Aktualizacja strony została wstrzymana

Rzeczy wielkie, piękne, istotne nie są nigdy dziełem mas… – rozmowa z Grzegorzem Braunem

Rzeczy wielkie, piękne, istotne nie są nigdy dziełem mas… – „Goniec” rozmawia z Grzegorzem Braunem 

Andrzej Kumor: Świetnie Cię widzieć po roku. Jak czas zweryfikował Twoje poglądy na temat spraw i ludzi? O co jesteś mądrzejszy przez ten rok?

Grzegorz Braun: Myślę, że to jest pozytywna weryfikacja moich ugruntowanych antydemokratycznych poglądów.

Utwierdzam się.

Gdybym nawet wcześniej nie doszedł do tych wniosków na drodze rozumowej, jako obserwator życia publicznego i lektor historii Polski, to miałem okazję w drodze drobnego eksperymentu badawczego czy, jak wtedy o tym mówiłem, rozpoznania bojem, utwierdzić się w przekonaniu, że droga do wielkiej Polski katolickiej, czyli po prostu do poważnego państwa wolnych Polaków, a więc droga powrotna do najlepszej naszej formy dziejowej, ta droga z całą pewnością nie prowadzi ścieżką demokratyczną.

Na drodze przesądów i procedur demokratycznych Polski – obawiam się – nie można ani odzyskać, ani całkowitym przypadkiem, przez nieuwagę odzyskawszy, nie można takiej Polski zabezpieczyć.

I w tej mierze moje wcześniejsze przekonania i przypuszczenia potwierdziły się w pełni.

Jeśli idzie o moje indywidualne doświadczenie, to jest ono zupełnie bezcenne. Bardzo bym chciał, żeby nadarzyła się taka okazja, żeby z tych doświadczeń skorzystać, żeby z tych doświadczeń bezpośredniego zaangażowania w pierwszej linii akcji politycznej była jeszcze okazja wyciągać jakieś robocze wnioski.    Te robocze wnioski, które do tej pory wyciągam, doprowadziły mnie – w największym skrócie rzecz ujmując – do zainicjowania organizacji Pobudka, której w tej chwili oddaję całą tę część mojej energii i mojego czasu, jaka przeznaczona być może na działanie publiczne.

– Jaki jest stan narodu polskiego,  kiedyś bodajże ze Stanisławem Michalkiewiczem spieraliście się, czy naród polski istnieje jako taki, czy istnieje tylko teoretycznie? Czy jest coś takiego jak naród polski?

– Nie mam co do tego wątpliwości. Nawet gdybym je miał kiedykolwiek wcześniej, to właśnie również doświadczenia ubiegłego roku dają mi niezbitą pewność istnienia narodu polskiego.

Należy tylko rozstać się z ułudą, marzeniem, utopią, która miałaby prowadzić do utożsamienia narodu polskiego z tą populacją, która zamieszkuje obecnie terytorium w postpeerelowskich granicach. To z całą pewnością nie jest naród polski.  Nie wszyscy, którzy w Polsce mieszkają, ba,  nie wszyscy nawet, którzy legitymują się dokumentami obywateli polskich, nie wszyscy oni są Polakami, bo nie wszyscy chcą być Polakami.

I Polska jako projekt wolnościowy w żadnym wypadku nie może, nie powinna fundować swojego istnienia na przymuszaniu kogokolwiek do tego, żeby był Polakiem. Nie wszyscy chcą być Polakami, bo bardzo wielu woli być na przykład eurokołchoźnikami. Bardzo wielu woli być bezwyznaniowymi, wynarodowionymi chłopami pańszczyźnianymi, przywiązanymi nie jak przed wiekami do ziemi, ale przywiązanymi dzisiaj do kredytu czy do etatu, albo biurokratycznego, w aparacie ucisku biurokratycznego, albo też przywiązanymi do etatu w korporacji.

