Aktualizacja strony została wstrzymana

Ks. Pełehatyj wydał książkę bp. Chomyszyna. Jest prześladowany, bo błogosławiony był wrogiem UPA

Sprawa księdza Ihora Pełehatego pokazuje jak na Ukrainie traktuje się prawdę. Jeśli archiwalne dokumenty kłócą się z obowiązującą narracją, to tym gorzej dla dokumentów. Dlatego też nawet redagowanie książek błogosławionych Kościoła katolickiego wiąże się z konsekwencjami i to także ze strony Cerkwii grecko-katolickiej.

 Ks. Pełehatyj wydał książkę bp. Chomyszyna. Jest prześladowany, bo błogosławiony był wrogiem UPA

Biskup Grzegorz Chomyszyn.
See page for author [Public domain or Public domain], via Wikimedia Commons

Ks. Pełehatyj był redaktorem pisma „Nowa Zorja”. Odwołano go z funkcji, a pismo o tym fakcie odczytano w obecności unickiego ordynariusza iwano-frankowskiego Wołodymyra Wijtyszyna. Przy tej samej okazji odczytano dokument o wszczęciu postępowania sądowego w związku z ukazaniem się drukiem książki bł. męczennika Grzegorza Chomyszyna pt. „Dwa Królestwa”, którą ks. Pełehatyj współredagował.

„Wobec moich argumentów, iż jest to autentyczny dokument, który wyszedł spod pióra Wielkiego Biskupa Kościoła Greckokatolickiego, którego papież św. Jan Paweł II wyniósł do godności Błogosławionego Powszechnego Kościoła Chrystusowego i jest to skarb Kościoła i Ukrainy, że książka ukazała się przy wsparciu Centrum Ucrainicum Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, które prowadzi działalność edytorską zapomnianych dzieł spuścizny teologicznej, że wydawnictwo jest zaopatrzone w błogosławieństwo biskupa katolickiego Mariana Buczka, że jest to książka recenzowana przez znanych na Ukrainie i w Polsce uczonych [prof. Czesław Partacz, prof. Mieczysław Ryba], odpowiedź była kategoryczna: WINNY i PODEJRZANY w popełnieniu przestępstwa” – czytamy w liście księdza Ihora Pełehatego.

W liście otwartym ksiądz Ihor Pełehatyj zauważa, że odwołanie go z funkcji redaktora „Nowej Zorzy” miało znamiona nikczemności i arogancji, dlatego pozostaje na funkcji.

„Wzbudza natomiast niepokój to, że w naszej Cerkwi coraz bardziej da się odczuć presję totalitaryzmu, nieprzyjmowanie odmiennego zdania, żądzę zemsty i kary z Prawdę” – zauważa ksiądz Pełehatyj.

„Z goryczą muszę uznać, że słowa Zwierzchnika Naszego Kościoła [abp. Swiatosław Szewczuk] nawołujące dziennikarzy NIE LĘKAĆ SIĘ MÓWIĆ PRAWDĘ nie pokrywają się z rzeczywistością” – czytamy w liście otwartym.

Dlaczego duchowny współredagujący (z ks. prof. Włodzimierzem Osadczym) książki błogosławionego, którego na ołtarze wyniósł św. Jan Paweł II, ma kłopoty? Bowiem Biskup Chomyszyn ostrzegał przed bałwochwalczą herezją nacjonalizmu, który w wydaniu ukraińskim dała krwawy plon w postaci ludobójczych działań Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińskiej Powstańczej Armii.

Przed laty biskup Chomyszyn przestrzegał: „Głównym naszym sprzeniewierzeniem się jest herezja nacjonalizmu. Ta herezja jest najcięższą i najbardziej niebezpieczną herezją naszego czasu. Opętała ona umysły i serca prawie wszystkich narodów ziemi. Ona spowodowała prawie całkowite duchowe zboczenie. Stawia ona nacjonalizm ponad wszystko, nawet ponad Boga, ponad Kościół, ponad prawa Boże. Chrystus jako król wszystkich ludów nie jest brany w rachubę. Jest lekceważony albo i wprost zaprzeczany. Skutki tej herezji są straszne. Narody jęczą w jarzmie, karzą same siebie, nienawidzą się nawzajem i wyniszczają się. Ta herezja nacjonalizmu opętała także nasz naród i stała się prawie bałwochwalstwem” (fragment z wydanej książki).

