Aktualizacja strony została wstrzymana

Pięć minut dla Źywej Cerkwi – Stanisław Michalkiewicz

Reakcja na ogólnopolską modlitwę pod hasłem „Różaniec do granic” pokazuje, że prace nad utworzeniem przynajmniej w naszym nieszczęśliwym kraju „Źywej Cerkwi” są bardziej zaawansowane, niż mogłoby się wydawać. Co więcej – w pracach tych zaangażowani są nie tylko współcześni „księża-patrioci” w rodzaju przewielebnego Wojciecha Lemańskiego, nie tylko tubylczy Judenrat, nie tylko wynalazki starych kiejkutów w rodzaju malwersanta pana Mateusza Kijowskiego, ale również Judenraty zagraniczne, przede wszystkim – nowojorskie. Warto zwrócić uwagę, że dzień „Różańca do granic” nie został wybrany przypadkowo. 7 października 1571 roku stoczona została bowiem bitwa morska pod Lepanto, w następstwie której chrześcijanie skupieni w tak zwanej Lidze Świętej, czyli sojuszu Państwa Kościelnego, Hiszpanii, Wenecji, Genui, Sabaudii i Malty, powstrzymali napór muzułmańskiego Imperium Osmańskiego na Europę. Dodajmy, że temu naporowi ostatecznie położył kres nasz Jan III Sobieski, rozgramiając w 1683 roku armię turecką pod Wiedniem. „Bóg i Pan nasz na wieki błogosławiony dał zwycięstwo i sławę narodowi naszemu, o jakiej przeszłe wieki nigdy nie słyszały. Działa wszystkie, obóz wszystek, dostatki nieoszacowane, dostały się w nasze ręce. Nieprzyjaciel, zasławszy trupem aprosze, pola i obóz, ucieka w konfuzji. Wielbłądy, muły, bydło, owce, które miał po bokach, dopiero dziś wojska nasze brać poczynają, przy których Turków trzodami tu przed sobą pędzą” – pisał król do Marysieńki „w namiotach wezyrskich”. Nie było to zwykłe zwycięstwo, jakich Jan Sobieski nad Turkami odnosił wiele. Był to straszliwy pogrom armii Imperium Osmańskiego, które po tym ciosie utraciło cały impet i już nigdy nie było w stanie napierać na Europę. Zatem zmobilizowanie co najmniej miliona ludzi, żeby w rocznicę bitwy pod Lepanto, wzdłuż granic Polski modlili się „o pokój”, stanowi samo w sobie wydarzenie społeczne i polityczne – zwłaszcza w kontekście „wędrówki ludów”, to znaczy – bisurmańskiej inwazji na Europę. Wiele wskazuje na to, że ta inwazja nie jest spontaniczna, jak to Judenraty próbują wmawiać mikrocefalom, bo – po pierwsze – jej przyczyną są operacje pokojowe, misje stabilizacyjne, wojny o pokój i demokrację oraz „jaśminowe rewolucje”, które wtrąciły w krwawy chaos kraje uważane przedtem za potencjalne zagrożenie dla bezcennego Izraela, po drugie – że wśród szturmujących Europę bisurmanów dominują młodzi mężczyźni zdolni do walki – co potencjalne zagrożenie dla bezcennego Izraela dodatkowo osłabia, a dla Europy oczywiście zwiększa, po trzecie – że wyekspediowanie jednego podróżnika do Europy kosztuje kilka tysięcy euro, które pozbawieni wszelkich środków materialnych „uchodźcy” jednak zdobywają, prawdopodobnie dzięki stworzonej przez starego żydowskiego grandziarza inżynierii finansowej i liniom kredytowym. Pożyczając te pieniądze, szturmujący Europę bisurmanowie muszą jednak dawać jakieś zabezpieczenie pożyczek, prawdopodobnie w postaci rodzin, które w ten sposób stary grandziarz przerabia na swoich niewolników i wreszcie – po czwarte – że celem tego zorganizowanego – jak widzimy – naporu na Europę, może być zniszczenie historycznych europejskich narodów poprzez przerobienie ich na tak zwany „nawóz Historii”, na którym będą rozkwitać bracia starsi i mądrzejsi. Taka forma zemsty za dokonaną podczas II wojny światowej masakrę europejskich Żydów, jak najbardziej mieściłaby się w żydowskiej tradycji, zatem – jak powiadają gitowcy – „wszystko gra i koliduje”. Identyczny cel przyświeca zresztą żydokomunie, będącej w awangardzie podmywającej fundamenty łacińskiej cywilizacji komunistycznej rewolucji, więc nic dziwnego, że polska inicjatywa „Różańca do granic” wzbudziła taką irytację Judenratów, niemieckich gazet, które wykryły, że pod pretekstem modlitwy chodzi o manifestację przeciwko muzułmanom, no i starych kiejkutów, co to serduszka mają szczególnie miękkie i wrażliwe, w związku z czym – jak przypuszczam – podsunęły panu Kijowskiemu pomysł przedstawienia uczestników modlitwy odwróconych tyłem leżącego na morskiej plaży biednego dziecka. Jestem pewien, że nie chodzi tu wcale o dziecko pana Mateusza Kijowskiego, zagłodzone wskutek niepłacenia na nie alimentów, tylko o napiętnowanie nieubłaganym palcem katolickiej hipokryzji. A któż lepiej nadaje się do piętnowania hipokryzji, jak nie pan Mateusz Kijowski, którego nawet stare kiejkuty jeszcze niedawno musiały wycofać do tylnych szeregów, bo jakże sztandarem praworządności na oczach całej Europy miałby wymachiwać malwersant? Teraz jednak rzuciły pana Kijowskiego na inny odcinek ideologicznego frontu, mianowicie na odcinek religijny, więc nic dziwnego, że pan Kijowski uwija się jak w ukropie. Ale to jeszcze nic w porównaniu z przewielebnym księdzem Wojciechem Lemańskim, który zadekretował, że Pan Jezus „potępi” uczestników „Różańca do granic”. Skąd przewielebny ksiądz Lemański może takie rzeczy wiedzieć – trudno zgadnąć, bo nie sądzę, żeby – zwłaszcza w sytuacji, gdy został zasuspendowany – dysponował jakąś gorącą linią do samego Pana Jezusa, który na bieżąco zwierza mu się ze swoich zamiarów, kogo zamierza potępić, a kogo nie. Już prędzej mógłby wchodzić w grę jakiś inny telefon, niekoniecznie od starych kiejkutów – chociaż na tym świecie pełnym złości niczego wykluczyć nie można – ale na przykład od Judenratu na Czerskiej, który w swoim czasie bardzo sobie w przewielebnym księdzu Lemańskim upodobał. Bo – powiedzmy sobie szczerze – ptaszek Boży w osobie pana red. Jana Turnau, czy rzucona na religijny odcinek frontu ideologicznego pani red. Katarzyna Wiśniewska, a nawet pani Aleksandra Klich, nie bardzo się na filary Źywej Cerkwi nadają, podczas gdy przewielebny ksiądz Lemański – aaa, to co innego!

