Aktualizacja strony została wstrzymana

Kościół nie jest zdolny do samooczyszczenia – Wywiad z ks. Tadeuszem Isakowiczem-Zaleskim

Ja się czuję jak saper na polu minowym, który musi rozbroić bomby, a moi bracia zamiast mi pomóc, to do mnie strzelają.

Lustracja w Kościele

Tezeusz: Jaki według księdza jest zasadniczy cel lustracji duchownych? Czy Kościół po lustracji będzie lepszy?

Ks. Isakowicz- Zaleski: Przede wszystkim bardzo nie lubię słowa „lustracja”, bo nie chodzi tutaj o prześwietlanie osób, tylko o to, by raz na zawsze społeczeństwo polskie, nie tylko Kościół, zerwało więzy, które krępują je po dawnej SB. Było wielkim błędem politycznym w roku 1990, że Polska nie poszła drogą, jaką poszły Niemcy czy Czechy i nie ujawniła wszystkich akt SB, nie przeprowadziła dekomunizacji. I dzisiaj, po 17 latach, te niedokończone sprawy odbijają się wielką czkawką. Niestety jesteśmy w tyle za wieloma społeczeństwami. Kościół jest bardzo ważną częścią społeczeństwa polskiego, więc ten proces powinien dotyczyć także jego. Oczywiście, po upływie 16-17 lat to jest bardzo trudna sprawa, podobna do nieleczonej choroby. Dzisiaj okazuje się, że nie rozwiązano sprawy tajnych współpracowników, którzy byli wśród kapłanów i ludzi świeckich związanych z Kościołem.

Dlaczego Kościół tak późno wziął się za tę sprawę? Po siedemnastu latach…

Przede wszystkim z powodu tzw. układu Okrągłego Stołu. Gwarantował on funkcjonariuszom partii komunistycznej jak i esbekom niekaralność, czyli osławiona „gruba kreska”, która jest pojęciem bardzo symbolicznym, gdyż chodzi tutaj o nierozliczenie komunizmu. I okazało się, że te układy między byłymi funkcjonariuszami SB a ich tajnymi współpracownikami funkcjonowały przez 16 lat. Spokojnie.

Co to znaczy?

Mam już wiele dowodów, że niektórzy tajni współpracownicy, np. byli szantażowani przez byłych funkcjonariuszy SB

Już w Polsce niepodległej, po 1989 roku?

Tak. Drugi powód opóźnienia lustracji to powiązania gospodarcze. Znane są przykłady pewnych afer finansowych w Kościele, u których podłoża leży wymuszanie pewnych ruchów na księżach przez byłych tajnych współpracownikach SB. Na przykład najbardziej znana sprawa to „Stella Maris” w Gdańsku, ale nie tylko tam. I dlatego w sytuacjach, gdy duchowny nie wyzwolił się z pewnych więzów, ciągle się czuje zagrożony, że może przyjść funkcjonariusz i powiedzieć mu: „Ty współpracowałeś z SB. Mam na to dowody”. Ten motyw szantażu nie został przezwyciężony do dnia dzisiejszego.

Skąd Ksiądz ma informacje o ukrytej działalności byłych esbeków po 1989 roku? Czy również z IPN-u?

Nie, nie. To już z innych źródeł. Do mnie się zgłasza bardzo wiele osób, również duchownych. Mam spisane ich świadectwa i zebrane materiały o ich szantażowaniu, które – bez podawania nazwisk – umieszczę w publikacji.

Szantażowaniu przez byłych funkcjonariuszy SB?

Tak. W jednym przypadku było tak, że ksiądz w zamian za milczenie, płacił esbekowi jak szantażyście. W innym ksiądz na próbę szantażu ze strony funkcjonariusza powiedział: „No to idź do biskupa i powiedz o wszystkim”. I nie poszedł, czyli jednak przeciął więzy. To był duchowny, który parę lat wcześniej powiedział swojemu biskupowi, że współpracował. I myślę, że kto jak kto, ale duchowni powinni być wolni od wszelkich krępujących ich więzów. I szkoda, rzeczywiście ogromna szkoda że nie było oddolnego ruchu Kościoła w Polsce, który by tę sprawę rozwiązał. Jednakże, co najbardziej zaskoczyło mnie to ostatnio, że biskupi na Jasnej Górze powiedzieli, w bardzo szczerym wystąpieniu, że oni nie byli na to przygotowani. Tu mógłbym zadać wielkie pytanie: Ale dlaczego w innych krajach wokół nas to się działo? Przecież można było…

 

Specyfika Krakowa

Zaraz przejdziemy do biskupów. Ksiądz pracuje głównie na materiałach IPN-u krakowskiego, czyli również archidiecezji krakowskiej. Jaki obraz Kościoła krakowskiego i duchownych rysuje się w świetle księdza badań?

Może najpierw uściślę, że w aktach IPN-u krakowskiego przechowywane są dokumenty dotyczące kilku diecezji na południu Polski, mianowicie, archidiecezji krakowskiej, ale również diecezji tarnowskiej i bielsko- żywieckiej oraz dokumenty wielu zgromadzeń zakonnych.

Zgromadzeń, które mają swoje siedziby w Krakowie, ale które działają szerzej?

Tak, ale niekoniecznie, bo są też materiały o duchownych, którzy byli przenoszeni z klasztoru do klasztoru i znaleźli się na pewien czas na terenie Krakowa. A tutaj jest ogromna ilość klasztorów i wielu zakonników przeszło w swojej posłudze zakonnej przez Kraków. Są tu też bardzo liczne seminaria zakonne i diecezjalne. W Krakowie była specyficzna sytuacja i dlatego jest bardzo dużo dokumentów. Poza tym są tu dokumenty trzech kolejnych wizyt papieskich: 1979, 1983 i 1987 rok. I to co nie zachowało się w innych oddziałach IPN-u, bardzo dobrze zachowało się w oddziale krakowskim. Na dodatek jest to miasto Karola Wojtyły. Później SB szukała kontaktu, tzw. dojść do Watykanu i czyniono to przez Kraków. Dlatego splotło się tutaj bardzo wiele czynników. Kościół krakowski, reprezentowany zarówno przez księży diecezjalnych jak i przez zakony jest bardzo bogato udokumentowany.

Jak wygląda ów obraz? Według mnie jest to obraz pozytywny. Dlatego, że w aktach jest ogromna ilość informacji o księżach represjonowanych; o tych, których starano się zwerbować, ale odmówili; o kapłanach, którzy podjęli współpracę, ale zerwali ją. Osobiście uważam tych, którzy potrafili zerwać współpracę za prawdziwych bohaterów. Natomiast, tak jak w całej Polsce, ok. 8-10% księży było tajnymi współpracownikami. Ale też na różnym poziomie. Nie można wszystkich wrzucić do wspólnego worka i powiedzieć, że jest to taka sama kategoria. Ja prowadzę badania, które mają przede wszystkim pokazać różnorodność kategorii współpracy. Wśród tajnych współpracowników wyodrębniłem siedem takich kategorii od ludzi całkowicie przypadkowych, którzy zaplątali się we współpracę z SB, po takich, którzy to robili dobrowolnie, z własnej woli i brali za to ogromne pieniądze.

 

Wiarygodność esbeków i ich dokumentów

Jak ksiądz ocenia wiarygodność dokumentów esbeckich?

Przede wszystkim jestem bardzo sceptyczny wobec dokumentów, które się zachowały na jednej kartce. Dlatego, że zawsze można domniemywać, że taka kartka została przez kogoś sfabrykowana. Inna sprawa, że same doniesienia są wątpliwe. Dany informator nieraz plótł przeróżne bzdury jak Piekarski na mękach. Ale, co jest wiarygodne? Wiarygodne są analizy, które prowadziło SB. Wiarygodne są te informacje, które pochodzą z czterech czy pięciu źródeł. SB spełniało rolę takich sił, które przecedzały te doniesienia. I to, co docierało na górę, do samego kierownictwa SB, było już gruntownie sprawdzone. Ale też zawsze trzeba zakładać wpływ elementu ludzkiego: ubarwienie, koloryzowanie, ale nie kompletne fałszowanie. Ja takich fałszywych akt od początku do końca praktycznie nie spotkałem.

Czy myśli ksiądz, że sprawa pani wicepremier Zyty Gilowskiej, której podobno jeden z esbeków założył fałszywe akta tajnego współpracownika, bez jej wiedzy i zgody, nie podważa wiarygodności esbeckich teczek również w odniesieniu do księży?