Błogosławiony Grzegorz Chomyszyn przestrzegał przed akceptacją nacjonalizmu przez metropolitę Andrzeja Szeptyckiego. „Metropolita to wszystko zaniedbał i dlatego zamiast trzeźwej i rozważnej polityki [wśród Ukraińców] rozpoczął się kurs akcji terrorystycznych podziemnych bojówek naszej młodzieży organizowany na własną rękę prze różnych niepowołanych wodzów. Metropolita nie tylko nie spełnił swego obowiązku, ale zajął bierne stanowisko wobec bojówek terrorystycznych, a może raczej pośrednio sprzyjał im, w każdym bądź razie aprobował milczeniem […]  Rozumny i kochający swe dzieci ojciec nie tylko troszczy się o ich dobro, ale także gdy jest potrzeba napomina je i karci, a nawet karze. Przysłowie mówi Kochaj dziecko jak duszę j trzęś nim jak gruszką. Metropolita, który rościł sobie prawo do bycia ojcem narodu nie spełnił tego obowiązku. Milcząc patrzył on biernie przez palce na wszystkie nasze uchybienia, a nawet pośrednio wspierał. Przez to urósł on na wielkiego patriotę, lecz wyrządził krzywdy nam więcej niż jakiś otwarty wróg ponieważ nie troszczył się on o dobro narodu ukraińskiego, zależało mu na własnej wielkości, a nie na wielkości narodu ukraińskiego” – czytamy w pracy autorstwa bp Chomyszyna.

„Należy skonstatować przykrą sytuację i rozczarowujące tendencje we współczesnej ukraińskiej nauce historycznej, w szczególności na przykładzie jej stosunku do pojawienia się drukiem dokumentu historycznego – książki Dwa Królestwa. Tak więc, nawet nie okazując chęci zapoznania się z oryginałem rękopisu, wspomniani powyżej historycy i ich zwolennicy bezpodstawnie i kategorycznie oskarżają redaktorów o fałszerstwo. We współczesnym świecie naukowym, gdzie podstawą każdego badania naukowego jest autentyczna baza źródłowa, niezależnie od tego, czy ona się komuś podoba czy nie, takie totalitarne podejście do oceny dokumentu historycznego jest niedopuszczalne. Podobny autorytarny styl oceny badań naukowych panował chyba tylko w czasach stalinowskiego prokuratora Wyszyńskiego, kiedy głównym argumentem oskarżenia była fraza nie czytałem, ale oskarżam…” – pisał w liście otwartym podsumowującym całą sprawę ks. Ihor Pełehatyj.

MWł

*    *    *

Publikujemy całość listu księdza Ihora Pełehatego

Do Wielce Błogosławionego Światosława Szewczuka, Najwyższego Arcybiskupa UGKC,
Jego Ekscelencji Mieczysława Mokrzyckiego, Metropolity Lwowskiego RKC,
Jego Ekscelencji Arcybiskupa Claudio Hudzherottiego, nuncjusza apostolskiego na Ukrainie

Chwała Jezusowi Chrystusowi! [Niech będzie Pochwalony Jezus Chrystus!]

Do zwrócenia się do Waszych Ekscelencji z listem otwartym, Najprzewielebniejsi, zmusza mnie ta, delikatnie mówiąc, niezdrowa ekscytacja, spowodowana pojawieniem się książki „Dwa Królestwa” Błogosławionego kapłana ”” męczennika Hryhorija Chomyszyna, biskupa stanisławowskiego (1867-1945).

