Walka z „dyskryminacją płciową” wkroczyła do polskiej, katolickiej szkoły. Wszystko za sprawą dwóch uczennic, które uznały, że teraz wolą być „uczniami”. To wystarczyło genderystom, by na dobre rozpętać walkę o „trans-prawa”. Rzecz jasna, nie bacząc na obowiązujące – wszystkich i równo – zasady.
Obraz bitwy, jaka toczy się w prowadzonym przez Jezuitów publicznym gimnazjum i liceum im. św. Stanisława Kostki w Krakowie, jest porażający. A styl, w jakim o „trans-prawa” uczennic walczą zaczadzeni ideologią gender aktywiści, tylko potwierdza, że nie chodzi tu o dobro uczennic, ale poczynienie w murach polskiej – więcej – katolickiej szkoły, wyłomu dla lewackiej ideologii.
O co toczy się spór? Otóż w szkole znalazły się dwie „uwięzione” w swojej płci nastolatki. Dziewczyny uznały, że teraz chcą być chłopcami i zażądały, by tak do nich się zwracać. Trudno ocenić, czy dziewczyny przeżywają trudny okres, czy też postanowiły się „zabawić”, lub czy zostały do tej zabawy przez kogoś zachęcone, niemniej żadna z nich swojej płci dotąd nie zmieniła, a i wciąż w oficjalnych dokumentach obie pozostają kobietami.
Trudno więc, by nauczyciele nie potraktowali całej sprawy jako bezczelnej hucpy. Rzecz jasna, sprawa szybko została podszyta lewacką ideologią, a wszelkie próby normalnego – czyli zgodnego ze stanem faktywnym – traktowania uczennic, zostały odebrane jako dyskryminacja, znęcanie, dręczenie… Spór oczywiście szybko wyszedł poza szkołę, a chętnie włączyli się w niego piewcy gedneryzmu.
Tak oto na początku czerwca – wobec alarmujących informacji płynących zza murów szkolnych – zażądano od dyrekcji przeprowadzenia w placówce szkolenia z zakresu edukacji antydyskryminacyjnej i antyprzemocowej. Prośby nie przyjęto, a „tęczową” delegację zamiast ugościć – o zgrozo – odprawiono z niczym. Jak to u lewaków bywa, wszystko odbyło się bez uprzedniego umówienia spotkania i „pod naciskiem”.
Choć postawa dyrekcji rozczarowała aktywistów, postanowiono walczyć dalej. Kolejnym krokiem miała być antydyskryminacyjna demonstracja przed szkołą. I to w podczas dnia otwartego i pikniku szkolnego. Chodziło przecież o sprzeciw wobec represji „wobec dwójki najodważniejszych uczniów, którzy zgodzili się występować przeciw szkole”. Pikieta ostatecznie została dowołana z uwagi na „pogróżki ze strony środowisk nacjonalistycznych”. Uznano, że spór ze szkołą będzie toczony, ale w inny sposób.
Warto zaznaczyć, że na potrzeby swojej akcji genderowcy wykorzystali plakat informujący o dniach otwartych jezuickiej szkoły, przerabiając jego treść na tęczowo-marksistowską modłę. „Matronat” nad akcją – jak widnieje w tak spreparowanym ogłoszeniu – wziął: Kolektyw Grzmot, Kolektyw Transprzyjaźń i Związek Uczniowski Liga Młodzieży Wolnościowej.
Rzecz jasna, walczący z dyskryminacją nie mają sobie nic do zarzucenia, zaś listę żali wobec szkoły każą traktować jak dogmat. Aktywiści usiłują wymusić na dyrekcji przeprosiny dla „dyskryminowanych” uczennic.
Warto również zwrócić uwagę na osobliwy język jakim komunikują się genderowcy. Takie oto „kwiatki” można znaleźć na Facebookowym wydarzeniu „NIE dla dręczenia uczniów!”: „W dodatku dyrekcja nie chciała umożliwić naszemu kolektywowi wspólne negocjacje. Jedyną osobą z którą chcieli rozmawiać przedstawiciele szkoły byłam ja, co nastąpiło po wyproszeniu transpłciowych uczniów z sali i poniżeniu ich werbalnie w mojej obecności przez nazywanie ich dziewczynkami” – napisała jedna z aktywistek.
I dalej: „Toteż wszystkie negocjacje na poważnie były prowadzone ze mną, osobą, która w żaden sposób nie deklarowała reprezentacji całego kolektywu – co i tak nie mogło mieć mocy wiążącej, ponieważ nasz kolektyw jest równościowy i podejmuje decyzje na mocy konsensusu”. Jedno jest pewne: walka z procederem „prześladowania uczniów, którzy nie pasują do ideologicznej wizji społeczeństwa katolickiego trwa dalej”.
Takie to właśnie są (opłakane) efekty nijakiego podejścia polskiego rządu do kwestii „antydyskryminacyjnych” i „równościowych”, wpuszczania do szkół wszelakiej maści seksedukatorów. A deklaracje rządu o tym, że nasz kraj będzie wprowadzał genderowe konwencje, tylko zachęcają środowiska LGBT+ do walki o „trans-prawa”. Czy polskie władze chcą, by w polskiej szkole głoszono, że „binaryzm płciowy – czyli wiara że mogą istnieć tylko dwie płcie, jest kłamstwem mającym za zadanie ukryć przed nami prawdę o naturze człowieka”?
Przykład krakowskiej „Kostki” pokazuje, że trzeba stanowczo przeciwdziałać takim zapędom. I to bardzo szybko.
MA