Nie wierzę, żeby teczka była założona fałszywie, bo ja takiego przypadku nie spotkałem. Nie chcę oceniać, czy pani Zyta Gilowska była tajnym współpracownikiem, czy nie. Natomiast mogę powiedzieć, że zeznania funkcjonariuszy SB to było jedno wielkie łgarstwo. Oni po prostu łgali, kłamali…

W sądzie?

Tak, w sądzie. Dlatego, że w SB stosuje się zasadę Omerta: milczenie. Funkcjonariusze zawsze będą mówili, że sfałszowali dokumenty. Żaden z nich nie przyznał się, bo niestety grozi za to odpowiedzialność cywilna i karna. Więc oni wolą mówić, że w sumie SB to była taka instytucja prawie że charytatywna. Tak jak w Lublinie mówił esbek: kupowali ciastka, kawę, fałszowali teczki, nawet po to, żeby kogoś ochronić. Często opowiadają po prostu nieprawdopodobne bzdury.

Wyłania się obraz jakby SB służyło wolnej Polsce, opozycji i Kościołowi…

Tak, właśnie tutaj ostatni naczelnik Wydziału IV SB w Krakowie, Kazimierz Aleksanderek, który zresztą ma proces wytoczony za straszenie jednego z dziennikarzy, mówił, że Kościołowi zawsze był potrzebny krzyż i cierpienie, i oni to robili dla dobra Kościoła. To są absolutne bzdury, bo są to ludzie zdemoralizowani. Natomiast, nie można wierzyć temu, co teraz mówią esbecy. Trzeba krytycznie badać akta, zakładając, że dzisiaj esbek powie to, jutro powie coś innego, a trzeciego dnia zaprzeczy. To są niewiarygodne zeznania.

 

Biskupi wobec lustracji

Jak ksiądz ocenia dotychczasową działalność biskupów i przełożonych zakonnych w oczyszczaniu Kościoła z balastu powiązań z SB, chodzi mi zwłaszcza o działania w ostatnim roku?

Mogę powiedzieć, że jestem zaskoczony tym, że nie było tych działań. To jest rzecz, którą chyba trzeba nazwać po imieniu: grzech zaniechania.

Przez te 17 lat?

Tak. Mogę powiedzieć na podstawie własnych doświadczeń, że o dokumentach dotyczących mojej osoby, dowiedziałem się przez przypadek od moich przyjaciół z Solidarności. Osobiście nie wystąpiłem o swoją teczkę. Zrobiłem to dopiero pod wpływem informacji, które otrzymałem od przyjaciół. I kiedy znalazłem dokumenty….

Kiedy to było?

Dokładnie, gdy jechałem pociągiem na uroczystości 25 rocznicy Porozumień Gdańskich 31 sierpnia. Jadąc, przez siedem godzin rozmawialiśmy o różnych rzeczach. I moi koledzy, przyjaciele, ludzie świeccy zaczęli mówić: „Wiesz, Tadek, ja tam czytałem w takich dokumentach i wygląda na to, że nasz proboszcz na nas donosił”. Dla mnie to był szok. Kiedy znalazłem te dokumenty i zobaczyłem, że w stosunku do mnie dwóch księży, – jednym z nich był mój katecheta- udzielało o mnie informacji Służbie Bezpieczeństwa, poszedłem do biskupa z zapytaniem, co mam robić. Zaskoczyło mnie to, że nie było żadnej reakcji. A na końcu powiedziano mi: wrzuć to do pieca. Tak, jakby spalenie tych akt zamykało sprawę.

Biskup tak księdzu powiedział?

To znaczy, nie chcę mówić nazwiska ani funkcji…

Ktoś z kurii krakowskiej?

Tak, ktoś z Kurii krakowskiej. Powiedział: „po ci to, po co ci to, prowadzisz fundację, zajmujesz się Ormianami, na co ci ta sprawa”. W sprawie lustracji popełniono także dwa błędy. Po pierwsze, przełożeni kościelni uwierzyli generałowi Czesławowi Kiszczakowi, że on rzeczywiście zniszczył akta IV wydziału. I od wielu przełożonych, już później dowiadywałem się: no ale przecież te akta zostały zniszczone. A ja mówię: księże biskupie, ale kto to powiedział? Generał Kiszczak? Przecież ogromna ilość tych dokumentów pozostała w mikrofilmach. Po drugie, dzisiaj do czytelni IPN-u w Krakowie dostęp ma ogromna grupa innych ludzi innych, przede wszystkim pokrzywdzonych. To są na ogół działacze Solidarności, czy opozycji demokratycznej. Dostęp mają także historycy świeccy. I oni czytają te akta. Kościół nie reagując na to zjawisko, że akta zostały szeroko otwarte akta, nie wysyłając swoich komisji i ekspertów do tych akt, oddał pole dziennikarzom. Czemu sprawa o. Hejmy czy ks. Drozdka wychodzi z prasy?

Ale powiedział ksiądz, że sam zainteresował się sprawą późno, 15, 16 lat po 1989 roku…i może tak samo myśleli biskupi, przełożeni?

Tak. Ale ja jestem szeregowym księdzem i powiem ojcu, dlaczego się tym nie zająłem. 20 lat temu zostałem pobity przez SB i cała ta sprawa była dla mnie nieprzyjemna i pozostała drastyczna do dnia dzisiejszego – jeszcze się znalazła kaseta video z tego wydarzenia. Po prostu z psychicznych względów nie chciałem do tego wracać. Ale kiedy dowiedziałem się od moich przyjaciół z Solidarności, że oni przeżywają z tego powodu ogromne problemy, jeden nawet powiedział: „To ja przestanę chodzić do Kościoła, jeśli tak było, że nasz proboszcz na nas kablował”, to ja jako ich były kapelan, wtedy dopiero starałem się coś z tą sprawą zrobić i oczywiście od początku informowałem o tym władze kościelne. I teraz, jaka była sytuacja? Nie zapomnę tego, bo to było 7 listopada, pamiętam, bo to święto rewolucji październikowej, kiedy w obecności kardynała Dziwisza i biskupa Szkodonia, rozmawiałem z księdzem, o którym wiedziałem z akt IPN-u, że udzielał informacji SB, w tym donosił też na mnie. On temu zaprzeczył. Ale kardynał Dziwisz powiedział do niego: „Idź do IPN-u i sprawdź to”. Ten ksiądz do dnia dzisiejszego tutaj się nie pojawił. Czyli świadomie nie chciał poznać tych akt.

Dlaczego biskupi, przełożeni zakonni, nawet powoływane przez nich komisje zasadniczo nie interesują się aktami IPN-u dotyczącymi duchownych, swoich podwładnych, współbraci? Dlaczego nie sięgają do źródeł, nawet takich jak esbeckie?

Nie mogę tego zrozumieć, jak chociażby w naszej sytuacji krakowskiej..

Włoski strajk kościelnych historyków z PAT-u

Czy działa tutaj jakaś komisja zajmująca się aktami IPN-u?

Nie. Zostały powołane dwie komisje: teologiczna, która wypracowała memoriał, i ten memoriał oceniam bardzo pozytywnie…

Krakowski, czy ten przyjęty przez Episkopat?

Zaaprobowany przez Episkopat, ja nie znam krakowskiego, ale wiem, że ten krakowski był kanwą do tego ogólnego. Powiem szczerze, to był tekst, który przeczytałem. Bardzo spokojny, wyważony i wyraźny. Natomiast została powołana druga kościelna komisja historyczna. I tu muszę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że od lutego do dnia dzisiejszego, czyli do końca sierpnia nikt z członków komisji nie przyszedł do IPN-u ani razu.

Kiedy została powołana?

Na początku lutego.

I kiedy miała podjąć pracę?

Od razu. I nie podjęła.

Kto jest szefem tej komisji?

Mieli to robić historycy z Papieskiej Akademii Teologicznej z Wydziału Historycznego.

Jakieś konkretne osoby zostały tam oddelegowane?

Szefem jest dziekan tego Wydziału, ks. prof. Jan Szczepaniak. Ale tu nie chodzi o personalia. Wiem, jakie są opory. Oni są księżmi w tej samej diecezji i wiedzą doskonale, że cokolwiek by opublikowali będą naciski na nich ze strony ich kolegów.

