Departament Stanu ostrzegając swoich obywateli przed atakiem terrorystycznym w czasie ŚDM, nie miał ku temu podstaw? Amerykanie oskarżani o niepotrzebne podsycanie atmosfery staruchu teraz kluczą w wyjaśnieniach. Twierdzą, że zalecają jedynie czujność, a ostrzeżenie wydano nieco na wyrost.
W wydanym przez Departament Stanu ostrzeżeniu pojawiła się informacja, że wśród odbywających się w Europie tego lata imprez masowych, trzy mogą być celem ataków terrorystycznych. To Światowe Dni Młodzieży w Krakowie, mistrzostwa Europy w piłce nożnej we Francji i wyścig kolarski Tour de France.
Komunikat, choć skierowany był do 40 tys. grupy Amerykanów wybierających się do Europy odbił się szerokim echem na Starym Kontynencie. Organizatorzy obawiają się, że wokół ŚDM zacznie narastać psychoza strachu, w wyniku której część zagranicznych gości odwoła przyjazd do Polski.
Czy te obawy mogły mieć wpływ na postawę Amerykanów, którzy ustami rzecznika Departamentu Stanu Johna Kirby’ego zaczęli się tłumaczyć z wydanego komunikatu. – Nie wiem o żadnym konkretnym zagrożeniu terrorystycznym dla tych wydarzeń czy w jakimś szczególnym miejscu w Europie. Ostrzeżenia są publikowane zawsze na podstawie pewnego zestawu informacji i przekonania, że grupy terrorystyczne chcą przeprowadzić ataki na cele, w szczególności na Amerykanów, w Europie – powiedział.
Kirby dodał, że decyzję o wydaniu oświadczenia podjęto, bo wkrótce wygasa poprzednie, sześciomiesięczne ostrzeżenie wystosowane po atakach terrorystycznych w Brukseli. Tego dlaczego Waszyngton w tym ostrzeżeniu nie wymienił nadchodzących Kirby nie potrafił wyjaśnić.
Rzecznik wyjaśnił też, że Departament Stanu nie odradza Amerykanom wyjazdu do Europy, lecz jedynie zaleca im „czujność”.
Źródło: rp.pl
MA