Aktualizacja strony została wstrzymana

Epidemia michnikowszczyzny? – Stanisław Michalkiewicz

Największym ekspertem od michnikowszczyny jest w Polsce, jak wiadomo, kol. Rafał Ziemkiewicz, autor specjalnej monografii, w której zjawisko to poddał gruntownej analizie. Czy jednak rzeczywiście gruntownej?

Kol. Ziemkiewicz przedstawił tam michnikowszczyznę jako sposób bycia nowoczesnego polskiego kołtuna, uprzejmie nazywanego też półinteligentem. Jak już wiele razy przypominałem, problemem kołtuna nowoczesnego jest to, że wie o swoim kołtuństwie, ale, pragnąc uchodzić za światowca, straszliwie się go wstydzi i za wszelką cenę stara ukryć je, dołączając swój głos do postępowego chóru pod dyrekcją guru w osobie pana red. Adama Michnika, pełniącego obowiązki podobne do tych, które w swoim czasie pełnił Józef Stalin.

Są to rzeczy powszechnie znane i nie byłyby warte przypominania, gdyby nie pewne okoliczności, zmuszające do rewizji i pogłębienia poglądu na michnikowszczyznę. Czy jest ona tylko sposobem bycia nowoczesnego kołtuna, który jednak można zmienić, czy też, wskutek nadmiernego upowszechnienia, dostąpiła zmiany jakościowej, przekształcając się w przypadłość w sensie najdosłowniej medycznym?

Kiedy policja zaczęła przyglądać się panu Szymonowi Molowi, Murzynowi z Kamerunu, który w Polsce uchodził za „uchodźcę”, a nawet rodzaj arystokraty wśród „uchodźców” – bo i „antyfaszystę” (nawiasem mówiąc, jako „antyfaszysta” miał „przyznać sobie” mieszkanie w Warszawie – o czym dziennikarze śledczy piszą jako o rzeczy zwyczajnej, chociaż metr kwadratowy takiego mieszkania kosztuje – bagatela – co najmniej 10 tys. zł!

Utwierdza mnie to w podejrzeniach, że na „antyfaszyzmie” można w Polsce robić znakomite interesy, co jest atoli sprawą osobną), wyszło na jaw, że wolnych chwilach zajmował się spółkowaniem z kobietami, ale nie tyle gwoli rozpusty, co ze względów terapeutycznych. W Kamerunie bowiem panuje przekonanie potoczne, że w trakcie spółkowania choroba nie tylko przenosi się na partnera, ale opuszcza zarażonego. Im częściej zatem taki spółkuje, tym bardziej zwiększa szansę własnego wyleczenia. I dlatego pan Mol przelatywał panie niczym tornado, bo któż nie chciałby wyzdrowieć?

Atoli, jak pouczał Boy–Żeleński, „w tym największy jest ambaras, żeby dwoje chciało na raz”. Do swojej terapii pan Mol musiał mieć do dyspozycji jak najwięcej pań, a każdy wie z doświadczenia, że nie jest to sprawą prostą, nawet w słynącej ponoć z obyczajowej swobody Warszawie.

Pan Mol okazał się jednak człowiekiem spostrzegawczym i zauważył, że sporo naszych dam skłania się ku postępowi. A wśród różnych postępowych haseł, na czoło wybija się sprzeciw wobec wszelkich objawów rasizmu. „Jedna rasa – ludzka rasa” – wykrzykują wbrew oczywistym faktom antyfaszyści–mikrocefale, tresowani w tym celu przez michnikowszczyznę, niczym przez francuskich chłopów wieprzki do szukania trufli. Podobno lęk przed posądzeniem o rasizm zahamował naukowe badania nad ludzkimi rasami, co wzmacnia podejrzenia, że ten nieubłagany marsz ku postępowi musi skończyć się jakimś ześlizgiem w barbarzyństwo.

Obawę przed oskarżeniem o rasizm podziela również nowoczesny kołtun polski płci obojga, co zauważył spostrzegawczy pan Mol i wykorzystał po swojemu. Otóż kiedy jakaś dama odmawiała mu słodyczy swojej płci, wtedy perswadował jej, że jej odmowa ma podłoże rasistowskie. Ta sugestia działała podobno niezawodnie; damy rozkładały nogi już bez najmniejszych wątpliwości.

