Aktualizacja strony została wstrzymana

Dlaczego protestujemy przeciw „Klątwie”?

Katolicy protestujący przeciwko bluźnierstwom są wyśmiewani i wyszydzani przez liberalne media, oraz krytykowani przez część prawicy laickiej. Środowiska te zdają się nie rozumieć, dlaczego człowiek wierzący nie może pozwolić na obrazę Pana Boga. Tak – Boga. Bo nie chodzi tu przecież o żadne „uczucia religijne”.

Polski kodeks karny przewiduje wprawdzie karę za „obrazę uczuć religijnych”, ale w protestach  i publicznych modlitwach przeciwko „Klątwie” wcale nie chodzi o uczucia któregokolwiek katolika. Gdyby nasze państwo było państwem katolickim, nie chronilibyśmy „uczuć religijnych”, zakazalibyśmy po prostu bluźnierstwa i jego promocji. A kara byłaby znacznie bardziej surowa, niż grzywna – na którą najczęściej skazywani są u nas bluźniercy. Jakiekolwiek „uczucia”, w tym i te religijne są bowiem sprawą subiektywną, a rozstrzyganie przez organy ścigania, czy któreś z uczuć zostało urażone, może być trudne. A bluźnierstwo – a więc obraza Boga, a nie „uczuć” – jest faktem mierzalnym, bo obiektywnym. Albo ktoś bluźni, albo nie.

Skoro jednak państwo nie jest katolickie, to kto dał katolikom prawo do protestów przeciwko bluźnierstwu? Otóż dał je nam Kościół święty! Przeciwko grzechom protestować powinniśmy bowiem każdego dnia – nie tylko w przestrzeni publicznej, ale i prywatnej. Czyż nie jesteśmy wezwani do zwracania uwagi bliźniemu, jeśli ten grzeszy? Kościół namawia nas do tego, nazywając po imieniu tak zwane „grzechy cudze”, do których zalicza się między innymi milczenie wobec czyjegoś grzechu i usprawiedliwianie cudzego grzechu, ale także… niekaranie za grzech! A przecież bluźnierstwo jest najpoważniejszym spośród występków przeciwko religii – stanowi wszak wyraz pogardy i nienawiści do Trójjedynego Boga. Święty Bernardyn ze Sieny mawiał, że „bluźnierca jest gorszy niż ci, którzy ukrzyżowali Jezusa Chrystusa, gdyż oni nie wiedzieli, że On jest Bogiem; ale ten, kto bluźni, wie, że On jest Bogiem i obraża Go twarzą w twarz”.

Wielcy papieże przez wieki nauczali, że sprzeciwiać się bluźnierstwu to więcej niż powinność. I tak na przykład święty Feliks III pisał: „Nie sprzeciwiać się błędowi, kiedy posiada się ku temu środki, może być tchórzostwem; a nie bronić prawdy, gdy to jest stosowne, może być obojętnością; a nie krzyżować szyków złym ludziom – kiedy możemy to zrobić – jest nie mniejszym grzechem, niż ich ośmielanie”. Do walki w obronie Boga i Kościoła wzywał też święty Pius X, mówiąc: „Musicie walczyć energicznie, gdyż bardzo dobrze wiecie, jak wielkich ran doświadczyła nieskalana Oblubienica Jezusa Chrystusa i jak silny jest niszczycielski atak jej wrogów”.

Bluźnierstwa na skalę masową zaczęły się w XX wieku – na ten czas trzeba więc datować także tradycję protestów przeciwko autorom profanacji. Już w latach trzydziestych działał bowiem „Legion Przyzwoitości”, przy pomocy którego Kościół walczył z antykatolickimi filmami i sztukami teatralnymi. Katolicy protestowali przeciwko bluźnierczym „dziełom sztuki” także później: gdy Jan Paweł II skrytykował bluźnierczy film „Zdrowaś Mario”, gdy w ponad trzech tysiącach kin w USA nie wyświetlono „Ostatniego kuszenia Chrystusa”, a także gdy Watykan w ostrych słowach sprzeciwiał się treściom zawartym w filmach opartych na powieściach Dona Browna.

Nie możemy więc ustawać w protestach – zawsze odnoszą one bowiem skutek. Argument prawicy laickiej, uważającej, że protestując „robimy im tylko reklamę”, to argument motywowany wyłącznie ziemską logiką. Bóg oczekuje od nas przyznawania się do Niego! Pan Jezus zapowiedział przecież: „do każdego więc, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie, lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie”. Brak naszej reakcji na bluźnierstwa byłby przecież zaparciem się Boga! Protest stanowi zaś akt przyznania się do Niego.

