne”, to dlaczego ambasador Hiszpanii nie tylko ochraniał Paradę Równości, zorganizowaną w Warszawie przez sodomitów, ale nawet złożył swój podpis pod listem popierającym „ciężką pracę środowisk LGBT”, w celu „ochrony” przed „mową nienawiści” i na rzecz „wzajemnej akceptacji”. Trudno nie zauważyć tej niekonsekwencji, bo ambasador Hiszpanii nie jest osoba prywatną i nawet gdyby był sodomitą, czy gomorytą, to powinien by swoje upodobania seksualne przesunąć na drugi plan i zdecydowanie stanąć na nieubłaganym gruncie powstrzymywania się przed wtrącaniem się w „sprawy wewnętrzne”, którego tak przestrzega jego rząd. Inna rzecz, że generał Franco żadnym sodomitą ani gomorytą nie był, bo wtedy o ekshumacji nie byłoby mowy. Widzimy tedy, że o ile na sodomitów i gomorytów ustanowiony został na tym etapie okres ochronny, to na tych, ktozy sodomitami nie są ani nie byli, polowania są dozwolone, jak gdyby nigdy nic.

Stanisław Michalkiewicz

Felieton    serwis „Prawy.pl” (prawy.pl)    11 lipca 2019

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=4506

Skip to content