Takich ludzi bardzo wielu z Polską się już dawno rozstało, jeśli kiedykolwiek odczuwali jakiekolwiek związki z polską tradycją narodową, z polską kulturą. Jeśli prezentowali stan świadomości polskiej, to zdążyli się z tym dawno pożegnać. I to dla demokraty może być jakaś strasznie zła nowina, ale dla monarchisty, który przecież nie wierzy w prymat wielkiej liczby nad prawdą, to nie może to prowadzić do wyciągania żadnych dramatycznych wniosków. To, że nie wszyscy mają ochotę być Polakami, to nie jest żaden powód do tego, żeby samemu powątpiewać o sensie i pięknie polskiego projektu cywilizacyjnego, polskiego projektu kulturowego i państwowego.

W historii przecież, jeśli coś nam ona udowadnia naocznie, to właśnie między innymi tę prawdę, że rzeczy wielkie, piękne, istotne nie są nigdy dziełem mas, ale raczej zdeterminowanych, często bardzo nielicznych elit.

–  Jednym z wyznaczników polityki jest skuteczność. Jak oceniasz możliwość wybudzenia tych ludzi, o których wspomniałeś teraz, bo jeśli chodzi o liczby, to w polityce liczby są ważne mimo wszystko?

– Cóż, właśnie w polityce zarządzanej przez demokratyczny przesąd, bo demokratyzm właśnie jest niczym więcej, jak tylko przesądem, którego propagowanie służy wąskim, bynajmniej nie demokratycznie wyłanianym elitom do zarządzania nastrojami mas. Tym jest demokratyzm, jest narzędziem propagandy. W związku z tym, odnosząc to do polskiego życia politycznego, uważałbym za marnotrawstwo energii skupianie się dzisiaj na dążeniu do utopii jedności narodu.

Bardzo często słyszę takie hasło jako wezwanie, albo też jako westchnienie, które wydobywa się z piersi sfrustrowanych patriotów. Sądzą oni, że problem sprawy polskiej tu właśnie leży, że problemem jest „brak jedności”. No i że rzekomo jak tę jedność mityczną odzyskamy, to wtedy wszystko nam się spełni.

Ci, których rzeczywistość nie przekonuje, ci, którzy zwłaszcza w ciągu tej mijającej od zamachu smoleńskiego sześciolatki, pomijając już wcześniejsze dekady, nie zdążyli się zorientować, na jakim świecie żyją i co w trawie piszczy, jak sądzę, będą z tym mieli do śmierci problem.

I z jednej strony, nie należy już dziś tracić czasu na przekonywanie przekonanych i nie wolno w związku z tym polskim patriotom skupiać się na pracy już tylko czysto formacyjnej, pracy samokształceniowej, nie wolno nam uważać naszych obowiązków za spełnione na poziomie wzajemnego umacniania się w duchu patriotycznym.

Z drugiej strony, nie należy tracić tej energii na wybudzanie ze snu tych, którzy wybierają błogi sen, tych, którzy wybierają abstrahowanie od rzeczywistości. Powinniśmy przechodzić szerzej i z większą energią do praktycznych działań.

– No właśnie, mówiąc o praktyce, przejdźmy do bardziej konkretnych politycznych ocen. Jaka jest Twoja ocena rządów PiS-u? Minęło właśnie sto dni rządu PiS-u, czy to jest rząd dobry dla Polski, czy można pokusić się o takie stwierdzenie? Wszyscy chcielibyśmy zauważyć wreszcie jakąś jaskółkę, tzn. że coś zaczyna się zmieniać na lepsze, tym bardziej że ten rząd jest przecież tak bardzo atakowany przez różnego rodzaju ośrodki europejskie, i żydowskie, i amerykańskie.

– No cóż, ja nie wyznaję zasady im gorzej, tym lepiej, i w związku z tym wcale mnie nie cieszą akty kompromitacji, czy też niedostatki tego układu władzy, który się ukonstytuował w wyniku wyborczych procedur minionego sezonu politycznego.

