Aktualizacja strony została wstrzymana

Polityka ojca Rydzyka – Rafał A. Ziemkiewicz

Tydzień temu napisałem złośliwy felietonik na ingres arcybiskupa Wielgusa. O tym, że skoro metropolitą warszawskim może zostać duchowny przyłapany na kłamstwie, i to na kłamstwie w sprawie swojej współpracy z SB, to trzeba teraz, konsekwentnie, dokonać gruntownych zmian w doktrynie katolickiej. Na przykład – na spowiedzi nie trzeba będzie wyznawać grzechów, dopóki nie zostaną one niezbicie udowodnione, a sam grzech przestaje być grzechem, jeśli został popełniony z ważnej przyczyny, na przykład dla zdobycia paszportu. I nie wystarczy udowodnić samego złego czynu; żeby móc kogoś potępić, trzeba jeszcze będzie pokazać konkretnie, komu ten zły czyn wyrządził krzywdę.

Napisałem taki felieton i nie opublikowałem go, bo decyzją Papieża ingres odwołano. Uznałem naiwnie, że autorytet Papieża jest na tyle duży, że nikt nie będzie jego decyzji podważał. Myliłem się. Wiarołomny biskup znalazł bowiem bardzo wpływowego protektora w osobie ojca Rydzyka. Kapłana, któremu liczni wierni ufają równie głęboko jak samej Matce Boskiej. A nawet bardziej, zważywszy że Matka Boska nie mówi, co myśleć o bieżących wydarzeniach, ojciec Rydzyk zaś, w jej imieniu, poucza codziennie i w sposób niedopuszczający sprzeciwu.

Ów darzony takim zaufaniem kapłan, mówiąc przestępczą gwarą, idzie w zaparte. Pomija milczeniem fakt, kto zadecydował o odsunięciu arcybiskupa Wielgusa od sukcesji po kardynale Wyszyńskim, i wmawia słuchaczom, że zrobili to dziennikarze, którzy przeciwko niewinnemu duchownemu rozpętali kampanię oszczerstw. Oczywistej kolaboracji niedoszłego metropolity zaprzecza w oczy, deprecjonując dokumenty w stylu identycznym, jak zwykł to robić Adam Michnik, którego nigdy dotąd przecież Radio Maryja nie podawało za wzór do naśladowania. Pomija nawet świadectwo innych biskupów, że Wielgus ich okłamał, i to pod przysięgą. Mimo niezbitych dowodów głosi ojciec Rydzyk chwałę Wielgusa, nazywa go wielkim Polakiem, na miarę Wyszyńskiego, i apeluje o wysyłanie do niego listów z poparciem.

Aby odwrócić uwagę od oczywistej niegodziwości, mówi ojciec Rydzyk fałszywe świadectwo przeciw bliźniemu, twierdząc, że Tomasz Terlikowski to alkoholik i rozwodnik. Łatwo sprawdzić, że Terlikowski nigdy się nie rozwodził. Ale rzecz już nawet nie w tym, że Rydzyk kłamie. Na swej antenie wielokrotnie gościł polityków rozwiedzionych, a nawet znanych z obyczajowej swobody, i nie przeszkadzało mu to, bo byli mu pomocni. Gościł też Leppera, i to w ostatnich dniach, gdy już wszystko wiedzieliśmy o seksualnym feudalizmie w Samoobronie i zamiłowaniu wicepremiera do prostytutek. To też Rydzykowi nie przeszkadzało.

Ktoś powie, że ksiądz Rydzyk po prostu wzywa do uszanowania autorytetu duchownych. Nieprawda – na jego antenie wielokrotnie krytykowano i oskarżano o różne grzechy biskupów. Ale tylko tych, którzy nie sprzyjali Radiu Maryja. Wielgus zawsze sprzyjał, więc dla niego są inne miary.

Słowem, dla Rydzyka dobrym Polakiem i katolikiem jest ten, kto wspiera Radio Maryja. Choćby był kapusiem, rozpustnikiem, szmalcownikiem – będzie przedstawiany jako niewinna, oszkalowana ofiara. Ale kto staje Rydzykowi na drodze – tego obłudnik w sutannie, powołując się na samą Matkę Boską, pomawia, opluwa, a na dodatek wysyła przeciw niemu swe bojówki krzepkich emerytów z lagami. Tydzień temu, gdy o tym przedziwnym pomieszaniu grzechu i cnoty pisałem, jeszcze mi się chciało śmiać. Teraz już mi się nie chce.

