Urząd Pracy i Opieki nad Dziećmi w hrabstwie Hamilton przejął legalną pieczę nad 17-latką, która według doniesień sądowych, cierpi na dysforię płciową. Nastolatka mieszka obecnie ze swoimi dziadkami ze strony matki. Nazwisko dziewczyny i imiona jej rodziców są zastrzeżone przez sąd.
U dziewczyny zdiagnozowano depresję, lęki i dysforię płciową po hospitalizacji w 2016 roku. Lekarze zdecydowali, że ponieważ chce identyfikować się jako mężczyzna, powinna otrzymać testosteron i leki „zmieniające” płeć.
Rodzice dziewczyny sprzeciwili się tej sugestii twierdząc, że nie sądzą, by taka kuracja leżała w najlepszym interesie ich córki. Sprawa trafiła do sądu dla nieletnich, który najprawdopodobniej jeszcze w tym tygodniu orzeknie, czy pozbawić rodziców wszelkich praw do dziecka.
Na sąd naciskają pro-transseksualni lekarze, wskazując, że wyrok w sprawie musi zapaść szybko, dlatego, że ich zdaniem dziewczyna pilnie potrzebuje hormonów męskich. W przeciwnej sytuacji może popełnić samobójstwo.
Sąd wysłuchał argumentów, zgodnie z którymi dziadkowie dziewczynki powinni ostatecznie przejąć opiekę nad dzieckiem. – Uważamy, że dziadkowie mają otwarty umysł, jeśli chodzi o zastosowanie hormonów zmiany płci, a rodzice wyraźnie pokazali, że nie są do tego przekonani – argumentował sądowy opiekun dziewczyny.
Rodzice zeznali, że pragną tylko tego, co jest najlepsze dla ich córki. Ich adwokat Karen Brinkman ostrzegała: – Gdyby dziadkowie ze strony matki mieli otrzymać opiekę, po prostu byłby to sposób na obejście przez dziecko konieczności uzyskania zgody rodziców na zabiegi medyczne – mówiła Brinkman w sądzie.
Brinkman doszła do wniosku, że depresja, niepokój i dysforia potwierdzone przez medyków pokazują, iż nastolatka nie jest w stanie podejmować decyzji, które skutkowałyby trwałymi zmianami fizjologicznymi. – Nie wydaje się, że to dziecko jest nawet bliskie możliwości podjęcia decyzji o zmianie życia w tym czasie – zauważyła Brinkman.
Adwokaci dziewczyny i dziadków zarzucili rodzicom znęcanie się nad dziewczyną. Ci pierwsi twierdzili, że rodzice wysłali córkę do szkoły katolickiej, gdzie wymagano od niej noszenia odzieży kobiecej, co miało „spowodować dodatkową traumę i niepokój” i przyczynić się do narastania „myśli samobójczych”. Ci drudzy sugerowali, że wpisywanie jej prawdziwego żeńskiego imienia w dokumentach „stało się bardzo dużym wyzwaniem”, które „spowodowało traumę”.
Podobnie jak wspomniani lekarze, dziadkowie wezwali sąd do natychmiastowych działań, aby zapobiec ewentualnemu samobójstwo dziewczyny. – To, co chcemy zrobić … to doprowadzić do ukończenia przez nią liceum. Nie chcemy planować pogrzebu – przekonywał adwokat dziadków.
Prokurator Donald Clancy argumentował, że rodzice są „zmotywowani religijnie” i ojciec stwierdził, że „zmiana płci” w ogóle nie wchodzi w grę. Jest niezgodna z jego podstawowymi przekonaniami. Clancy oskarżył rodziców o usunięcie córki z terapii transseksualnej i poszukiwanie dla niej „chrześcijańskiego” poradnictwa.
Adwokat rodziców wskazała, że „dołożyli oni należytej staranności, kontaktując się z lekarzami, poświęcając tysiące godzin na badania i obserwacje własnego dziecka, które doprowadziły ich do wniosku, iż (zastrzyki hormonalne zmieniające płeć) nie są w interesie ich córki”.
Rodzice uważają, że hormony przeciwnej płci „wyrządziłyby więcej szkód niż pożytku” – mówiła Brinkman.
Źródło: lifesitenews.com.,
AS