Szczególnie godny ubolewania jest fakt, że ekscytacja nabiera charakteru złowrogiej kampanii propagandowej rodem z czasów totalitarnych i pochodzi ze środowiska Ukraińskiego Katolickiego Uniwersytetu, który pozycjonuje siebie w charakterze poważnej instytucji naukowej. Zamiast dokładnie przeanalizować „Dwa królestwa” jako bezcenny dokument historyczny, który wypełnia luki w naszej cerkiewnej historii XX wieku, naukowcy UKU, jak się wydaje, postawili sobie za cel za wszelką cenę udowodnić, że rzekomo ja, jako współredaktor książki, całkowicie ją sfałszowałem.

Jakby tego było mało, prorektor UKU Ihor Skoczylas w obszernym wywiadzie dla „Radia Swoboda” 21 października [2016] stara się przekonać słuchaczy, że poprzez pojawienie się tej książki, dzięki wysiłkom centrum „Ukrainicum” przy Lubelskim Uniwersytecie Katolickim, „w Polsce uruchamiany jest mechanizm dyskryminacji Metropolity UGKC Andreja Szeptyckiego”. To, że jestem oczerniany ja, zwykły ksiądz katolicki, że jestem oskarżany o różne wydumane przestępstwa i bez żadnego sądu ogłaszany zbrodniarzem, można jeszcze tolerować: bo kimże jestem w oczach elit naukowych UKU? Ale poprzez stwierdzenia oskarżające Katolicki Uniwersytet Lubelski o manipulację i sfałszowanie książki, a nawet o podżeganie do nienawiści etnicznej i religijnej – pan I. Skoczylas wkracza w niebezpieczną przestrzeń międzynarodowego skandalu.

To właśnie sam prorektor UKU dopuścił się jawnych manipulacji, wprowadzając w błąd słuchaczy i mówiąc, że autor książki biskup Hryhorij Chomyszyn rzekomo oczernia postać Metropolity Andreja Szeptyckiego. Jest to jawna nieprawda, ponieważ błogosławiony Hryhorij w ogóle nie porusza kwestii osobowości Sługi Bożego Andreja, lecz prowadzi z nim bardzo wyważoną dyskusję, w oparciu o argumenty wykazując, ze swojego punktu widzenia, fałszywość i brak perspektyw wielu stanowisk i poczynań Metropolity. W rzeczywistości właśnie to stało się głównym źródłem rozdrażnienia pana Skoczylasa i jego licznych kolegów, a także w środowisku współczesnej hierarchii UGKC.

Taka niezdrowa reakcją na wnioski biskupa Chomyszyna świadczą o chorobie stereotypowego myślenia współczesnego społeczeństwa ukraińskiego i jej przewodniej warstwy – inteligencji, która polega na nadmiernej gloryfikacji i idealizacji niektórych postaci historycznych: wszystko, cokolwiek by oni nie robili – było genialne, a ich oponenci – to szkodnicy i wrogowie. Ale takie błędne podejście do wyjaśniania procesu historycznego prowadzi do deformacji naszej przeszłości, do kreowania fałszywych ideałów.

Po ukazaniu się książki „Dwa Królestwa” jesteśmy zmuszeniu przyznać, że Grecko-Katolicka Cerkiew w Galicji pierwszej połowy XX wieku była nie tylko Cerkwią Metropolity Szeptyckiego, ale także Cerkwią stanisławowskiego biskupa Hryhorija Chomyszyna i przemyskiego biskupa Jozafata Kocyłowskiego, którzy w nie mniejszym stopniu przyczynili się do jej pozytywnego rozwoju, a władyka Chomyszyn swoją gorliwą pracą apostolską w diecezji stanisławowskiej w wielu dziedzinach nawet znacznie wyprzedził duchowe osiągnięcia lwowskiej archidiecezji. I dlatego, z wyżyn swego ponad 40-letniego doświadczenia biskupiego, miał prawo i obowiązek, jak sam pisze, poddać analizie działalność Metropolity Andreja, co uczynił w swojej książce „Dwa Królestwa”. Przy tym w podsumowaniu biskup Hryhorij bardzo etycznie zauważa, że nie pretenduje do monopolu na prawdę, choć bierze odpowiedzialność za prawdziwość faktów, które podaje w książce, i na koniec poddaje pracę pod osąd historii i przyszłych pokoleń Ukraińców. A więc może warto, aby współcześni ukraińscy historycy nauczyli się tej sztuki prowadzenia debaty, której naucza nas w swej książce władyka Chomyszyn.