To mnie wcale nie cieszy. Ubolewam nad tym jednak, że rząd, który słusznie przedstawia się, zgodnie z prawdą, jako pierwszy mający narzędzia politycznej egzekutywy rząd obozu patriotycznego w ostatnim ćwierćwieczu, a więc pierwszy od bardzo wielu dziesiątków lat mający, zdaje się, dane po temu, by rządzić się suwerennie wewnątrz państwa i by suwerennie artykułować na zewnątrz polską rację stanu, że ten rząd przedstawia jako swoje bodaj największe sukcesy wywiązanie się z pewnych zupełnie drugorzędnych – jeśli idzie o kwestie ustrojowe – zobowiązań z czasu kampanii wyborczej.

Mam tutaj na myśli 500 zł na dziecko. Ja bym dał i 1500, i 5 tysięcy, byle jednocześnie ogłaszaniu takich aktów prawnych towarzyszyło publikowanie listy stanowisk, instancji biurokratycznych, które zostają przeznaczone do likwidacji.

Bowiem rzecz nie w tym, żeby wyczarowywać z budżetu nieistniejące aktywa, ale rzecz w tym, żeby zdejmować z pleców przedsiębiorczej części narodu polskiego ciężar wyzysku fiskalnego, którego nakładanie jest przecież konsekwencją utrzymywania systemu biurokratycznego, etatystycznego.

I aby naród polski mógł podnosić się z kolan, nie kontynuując tych złych rozwiązań ustrojowych, które przyniósł do nas bynajmniej nie PRL dopiero, ale w ogóle etatystyczne, rewolucyjne trendy wzbierające w całym świecie jeszcze od zapoprzedniego stulecia.

Z drugiej strony, ten rząd przedstawia jako swój wielki sukces wynegocjowanie zasiłków dla Polaków, którzy musieli szukać podstaw dla egzystencji daleko poza granicami Rzeczypospolitej. To jest zaiste smutne, że to właśnie ogłoszone zostaje jako najpoważniejszy do tej pory sukces.

Jeśli idzie o urzędowanie pana prezydenta Dudy, to cóż… jakimi aktami zapisał się do tej pory w historii? Trudno udawać, że wszystko jest w porządku.

Co tutaj mamy? Mamy przymus szczepionkowy, kary finansowe nałożone na rodziców, którzy uchylaliby się od obowiązku poddania swoich dzieci szczepieniom, których stosowanie oparte jest na pewnym przesądzie, ale bynajmniej nie na faktach potwierdzalnych, weryfikowalnych naukowo czy statystycznie.

Pan prezydent Duda zagwarantował funkcjonowanie w głównym nurcie życia publicznego rozmaitym kreaturom postpeerelowskim, które podniósł do rangi swoich doradców, zapraszając do rady – to się zdaje nazywa Narodowa Rada Rozwoju.

Dalej, pan prezydent Duda uczestniczył w religijnym rytuale, który propagują wyznawcy pożałowania godnego i zwróconego przeciwko naszej cywilizacji kultu plemiennego, kultu, który dzieli ludzi na ludzi i podludzi – mam na myśli wyznawców chasydzkiej sekty Chabad-Lubawicz, z inicjatywy których pan prezydent Duda uczestniczył w dziwacznym obrzędzie zapalania tzw. chanukowych świec.

No i pewnie najmniejszym, ale również przyczyniającym się do szerzenia zamętu w polskim życiu publicznym, nie do uzdrawiania tego polskiego życia publicznego przez szerzenie prawdy, ale szerzenie zamętu, jest taki drobny idiotyzm, jakim jest ofiarowanie panu Owsiakowi pary nart prezydenckich na aukcję.

Przecież tzw. Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy to jest jeden ze zworników postpeerelowskiego systemu zakłamania i propagandy III RP. Z jakich powodów prezydent Rzeczypospolitej czuje się w obowiązku uczestniczyć w kontynuacji tego festiwalu zakłamania i hipokryzji, jakim jest działalność Jerzego Owsiaka, trudno to zrozumieć.

To wszystko, o czym tutaj do tej pory mówię, to są rzeczy drobne i w gruncie rzeczy niewiele znaczące w kontekście spraw fundamentalnych, które zachodzą na międzynarodowej, nawet globalnej scenie politycznej, wobec których to spraw obecny rząd warszawski i władza prezydencka przejawiają daleko chyba idące niezrozumienie sytuacji Polski.