Rafał A. Ziemkiewicz

GAZETA POLSKA

 


 

Jak można tak kłamać…

Muszę przyznać, że ostatnio zacząłem częściej słuchać Radia Maryja i upewniłem się, że bardzo dobrze, iż wcześniej go nie słuchałem. Niezależnie od tego, co napisałem niżej, trudno nie zauważyć, że radio to jest firmowane przez Kościół, może nie cały, ale jakąś jego cząstkę. Rządzą nim duchowni, a wypowiadają się tam ludzie, którym bez wątpienia bliskie jest chrześcijaństwo. Wielu z nich to osoby wykształcone. Pojawiają się tam księża, którzy są dobrymi kaznodziejami, i czasem bardzo zdolni publicyści. Nie mam do szefów tego radia pretensji, że patrzą na wszystkie zjawiska w państwie tylko przez jeden pryzmat (katolicyzmu), bo jest to pryzmat bardzo mi bliski. Spokojnie znoszę pojawiające się na antenie uproszczenia, wynikające z tego, że słuchacze to na ogół ludzie bardzo prości. Jest jednak coś, co doprowadza mnie do białej gorączki i nie mogę na to znaleźć sensownej odpowiedzi. To samo pytanie stawiałem sobie, włączając reżimowe radio w latach osiemdziesiątych: jak można tak kłamać? Radia Maryja słuchałem ostatnio wybiórczo, pod jednym tylko kątem: tego, co mówią o arcybiskupie Stanisławie Wielgusie, ale zakładam, że jeżeli ktoś jest zdolny do tak absurdalnego kłamstwa w jednej sprawie, może też nie oprzeć się używaniu wężowego języka w innej.

Kłamstwa, które poniżej zacytuję, nie pochodzą od słuchaczy sporadycznie pojawiających się na antenie, ale od osób będących filarami tego radia.

Kłamstwo pierwsze: arcybiskup Wielgus nie podpisywał niczego dla SB, tylko dla wywiadu. Nie było żadnego osobnego wywiadu. Był Departament I MSW, stanowiący najbardziej elitarną część bezpieki. Zdarzało się, i tak było w wypadku arcybiskupa Wielgusa, że pomiędzy poszczególnymi departamentami przekazywano sobie agentów. Z dostępnych dokumentów wynika, że arcybiskup występował raz jako współpracownik pierwszego, a innym razem czwartego departamentu, tego od walki z Kościołem.

Kłamstwo drugie: arcybiskup podpisał tylko jeden dokument pod wpływem krzyku i gróźb. „Gazeta Polska” opublikowała siedem dokumentów podpisanych przez arcybiskupa. Sześć – to rutynowe dokumenty SB, a siódmy w całości napisany przez arcybiskupa. Podpisanie tych dokumentów dzieliło pięć lat. Nie ma więc mowy o incydencie. Nie widać śladów jakiegokolwiek przymuszania, a wręcz niewiarygodne wydaje się przekazanie osobie przymuszanej tajnych haseł, miejsc kontaktowych i sposobów łączności.

Kłamstwo trzecie: arcybiskup Wielgus ustąpił dobrowolnie. W kanonie, na który arcybiskup powołał się w swoim oświadczeniu o ustąpieniu, mówi się wyraźnie o prośbie Stolicy Apostolskiej.

Kłamstwo czwarte: arcybiskup nie współpracował z SB. O współpracy arcybiskupa orzekła nie tylko grupa specjalistów powołana przez Janusza Kochanowskiego, ale przede wszystkim komisja kościelna. Współpraca nie musiała polegać na donoszeniu, ale też na odbywaniu szkoleń i przyjmowaniu zadań do realizacji. Na to są niezbite dowody.

Kłamstwo piąte: nie ma śladu, by arcybiskup komukolwiek zaszkodził. Ślady są jednak bardzo wyraźne. Z dokumentów SB wynika, że arcybiskup nagrywał dostojników kościelnych, wynosił ich dokumenty, a nawet typował do werbowania kolejnych współpracowników. Takie dowody nie są uważane za stuprocentowe bez innych, ale inne, podpisane przez biskupa, istnieją.