Przypadek pana Szymona Mola pokazuje, że michnikowszczyzna zeszła już do poziomu instynktów, wywołując rodzaj odruchów bezwarunkowych, przynajmniej u kobiet, które, być może, są na ten rodzaj tresury bardziej uwrażliwione. W każdym razie opowiadając o tym w specjalnej audycji w I programie Polskiego Radia, nawet i teraz uważały, że na takie zaklęcie sezam powinien bezwzględnie się otworzyć.

W tej sytuacji wydaje się oczywiste, że badania nad michnikowszczyzną powinny być kontynuowane i to nie tylko przez kol. Ziemkiewicza, ale również przez specjalistów z innych dziedzin, przede wszystkim – z dziedziny antropologii i medycyny, a zwłaszcza – psychiatrii.

Wszystko bowiem wskazuje na to, iż michnikowszczyzna osiągnęła już stadium pełzającej epidemii. Na takie podejrzenie naprowadziła mnie scena, jaka rozegrała się w Brukseli, kiedy to przewodniczący Parlamentu Europejskiego wezwał był przed swoje oblicze europosła, prof. Macieja Giertycha, by przekazać mu swoją dezaprobatę z powodu broszurki, jaka profesor napisał o cywilizacjach. Nawiasem mówiąc, terapia pana Szymona Mola wymownie potwierdza istnienie różnic cywilizacyjnych; Feliks Koneczny w swoim cywilizacyjnym quincunxie obok poglądów na dobro, prawdę i piękno wymieniał również poglądy na zdrowie i dobrobyt.

Zarzuty przedstawione prof. Giertychowi wskazują, że Jan Gerd-Poettering broszury nie przeczytał i w ogóle o różnicach między cywilizacjami wie niewiele, a potępił ją, przyłączając się do poglądów „powszechnie uznanych”. Ten kult „powszechnie uznanych poglądów” całkowicie potwierdza podejrzenia, iż Parlament Europejski staje się ważnym ośrodkiem krzewienia w Europie faszyzmu.

Zresztą mniejsza już o to, bo kiedy tak przewodniczący PE Gerd-Poettering udzielał europosłowi Maciejowi Giertychowi nagany, na zewnątrz pojawiła się pikieta „obrońców praw człowieka”. Przyszli oni jednak nie po to, by protestować przeciwko dławieniu wolności słowa przez faszystowską zgraję i karaniu prof. Giertycha za poglądy odbiegające od „powszechnie uznanych”, tylko – by domagać się dlań kary możliwie najsurowszej! Obrońcy praw człowieka! Nie jeden, tylko cała grupa, podobno aż dwudziestu!

Czyż to nie jest dostateczna przesłanka, że michnikowszczyzna może być zakaźna? To już nie są żarty! Trzeba niezwłocznie zbadać tych pikietantów, od kiedy mają te objawy, a także – na ich przypadkach sprawdzić, czy michnikowszczyzna rozprzestrzenia się drogą płciową, czy może kropelkową, albo jakąś jeszcze inną, no i przede wszystkim izolować jej główne ognisko, zastosować surową kwarantannę, odkazić te wszystkie „ubikacje” i „korytarze pionowe”.

Warto też zwrócić uwagę na laboratoria, w rodzaju wiedeńskiego centrum monitorowania antysemityzmu i ksenofobii, bo nie jest wykluczone, ze również tam hodowane są najbardziej agresywne i zjadliwe bakcyle michnikowszczyzny, które potem bzykaja po Europie niczym chrabąszcze, powodując u nieświadomych niczego ludzi swoiste zwyrodnienie mózgu, objawiające się w postaci odruchów bezwarunkowych, jakie stały się udziałem partnerek pana Szymona Mola, „obrońców praw człowieka”, czy uczestników ruchów „antyfaszystowskich” – organizatorów wyłączając, bo ci są cwani i najzupełniej zdrowi.


Stanisław Michalkiewicz

Komentarz  ·  tygodnik „Najwyższy Czas!”  ·  23 marca 2007  |  www.michalkiewicz.pl

 

Skip to content