Rozumiem. Ale jest taka sytuacja: oni dostali to polecenie od księdza kardynała Dziwisza?

Tak, tak.

I nie wykonują tego polecenia?

Nie wykonują.

I co ksiądz kardynał na to?

Nie wiem. Trzeba się zapytać księdza kardynała. Ja wczoraj rozmawiałem z księdzem kardynałem i powiedziałem mu wprost, że…

Czy jest to rodzaj, no nie wiem, jakiegoś bojkotu?

To jest włoski strajk. Ci księża mówią tak: mamy inne problemy, piszemy książkę, trwa proces beatyfikacyjny Jana Pawła II, potem wizyta Benedykta XVI. Przecież słyszeliśmy ostatnio całą serię wymówek: nie da się tej sprawy ruszyć, bo zawsze coś stoi na przeszkodzie. Mnie zaatakowano, twierdząc, że nie mogę nic zrobić, bo jest pielgrzymka Papieża, a jak zrobiłem to po pielgrzymce, to powiedziano, że zniszczyłem owoce wizyty Ojca Świętego. Po prostu jest taki opór materii przeciwko temu, że cokolwiek by pewne jednostki próbowały zrobić w tej materii zawsze będzie czas niedogodny.

 

Czarna owca korporacji duchownych

Spotkałem się z bardzo różnymi opiniami na temat księdza: od takich, że ksiądz jest psychicznie chory…

No, tak..

Że jest człowiekiem niepoważnym, jak mówił biskup Pieronek, że ksiądz jest megalomanem, jak twierdził arcybiskup Życiński. Najmocniejsze było, że ksiądz jest agentem KGB, jak mówił jeden z jezuitów u nas w Kolegium. Nie wiem, czy żartował. Co ksiądz na to?

Jest mi bardzo przykro. To wszystko świadczy o skali problemu. Ja się czuję jak saper na polu minowym, który musi rozbroić bomby, a moi bracia zamiast mi pomóc, to do mnie strzelają. Tylko co to da? Co przyniesie zastrzelenie sapera? Nic. To pole minowe będzie istniało nadal. Proszę mnie zrozumieć: kończę badania, wychodzę z IPN-u i na moje miejsce wchodzą doktoranci z Instytutu Historycznego UJ, którzy mają po 25 lat. Otrzymują te same akta: biskupów, byłych prowincjałów, profesorów i zwykłych księży. Oni nie mają żadnych oporów, po prostu piszą nagą prawdę o latach 80-tych. Nie przejmują się ani Memoriałem, ani tym, co powie ksiądz proboszcz. I myślę, że po roku zrozumiałem, że jako ksiądz mogę być zastrzelony na tym polu minowym. Bo właśnie się rzuca takie epitety, że psychicznie chory itd. To są wypowiedzi, które nie tylko naruszają moją godność osobistą, ale pokazują, że Kościół nie jest zdolny do samooczyszczenia. I dlatego rozumiem wiele z tych mechanizmów. Czy profesorowie Papieskiej Akademii Teologicznej, którzy by tu przyszli nie wiedzą o tym, jak ja jestem pomawiany? Czy gdybym zwolnił miejsce i przyjdzie tu ks. Szczepaniak, to czy biskup Pieronek lub Życiński, traktowaliby jego łagodnie? Też by do niego strzelali. Ważne jest pytanie, dlaczego oni strzelają. Czy mają coś na sumieniu i chcą coś ukryć? Czy jeszcze nie rozumieją problemu?

Czy jest to solidarność zawodowa?

Korporacyjna. Niestety, muszę to powiedzieć, po 25 latach bycia księdzem teraz zrozumiałem, że wadą duchowieństwa polskiego jest korporacjonizm. To jest tak jak z lekarzem. Żaden lekarz w Polsce nie złoży oświadczenia przeciwko swemu koledze po fachu, który popełni błąd medyczny.

A skąd ksiądz czerpie taką determinację, odwagę, w tak trudnym i bolesnym działaniu?

Wydarzenia, które miały miejsce w moim życiu 20 lat temu mogły zakończyć się dla mnie śmiercią. O wielu rzeczach dowiedziałem się niedawno i pomyślałem sobie, że jeżeli wówczas w jakiś sposób ocalałem z tego potwornego doświadczenia i tych działań esbeckich, doszedłem do wniosku, że muszę coś zrobić. Jakbym powiedział, że to mój obowiązek czy misja to znowu by mnie wyśmiano, ale naprawdę byłem związany z „Solidarnością” i widzę determinację świeckich, działaczy „Solidarności”. To są ludzie wierzący. Oni przeżywają straszliwe dramaty. Jeden z nich mówił mi, że on naprawdę zrozumie wszystko, że go esbek pobił, ale że ksiądz donosił, tego nie rozumie do dnia dzisiejszego. A tym bardziej nie pojmuje, że biskup to ukrywa.

Kościół nie jest zdolny do samooczyszczenia

Czy księża uwikłani we współpracę z SB przyznają się do tego? Czy są znane takie przypadki?

Bardzo nieliczne. Do mnie 10 lat temu, dokładnie w 1995 roku, przyszedł jeden z księży, który pracował w Nowej Hucie. Już po śmierci ks. Jancarza powiedział mnie i jeszcze innemu księdzu, że donosił na nas, że był szantażowany. I mówił, że żałuje, iż ks. Jancarz nie żyje, bo chciał mu to powiedzieć prosto w oczy, ale po prostu zabrakło mu odwagi. Są to pojedyncze przypadki. Wczoraj ks. kardynał wczoraj mi mówił o kolejnych osobach, które się przyznają jemu, ale dopiero pod wpływem listu, który dostali ode mnie.

Czy uważa ksiądz, że bez tej presji, którą stwarza księdza działalność, medialna i opinii publicznej, w ogóle możliwe byłyby takie samoujawnienia?

Nie. Nie chcę też przeceniać swojej roli, ale uważam, że presja społeczna jest potrzebna. Nawet ostatnie badania pokazują, jak ogromna grupa ludzi nie chce mieć księdza, który współpracował z SB. To jest straszne. Bardzo to przeżywam jako ksiądz diecezjalny, że bez pewnego nacisku nie można oczekiwać, że władze kościelne same to rozwiążą. Bo przecież wszelkie działania są, niestety, podejmowane dopiero pod presją. Natomiast ja bardzo dokładnie przeczytałem, jak wyglądała sytuacja w innych krajach. Przecież na Węgrzech, w Czechach, na Słowacji ten problem został rozwiązany. Jak polski episkopat mógł domniemywać, że w Polsce nie było tajnych współpracowników, jeżeli w sąsiednich krajach, w tym samym bloku, byli? I tamtejsi biskupi to wyjaśniali. Nie zmiatali tego pod dywan. Myślę, że tu zadziałał głównie wzgląd na Jana Pawła II. Dopóty Ojciec Święty żył lustracja była tematem tabu. Dopiero później to zaczęło wychodzić.

Ale co, nie chcieli psuć humoru Ojcu Świętemu?

Myślę, że była to źle pojęta miłość do Ojca Świętego.

Nie chcieli go gorszyć, niepokoić, czy tak?

Tak, tak…

Pokazywać Kościoła w złym świetle?

Każda wymówka jest w tej kwestii dobra. Po co mówić Papieżowi, może cała sprawa umrze śmiercią naturalną. Natomiast czego Kościół nie przewidział? Nie przewidział ustawy lustracyjnej i że za 2 miesiące wszyscy tajni współpracownicy, niezależnie od tego czy byli to duchowni czy świeccy, będą ujawnieni. I tu nie ma dyskusji. To znaczy, to jest pomylenie dwóch pojęć: prawa cywilnego i kościelnego. Mnie jako księdzu można w każdej chwili zamknąć usta. Ale jak się je zamknie osobie świeckiej, np. historykowi? W jaki sposób?

Jezuici a Służba Bezpieczeństwa

Przejdźmy teraz do jezuitów. Badając akta IPN-u księży diecezjalnych we współpracę natrafił ksiądz również na akta jezuitów?

Tak. Czterech. Dwóch represjonowanych i dwóch, którzy byli tajnymi współpracownikami. Żeby było to większym paradoksem wszyscy pracowali na terenie mojej rodzinnej parafii św. Mikołaja.

Kto to jest czy kto to był?