Jednym głosem z panem Skoczylasem w niedawnym wywiadzie telewizyjnym w programie „Otwarta Cerkiew. Dialogi” wypowiedziała się Liliana Hentosz, uważana z autorytet w tej dziedzinie badaczka życia i działalności Sługi Bożego Metropolity Andreja Szeptyckiego. Także ona bezapelacyjnie poddała w wątpliwość autentyczność dokumentu-rękopisu błogosławionego Hryhorija, ale jednocześnie stwierdziła, że mimo to uznaje fakt jego istnienia, ponieważ przekonywała widzów, że biskup Chomyszyn napisał swoją pracę w pośpiechu, w stanie psycho-emocjonalnego napięcia i w afekcie, niedwuznacznie dając do zrozumienia, że mogło to się dokonać pod wpływem… sowieckich służb specjalnych. Wielka szkoda, że pani Hentosz jednak bardzo nieuważnie zapoznała się z książką „Dwa Królestwa”, ponieważ w podsumowującym rozdziale „Moje usprawiedliwienie” biskup Hryhorij stwierdza, że pisze swoją pracę w czasie II wojny światowej, jeszcze przed wkroczeniem Armii Czerwonej do Galicji w 1944 roku, i że nigdy nie ulegał presji, bez względu na jej źródło, lecz zawsze szedł w ślady Chrystusa, stał po stronie prawdy Bożej i mężnie bronił praw swojej Cerkwi i ludu.

Wielka szkoda, że wspomniani wyżej krytycy książki „Dwa Królestwa” i ich zwolennicy nie dostrzegli albo nie chcieli zrozumieć największej wartości wydania: jego otwartości i uczciwości, obecności w nim ogromnej ilości faktów i wydarzeń, dotychczas nieznanych nauce historycznej, jak również proroczych wniosków i przewidywań błogosławionego Hryhorija, które już się spełniły (na przykład 20-letnia kampania oczyszczania greckokatolickiego obrządku z tzw. latynizmów i pełnego ujednolicania z obrządkiem moskiewsko-synodalnym, przeprowadzona przez Gabriela Kostelnyka i Cyryla Korolewskiego wraz ze zwolennikami, prowadzącymi do zniszczenia Cerkwi greckokatolickiej na lwowskim pseudo-synodzie w 1946 r.) oraz spełniają się w chwili obecnej (wierzymy, że wprowadzony 100 lat temu nowy kalendarz cerkiewny władyki Chomyszyna wreszcie stanie się rzeczywistością w życiu współczesnej UGKC na Ukrainie).

Wreszcie książkę „Dwa Królestwa” można porównać do analizy rentgenowskiej, do skanowania w formacie 3D, sytuacji społeczno-religijnej w Galicji, Polsce, Europie i Watykanie w pierwszej połowie XX wieku. Władyka Hryhorij nie pominął żadnego wydarzenia, zjawiska lub faktu w życiu jego Cerkwi i narodu, które poruszyły jego duszpasterskie serce i na które starał się odpowiedzialnie zareagować. Rękopis „Dwóch Królestw” został napisany przez autora w spokojnej i wyważonej tonacji, delikatnie i rozważnie, ale jednocześnie – ze zdecydowanymi i jednoznacznymi wnioskami, co było typowe dla prostolinijnego i szczerego charakteru biskupa Chomyszyna. I ten styl wzbudza pełne zaufanie do napisanego tekstu. Dlatego wielka szkoda, że nie chcą tego przyznać współcześni krytycy książki, wybierając najłatwiejsze, ale fałszywe z naukowego punktu widzenia stanowisko – zaprzeczenie wszystkiemu.

