Aktualizacja strony została wstrzymana

W Polsce jak w Ameryce – Stanisław Michalkiewicz

Jednym z ważniejszych dokonań Zbigniewa Brzezińskiego, którego pogrzeb odbył się 9 czerwca, była teoria konwergencji. Głosiła ona, że tkwiące w śmiertelnym zwarciu antagonistyczne mocarstwa coraz bardziej się do siebie upodabniają. Polska wprawdzie mocarstwem nie jest; była nim przez krótki czas za panowania Edwarda Gierka, kiedy to „propaganda sukcesu” głosiła, iż nasz nieszczęśliwy kraj jest dziesiątą potęgą gospodarczą świata – ale już w 1976 roku rozpoczął się bolesny powrót do rzeczywistości, aż w 1980 roku euforia zakończyła się depresją, to znaczy – buntem przeciwko Partii, który został stłumiony w następstwie stanu wojennego. Ale właśnie na Polsce sformułowana jeszcze w pierwszej połowie lat 60-tych teoria konwergencji sprawdza się najlepiej. Oto od 2015 roku trwa u nas nieustająca, a nawet jakby zaostrzająca się polityczna wojna, w której po jednej stronie występuje Stronnictwo Pruskie ze swoimi politycznymi ekspozyturami oraz żydowskie lobby polityczne, a z drugiej – ekspozytura stronnictwa Amerykańsko-Żydowskiego. Zakrawa to na jakiś absurd, że żydowskie lobby polityczne ramię przy ramieniu staje obok Stronnictwa Pruskiego przeciwko ekspozyturze Stronnictwa Amerykańsko-Żydowskiego – ale właśnie na tym polega polska specyfika. Oto po roku 2000, kiedy to niemiecki kanclerz Gerhard Schroeder powiedział, że „okres niemieckiej pokuty dobiegł końca” , żydowską politykę historyczną zaczęto intensywnie koordynować z polityka historyczna niemiecką. Jak wiadomo , niemiecka polityka historyczna nakierowana jest na delikatne, ale cierpliwe i metodyczne zdejmowanie z Niemiec odpowiedzialności za II wojnę światową. Żydowska polityka historyczna nakierowana jest zaś na zagwarantowanie możliwości materialnego i politycznego eksploatowania holokaustu. Skoro Niemcy przestały pokutować, to nie było rady – trzeba było wytypować jakiegoś winowajcę zastępczego, na którego zdejmowaną z Niemiec odpowiedzialność stopniowo by się przerzucało, zapewniając w ten sposób perspektywę materialnego eksploatowania holokaustu. Na tego winowajcę zastępczego wytypowana została Polska, która jest w związku z tym „upokarzana” na arenie międzynarodowej, by w ten sposób wymusić na niej spełnienie żydowskich roszczeń majątkowych. Elementem tego „upokarzania” jest również tak zwana „pedagogika wstydu”, obliczona na wywołanie w mniej wartościowym narodzie tubylczym poczucia winy wobec Żydów, którzy dzięki temu będą mogli pełnić w przyszłości rolę szlachty bez konieczności odwoływania się do terroru. Dlatego właśnie żydowskie lobby polityczne idzie ręka w rękę ze Stronnictwem Pruskim, przeciwko ekspozyturze Stronnictwa Amerykańsko-Żydowskiego, która wprawdzie umizguje się do Żydów jak tylko może, ale jednocześnie umizguje się do środowisk patriotycznych – czego ani lobby żydowskie, ani Stronnictwo Pruskie nie mogą mu darować. Na tym właśnie polega wspomniana polska specyfika, ale kiedy odłożymy ją na bok, to niepodobna nie zauważyć podobieństw między sytuacją w naszym nieszczęśliwym kraju, a sytuacją w Stanach Zjednoczonych.