Kłamstwo szóste: arcybiskup jest bardziej wiarygodny niż dokumenty. Arcybiskup co chwilę zmieniał zdanie, wszystkiemu zaprzeczał, potem przyznawał się do części zarzutów, wreszcie znowu zaprzeczał. Na koniec przyznał się niemal do wszystkiego, a teraz znowu zaprzecza. Nie wiadomo właściwie, co jest w jego ustach prawdą, a co kłamstwem. Oficerowie SB oczywiście są niewiarygodni, ale dokumenty, które tworzyli, szczególnie dla wywiadu, musiały być możliwie rzetelne. Jakakolwiek pomyłka groziła dekonspiracją i aresztowaniami w krajach, gdzie działała nasza bezpieka. Na swoje potrzeby musieli więc tworzyć dokumenty, które były dokładne. Dotyczyło to w szczególności wywiadu.

Kłamstwo siódme: arcybiskup jest ofiarą. Większość werbowanych przez SB duchownych to ludzie złamani szantażem albo groźbami. Wielu z nich wymigiwało się jak mogło od współpracy. Część na przykład po śmierci ks. Jerzego Popiełuszki zrezygnowała z kontaktów z SB. Arcybiskup nigdy nie był szantażowany, chyba że za szantaż uznać to, że nie dostanie paszportu. Współpracował z SB do ostatniej jej chwili.

Kłamstwo ósme: publikacja „Gazety Polskiej” to atak na Kościół. To kłamstwo jest dla mnie najcięższe i niewybaczalne. Podjęliśmy naszą niemal samobójczą misję po to, by bronić Kościoła przed kompromitacją i człowiekiem, który splamiłby miejsce uświęcone przez prymasa Stefana Wyszyńskiego. Rację przyznał nam sam Benedykt XVI, zmuszając biskupa do dymisji. Zasłanianie arcybiskupa Wielgusa Kościołem uważam za celowe szarganie autorytetu tej instytucji i sianie publicznego zgorszenia.

Nie należę do żadnej frakcji w Kościele. Szanuję zarówno radykalnych konserwatystów, jak i tych, których oświeca nauka Soboru Watykańskiego II. Uważam, że wszystkie drogi są dobre, jeżeli prowadzą do Boga. Próby rozbijania wspólnoty wierzących poprzez zapisywanie wieloletniego współpracownika SB do jednej z tych frakcji wymagają stanowczego potępienia i szybkiej reakcji osób odpowiedzialnych za dobro i jedność Kościoła.

Tomasz Sakiewicz
[Redaktor Naczelny GAZETY POLSKIEJ]

PS. Przemysław Harczuk, współautor tekstu o arcybiskupie Wielgusie, pobity przez nieznanych sprawców, ma poważnie uszkodzone kolano. Porusza się w tej chwili o kulach.

 


 

KOMENTARZ BIBUŁY: Przedrukowujemy te dwa felietony z niejakim bólem, gdyż nie możemy otrząsnąć się z zawodu przyniesionego przez Radio Maryja zajętym stanowiskiem wobec sprawy arcybiskupa Stanisława Wielgusa. Choć sprawa jest klarowna i oczywista – przynajmniej w sensie winy – tym bardziej dziwi upór ojca Tadeusza Rydzyka, który dalej wmawia swym słuchaczom niewinność arcybiskupa, przyrównując go do cierpiącego Chrysusa.
Przypomina to trochę obrońców kardynała Bernardina w Stanach Zjednoczonych, którzy po dziś dzień – z wielkim echem również w polskich liberalnych kręgach – chcą zaświadczać o jego niewinności, najczęściej powołując się na hagiograficzną książkę pisaną na zamówienie przez byłego księdza, który ożenił się z byłą zakonnicą. Przypomnijmy, że kardynał Bernardin był jednym z największych w historiii Kościoła amerykańskiego niszczycieli Ładu i Porządku, poprzez aktywne promowanie homoseksualnych zboczeń i jawne sprzeciwianie się Nauce Magisterium (za co zresztą został skrytykowany otwarcie przez niemal wszystkich ówczesnych biskupów amerykańskich). Czynił to jednak na tyle przebiegle, że od czasu do czasu próbował uchodzić za „ortodoksa” pięknie prezentując się medialnie i wypowiadając gładkie słowa.
Dziwi, że znajdują się obrońcy takich hierarchów.

ZOB. RÓWNIEŻ:

 


 

Skip to content