  – No właśnie, jaka jest sytuacja wokół Polski? Jak byś w ją w skrócie, scharakteryzował? Często w Twoich wypowiedziach pojawia się III wojna światowa, ostrzeżenia o zagrożeniach geopolitycznych w sytuacji polskiej, co się dzieje wokół Polski, według Twojej wiedzy?

– Realizowany jest scenariusz ostatecznego rozwiązania kwestii polskiej. Realizowany jest scenariusz anihilacji państwa polskiego, anihilacji polskiego projektu suwerennościowego. III wojna światowa, która jest już faktem, wojna imperiów – imperium amerykańskiego z imperium chińskim, z Rosją, jako imperium strąconym do roli regionalnego, a aspirującym do roli równorzędnego partnera na scenie globalnej – ta wojna jest już faktem.

Zachodzą przygotowania do tej wojny, trwają w najlepsze, zbrojenia, zwłaszcza na Pacyfiku, przybrały ogromną skalę, niemającą precedensu nie tylko od zakończenia tzw. zimnej wojny, ale w ogóle od czasów II wojny światowej.  Polakom zdawać się  może, że ponieważ jesteśmy daleko od tego głównego teatru przyszłych zmagań wojennych, to że być może cała sprawa nie dotyczy nas bezpośrednio.      Tymczasem Europa Środkowa jest dzisiaj wciąż potencjalnym drugorzędnym teatrem działań wojennych. Drugorzędnym, ale to nie znaczy, że znalezienie się na tym teatrze nie będzie grozić śmiercią.

Najważniejsze dla nas zmiany zachodzą, i już zaszły, na Bliskim Wschodzie, od czasu kiedy Amerykanie dokonali tam przed rokiem odwrócenia sojuszy i z pozycji etatowego wroga podnieśli Iran do rangi kluczowego sojusznika w tym regionie, tym samym zmieniając kompletnie bilans geostrategiczny na Bliskim Wschodzie i w Azji Środkowej.

Od tego czasu należy spodziewać się równie poważnych, równie daleko idących zmian w Europie Środkowej. Europa Środkowa i Bliski Wschód to bowiem połączone naczynia w geopolityce, to system naczyń połączonych. Mówią o tym i wiążą sytuacje w tych dwóch regionach, nie tylko publicyści, ale także i politycy wypowiadający się bynajmniej nie tylko za zamkniętymi drzwiami.

Konferencja monachijska, która zakończyła się przecież ledwie kilka dni temu, ujawniła roboczą współpracę i de facto sojusznicze relacje wiążące dzisiaj Stany Zjednoczone z Rosją.

Rosjanie pospieszyli kilkakrotnie z komunikatami o roboczej współpracy, która wiąże dzisiaj obydwa te mocarstwa w Syrii, właśnie w regionie Bliskiego Wschodu. Trzeba bardzo daleko posuniętej nieuwagi albo naiwności, albo też jednego i drugiego na raz, żeby mniemać, że to rozumienie i robocza współpraca w tamtym regionie, może iść w parze z autentyczną wrogością na naszym terytorium, w Europie Środkowej.

Jeśli więc w ostatnich miesiącach dużo słyszeliśmy od polityków Zachodu – Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii – o potrzebie „wzmacniania wschodniej flanki NATO”, to obawiam się, że były to słowa wypowiadane właśnie na nasz użytek, po to żebyśmy nie zauważyli tego, że także na naszym terytorium Moskwa i Waszyngton działają wspólnie i w porozumieniu.

Oczywiście, w ostatnich latach zaszło wiele wydarzeń, które doprowadziły do autentycznego zaognienia sytuacji, na czele z wojną ukraińską – przede wszystkim wojna ukraińska dostarczyła pożywki dla wzajemnych oskarżeń.