Jeżeli chodzi o represjonowanych księży, trzeba pamiętać, że bazylika jezuitów na Kopernika i cały kompleks spełniał bardzo piękną rolę w stanie wojennym. Tam były odprawiane msze św. za Ojczyznę. Tam jest tablica pamiątkowa. Z bazyliką związane jest ogromne środowisko solidarnościowe, zwłaszcza lekarzy. Wielu tych ludzi znam z działalności. Dla nich bazylika jezuitów jest symbolem podobnym do Mistrzejowic czy kościoła „Arka Pana” w Bieńczycach. Trzeba też powiedzieć, że dwóch jezuitów zapisało się tam bardzo pięknymi zgłoskami. To był o. Ptaszkowski, który nawet, jak przeczytałem w aktach, był wskazany na internowanie. Mieli go internować w 1982 roku, ale odstąpili od tego. Drugi to o. Sermak, który prowadził duszpasterstwo akademickie. Są ogromne zapisy mówiące o inwigilacji tych dwóch ojców. o intrygach snutych przeciwko nim. Po prostu oni są pokazani jako księża niezłomni, jak ks. Jancarz czy ks. Chojnacki, księza diecezjalni. W aktach o. Sermak jest wymieniany jako jeden z sześciu najgroźniejszych księży dla SB na terenie Krakowa. I w tym samym klasztorze, tak jak zresztą jest w innych zakonach, bo tu ojcowie jezuici niczym się nie różnią, w odpowiednich proporcjach, jest dwóch tajnych współpracowników, to znaczy, o. X. Był on tajnym współpracownikiem przez 27 lat od 1962 roku do 1989 pod pseudonimem „Kazek”. Oraz najbardziej chyba zaskakująca sprawa to o. prof. Y, którego autorytetu i dorobku nikt nie podważa, ale który od 1972 roku był przez 17 lat tajnym współpracownikiem SB pod pseudonimem „Anteusz”. O. X udzielał informacji ogólnych, rysował nawet plany klasztoru, podawał kto i gdzie pojechał na urlop, donosił na kleryków, na profesorów, zwłaszcza na o. Drążka, którego szczególnie poniewierał. Można powiedzieć, że były to donosy na pograniczu gadulstwa, jakichś kompleksów, niedowartościowania, animozji wewnętrznych. Tak z kolei donosy….

Jeszcze pozostając przy o. X…Dlaczego podjął tę współpracę?

Nie ma tam informacji, że był szantażowany. Raczej był to tzw. kontakt operacyjny, czyli ze względu na pełnione funkcje ministra i później prefekta bazyliki miał kontakty naturalne z urzędnikami.

Czyli nie był tajnym współpracownikiem?

Był tajnym współpracownikiem, który został zwerbowany w wyniku tych kontaktów, ale spotykał się tajnie w lokalach konspiracyjnych, które są opisane i donosił na jezuitów.

Jaki był motyw jego współpracy? On w swoim oświadczeniu podał, że był szantażowany.

Być może, nie neguję tego. Nie ma o tym jasnej wzmianki w aktach dlatego, że nie istnieje jego teczka personalna. Natomiast jest aż osiem teczek pracy, czyli zebrane jego donosy z 27 lat.

Czy to jest dużo?

To jest gigantyczna ilość. W niektórych wypadkach jest jedna, dwie, trzy teczki, a tu jest osiem. To były donosy, doniesienia – tutaj wyraźnie używam tego fachowego esbeckiego terminu – były bardzo szerokie. Nawet były informacje o księżach z parafii św. Mikołaja, o wszystkich, którzy odwiedzili klasztor, z kim się spotykali. To było potworne gadulstwo i potworna nieostrożność mówienia wobec esbeków. Z tym że była ona świadoma. Nie mam wątpliwości, że była to świadoma działalność.

Czy to była podobna postawa jak w przypadku o. Hejmy?

Bardzo podobna, chociaż nie tak wyrachowana jak o. Hejmo, bo o. Hejmo był bardzo wyrachowanym agentem. O. X raczej spróbowałbym zakwalifikować do kategorii osoby niedocenionej i niedowartościowanej. Spotykał się począwszy od Ogrodu Botanicznego przez inne lokale konspiracjyne i udzielał tych informacji, stale ich udzielał.

Jak częste były te spotkania?

Raz, dwa razy w miesiącu. Ale dostawał też polecenia, aby dowiedzieć się o tym lub o tamtym ojcu i zebrać materiały.

I robił to?

Tak, robił to. Każdy tajny współpracownik nie tylko udzielał informacji, ale również wykonywał zadania, czyli zbierał informacje na polecenie.

Jak te informacje mogły być wykorzystywane przeciwko jezuitom?

Na przykład do opracowania akcji przeciwko o. Ptaszkowskiemu, o. Sermakowi, czy o. Drążkowi. SB selekcjonowała te informacje. Są adnotacje, że rozsyłali je do innych teczek, bądź do innych oficerów, którzy, np. interesowali się o. Drążkiem. I taki TW dostarczał opinii, charakterystyk, np. informował, gdzie i kto jedzie na urlop, jakie są przenosiny, jakie są zmiany, kto jest z kim w konflikcie. To były jednak cenne informacje dla SB.

Czy otrzymywał za to jakieś wynagrodzenie?

Są informacje o tym, że otrzymywał paczki żywnościowe, ale po pewnym czasie mówił, że jemu to jest i tak niepotrzebne, bo rozdaje je innym ludziom. Tam była jakaś szynka, koniak. Nie brał pieniędzy. Na koniec poprosił o magnetofon. Więc sprezentowali mu magnetofon i kasety, ale też nie dla zabawy, lecz żeby nagrywał pewne rzeczy.

Żeby nagrywał spotkania jezuitów?

Na przykład kazania i różne uroczystości.

I robił to?

Robił.

Czy te nagrania są również dostępne?

Nie. Natomiast jest informacja o tym, że prosił o kasety do magnetofonu.

A co z o. Y? Przypuszczam, że to było jeszcze większe zaskoczenie.

Tak. Znałem go osobiście. Był moim wykładowcą. Poza tym bardzo doceniałem jego działalność charytatywną. I z tego względu byłem z nim w dobrych układach. Natomiast ta działalność była o wiele gorsza niż w przypadku o.X. Ta działalność była perfidna.

Jak się to zaczęło?

Zaczęło się od tego, że nawiązał kontakt. SB wiedziało o nim, że jest to tzw. szara eminencja w zakonie. W jego charakterystyce jest opisane, że ma duże ambicje i chce wpływać na pewne decyzje. Być może wiedziano to m. in. od o. X, bądź od innego agenta. Bo chcę powiedzieć, że istnieje jeszcze trzeci nierozszyfrowany przeze mnie agent w klasztorze o. jezuitów TW o pseudonimie „Stefan”. Nie wiem, kto to jest. Być może ktoś z historyków jezuickich to ustali. Wiele razy informacje od jednego agenta były sprawdzane przez dwóch innych. Oni nie wiedzieli o sobie nawzajem. Po prostu sprawdzano je. I bardzo często przy „Anteuszu” czyli Y jest informacja: „Sprawdzić to przez „Kazka” i przez „Stefana” .

Jak go zwerbowano? W 1972 roku jego rodzony brat imieniem Z. pomógł mu w nawiązaniu kontaktu z SB, które spotkało się z nim w lokalu konspiracyjnym. Co to jest lokal konspiracyjny? To są mieszkania najczęściej na mieście, które nie były zamieszkane, tylko były wynajmowane przez SB na konkretne nazwisko cywilnej osoby jako zwykłe mieszkanie i tam właśnie się spotykano. O. Y miał swój przypisany lokal, do którego chodził, spotykał się, rozmawiał, częstowano go tam kawą i koniakiem. Oczywiście, picie kawy czy koniaku nie było niczym złym, ale dzięki temu stwarzano atmosferę rodzinności. I zgodził się na to, że będzie udzielał informacji. Natomiast powiedział, że nie chce żadnych pieniędzy, tylko jeżeli pojawią się jakieś gratyfikacje, żeby przekazywać je na rzecz jego rodziny, co zresztą SB uczyniło.

W jakiej wysokości były te gratyfikacje?

Nie mam tej informacji, bo się nie zachowały kwoty i siatka płac. Natomiast jest informacja w meldunku werbunkowym z 1972 roku, że ustalono, iż to będzie dla rodziny.

