Aktualizacja strony została wstrzymana

Kampania w USA – jaka przyszłość czeka supermocarstwo?

Już 8 listopada Amerykanie udadzą się do urn, aby wybrać nową głowę państwa. Wydarzenie to elektryzuje zarówno amerykańską, jak i światową opinię publiczną. Nic w tym dziwnego – wszak kraj ten pozostaje największym światowym mocarstwem. Przeżywa jednak wyraźny kryzys , który sprawił, że fenomen Donalda Trumpa – kandydata wszystkich oburzonych na liberalny establishment – stał się możliwy. Czy jednak magnat nieruchomości jest w stanie pokonać starą polityczną wyjadaczkę – Hilary Clinton?

Stany Zjednoczone były kiedyś obiektem powszechnego podziwu, jednak obecnie pogrążone są w ogromnym kryzysie. Najwyższe zadłużenie na świecie – trzecie w przeliczeniu na osobę – wynosi  ponad 19 bilionów dolarów. Zaufanie do instytucji publicznych jest niskie, mnożą się problemy społeczne, związane choćby z dezindustrializacją rozwiniętych ongiś miast i bezrobociem. Jakiś czas temu świat obiegła informacja, że USA przodują… pod względem liczby więźniów.

Dla wielu Amerykanów wybory są zatem szansą, być może ostatnią, na odmianę sytuacji i uczynienie Ameryki „ponownie wielką”. Startujący pod tym hasłem miliarder Donald Trump uzyskał 24 lipca 2016 r. nominację Partii Republikańskiej. Przyjdzie mu zmierzyć się z Sekretarz Stanu za Baracka Obamy – Hilary Clinton. Źona byłego prezydenta, Billa Clintona, przyjęła nominację Partii Demokratycznej 28 lipca, jako pierwsza kobieta nominowana przez czołową partię. W lipcu poznaliśmy też kandydatów na wiceprezydentów – Mike’a Pence’a po stronie Trumpa i Tima Kaine’a u Hilary Clinton.

Nominacji byłej Sekretarz Stanu nie zaszkodziły ujawnione 22 lipca przez WikiLeaks e-maile ukazujące nieprawidłowości w partii. To nie pierwsza tego typu sprawa. Warto wspomnieć także o innej „aferze mailowej”. Wszak już w 2015 r. stało się jasne, że Demokratka używała prywatnego serwera do prowadzenia służbowej korespondencji.  Sprawa ta niejednokrotnie powracała w obecnej kampanii prezydenckiej.   

Pierwsza debata przedwyborcza odbyła się 26 września. Jak przypomina portal aol.com, Hilary Clinton oskarżyła podczas niej swojego kontrkandydata o „rasizm” „seksizm” i oszustwa podatkowe. 2 października ten ostatni zarzut wysunął także New York Times. Jego dziennikarze stwierdzili, że  Republikanin nie płacił przez wiele lat podatków federalnych. Początek października nie był z resztą korzystny dla biznesmena. Pięć dni później ujawniono nagrania jego skandaliczne wypowiedzi na temat kobiet. Delikatnie rzecz ujmując, nie mieściły się one ani w politycznie poprawnych standardach, ani też w granicach zwykłej kultury.  Sprawa stała się w nadchodzących dniach jednym z głównych tematów medialnych.

Również 7 października portal WikiLeaks opublikował dokumenty pokazujące sprzeczność słów na temat handlu zagranicznego kierowanych przez Demokratkę do finansowych elit i ogółu wyborców. Wytknął jej to Donald Trump podczas drugiej debaty – 9 października 2016 r.

W trakcie jej trwania miliarder przyznał się natomiast do zarzucanego mu przez prasę niepłacenia podatków przez 18 lat od 1995 r. Stwierdził jednak, że miał do tego prawo, ponieważ ponosił wówczas straty – łącznie 916 milionów dolarów.

Atmosfera przedwyborcza z dnia na dzień stawała się coraz bardziej gorąca. W niedzielę 16 października doszło do ataku na siedzibę Republikanów w Karolinie Północnej. Odpalono ładunek wybuchowy, a mury zamalowano grafiti oskarżającym Republikanów o nazizm i nawołującym ich do opuszczenia miasta. Kandydat prawicowej partii na Twitterze określił chuliganów mianem „zwierząt” i uznał ich za zwolenników Hilary Clinton.