Ale jeśli rzeczywiście faktem stanie się porozumienie monachijskie, o którym publicznie mówi nam się, że dotyczy tylko Syrii, to sądzę, że już w najbliższym sezonie, być może już tej wiosny, tego lata, możemy spodziewać się działań prowadzących do zmiany reżimu w Kijowie, a subsekwentnie, konsekwentnie być może także zmiany układu władzy w Warszawie.

Zwróćmy uwagę, że specjalny wysłannik Waszyngtonu, asystent sekretarza stanu, pani Victoria Nuland, w Warszawie rozmawiała nie tylko z ministrami urzędującego rządu, ale także z panem Petru, typowanym przez układ postpeerelowski na jednego z liderów antypolskiej irredenty, na jednego z liderów obozu zdrady narodowej.

To zatem wyraźny znak, że Waszyngton ma w zanadrzu różne rozwiązania, różne warianty gry. To, jaki będzie los układu pisowskiego i tej prezydentury, i tego rządu, to, moim zdaniem, przede wszystkim zależeć będzie od spolegliwości tego układu w kwestii roszczeń żydowskich wysuwanych wobec Polski.

Innymi słowy, jeśli rząd Prawa i Sprawiedliwości spełni te żądania, które już przed laty wysuwali prominentni przedstawiciele diaspory, a potem także i państwa żydowskiego, to wówczas jego los zostanie przypieczętowany dopiero po spełnieniu tych żądań. Jeśli natomiast będzie się tym żądaniom opierał, no to podjęta zostanie już wkrótce próba zastąpienia tego rządu następnym, bardziej spolegliwym. Mam powody, żeby przypuszczać, że rozumienie tej sytuacji nie jest tak całkiem niedostępne i tak całkiem obce przynajmniej części polityków rządzącego układu. Ale obawiam się, że próbując kupić sobie czas, próbując oddalić planowaną egzekucję, planowaną przez konsorcjum międzynarodowe, ten rząd może wpaść z deszczu pod rynnę. Kupując czas, będzie aspirował do roli najbardziej lojalnego sojusznika amerykańskiego w naszym regionie i może zdecydować się nawet na wplątanie Polski w wojnę na życzenie Waszyngtonu, który może potrzebować takiego naszego zaangażowania, po to żeby niejako per procura rozgrywać swoją grę z Moskwą.

I to właśnie sprawa wojny, i to właśnie wojna jest tym niebezpieczeństwem, które uważam za pierwszoplanowe w nadchodzącym sezonie politycznym. Obawiam się, że jeżeli Polska dzisiaj zostanie poprowadzona na jakąś wojnę, to może z tej wojny nie wrócić już jako suwerenne państwo.

– Mówiliśmy o zdradzie narodowej. Teraz w Polsce wypłynęła sprawa akt Wałęsy. Jest to temat dla Ciebie stary, zajmowałeś się tym od lat, notabene polska telewizja Twój film na ten temat niedawno wyemitowała…

– Co innego miała pokazać? Nie ma innych filmów na ten temat.

– No właśnie. Ale ta debata służy pewnej racjonalizacji zachowania Wałęsy i objęciu tą racjonalizacją wszystkich tego rodzaju postaw. Czy nie sądzisz, że to jest specjalnie zrobione teraz? Czemu taka rzecz miałaby służyć? Otym, że Wałęsa był agentem, wielu ludzi z wielu środowisk mówiło wcześniej, po prostu była to prawda, której nie podawano oficjalnie do wierzenia. Dzisiaj zaczyna się tę prawdę podawać do wierzenia, ale w pewnych kontekstach usprawiedliwiających całą postawę.

– No cóż, odsyłam nieskromnie do tych dwóch filmów, „Plusy dodatnie plusy ujemne” sprzed dziesięciu już lat z okładem i „TW Bolek”, który przed ośmiu laty został zrobiony. Ja od tamtej pory już Wałęsą się nie zajmuję, to Wałęsa parę razy mną się zajął, korespondując ze mną; spotykaliśmy się przed sądem.

– Mieliście się spotkać na debacie teraz.