Podsumowując to, co zostało powiedziane powyżej, należy skonstatować przykrą sytuację i rozczarowujące tendencje we współczesnej ukraińskiej nauce historycznej, w szczególności na przykładzie jej stosunku do pojawienia się drukiem dokumentu historycznego – książki „Dwa Królestwa”. Tak więc, nawet nie okazując chęci zapoznania się z oryginałem rękopisu, wspomniani powyżej historycy i ich zwolennicy bezpodstawnie i kategorycznie oskarżają redaktorów o fałszerstwo. We współczesnym świecie naukowym, gdzie podstawą każdego badania naukowego jest autentyczna baza źródłowa, niezależnie od tego, czy ona się komuś podoba czy nie, takie totalitarne podejście do oceny dokumentu historycznego jest niedopuszczalne. Podobny autorytarny styl oceny badań naukowych panował chyba tylko w czasach stalinowskiego prokuratora Wyszyńskiego, kiedy głównym argumentem oskarżenia była fraza „nie czytałem, ale oskarżam…”

* * *

3 listopada w polskim Lublinie odbyła się prezentacja książki „Dwa Królestwa”, którą otworzyło słowo wstępne pana wojewody dr hab. Przemysława Czarnka, który do chwili wyboru na to wysokie stanowisko państwowe był profesorem KUL. Analizując książkę urzędnik [doktor habilitowany nauk prawnych, nauczyciel akademicki] szczególnie podkreślił, że opublikowana praca „Błogosławionego Biskupa Hryhorija Chomyszyna stanie się podstawą do popularyzacji jego myśli i nauki oraz doskonałą platformę porozumienia i pojednania między naszymi narodami”. Podczas prezentacji biskup Marian Buczek poinformował, że rękopis książki „Dwa Królestwa” Biskupa Chomyszyna pod koniec czerwca tego roku został zdeponowany w archiwum poważnego historycznego czasopisma „Nasza Przeszłość” w Krakowie, jego autentyczność została potwierdzona przez ekspertów i każdy z zainteresowanych badaczy może się z nim zapoznać w obecność depozytariusza.

Najprzewielebniejsi Biskupi! Mam szczerą nadzieję, że uciążliwa i niezdrowa sytuacja, która zaistniała wraz z pojawieniem się książki „Dwa Królestwa”, i zaplanowany proces sądowy nade mną, jako współredaktorem wydania, w oparciu o powyższe „argumenty” specjalistów UKU, nie umknie Waszej uwadze i nie dopuścicie do tego, aby we współczesnej UGKC dokonała się restauracja średniowiecznych metod walki z „odmiennością poglądów”, kiedy niewinnych osądzano kierując się nienawiścią i ślepa zemstą, a książki palono na stosach. Zwłaszcza gdy chodzi o bezcenny dokument historyczny cieszącego się w swoim czasie i nadal wielkim autorytetem biskupa, a obecnie Błogosławionego kapłana-męczennika Kościoła Katolickiego Hryhorija Chomyszyna, beatyfikowanego przez Świętego Papieża Jana Pawła II.

Z poważaniem ”” o. Ihor Pełehatyj,
zwolniony z pracy za udział w przygotowaniu publikacji książkowej „Dwa Królestwa” , eks-dyrektor i główny redaktor wydawnictwa „Nowa Zoria”, którego działalność w chwili obecnej jest w rzeczywistości zawieszona i sparaliżowana przez faktyczne bandyckie wrogie przejęcie.

Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2016-11-21)

 


 

„Bezpieczeństwo kapłana nie jest zagwarantowane”. Szykany na Ukrainie za wydanie wspomnień biskupa-męczennika

– Mamy do czynienia z kuriozalną sytuacją. Książka pióra błogosławionego Kościoła rzymskokatolickiego, wielkiego ukraińskiego patrioty, wydana przy współudziale uczelni katolickiej czy KIK, do której wprowadzenie napisał bp. Marian Buczek, staje się przyczyną prześladowania zasłużonego kapłana – mówi Kresom.pl prof. Włodzimierz Osadczy, odnosząc się do sytuacji ojca Ihora Pełechatego.