Zaprawione w protestach przeciw bluźniercom amerykańskie Stowarzyszenie Obrony Tradycji, Rodziny i Własności, w opublikowanej niegdyś broszurce wzywa katolików do walki słowami, których nie sposób nie przywołać w kontekście bluźnierczego spektaklu „Klątwa”: Faryzeusze i saduceusze wyśmiewali naszego Pana, żołnierze bili Go, kaci pluli na Niego, Jego przyjaciele i apostołowie opuścili Go. Tylko Jego Matka, św. Jan, św. Maria Magdalena i święte kobiety z Jerozolimy były wierne naszemu Panu, modląc się w zadośćuczynieniu za niesprawiedliwości, jakimi Go obrzucano. Czy będziesz naśladować Matkę Najświętszą? Kościół katolicki już raz zmienił świat. Dziś możemy to zrobić ponownie, mając w pamięci słowa Najświętsza Maryi Panny, która obiecała nam w Fatimie: „w końcu moje Niepokalane Serce zwycięży”.

Krystian Kratiuk

Już ponad 30 000 ludzi zaprotestowało przeciwko bluźnierstwu! Dołącz do nas!

Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2017-02-27)

 


 

„Leczenie” przez bluźnierstwo. Czyli jak „Klątwa” ma budować… dialog i wspólnotę

Polaków próbuje się zjednoczyć wokół nienawiści – tak Paweł Łysak, dyrektor Teatru Powszechnego w Warszawie mówi o protestach społecznych jakie wywołał bluźnierczy spektakl „Klątwa”. Owa „nienawiść” ma być rzecz jasna skierowana na artystów. Bo ta płynąca z teatralnych desek problemem nie jest. Ona ma pomóc „budować wspólnotę” i prowadzić do „czegoś dobrego”. Takie to leczenie bluźnierstwem.

Mówiąc, na łamach tygodnika „Newsweek”, o zjednoczeniu Polaków wokół nienawiści Paweł Łysak miał na myśli „ataki” na artystów zaangażowanych w uznany za bluźnierczy spektakl „Klątwa”, czyli m.in. modlitwy pod teatrem. Autor tej tezy nie zauważa jednak, że to czego doświadczają artyści ze strony społeczeństwa, to nic innego, jak odruch obronny po napaści na świętości, jakiej ze sceny dopuścili się twórcy spektaklu. Nienawiść do Kościoła katolickiego, do jego Świętych, do wiary… to przecież nic innego jak jednoczenie wokół nienawiści. Tyle, że innych środowisk niż te, wymieniane przez rozmówcę tygodnika.

Dyrektor teatru jednak temu przeczy. Twierdzi, że spektakl nie odnosi się do wiary, ale do instytucji. – Tutaj nie głosi się nienawiści, ale piętnuje przewiny – mówi. Łysak, w typowy dla lewackiej logiki sposób, odwraca rolę agresora i ofiary, i wyraża przekonanie, że „Klątwa” na dłuższą metę się opłaci – doprowadzi do oczyszczenia – i przyniesie samo dobro. Zauważa przy tym, że dziś nie da się tego osiągnąć bez użycia szokujących środków. „W jednej ze scen Klątwy aktorka zwraca się do widowni: Wolelibyście, żeby było kulturalnie? Teraz już się nie da! Źeby doprowadzić do oczyszczenia, w ogóle do jakiejś dyskusji, trzeba, niestety, używać mocnych środków” – mówi.

O co chodzi? Nad czym twórcy chcą debatować? Ano nad „grzechami Kościoła”, który „ucieka od odpowiedzialności”. Twierdzą – jak zaznacza dyrektor teatru – że na Polskę spadła „klątwa za nierozliczone grzechy Kościoła m.in. pedofilię i nadużywanie władzy”. Za to wszystko zaś odpowiedzialność spada na św. Jana Pawła II. Stąd za stosowne uznano sięgnięcie po metaforyczną scenę seksu oralnego z figurą świętego. – Teatr służy do tego, żebyśmy starali się mówić o tym, kim jesteśmy i jakie są nasze problemy. Źebyśmy starali się budować wspólnotę, naprawiać błędy – dodaje Łysak.

Dyrektor teatru tłumaczy przy tym dlaczego tematem spektaklu jest Kościół katolicki, a nie Żydzi czy muzułmanie. I niechcący przyznaje, że wcale nie o dialog i budowanie chodzi, ale o atak. – Atakujemy instytucje reprezentujące większość, a nie mniejszości, którym w Polsce i tak nie jest łatwo – mówi. Na koniec Łysak deklaruje, „że mimo tego, co nas dziś spotyka, zrobiliśmy ważny, potrzebny i przede wszystkim bardzo dobry spektakl”. I wyraża pogląd, że „Klątwa” doprowadzi do czegoś dobrego. Tego jak twórcy zamierzają budować dobro na agresywnym ataku, bluźnierstwie i obrażaniu uczuć innych, Łysak już nie wyjaśnił.

Źródło: „Newsweek”

MA

Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2017-02-27)

 


 

Skip to content