– Tak. To właśnie był kolejny pomysł, być może podpowiedziany przez kogoś Lechowi Wałęsie, pomysł na to, jak uciekać do przodu w tej sytuacji. Lech Wałęsa – to trzeba wyraźnie powiedzieć – jest człowiekiem zupełnie niepoprawnym. Zgodnie z normą, raczej przyjętą w świecie przestępczym, do którego w młodości nie miał daleko, idzie w zaparte.

Jeśli ktoś jeszcze ma na to nerwy i ma na to siłę, to pewnie najlepsza rzecz, jaką można dla Lecha Wałęsy zrobić, to westchnąć w modlitwie za niego, żeby Pan Bóg dał mu jeszcze dłuższe życie, żeby wreszcie przestał kłamać i żeby wreszcie przestał przyczyniać się do pogłębiania zamętu w polskim życiu publicznym, w polskim życiu narodowym.

Sprawa TW „Bolka”, czyli lojalnej służby Wałęsy w charakterze płatnego kapusia sowieckiej polskojęzycznej bezpieki, to jest rzeczywiście – trzeba powiedzieć – tylko epizod w jego długim życiu. Być może nawet stosunkowo mało znaczący w kontekście całożyciowej lojalnej służby, całożyciowej jego lojalności wobec innej służby tajnej, a mianowicie wobec służby wojskowej. To jest najbardziej w dyskusji toczącej się dzisiaj – właściwie trudno to nazwać dyskusją, bo słowo dyskusja implikowałoby używanie jakichś argumentów, które daje się weryfikować na gruncie analizy faktów – ale w tym całym szumie informacyjnym, który znów wezbrał, o tym stosunkowo mało albo zgoła nic nie słyszę. Uwaga opinii publicznej jest skupiana na roli Wałęsy jako płatnego sprzedawczyka, rujnującego, demolującego życiorysy jego kolegów stoczniowców w pierwszej połowie lat 70., gdy tymczasem warto przypomnieć, że dzięki świadkowi historii, zmarłemu tragicznie i przedwcześnie byłemu majorowi Służby Bezpieczeństwa Januszowi Stachowiakowi, wiemy, że Lech Wałęsa był wcześniej jeszcze rejestrowany jako donosiciel Wojskowej Służby Wewnętrznej w czasach jego zasadniczej służby wojskowej jeszcze w latach 60.

Cała późniejsza kariera Wałęsy wskazuje na to, że właśnie lojalność wobec bezpieki wojskowej była w jego życiu prymarna i była wątkiem nośnym konstytutywnym całej jego kariery politycznej. Przecież do grobowej deski pozostawał Wałęsa lojalny wobec generałów Kiszczaka i Jaruzelskiego. Zawsze, kiedy trzeba było utrudnić ocenę ich zbrodniczej antypolskiej działalności, zawsze mogli liczyć na głos Wałęsy, który sprawę wikłał, gmatwał i podawał w wątpliwość sens stawiania przed sądami tych komunistycznych zbrodniarzy.

Więc to o Wałęsie zawsze warto przypomnieć i warto to jasno nazwać po imieniu.

Wielu Polaków, zwłaszcza chyba za granicą, ulega takiemu szantażowi emocjonalnemu, przed jakim się nas wszystkich stawia, to jest ta opinia, że mówienie prawdy o Wałęsie szkodzi Polsce, że legenda Wałęsy to jest kapitał i skarb narodowy, którym Polska w świecie dysponuje, i że dlatego jeśli nawet te żałosne i ohydne fakty z biografii Wałęsy poznaliśmy, to nie powinniśmy głośno o tym mówić, bo Polska na tym traci. Więc powiedzmy to wyraźnie, że cóż to by była za Polska, gdyby jej los, pomyślność i przyszłość miały zależeć od utrzymywania zmowy milczenia nad zakłamaniem, fałszem i niegodziwościami jednego człowieka. Taka Polska, której przyszłość miałaby być zależna od tego, czy wszyscy będziemy dalej występowali w charakterze żyrantów Wałęsowskiego kłamstwa, taka Polska niewątpliwie nie byłaby warta naszych marzeń, tęsknot, naszej pracy. Więc temu szantażowi nie ulegajmy. A jeśli ktoś myśli, że elity tzw. Zachodu zmienią o Polsce opinie, zmienią stosunek do Polski, po tym jak odkryją nieznane im wcześniej informacje Wałęsę kompromitujące…