Różnice pod niemal każdym względem

19 października obydwaj kandydaci zmierzyli się w trzeciej i ostatniej już debacie (transkrypcja dostępna na presidency.ucsb.edu). Dyskusja dobitnie ukazała nie tylko różnice osobowościowe, ale także światopoglądowe. Warto się im pokrótce przyjrzeć. Weźmy przykład aborcji. Kandydatka Demokratów wyraziła jednoznaczne poparcie dla wyroku Sądu Najwyższego w sprawie Roe vs. Wade z 1973 r. Wówczas to najwyższy organ amerykańskiego sądownictwa zalegalizował aborcję na terenie całego kraju. Od tej pory zabito w Stanach 57-58 milionów dzieci nienarodzonych.

Odmienne zdanie w sprawie ochrony życia wyraził Donald Trump. Zarzucił Clinton popieranie barbarzyńskiej praktyki mordowania nienarodzonych w ostatnim miesiącu ciąży. Jego zdaniem, decyzja o prawie dotyczącym aborcji powinna zostać pozostawiona poszczególnym stanom. Biznesmen zapowiedział ponadto mianowanie konserwatywnych sędziów, co – jak przyznał – doprowadzi zapewne do odejścia Sądu od wyroku w sprawie Roe vs. Wade. Zgodnie z amerykańską Konstytucją to prezydent – za zgodą Senatu – mianuje członków Sądu Najwyższego. Po śmierci konserwatywnego sędziego Antonina Scalii jedno z 9 miejsc w tej instytucji pozostaje nieobsadzone.

Zdaniem kandydata GOP, Konstytucję powinno się intepretować tak samo, jak rozumieli ją Ojcowie Założyciele. Dlatego też popiera on pełne prawo do posiadania broni – gwarantowane przez II Poprawkę. Była Sekretarz Stanu ma w tej kwestii odmienne zdanie. Twierdzi bowiem, że z posiadaniem broni wiążą się zbyt liczne wypadki – ginie 33 tysiące osób rocznie. I dlatego niezbędne są pewne ograniczenia.

Polityka zagraniczna

Debata z 19 października dotyczyła także kwestii polityki zagranicznej. Kandydat Republikanów sprzeciwia się nadmiernemu zaangażowaniu Stanów Zjednoczonych w sprawy świata. Jego zdaniem próżnia pozostawiona w Iraku przez Amerykanów za kadencji Obamy i Clinton doprowadziła do powstania Państwa Islamskiego. Biznesmen sprzeciwia się jednocześnie nadmiernemu zaangażowaniu USA w sprawy świata. Jego zdaniem Stany Zjednoczone nie mogą bronić Niemiec, Arabii Saudyjskiej, Korei Południowej czy Japonii. Przekracza to bowiem ich możliwości finansowe i sprzyja wzrostowi zadłużenia.

Tego typu poglądy miliarder wyrażał już wcześniej. W przemówieniu dotyczącym spraw międzynarodowych opublikowanym 27 kwietnia tego roku na donaldjtrump.com stwierdził, że po Zimnej Wojnie w amerykańskiej polityce zagranicznej „głupota i arogancja zastąpiła logikę”. Skutkiem był nie tylko spadek prestiżu USA na świecie, lecz także wzrost wpływów islamistów na Bliskim Wschodzie.  

Co więcej, 23 marca w wywiadzie dla Bloomberg Politics Donald Trump stwierdził, że NATO „może być przestarzałe”. Tego typu wypowiedzi jawią się na pierwszy rzut oka jako prezent dla Rosji, choć według analiz D’Angelo Gore z factcheck.org kandydat GOP uznał jedynie, że Sojusz Północnoatlantycki jest nieprzystosowany do współczesnych zagrożeń, takich jak walka z terroryzmem. Nie mówił wprost o potrzebie jego rozwiązania – lecz o konieczności reform i – w ostateczności opuszczeniu NATO przez USA. Mimo wszystko nie dziwi, że tego typu sformułowania budzą zaniepokojenie.   