Skoro tedy już wiadomo, że sam Pan Jezus postanowił „potępić” nawet uczestników „Różańca do granic”, to cóż dopiero mówić i organizatorach a zwłaszcza – o poplecznikach tego przedsięwzięcia w osobach członków Episkopatu Polski, którzy zachęcali, żeby nie powiedzieć – podżegali – do wzięcia udziału w tej modlitwie? No dobrze – ale skoro Episkopat zostanie „potępiony” i to przez samego Pana Jezusa – o czym zapewnia nas przewielebny ksiądz Wojciech Lemański – to czy tacy potępieńcy mogą jeszcze pretendować do sprawowania rządu dusz naszego mniej wartościowego narodu tubylczego? Jasne, że nie mogą, a w tej sytuacji nic dziwnego, że Judenrat zakrzątnął się wokół skompletowania mniej wartościowemu narodowi tubylczemu jakiegoś przywództwa zastępczego („na stole węgorz z drobiu w opakowaniu zastępczym”) i nie tylko wydobył z naftaliny przewielebnego księdza Lemańskiego, ale dla lepszej zachęty przekazał mu też komunikat od samego Pana Jezusa w sprawie potępienia. Nikt, a zwłaszcza potępieńcy, nie będzie sypał piasku w szprychy rozpędzonego parowozu dziejów, na którym Judenraty zamierzają wjechać do europejskiej historii.

Stanisław Michalkiewicz

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

Felieton    tygodnik „Najwyższy Czas!”    18 października 2017

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=4051

Skip to content