Kto tak myśli, ten fałszywie mniema, że na Zachodzie prawda o Wałęsie była wcześniej nieznana. Jeśli ktoś miał pełną jasność co do tego, z jak łajdacką postacią i zakłamaną mamy do czynienia, to byli to właśnie, po pierwsze, politycy Wschodu i Zachodu. Pełne dossier Wałęsy z całą pewnością wcześniej wylądowało na biurkach wszystkich szefów służb i mężów stanu, premierów, prezydentów, ministrów spraw zagranicznych, którzy mieli spotykać się kiedykolwiek z Wałęsą. Z całą pewnością oni wcześniej wiedzieli, z kim mają do czynienia, niż tę prawdę mógł poznać naród polski.

Po trzecież właśnie, kłamstwo Wałęsowskie dla elit Zachodu jest jednym z bardzo pożytecznych narzędzi kontrolowania Polski. Nieprzypadkowo tacy ludzie, jak Martin Schulz, prezydent parlamentu eurokołchozowego, upominają się dzisiaj czy powtarzają publicznie swoje zakłamane wyznanie wiary w bohaterstwo Wałęsy.

Nieprzypadkowo taki agent wpływu jak Norman Davies występował w charakterze żyranta legendy Wałęsy. Nieprzypadkowo Wałęsa był podtrzymywany i wskazywany Polakom jako ich mąż opatrznościowy także przez kolejne ekipy reżimu amerykańskiego. Kłamstwo wałęsowskie jako narzędzie kontrolowania Polaków.

– Bo Wałęsa jest filarem tych zmian, tej transformacji, o której opowiadają Twoje filmy, a ta transformacja jest żyrowana właśnie przez te środowiska Zachodu, które ją zainicjowały, wylansowały, sfinansowały itd. Jest to ich człowiek.

Wróćmy do Twojej aktualnej działalności. Zawołanie Pobudki to – Kościół, szkoła, strzelnica, mennica…

– Tak jest. Prosty, krótki program w czterech słowach. Program pracy organicznej dla Polski.

– Jak oceniasz sytuację w Kościele? Jakie jest Twoje zdanie o  ewolucji Kościoła, która się dokonuje na naszych oczach?

– To nawet byłoby pół biedy, gdyby to była ewolucja. To, co się dokonało, było zaiste rewolucją.

Możemy od niedawna czytać bardzo pożyteczną pracę amerykańskiego badacza, profesora Harvardu Johna  Connelly’ego pod tytułem „From Enemy To Brother” – Z wroga brat, rewolucja w katolickim nauczaniu o żydach od lat 30. do 60. To bardzo pożyteczna książka, praca badawcza, napisana zresztą bynajmniej nie przez krytyka, nie przez malkontenta, nie przez żadnego katolika tradycjonalistę. Jest to książka przytaczająca fakty, w świetle których użyte w podtytule słowo rewolucja okazuje się w pełni uprawnione.

Zmiana nauczania katolickiego o żydach to oczywiście jeden z odcinków tego frontu rewolucji modernizacyjnej, która Kościół dotknęła i która do dzisiaj sieje spustoszenie wewnątrz Kościoła. Ale to powiedziawszy – a mogę na ten mówić dłużej, i nawet w nieskończoność, przytaczając także inne prace i inne książki polecając – to wszystko powiedziawszy, powiem, że ani organizacja Pobudka, ani ja osobiście nie namawiam nikogo, a zwłaszcza katolików, do tego, żeby przede wszystkim zajmowali się ocenianiem Kościoła.

Co się dzieje, to Pan Bóg wyraźnie widzi z wysokości, i nic tutaj nie uchodzi jego uwagi, więc to, co do nas należy, to przede wszystkim dbanie o tradycję katolicką w takim zakresie i na taką miarę, na jaką jest to nam dostępne.