Wybór Donalda Trumpa oznaczać będzie zapewne reorientację amerykańskiej polityki zagranicznej. Zwycięstwo byłej Sekretarz Stanu – raczej kontynuację dotychczasowej linii. Na swojej stronie internetowej hillaryclinton.com Demokratka pisze o umacnianiu więzi Amerykanów z sojusznikami, a NATO określa najlepszą amerykańską inwestycją wszechczasów. Zapowiada także twardą postawę wobec Putina i obronę przed nim państw europejskich.

Gospodarka i imigranci

Oprócz spraw światopoglądowych i polityki zagranicznej, Trump i Clinton różnią się także pod względem kwestii ekonomicznych i społecznych. Kandydat Republikanów, zgodnie z pomysłami przedstawionymi 22 października w Gettysburgu, zamierza między innymi obniżyć i uprościć podatki dla klasy średniej (bardzo pojemne pojęcie w USA!), a także zmniejszyć obciążenia dla przedsiębiorstw. Miałoby to poskutkować powrotem firm na nowo do Stanów Zjednoczonych. Oprócz tego kandydat Republikanów planuje zniesienie Obamacare oraz zwiększenie możliwości wyboru szkół przez rodziców – za sprawą bonów edukacyjnych.

Hilary Clinton – jak czytamy na jej stronie internetowej hilaryclinton.com – proponuje natomiast podniesienie podatków dla najlepiej zarabiających, zapewnienie praw socjalnych pracownikom, odejście od finansowania studiów przez kredyty czy walkę ze zmianą klimatu. Zapowiada także program „Make it in America” mający na celu reindustrializację USA. 

Ta ostatnia sprawa jest więc droga także sercu Trumpa, jednak ten idzie o krok dalej i postuluje budowę muru na granicy z Meksykiem. W swoim przemówieniu w Gettysburgu przyznał wprawdzie, że zapłacą za niego sami Amerykanie – wcześniej sugerował, że zmusi do tego sam Meksyk. Kandydat Republikanów złagodził także swoje stanowisko w kwestii zakazu imigracji dla muzułmanów. Początkowo twierdził, że zabroni wstępu wszystkim wyznawcom islamu. Następnie jednak oznajmił, że tymczasowy zakaz wstępu obejmie wyłącznie osoby z krajów objętych terroryzmem. Donald Trump chce także zlikwidować „miasta sanktuaria”, unieważnić „nielegalne amnestie prezydenta Obamy”, ograniczyć świadczenia dla migrantów i ich nielegalną pracę oraz dokonać deportacji niektórych przybyszów (donaldjtrump.com).

Poglądy głoszone przez Hilary Clinton także w tym przypadku są całkowicie odmienne. Kandydatka Demokratów postuluje ułatwienie legalizacji pobytu nielegalnych imigrantów, zwłaszcza tych z rodzinami pozostawionymi w krajach pochodzenia. Na swojej stronie wzywa także do „ludzkiego” wykonywania prawa imigracyjnego.

Kto kogo popiera ?

Poglądy głoszone przez obydwu kandydatów wiążą się z grupami społecznymi popierającymi każdego z nich. Wśród ogółu białych – informują dr Daniel Cox i dr Robert P. Jones na prri.org – Donald Trump prowadzi w stosunku 10 punktów procentowych. Z kolei wśród ludności kolorowej przewaga Clinton to aż 60 punktów procentowych.

Biali chrześcijanie są generalnie za miliarderem. W tej grupie Republikanina popiera 59 procent wyborców, podczas gdy jego kontrkandydatkę – jedynie 30. Nic w tym dziwnego, skoro głoszone przez Donalda Trumpa tezy anty-migracyjne i krytyczne wobec lewicowej i anty-chrześcijańskiej inżynierii społecznej obliczone są na uzyskanie poparcia tej części elektoratu. Kwestie etniczne są najwyraźniej ważniejsze dla kolorowych chrześcijan, niż sprawy światopoglądowe. W tej grupie aż 74 procent deklaruje bowiem poparcie dla żony Billa Clintona.

Wyborcy są także podzieleni pod względem płci. Według omawianego badania z 22-25 września – Hilary Clinton cieszy się wyższym o 25 punktów procentowych poparciem u kobiet. Z kolei wśród mężczyzn o 13 punktów procentowych wygrywa Donald Trump. Nie bez znaczenia jest tu być może feminizująca retoryka Demokratki, a także jej spokojniejszy, dający większe poczucie bezpieczeństwa styl bycia.