Ale jak, brat zwerbował go dla SB?

SB szukało dojścia i miało kontakt z jego bratem.

Ale jaki był motyw?

Po prostu SB chciało mieć wysoko postawionego informatora w zakonie jezuitów , który miał kontakty międzynarodowe.

Tak, ale jaki był motyw samego Y, że wszedł w to? Chciał pomagać finansowo rodzinie?

Nie wiem. Myślę, że tu ogromną rolę grały ambicje. W jego teczce personalnej zachowały się sprawy tylko z 1989 roku. Wiele informacji porozrzucanych jest w różnych teczkach. Co tam jest? Są bardzo liczne informacje udzielane z okazji pielgrzymek papieża do Polski w 1983 i 1987 roku, gdzie bardzo ostro atakuje ks. kard. Macharskiego i diecezję krakowską, zarzucając, że jest nieprzychylnie nastawiona do jezuitów. Atakuje Papieski Wydział Teologiczny wykazując wszystkie animozje między ówczesnym Wydziałem Filozoficznym jezuitów a PWT. W 1989 roku jest personalny atak na o. Musiała, którego on chyba wręcz nienawidził i na redakcję Tygodnika Powszechnego. Mówi bardzo dużo o tzw. terno, czyli trzech kandydatach, którzy mają być wpisani przy okazji wyboru prowincjała.

Tak, ale co on dokładnie robił z tym terno?

Informował SB o kandydatach na prowincjała, kto przechodzi, jak przechodzi, kto ma szansę, kto jej nie ma. Co więcej, polecano mu, żeby przekonywał jakiegoś jezuitę, żeby wpisał taką a nie inną osobę. Trzeba bowiem pamiętać, że o. Y to jest jeszcze wyższy szczebel, tzw. agent wpływu, przez którego próbowano wykonywać pewne rzeczy na terenie danego obiektu, klasztoru czy parafii, czyli np. zniesławiać pewnego księdza albo go gloryfikować, który był tajnym agentem. Na przykład chciano osiągnąć, żeby, załóżmy, abstrahuję tutaj od „Anteusza”, przełożony danego zgromadzenia był ich człowiekiem. Co wówczas robili? Przez innych tajnych współpracowników polecano im, żeby głosowali na tego człowieka, mówili im, że ten jest wspaniały itd. a równocześnie rozpowszechniali materiały kompromitujące o innych osobach.

Czyli SB chciało przez Y wpływać…

…na zakon jezuitów

Ale konkretnie też na wybór prowincjałów?

Tak.

Czy odniósł w tym jakieś sukcesy?

Nie wiem. Dlatego, że to są dokumenty jednostronne, spisane przez niego doniesienia. Natomiast nie wiemy do końca, jaki był efekt tych doniesień, czy one poszły do kosza, czy coś z tym zrobiono. Moje doświadczenie podczas badania akt jest takie, że na ogół wyławiano z nich najważniejsze rzeczy i używano tzw. kombinacji operacyjnych do działań przeciwko Kościołowi. To była klasyczna działalność służb specjalnych. Im więcej wiedzieli, tym więcej mogli zrobić. Wiele rzeczy im się oczywiście nie udawało. Natomiast gdyby nie mieli tych informacji, to nie byliby w stanie niczego zrobić.

Czy były jakieś zdarzenia, doniesienia o. Y szczególnie szokujące dla księdza?

Na ks. kardynała Macharskiego i na Wydział Papieski. To mnie bardzo dotknęło. bo ja wtedy studiowałem.

Ale co na przykład?

Szczucie go, pokazywanie, że kardynał jest nieżyczliwie nastawiony do zakonu jezuitów. Mogę zrozumieć różne rzeczy, ale jeżeli profesor udziela wrogom Kościoła negatywnych informacji o innym Wydziale Teologicznym i przełożonym diecezji to jest to zło, niezależnie co mówi i jaką to ma wartość.

Mam kopię. Mogę ją udostępnić, jeżeli to będzie aż tak bardzo potrzebne.

Nie udało się jeszcze księdzu ustalić tożsamości tego trzeciego TW…

Tak, bo ja się zakonami zasadniczo nie zajmuję. Dlaczego wypłynął i Y, i X? Dlatego, że o. X spełniał rolę prefekta czyli administratora bazyliki i był obecny na spotkaniach dziekanów dekanatu II, do którego należała parafia św. Mikołaja. I tą drogą, po nitce do kłębka, przeczytałem, że są raporty ze wszystkich spotkań tajnych współpracowników obecnych tam. Szukając, kto mógł donosić, wiedziałem, że to jest „Kazek”. Z pseudonimu nie można było wywnioskować, czy jest to ksiądz diecezjalny czy zakonny.

Czy jest to bezsprzeczne ustalenie?

Jest tego osiem tomów, podpisane X, pseudonim TW „Kazek”

Czy jest bezsprzecznie ustalone, że o. Y był TW „Anteusz”?

Tak, w jego wypadku jest jego teczka personalna, werbunek i raporty przez niego udzielane. Nie ma cienia wątpliwości, kto to robił.

Czy poinformował ks. o tym o. Prowincjała jezuitów?

Napisałem list akurat w piątek, w dniu, w którym o. X sam się przyznał, ale nie mógł dostać go w piątek, bo wysłałem poleconym do niego i do Prowincjała. Natomiast w tym tygodniu, zgodnie z tym, co ks. kardynał mi polecił, wszyscy przełożeni będą informowani o zmarłych kapłanach współpracownikach.

Czy ktoś w IPN-ie krakowskim pracuje nad jezuitami?

Wiem, że prof. Terlecki, dyrektor IPN-u, ma opracować dokładnie te dwa przypadki „Anteusza” i „Kazka”. Dlatego ja mówię bardzo ogólnie. W mojej pracy oni się ukażą jako pewien fragment. Nie będę dokładnie analizował ich działalności. Interesuje mnie ich styk z diecezją.

Prowincjał jezuitów oddelegował jednego z jezuitów, o. Lenia do kontaktów z IPNem. Czy ksiądz go poznał ?

Nie, nie znam go. Natomiast ja bardzo dokładnie sprawdzam, kto się wpisuje.

Czy pojawił się do tej pory?

Nie wiem. Muszę sprawdzić, czy na tych teczkach „Anteusza” i „Kazka” jest wpisane nazwisko o. Lenia. Każdy musi się wpisać do rejestru. To można bardzo łatwo sprawdzić.

[Ktoś dzwoni do ks. Tadeusza. Przerwa w rozmowie.]

Myślę, że jest ważne, aby ksiądz wiedział, że tu nie chodzi tylko o wywiad, ja się z księdzem spotykam też, żeby ksiądz czuł, że dla wielu ludzi, również duchownych, jezuitów, to ksiądz jest dzielnym człowiekiem, który robi to, co Kościół ma robić. I że my się nie damy odizolować od księdza osoby i działań…

Ale powiem szczerze, że mnie tak ubodła ostatnia wypowiedź Ojca Prowincjała z Warszawy tak, że już miałem do niego pisać. Wypowiedź skandaliczna, ironizująca sobie ze mnie. Ale co to da?

Ale co powiedział? Bo ja nie znam tej wypowiedzi.

Złośliwie, w stylu biskupa Pieronka i innych. Pokpiwał sobie ze mnie publicznie.

Chodzi o o. Dariusza Kowalczyka?

Tak. To nie jest wasz prowincjał, ale jest prowincjał warszawski. Kpił sobie, po co, na co, co to da, itd.

Dlaczego? Co, zdaniem księdza, mogło być motywem takiego wystąpienia?

Są dwa motywy. Albo sam ma coś na sumieniu, albo czuje się tak bezradny, że próbuje bardzo trudną sprawę wykpić, bo sam nie wie, co ma z nią zrobić. Przecież kiedyś słyszałem w telewizji, jak ogłaszał publicznie, że każdy brat może do niego przyjść. Czy ktoś do niego przyszedł? Nikt nie przyszedł. Przełożeni często w ogóle nie wiedzą, co mają począć z tajnymi współpracownikami. Prowincjał Kowalczyk jako jedyny dość sceptycznie podszedł do Memoriału, że to i tak nic nie da. Pozostali mówili jednak, że Memoriał coś może przynieść, jest ważnym krokiem w kierunku rozwiązania sprawy.

Dlaczego nic nie da?