W związku z niepokojącymi informacjami, dotyczącymi osoby unickiego kapłana, Ihora Pełehatego, które napływają  z Ukrainy, portal Kresy.pl opublikował jego list otwarty, w którym odpiera on liczne ataki na swoją osobę i wydaną przez niego publikację pt. „Dwa Królestwa”. Książka ta to pamiętniki grekokatolickiego biskupa Grzegorza Chomyszyna, męczennika i błogosławionego Kościoła powszechnego, a także ukraińskiego patrioty, znanego z mocnej krytyki ukraińskiego nacjonalizmu. Za jej wydanie, ojca Pełechatego spotkały szykany.

Prof. Dr hab. Włodzimierz Osadczy z KUL oraz dyrektor Ośrodka Badań Wschodnioeuropejskich – Centrum Ucrainicum, współredaktor wydania,  we wprowadzeniu do książki „Dwa Królestwa” zwraca uwagę na współczesną sytuację Cerkwii Greckokatolickiej. Wymienia w niej liczne skandaliczne wypowiedzi hierarchów tego Kościoła, które jego zdaniem świadczą o ich bezkrytycznej fascynacji banderyzmem. Przytacza m.in. cytat greckokatolickiego abp Lwowa, Ihora Woźniaka, który powiedział, że „Stepan Bandera jest skarbem narodu”. Zaznacza, że nawet Parlament Europejski przestrzegał Ukrainę przed gloryfikacją tej postaci. – Pokazuje to tę rzekomą europejskość tych trendów, które rozwijają się na Ukrainie, które popiera Kościół Greckokatolicki – mówi Kresom.pl prof. Osadczy. Przypomina też słowa abp. Lubomyra Huzara, że OUN to nie tylko przeszłość narodu ukraińskiego, ale i świetlany wzorzec postawy moralnej, na którym należy budować przyszłość.

Prof. Osadczy zaznacza, że mocne powiązanie struktur Kościoła Greckokatolickiego z ideologią ukraińskiego nacjonalizmu nie jest czymś nowym. – To znany fakt, chociaż słabo nagłośniony w Polsce. To fakt oczywisty, niewymagający większego udowodnienia – mówi historyk. Odnosi się również do tego, że polscy hierarchowie traktują ten Kościół, utożsamiający się z taką ideologią, jako partnera w takich sprawach, jak pojednanie polsko-ukraińskie. – To wielkie nieporozumienie, przede wszystkim jeśli chodzi o Kościół Rzymskokatolicki w Polsce – mówi profesor. Dodaje, że wielokrotnie tę „zmowę milczenia” próbował przełamać abp Mokrzycki, starając się pokazać prawdziwy obraz sytuacji, jednak nie uzyskało to poparcia w Polsce.

Historyk tłumaczy, że publikacja jest mocną krytyką ukraińskiego nacjonalizmu, przy czym była ona obecna w znanych pismach bł. Grzegorza Chomyszyna z okresu międzywojennego, w tym w jego słynnej pracy „Problem Ukraiński”, w której mocno piętnuje ideologię nacjonalizmu. Ponadto, książka ta bardzo krytycznie przedstawia działalność metropolity Andrija Szeptyckiego.

