Aktualizacja strony została wstrzymana

Naturalność i konwenans – Stanisław Michalkiewicz

Każda epoka ma swoje upodobania i uprzedzenia. Dla przykładu, o ile w epoce wiktoriańskiej nawet nogi fortepianu uchodziły za nieprzyzwoite, w związku z czym zakrywano je specjalnymi firaneczkami, to teraz zapanowała moda na naturalność i np. młode Ukrainki z organizacji „Femen”, gwoli przedstawienia swego stanowiska w jakiejś sprawie, rozbierają się do pasa, albo całkiem i nawet sikają po kościołach na ołtarze. Wahadło wychyla się raz w jedną, raz w drugą stronę, więc jest wysoce prawdopodobne, że po apogeum naturalności, nastąpi odwrót ku jakiejś skrajnej pruderii. Nawiasem mówiąc, argumentem przeciwko pruderii jest to, że polega ona na stygmatyzowaniu zachowań w gruncie rzeczy naturalnych. Czy jednak naturalność jakiegoś zachowania powinna przesądzać o jego dopuszczalności w przestrzeni publicznej? Tak właśnie argumentuje pani Liwia Małkowska, która przed dwoma laty w sopockiej restauracji próbowała karmić piersią swoją córeczkę – jak twierdzi właściciel lokalu – w obecności innych klientów, którzy poprosili kelnera, by zwrócił jej uwagę. Kelner poprosił ją, żeby zrobiła to gdzie indziej, wskazując krzesło w innej części restauracji. Właśnie w gdańskim sądzie rozpoczął się proces, w którym panią Małkowską reprezentuje Polskie Towarzystwo Prawa Antydyskryminacyjnego, co pokazuje, że sprawa nabiera rozmachu politycznego. Zobaczymy, co orzeknie niezawisły sąd, a tymczasem wróćmy do „naturalności”, jako legitymacji dopuszczalności takich zachowań w przestrzeni publicznej.

Jak wiadomo, człowiek musi załatwiać tak zwane „potrzeby naturalne”. Są one – jak sama nazwa wskazuje – naturalne z definicji. Jednak gdyby komuś przyszło do głowy zadośćuczynić naturalnej potrzebie na środku dywanu podczas recepcji u prezydenta, czy Jej Wysokości królowej Elżbiety II, to wydaje mi się, iż naturalność zarówno potrzeby, jak i czynności nie byłaby argumentem wystarczającym. Oczywiście – jak w przypadku każdej reguły – i tu zdarzają się wyjątki. Kiedy za pierwszej komuny w pałacyku Potockich w Jabłonnie odbywał się bankiet na cześć delegacji sowieckiego Związku Literatów, jeden z ważniejszych sowieckich literatów, już w dobrym chmielu, zapytał Antoniego Słonimskiego, gdzie mógłby zadośćuczynić naturalnej potrzebie. Słonimski obrzucił swego rozmówcę uważnym spojrzeniem, po czym odparł: „Pan? Wszędzie!” Jednak, oczywiście poza takimi wyjątkami, przyjęty jest konwenans, że tego rodzaju potrzebom należy czynić zadość w specjalnie wydzielonych miejscach. Szermierze naturalności odrzucają konwenanse, ale one też wydają się nie tylko potrzebne, ale i ważne. Jeśli, dajmy na to, wchodzę do pomieszczenie pełnego ludzi i uprzejmie ich pozdrawiam, to wyłącznie na podstawie konwenansu spodziewam się równie uprzejmej odpowiedzi, a nie tego, że obecni rzucą się na mnie i mnie zaszlachtują. Słowem – bez konwenansów życie społeczne byłoby może i możliwe, ale bardzo trudne i niebezpieczne. Z tego punktu widzenia naturalny charakter czynności nie powinien przesądzać o jej dopuszczalności w miejscach publicznych, takich jak np. restauracje. Bo nie tylko karmienie piersią jest naturalne. Przewijanie dziecka też.

Stanisław Michalkiewicz

Felieton    Goniec Polski (goniec.com)    20 sierpnia 2016

Za: michalkiewicz.pl |