Nie wiem, dlaczego. Mnie już wiele osób zwracało uwagę, że on i bp Życiński są tego typu ludźmi, którzy de facto nie robią pewnych rzeczy, a jednocześnie trochę jak pies ogrodnika obszczekują tych, co robią.

Biskupi uwikłani we współpracę z SB

Wspomniał Ksiądz, że pośród tajnych współpracowników SB są również biskupi. Czy są teczki biskupów? O jakich biskupów chodzi?

Nazwisk nie wyjawię, gdyż to jest część obietnicy złożonej ks. kardynałowi. Zachowały się cztery teczki biskupów w Krakowie. Trzech nie podjęło współpracy, chociaż byli rozpracowywani jako tajni współpracownicy. Natomiast jeden podjął jako zwykły ksiądz. Właśnie to jest bardzo wątpliwa sprawa, czy rzeczywiście była to tajna współpraca, czy nie. Jednak wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że on przez sześć lat spotykał się tak jak inni TW w sposób konspiracyjny z funkcjonariuszami SB…

Jeszcze jako ksiądz?

Tak, jeszcze jako ksiądz.

A tych trzech, którzy byli rozpracowywani? O co w tym chodzi?

Próbowano ich zwerbować. To byli księża, którzy studiowali na KUL czy PAT lub pełnili różne funkcje w kurii, więc starano się ich pozyskać. Ale we wszystkich trzech przypadkach kategorycznie odmawiali. Tutaj można zauważyć różnicę, że trzech z nich odżegnywało się od współpracy, nie chciało się spotkać ani razu, a jeden poszedł na te spotkania i, niestety, na sześć lat dał się uwikłać w bliżej niesprecyzowane relacje z SB.

Czyli w świetle księdza wiedzy mamy obecnie do czynienia z jednym biskupem w Krakowie, który był współpracownikiem jeszcze jako ksiądz?

Tak. Z kontaktów z moimi różnymi kolegami-historykami wiem o trzech innych biskupach z innych regionów Polski, którzy widnieli w rejestrze jako tajni współpracownicy, kiedy byli jeszcze zwykłymi księżmi.

Co się działo z księżmi, którzy byli tajnymi współpracownikami i zostawali biskupami?

W jednym wypadku to można bardzo dokładnie prześledzić. Była instrukcja wewnętrzna SB, która zabraniała utrzymywać na kontakcie TW jako biskupa. W chwili, gdy ktoś z TW zostawał biskupem od razu zbył przekształcany w kontakt operacyjny. I takie dokumenty posiadam, które dowodzą, że z chwilą nominacji TW na biskupa – esbecy przyszli do niego z bukietem kwiatów i złożyli mu życzenia z okazji konsekracji biskupiej, a w dokumentach wysłanych do Warszawy przekwalifikowali go z TW na kontakt operacyjny. Kontakt operacyjny był wówczas czymś niezobowiązującym, chociaż dalej prowadzono z takim człowiekiem rozmowy.

Z tym konkretnym biskupem krakowskim.?

Tak.

Czy wiadomo coś o trzech innych biskupach z innych regionów Polski?

Jeden z nich, który jest bardzo gorącym przeciwnikiem lustracji w Kościele i bardzo mocno atakuje wszystkie osoby, które cokolwiek mają wspólnego z lustracją, był prowadzony przez trzech oficerów głównie polskiego wywiadu, bo dość często wyjeżdżał i studiował za granicą, miał kontakty i był nie tyle cenny dla IV Wydziału SB czyli tutaj lokalnego, do dla wywiadu polskiego.

Tych czterech biskupów, o których Ksiądz wie, to są biskupi emerytowani czy jeszcze działający?

Jeden jest emerytowany, trzech pełni dalej swoje funkcje..

Czy myśli ksiądz, że ich współpraca miała wpływ na to, że Kościół, episkopat nie podejmował tego tematu?

Myślę, że ten, który zwalcza zaciekle lustrację jest człowiekiem, który dalej broni tych układów, a nie tylko własnej skóry. Przepraszam za takie mówienie trochę ironiczne. Ujawnienie takiej sprawy może być dopiero katastrofą dla Kościoła. On wie o tym dobrze, że jest tajnym współpracownikiem, że został tak zarejestrowany i miał kontakty, dlatego tak zaciekle walczy. To wcześniej czy później i tak wyjdzie.

Czy w świetle pracy historyków i Memoriału biskupów ci biskupi, jeżeli się sprawa potwierdzi, utracą swe funkcje?

W tym przypadku, który ja badam, nawet gdyby to był zwykły proboszcz, uważam, że to nie było nic takiego, co by go dyskwalifikowało, ale jeżeli pełni funkcję biskupa, to biskup jest jak żona Cezara, musi być poza wszelkimi podejrzeniami. Z tym, że ja bym się nie ważył mówić cokolwiek na ten temat, bo to może być prawdziwy szok i dopiero wtedy Kościół będzie miał twardy orzech do zgryzienia. Bo łatwo mówić do księży „przyznajcie się sami”, ale co będzie z biskupem? Jest też generał jednego ze zgromadzeń, o którym wszyscy wiedzą, ale on jest już na emeryturze.

Książka ks. Tadeusza

Co będzie w książce księdza i kiedy się ona ukaże?

Będą cztery zasadnicze działy odnoszące się do czterech grup duchownych. Pierwsza to księża represjonowani począwszy od czasów stalinowskich. Druga, księża, którzy byli werbowani na tajnych współpracowników i nie podjęli współpracy – tu będą pokazane wszystkie mechanizmy perfidnych działań SB. Trzecia grupa, najmniej liczna, to księża, którzy podjęli współpracę, ale ją zerwali, których ja opisuję bardzo pozytywnie jako ludzi odważnych. I czwarta, wcale nie najliczniejsza, to są tajni współpracownicy, których jest 8-10%.

Czy będą nazwiska?

Tak, oczywiście, że będą. Dlatego że te nazwiska są w czytelni jawnej. Śmieszyło mnie, jak kiedyś syn Wałęsy miał wypadek i pisano Jarosław W., syn prezydenta Polski. Co to jest za tajność?

Czy będą nazwiska żyjących i zmarłych?

W jakim wypadku nie podam nazwisk? Jeżeli współpraca była w wyniku szantażu, lub była krótka, rok czy dwa, po prostu uznaję to za tzw. okoliczności łagodzące i nie ujawnię personaliów, ponieważ księży szantażowanych oceniam inaczej w tej publikacji. Natomiast, jeśli ktoś współpracował przez 10-20 lat, brał za to pieniądze, a jego akta są w czytelni jawnej, to jeśli podam tylko inicjały, to i tak ludzie będą wiedzieć, o kogo chodzi.

Kiedy będzie opublikowana księdza książka?

Pod koniec września muszę oddać całość.

W jakim wydawnictwie?

W „Znaku”.

Ile będzie liczyła stron?

Mam tak ogromny materiał, że już wiadomo, iż w przyszłości powstanie z tego druga książka. Muszę nałożyć sobie pewne autoramy, bo już wyszedłbym tak daleko, że opisałbym tam ze sto przykładów. Ograniczę się jednak do lat 70. i 80., ale 60. i 50., z których mam bogaty materiał, przeznaczę do innej publikacji.

Czy w tej książce będzie to, co ks. chce napisać, co myśli, wszystkie fakty?

Tak, tak.

Czy będzie to podlegało cenzurze?

Żadnej. Wczoraj ks. kardynał jednoznacznie stwierdził, że żadnej cenzury nie będzie. Jako ordynariusz prosił mnie tylko, żeby on mógł ją przeczytać, bo będą sprawy zmarłych księży, żeby o nich wiedział. Ale ja i tak niezależnie od tego, dawałem mu wszystko na bieżąco, praktycznie co 2 tygodnie.

Czyli to, co ks. pisze na bieżąco, kolejne rozdziały, otrzymuje także ks. kardynał?

Nie rozdziały, tylko nazwiska. A rozdziały, złożę dwa egzemplarze książki: jeden w wydawnictwie, drugi dam kardynałowi.

Ale jeżeli ks. ma prawo napisać wszystko w tej książce, to po co ksiądz daje to wcześniej ks. kardynałowi?

Dlatego że chodzi o osoby.

Ale te osoby będą w tej książce. Kardynał dowie się o nich z książki.