Bowiem w Stanach Zjednoczonych również trwa polityczna wojna, mimo zakończenia kampanii prezydenckiej. Zazwyczaj bywało tak, że po dokonanym wyborze prezydenta przegrany kandydat składał zwycięzcy gratulacje, emocje opadały i wszystko wracało do normy. Teraz jest inaczej. Teraz polityczna wojna nie tylko nie ustaje, ale nawet jakby się zaostrzała, co daje do myślenia zwłaszcza w kontekście spiżowego spostrzeżenia Józefa Stalina, że w miarę postępów socjalizmu, walka klasowa się zaostrza. W USA socjalizmu jest całkiem sporo; w 1990 roku Milton Friedman opowiadał nam, że kiedy pod koniec lat 80-tych odwiedził Bibliotekę Kongresu i przejrzał program Komunistycznej Partii USA z lat 20-tych, to z przerażeniem skonstatował, że wszystkie punkty tego programu zostały zrealizowane. Socjalizm więc narasta, zwłaszcza za sprawą prezydenta Obamy i Partii Demokratycznej, której działacze może nawet nie zdają sobie sprawy z tego, że są komunistami – ale przede wszystkim za sprawą żydokomuny, która nie tylko jednym susem wskoczyła do pierwszego szeregu płomiennych bojowników o świętą sprawę socjalizmu, ale jest również w awangardzie wojny przeciwko prezydentowi Trumpowi. Gdyby tak kierować się opiniami żydowskiej i postępackiej prasy amerykańskiej, to trzeba by uwierzyć, że Donald Trump jest ruskim agentem, którego Putin wystrugał sobie z banana i umieścił na stanowisku prezydenta USA. Autorzy wypisujące takie rzeczy najwyraźniej nie zdają sobie sprawy, że dezawuują w ten sposób tak zachwalaną amerykańską demokrację, pozbawiając ją autentyczności. Bo cóż sądzić o tej całej demokracji, skoro to Putin naznacza Amerykanom prezydentów? Być może, że to prawda, ale skoro tak, to warto sięgnąć do głębi i zapytać, czy przypadkiem przyczyną wojny przeciwko prezydentowi Trumpowi nie jest okoliczność, że nie został on namaszczony przez AIPAC, czyli żydowskie lobby polityczne w USA, które, według niektórych opinii, obraca tym krajem, jakby ogon wywijał psem. Mniejsza jednak o amerykańską demokrację – czy ona autentyczna, czy nie – bo chodzi przecież nie o to, tylko o wykazanie podobieństw sytuacji w USA i w naszym nieszczęśliwym kraju, zgodnie ze sformułowaną jeszcze w początkach lat 60-tych przez Zbigniewa Brzezińskiego teoria konwergencji. Podobieństwo to zwiększa dodatkowo okoliczności, że i Donald Trump, podobnie jak prezydent Duda, czy premier Beata Szydło, podlizują się i nadskakują Żydom przy każdej okazji – ale ani jemu, ani im w niczym to nie pomaga, bo Żydzi wiedzą swoje i na żadne umizgi nie dają się nabierać. Zatem w tym podobieństwie nie tyle chodzi o postępy socjalizmu, chociaż i u nas socjalizm postępuje, między innymi wskutek realizowania przez obecny rząd programu przedwojennej sanacji, co o zbieżność interesów żydowskich zarówno w USA, jak i w Polsce. Te interesy polegają na cierpliwym i metodycznym doprowadzeniu jednego i drugiego narodu do stanu politycznej bezbronności, by w ten sposób łatwiej zapanować nad jednym i drugim, poddając je bezlitosnej eksploatacji za parawanem socjalistycznych haseł. O powadze sytuacji niech świadczy fakt, że po ostatnich zamachach terrorystycznych w Europie usłyszeliśmy od Umiłowanych Przywódców, że to są „incydenty”, do których powinniśmy się „przyzwyczaić”. Niestety przyzwyczaić się do takich „incydentów” jest trudno, co zauważyła nawet poetessa Wisława Szymborska, pisząc, iż „nic dwa razy się nie zdarza i zapewne z tej przyczyny zrodziliśmy się bez wprawy i pomrzemy bez rutyny”.

Stanisław Michalkiewicz

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

Komentarz    tygodnik „Goniec” (Toronto)    11 czerwca 2017

Skip to content