Kościół Greckokatolicki postawił sobie za punkt honoru doprowadzenie do jego beatyfikacji. Poczynania w tym kierunku wzbudzały i wzbudzają wiele pytań, a także ostrych reakcji negatywnych wśród wielu środowisk zarówno w Polsce, jak i na Ukrainie. Dotyczy to m.in. kwestii niewłaściwej reakcji na ludobójstwo na Kresach, czy kolaboracji. Te rzeczy funkcjonują w obiegu publicznym i wzbudzają dyskusję. Stąd swego rodzaju parcie ze strony Kościoła Greckokatolickiego jest co najmniej dziwne – mówi profesor. Zwraca też uwagę na bagatelizowanie, czy jak to ujmuje bł. Grzegorz Chomyszyn, „przyzwolenie” na ideologię ukraińskiego nacjonalizmu. Wielkim marzeniem metropolity Szeptyckiego było nawrócenie Rosji, czemu poświęcił swoje wysiłki i działalność. – Pytanie, czy cel uświęca środki – zauważa prof. Osadczy i przypomina m.in. o jego liście z 1914 r. do cara Mikołaja II, o mocno wiernopoddańczym charakterze. – Ten list przedstawia go raczej jako patriotę rosyjskiego, niż ukraińskiego. W ujęciu metropolity Szeptyckiego, zajęcia Lwowa przez Rosjan było wielką historyczną chwilą, dla której warto poświęcić każdą chwilę życia – zauważa prof. Osadczy. Przypuszcza on, że zwrócenie na to uwagi w publikacji również wzbudziły duże niezadowolenie wśród hierarchów greckokatolickich.

Bł. Grzegorz Chomyszyn uważał, że opisane kwestie były powodem tego, że metropolita Szeptycki bagatelizował sytuację w Cerkwii Greckokatolickiej. – Więcej – abp Szeptycki czynił to jako ukryty rusofil, który chciał być wiarygodnym w strasznie rozpolitykowany społeczeństwie, naznaczonym ideologią ukraińskiego nacjonalizmu, który bł. Grzegorz Chomyszyn postrzegał jako największe zło we współczesnych mu czasach, demoralizujące naród ukraiński – zaznacza prof. Osadczy.

Reakcja na wydanie wspomnień Błogosławionego była dość nagła, a ponadto dość agresywna. Wykorzystano tu środki, które postawiły całą sprawę poza ramami dyskusji akademickiej. Podczas prezentacji książki we Lwowie, w siedziby Kurii Metropolitalnej, doszło do zakłócenia spotkania przez grupę osób w tradycyjnych ukraińskich wyszywankach. Polskiego duchownego, biskupa Mariana Buczka, obrzucono obelgami.

Z kolei jako narzędzie zniesławienia środowisk, które doprowadziły do wydania książki, został wykorzystany Ukraiński Uniwersytet Katolicki. – Jego prorektor, Ihor Skoczylas, w wywiadzie dla ukraińskiej redakcji Radia Swoboda, powiedział, że jest to dokument, który został spreparowany przez polskie służby, żeby dodatkowo zmącić trudne relacje polsko-ukraińskie – mówi prof. Osadczy. Dodaje, że zarówno on, jak i tacy polscy badacze jak prof. Ryba czy prof. Partacz, zostali oskarżeni o fałszowanie historii. – To najgorszy zarzut, jaki można postawić historykom – mówi profesor. Zaznaczając, że zbulwersowało to środowisko naukowe w Polsce. Zapowiada, że spotka się to z reakcją. Dodaje też, że zarzuty tego rodzaju są często formułowane na Ukrainie przez środowiska próbujące zdezawuować badaczy zajmujących się ludobójstwem na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej.

Ponadto, posunięto się także do metod, które prof. Osadczy odnosi wręcz do „tradycji ubeckich”. – Zaatakowano samego autora. Z jednej strony podważa się wiarygodność dokumentu, a z drugiej próbuje się posiać wątpliwości i zamęt, żeby podważyć powagę publikacji. Ponadto, wchodzi się w dyskusje bezpośrednio z bł. Grzegorzem Chomyszynem, zarzucając mu, zgodnie z metodologią wyjętą wprost z lat 40. i 50. XX wieku, „nieuwzględnienie szerszego kontekstu”, że nie był dobrze zorientowany i pisał pod wpływem emocji – mówi profesor.