No właśnie chcę, żeby nie było takiej sytuacji, żeby on jako ordynariusz dowiadywał się o swoich podwładnych dopiero z książki. To jest jego prośba, którą spełniam. Nie widzę w tym nic złego, ani cenzury, bo jeszcze raz było powiedziane, że, po pierwsze, ja biorę odpowiedzialność za książkę, nawet jeśliby wytoczono mi jakieś ewentualne procesy. Po drugie, kardynał nie będzie ingerował, ponieważ jest w tej chwili za ujawnieniem wszystkiego, żeby nie cofać się znowu, że będzie książka, a za 2 miesiące ktoś pojawi się z kolejną książką i jeszcze coś nowego wyciągnie.

Ksiądz kardynał Dziwisz

Wczoraj niespodziewanie odwiedził księdza w Radwanowicach ksiądz kardynał. Jaki był cel tej wizyty?

Był jeden, moim zdaniem. Ksiądz kardynał wykonał ważny ruch, bo cały czas ci, którzy są przeciwnikami lustracji, próbowali pokazać, że to jest konflikt między kardynałem a księdzem. To nie jest konflikt między kardynałem a księdzem. To jest raczej zderzenie dwóch różnych dróg, które prowadzą do tego samego celu. Bo zarówno kardynałowi jak i mnie zależało na tym, żeby powiedzieć prawdę o latach 70 i 80-tych, które są dziesięcioleciami heroicznymi dla Kościoła. Natomiast ksiądz kardynał ma trochę inne spojrzenie, ale wczoraj wykonał piękny gest trochę zamykając usta tym wszystkim…

Czy to była pierwsza wizyta?

Przyjechał pierwszy raz. Nigdy nie był w Radwanowicach, nie zapowiedział się wcześniej.

Był ksiądz zaskoczony?

Byłem absolutnie zaskoczony. Wyszedłem w jakiś dziurawych portkach, siedziałem w altance i pisałem kolejny rozdział pracy. I tak mnie zastał. Uważam, że kardynał jest rzeczywiście księciem Kościoła. On patrzy inaczej, szeroko na ten problem. I ja to doceniam. Jeżeli mam żal, to jedynie do jego otoczenia, a nie do samego kardynała. Bo rzeczywiście w jego otoczeniu są byli TW. To jest paradoks. Wszędzie, jeżeli ktoś jest podejrzany o TW, to jest odsuwany. A u nas w Kościele broni się takiego do ostatniej kuli. Ostatni nabój się wystrzeli, żeby ten ksiądz pełnił pewną funkcję. I później jak dochodzi do konfrontacji, to jest jak z ks. Czajkowskim. A co on mówił? „Nieprawda, kłamstwa.” Inni twierdzili, że on się zajmuje problematyką żydowską, więc to jest działanie antysemickie przeciw Czajkowskiemu. Jak się ukazały akta, to się wszystko oczywiście odwróciło.

Wczoraj ksiądz kardynał Dziwisz chciał pokazać, że jesteście w zgodzie, czy chciał się czegoś dowiedzieć?

Myślę, że jego głównym celem było to, żeby zamknąć usta tym wszystkim szczekaczom, którzy sugerują, że to jest konflikt między biskupem a księdzem. Więc wczoraj…

Komu takie szczekanie szkodzi najbardziej?

Powiem, kto szczeka. To ci, którzy są przeciwni ujawnieniu akt, czyli ludzie, którzy albo byli uwikłani we współpracę, albo bronią swoich kolegów, którzy byli uwikłani. Natomiast dla Kościoła jest ważne to, że kardynał 22 czerwca udzielił mi oficjalnej zgodę na badania i nadal ją podtrzymuje. Chce ujawnienia prawdy. Nie mówił mi, że bez nazwisk, wręcz przeciwnie, żeby to wyjaśnić gruntownie. On wie o tym, że za dwa miesiące wszystko to wszystko zawiśnie na stronach internetowych. Chodzi o oświadczenia IPN-owskie. Więc w jaki sposób zamknąć tę drogę? W żaden. Jak można wymusić na państwie polskim, żeby IPN wyłączył księży z lustracji? Nie ma takiej możliwości.

To znaczy, że ksiądz kardynał zdaje sobie sprawę, że tego już nie da się zatrzymać?

Nie da się. Powiedział, że im szybciej, tym lepiej, żeby to zrobić dogłębnie, potem należy zamknąć lustrację i zająć się innymi sprawami. I ja to tak rozumiem. To jest bolesna działalność. Przecież od niemal roku jestem wyłączony z mojej normalnej działalności, czyli z Fundacji i z duszpasterstwa Ormian. Cierpią na tym moje dotychczasowe zaangażowania. Ja de facto jestem na wielomiesięcznym urlopie i powiem, że nie mam środków do życia. Ale to już jest osobna sprawa.

Naprawdę?

No nie, bo w sensie formalnym jestem na bezpłatnym urlopie w fundacji. „Kto nie pracuje, ten nie je”. Fundacja daje mi mieszkanie i jedzenie, ale nie płaci mi, bo w tej chwili nie pełnię funkcji prezesa. Zajmuję się pracą w IPN-ie.

Wracając jeszcze do sprawy relacji z ks. kardynałem. Tam były różne ruchy. Najpierw gwałtowny zakaz. Później wycofał się z tego. To jest taka dynamika. Sytuacja się rozwija i zmienia się podejście.

Tak. Bardzo to przeżywam dlatego, że po pewnym czasie nie wiem, jakie jest oficjalne stanowisko. Czy ta wczorajsza, bardzo pozytywna rozmowa to jest ostateczny wynik sprawy? Albo jak zrozumieć te urągania rzecznika prasowego, ks. Nęcki, który mnie poniża w różny sposób? Nie mogę tego zrozumieć. Mogę powiedzieć, że wielu księży stoi po mojej stronie, ponieważ nie akceptuje tych publicznych oświadczeń, że jest komisja, która w gruncie rzeczy nie działa. Przecież o tym wie cała nasza diecezja, że komisja historyczna nie przyszła jeszcze do IPN-u.

Czy uważa ksiądz, że jest to skandal?

Tak, dla mnie jest to skandal.

Czy dla księdza kardynała też jest to skandal.?Jak on to ocenia?

Nie potrafię odpowiedzieć za kardynała.

Czy ksiądz pytał się jego?

Powiedziałem mu, co szkodzi sprawie. Że jeżeli nie powstrzyma wypowiedzi rzecznika prasowego, i tych ludzi, którzy według mnie nim manipulują – przecież to jest młody człowiek, który nie ma pojęcia o wielu sprawach – to nic dobrego z tego nie wyjdzie. Ks. Nęcka nigdy ze mną nie rozmawiał. Nie zamienił ze mną ani jednego zdania. Więc on nie wie, co ja myślę. A wypowiada się bez przerwy na mój temat. Jeżeli ks. kardynał toleruje taką sytuację to znaczy, że ludzi także będą rozumować w ten sposób: tak myśli ks. kardynał Stanisław Dziwisz. bo to jest jego rzecznik.

Czy rozmawiał ksiądz z kardynałem o biskupach, o których ksiądz wie?

Tak. Oczywiście.

Czy on o tym wiedział wcześniej?

Dowiedział się ode mnie dlatego, że byłem pierwszą osobą, która dotarła do tych materiałów. Nie ukrywam, że także Konferencja Episkopatu też wie o tych nazwiskach.

I to była jedyna prośba ks. kardynała o milczenie w sprawie tych nazwisk?

W ogóle zobowiązałem się, że do chwili ukazania się publikacji nie będę podawał do kogo wysłałem listy. Jeżeli ks. Bielański sam powiedział, że on dostał ode mnie list i jeszcze mi urągał, to jest jego decyzja, ale ja nie potwierdzam tego, że wysłałem mu list.

Przyjaciele i wrogowie ks. Tadeusza

Kto księdza wspiera?

Moi przyjaciele. I muszę przyznać, że powiedzenie „Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie” w takiej sytuacji księża i świeccy się sprawdzają.

Czy ma ksiądz dostateczną liczbę tych przyjaciół, żeby prowadzić dalej tę działalność?

Tak. Chociaż na pewno bolesne są takie wypowiedzi jak bpa Życińskiego, Pieronka, czy Bielańskiego, ale ja to przyjmuję jako walkę, a oni strzelają z ostatniego naboju do przeciwnika. Natomiast musze powiedzieć, że dostaję ogromną korespondencję od księży i to mnie chyba najbardziej satysfakcjonuje, że zwłaszcza młode pokolenie, ale nie tylko, bo dużo starszych też, po prostu stoi murem za tą sprawą. Bo oni doskonale wiedzą, że dobro Kościoła nie polega na ukrywaniu grupy osób, która w nieuczciwy sposób funkcjonowała.