Natomiast wśród osób z białej klasy robotniczej Trump prowadzi aż 24 punktami procentowymi. Retoryka obrony miejsc pracy, w tym w przemyśle, krytyka ekonomicznego globalizmu i imigrantów zabierających źródła dochodu okazała się skuteczna. Podobnie jak wizerunek Trumpa – szczerego do bólu, niegrzecznego, swojego chłopa. To wszystko jednak niekoniecznie sprzyja jego sukcesowi u białych z wyższym wykształceniem, zdobytym często na lewicowych uczelniach. W tej grupie przewagą 10 punktów procentowych cieszy się była  Sekretarz Stanu. Co ciekawe biali mieszkający daleko od rodzinnych miejscowości częściej deklarują poparcie dla Hilary Clinton. U osób pozostających w rodzinnych stronach lub w ich pobliżu preferencje są odmienne.

Gdy spojrzymy na mapę Stanów Zjednoczonych bez trudu zobaczymy kontrast między  popierającymi Clinton wybrzeżami kraju, a pro-trumpowskim „środkiem” i południem kraju. To jednak pewne uproszczenie, gdyż na przykład w stanach Teksas czy Arizona rywalizacja jest, według portalu Real Clear Politics, w miarę wyrównana.

Pamiętajmy, że w USA wyborcy nie wybierają bezpośrednio prezydenta, lecz elektorów związanych z ich kandydatem i zobowiązanych głosować na niego. W ogromnej większości stanów do gremium dokonującego ostatecznego wyboru prezydenta wchodzą tylko elektorzy zwycięskiego kandydata. Każdy stan dysponuje inną liczbą głosów elektorskich. Oznacza to, że sondaże nie są zbyt miarodajnym odzwierciedleniem wyniku. Według uśrednionych wyników ankiet Hilary Clinton dysponuje przewagą 5.2 punktów procentowych (realclearpolitics.com 29.10). Jednak w rzeczywistości wydaje się znacznie bliższa zwycięstwa, gdyż częściej cieszy się przewagą w liczących się stanach – takich jak choćby Kalifornia. Aktualnie może liczyć na wybór 252 swoich elektorów, podczas gdy Donald Trump – na 126. Kto „zgarnie” pozostałych 160? Według portalu realclearpolitics.com przewidzieć. Jednak jak widać Demokratka jest znacznie bliższa uzyskania pozwalającej na zwycięstwo liczby 270 elektorów.

O wysokich szansach Hilary Clinton przekonane są także rynki prognostyczne – „instytucje” zbliżone nieco do zakładów bukmacherskich. Aby 28 października uzyskać dolara za wytypowanie zwycięstwa Republikanina na prowadzonym przez „Victoria University” rynku „Predict It” należało postawić 27 centów. Aby zarobić „dolca” w przypadku zwycięstwa Demokratki trzeba było wyłożyć na nią aż 77 centów. Z kolei według opublikowanej na portalu fivethirtyeight.com analizy opartej na sondażach oraz danych historycznych i ekonomicznych Hilary Clinton ma 79,1 procent szans na prezydenturę.

Przed końcem kampanii mogą nas czekać jeszcze niespodzianki. Jedną z nich zafundował 28 października szef FBI James’a B. Comey’a, ogłaszając wznowienie śledztwa w sprawie maili wysyłanych z prywatnego serwera Hilary Clinton. Choć ostatecznie nic nie jest więc przesądzone, to Clinton jest znacznie bliższa objęcia Białego Domu. Oznacza to kontynuację polityki „Samobójstwa supermocarstwa” opisanej przed kilkoma laty przez Pata Buchanana: ciąg dalszy polityki opartej na sprzecznych z tradycyjnym chrześcijaństwem „wartościach”, zwiększaniu podaży pieniądza, wielokulturowości i demokratycznym mesjanizmie w polityce zagranicznej. Z ostatecznymi wyrokami wstrzymajmy się jednak przynajmniej do ogłoszenia wyników najważniejszych wyborów świata.

Marcin Jendrzejczak

Za: PoloniaChristiana - pch24.pl (2016-11-02) | http://www.pch24.pl/kampania-w-usa---jaka-przyszlosc-czeka-supermocarstwo--,47091,i.html

Skip to content