Przykładem jest Liliana Hentosz, regionalna historyczka, zajmująca się m.in. działalnością metropolity Szeptyckiego, która stwierdziła wręcz, że dokument ten powstał pod dyktando NKWD. – Widzimy więc absurd i brak etyki, nie tyle zawodowej, co chrześcijańskiej, bo osoby, które włąćzyły się w akcję szkalowania dokumentu i osób, które przygotowały go do publikacji, identyfikują się ze środowiskiem Kościoła Greckokatolickiego. Widzimy, że to podejście, zgodne z zasadami działania organów totalitarnych, jest jak najbardziej aktualne – zauważa prof. Osadczy.

Zdaniem badacza, znacznie bardziej dramatyczna jest sytuacja ks. Pełchatyja, który przez 26 lat był dyrektorem wydawnictwa „Nowa Zoria” i redaktorem naczelnym pisma diecezjalnego pod tą samą nazwą, założonego przez Błogosławionego. Cieszył się on wielkim autorytetem w Kościele Greckokatolickim. Najpierw zakazano mu uczestnictwa we wspomnianej wcześniej prezentacji książki we Lwowie, która odbywała się pod patronatem abp Mokrzyckiego. Dzień później, został odwołany przez swojego metropolitę, abp Wołodymyra Wijtyszyna ze wszystkich pełnionych funkcji, ze względu na publikację książki.

– Mamy do czynienia z kuriozalną sytuacją – mówi prof. Osadczy. – Książka, należąca do pióra błogosławionego Kościoła Rzymskokatolickiego, wielkiego ukraińskiego patrioty, wydana przy współudziale uczelni katolickiej czy Klubu Inteligencji Katolickiej, do której piękne wprowadzenie napisał bp. Buczek, zaangażowany w sprawy polsko-ukraińskie, staje się przyczyną prześladowania zasłużonego kapłana.

Oprócz tych dymisji trybunał kościelny wszczął postępowanie, zarzucając ks. Pełechatemu różnorakie wykroczenia – w tym fałszowanie dokumentów. – Ani do ks. Pełechatyja, ani do nas, jako wydawców, nikt nie zwracał się w sprawie tego, na podstawie jakich źródeł powstała książka – wyraźnie podkreśla prof. Osadczy, którego zdaniem oskarżenia formułowane były wręcz według jakiś wytycznych. – Nie chodziło o to, żeby zbadać dokument i dojść do prawd, tylko o to, żeby zniszczyć tych, którzy doprowadzili do ukazania się książki.

Polski historyk zwraca uwagę również na inną, niebezpieczną kwestię związaną z całą sprawą. Otóż wkrótce po dymisji ks. Pełechatyja, do jego dawnej redakcji przysłano firmę audytorską. Jej pracownicy mówią, że urzędnicy dostali wytyczne, żeby znaleźć jakieś materiały umożliwiające wszczęcie sprawy kryminalnej z tytułu nadużyć gospodarczych. Zdaniem prof. Osadczego, ta „wielka eksplozja nienawiści” i chęci ukarania kapłana może pociągnąć za sobą także inne postępowania.

Profesor Osadczy przyznaje również, że docierają do niego informacje o tym, że egzemplarze książki są wykupywane i niszczone. Według niektórych źródeł są one wręcz palone. Profesor zaznacza przy tym, że trudno je jednak w tej chwili zweryfikować, jednak wspominają o tym księża rzymskokatoliccy, którzy pracują na Ukrainie.

Profesor rozmawiał również z małżonką księdza, która czuje się sterroryzowana. – Ona nie wyklucza też zamachów na życie jej męża – relacjonuje prof. Osadczy. Jego zdaniem, pewne struktury związane z Kościołem Greckokatolickim, zdeterminowane w swoim lęku przez słowem Błogosławionego, mogą podjąć jakieś inne działania. – Z tego co wiem, bezpieczeństwo kapłana nie jest zagwarantowane – dodaje.

W środę 23 listopada ks. Pełechatyj na kilka dni przyjeżdża do Polski. Książka „Dwa Królestwa” już cieszy się w Polsce dużą popularnością, pomimo tego, że na razie jest dostępna tylko w języku ukraińskim.

Kresy.pl / Marek Trojan

Za: Kresy.pl (22 listopada 2016)

 


 

Skip to content