Czy czuje się ksiądz swoistą ikoną Kościoła walczącego o wolność, o prawdę?

Nie. Mnie to strasznie przeszkadza, bo ja teraz żyję trochę jak pustelnik. Nigdzie się nie pokazuję. Pójdę na stację benzynową, to mnie ludzie zaczepiają. Już takie są w tej chwili sytuacje, że ludzie mnie na ulicy zagadują. I wcale nie negatywnie. Chcą porozmawiać.

Czy czuje Ksiądz jakieś wsparcie społeczne?

Tak. Spotykam się z pogróżkami, obrzuca się mnie inwektywami. W pewien sposób stałem się osobą publiczną, co mi strasznie przeszkadza w działalności. Do tego codziennie bez przerwy ktoś do mnie dzwoni i chce rozmawiać.

Mówił ksiądz, że się obawia o swoje życie.

Miałem takie pogróżki. I to bardzo ostre. Teraz toczy się proces niezależnego dziennikarza Macieja Gawlikowskiego przeciwko funkcjonariuszowi SB, który też straszył go w ten sposób. Myślę, że te pogróżki pochodzą ze środowiska esbeckiego.

Czy ks. Zaleski jest wolnym człowiekiem?

Ks. kardynał Dziwisz powiedział w mediach: „Ks. Zaleski jest wolnym człowiekiem i może robić swoje badania, wydawać swoje publikacje”. Czy czuje się ksiądz wolnym człowiekiem?

Dostałem zakaz, który został ogłoszony publicznie. Widzi ojciec, nikogo z tajnych współpracowników nie ukarano upomnieniem kanonicznym, które podano do publicznej wiadomości. A mnie ukarano. Więc ciągle powtarzam, że strzelanie do sapera nic nie daje. Każdy cios wymierzony w kierunku mojej skromnej osoby nie zmienił tej sytuacji, że pojawiają się kolejne mikrofilmy.

Czy zakaz prowadzenia tej działalności był karą dla człowieka, który próbuje odkryć prawdę, a chronieniem tych, którzy współpracowali z SB?

Zawsze będę mówił, że dla mnie takie zachowania zdradzają mentalność korporacyjną, czyli chronienie kolegów do upadłego. Myślę, że ks. kardynał Dziwisz doskonale dzisiaj rozumie pewne rzeczy i chcę to, co wczoraj powiedział, uznawać za jego ostateczną wykładnię. A cała ta dynamika, jak ją rozumiem, to było dochodzenie do tej wykładni. W końcu jego nie było tutaj 30 lat. I może on nie był na to przygotowany.

Przyszłość lustracji duchownych

Jaką widzi ksiądz przyszłość dla procesu ujawniania prawdy o Kościele?

Niestety, spodziewam się, że przed nami jeszcze lata ciężkich zmagań. To się nie skończy na mojej publikacji. Będzie ona traktowana, niestety, w formie sensacji, co mi bardzo przeszkadza.

Dlaczego?

Bo ludzie rzucą się na nazwiska. Mam jednak nadzieję, że ta publikacja – piszę ją w konsultacji z innymi i nie chcę tutaj popełnić żadnego błędu – może wymusić, w najlepszym tego słowa znaczeniu, na innych diecezjach takie same działania.

Czy słyszał ksiądz o innych kapłanach, którzy oddolnie działają w tej sprawie?

Znam jednego zakonnika, nie powiem z jakiego zakonu, w którym otworzyli badania. Ujawnili 20 TW. Prowincjał rozwiązał komisję i powiedział, że jak ktoś będzie dalej badać, to wyśle go do Kongo. Takie było stanowisko Prowincjała. I to jest właśnie tragedia polskiego Kościoła, że się znowu strzeliło w kierunku sapera.

Czy ksiądz wie coś o tej dominikańskiej komisji?

Krakowskie akta w tej chwili badają trzy zakony: benedyktyni, dominikanie i kapucyni, zwłaszcza o. Marecki, ale żadnego innego badacza kościelnego tutaj nie ma. Czasem pojawia się ktoś z jakiejś obcej diecezji, ale z własnej woli, nie jako historyk wydelegowany przez biskupa. Wiem od dwóch historyków, że prosili swoich biskupów. Ci mówili: „Świetnie. Bardzo dobrze”. I mijało pół roku i nie przyszedł nikt.

Ks. Tadeuszu, gdyby ksiądz wiedział, przekraczając pierwszy raz próg IPN-u, co księdza spotka, czy wszedłby ksiądz jeszcze raz na tę drogę?

To dobrze, że nie wiedziałem wchodząc pierwszy raz do IPN-u, co mnie czeka, bo nie powiem, żebym się wahał, być może zrobiłbym to samo, ale powiem co jest najgorsze. To są te oszczerstwa. Nie mogę tego zrozumieć, że biskupi potrafią publicznie lżyć mnie jako księdza, w ogóle ze mną nie rozmawiając. Ani bp Pieronek ze mną nie rozmawiał, ani Życiński, ani Bielański, ani inni i oskarżają. Jak można tak robić?

Czy to jest w tym wszystkim najbardziej bolesne?

Czuję pewne rozczarowanie, gdyż do tej pory, przynajmniej w Kościele, było coś takiego, że bez rozmowy z człowiekiem, nie powinno się go publicznie atakować. Ale jeżeli abp Życiński potrafi nazywać mnie w radiu świeckim megalomanem, arogantem, w ogóle nic nie wiedząc, to bredzi nieprawdopodobne rzeczy, bo on tych akt nie zna. Dotyczyło to ks. Bielańskiego. Właśnie w tej publikacji powinienem na końcu napisać, że taki bp skłamał, taki powiedział nieprawdę, a taki w końcu obraził. Ja tego oczywiście nie zrobię, ale nie mogę pojąć, że ranga biskupa nagle zredukowana jest do takiego pyskacza, który w tym czy tamtym radiu strzela i atakuje. Nie mogę takiego arcybiskupa-felietonisty zrozumieć, bo to powinien być pasterz, a nie felietonista. Co innego ze zwykłymi księżmi. Mój konflikt nie jest między biskupami, a mną jako księdzem. Nie akceptuję tylko pewnych postaw, które się objawiły w tej sprawie.

Czy ze strony jezuitów jakieś osoby wspierają księdza?

No, ks. Krzysztof Mądel przede wszystkim, któremu jestem niesłychanie wdzięczny. Zaproszę go na promocję książki.

Na czym polega jego wsparcie?

Mówi odważnie to, co wszyscy dzisiaj potwierdzają, że sprawę trzeba wyjaśnić. Przecież nie nawołuje do zemsty, nie mówi, żeby strzelać, lecz wyjaśnić. To jest postawa właściwa. I dlaczego on jako jezuita mówi? No bo wielu moich kolegów diecezjalnych myśli podobnie, ale boją się o tym powiedzieć publicznie, gdyż są zależni. Wielu z nich przyjeżdża do mnie i mówi: „Słuchaj, Tadek, no wiesz, my nie możemy”. To nie znaczy, że oni myślą inaczej.

Czyli takie publiczne, moralne, kompetentne wsparcie ze strony jezuity czy innych osób jest potrzebne, nawet tak odważnemu człowiekowi jak ksiądz?

Jest potrzebne. Poza tym zawsze wiem, że na moich przyjaciół z „Solidarności” mogę liczyć, czy księży, czy świeckich. Ogromnie mnie wspierają. Widać to, że solidarność wewnętrzna jest bardzo dobra. Do tego dochodzi wiele osób mi nieznanych, które w najróżniejszy sposób udzielają pomocy.

Dziękuję bardzo księdzu za rozmowę.

Z księdzem Tadeuszem Isakowiczem-Zaleskim rozmawiał Andrzej Miszk SJ

Kraków, 28 sierpnia 2006 w siedzibie Instytutu Pamięci Narodowej.

Wywiad jest pełnym zapisem rozmowy z ks. T. Isakowiczem-Zaleskim. Pominięto jedynie nazwiska i imiona jezuitów tw oraz szczegóły identyfikacyjne.

Skip to content