Ja osobiście, ochrzczony jeszcze tradycyjnie, ale wychowany w modernie, w epoce modernizacji, rewolucji modernizacyjnej w Kościele katolickim, z opóźnieniem odkrywam skarby tradycji i bardzo namawiam do tego, żeby kto dobrze życzy Polsce i Kościołowi, o te skarby się troszczył.

Największym skarbem dla nas wszystkich jest msza wszech czasów, msza zwana trydencką, a więc taka msza, której słuchali ojcowie i praojcowie. Jej obecność w naszym życiu z całą pewnością promieniować będzie na wszystkie inne sfery naszej działalności. Także publicznej, z pozoru świeckiej tylko. Dlatego w programie Pobudki wytyczam bardzo prosty cel, jakim jest zwiększenie w Polsce i daj Boże w świecie takich miejsc, w których tradycja katolicka upostaciowana w najczystszy, najpiękniejszy, najcudowniejszy sposób we mszy wszech czasów będzie dostępna.

– Czym jest Pobudka? Czy jest to stowarzyszenie, organizacja?

– Jest to stowarzyszenie nieposiadające osobowości prawnej. Tam gdzie osobowość prawna jest potrzebna, tam Pobudce służy Fundacja Osuchowa. Pobudka natomiast to klucze Budzików. Budziki to ci, którzy chcą brać udział w akcji budzenia śpiących rycerzy, którzy w Polsce śpią nie tylko pod Giewontem, ale jak mi się zdaje, w wielu innych miejscach, i trzeba, żeby się pobudzili. Ci, którzy już to zrobili, ci, którym już to się udało, budzą innych, organizując się w klucze Pobudki. Nomenklatura lotnicza, mi bliska z dzieciństwa, a także szefowi sztabu Pobudki Włodzimierzowi Skalikowi, który jest zawołanym doskonałym pilotem.

I cóż… Pobudka jest moją odpowiedzią na oczekiwanie, z którym stykam się wciąż, które jest wobec mnie wysuwane, oczekiwanie mojego zaangażowania w życie publiczne. Otóż oddawszy się do dyspozycji w poprzednim sezonie politycznym, zaangażowawszy się w kampanie wyborcze minionego sezonu, z tym większym dzisiaj właśnie przekonaniem twierdzę, że działanie polityczne, które abstrahuje od tych podstaw, od tych najważniejszych potrzeb wyzwolenia, emancypacji Polaków, emancypacji duchowej poprzez przywiązanie, kultywowanie tradycji katolickiej, emancypacji intelektualnej poprzez propagowanie katolickiego szkolnictwa, emancypacji wreszcie materialnej i fizycznej poprzez podnoszenie sprawności, zdolności bojowej narodu polskiego pod hasłem „strzelnica” i poprzez podnoszenie niezależności ekonomicznej pod hasłem „mennica”.

Kto od tego abstrahuje, a chce iść prosto do polityki, ten idzie na skróty i jego działalność polityczna może łatwo okazać się pozbawiona podstaw, pozbawiona bazy, gruntu realnego. Kto bowiem pójdzie dzisiaj do polityki, nie mając realnego, własnego, niezależnego zaplecza, ten sam stanie się zakładnikiem swojej politycznej roli, funkcji. Będzie bowiem mógł funkcjonować w polityce o tyle tylko skutecznie, o ile zapewnione mu zostaną środki i wsparcie przez świat polityczny właśnie.

A zatem jest to sytuacja, w której trudno utrzymać niezależność. Ja od bezpośredniego zaangażowania w akcję polityczną nie uchylam się bynajmniej, ale chciałbym w tej akcji politycznej spotkać się z ludźmi, z którymi najpierw poznam się pod szyldem Pobudki.

Pod szyldem Pobudki bowiem najszybciej możemy poznać się nawzajem, możemy zobaczyć, co warte są nasze deklaracje i jakie są nasze rzeczywiste intencje.

Kto bowiem mówi dzisiaj o ratowaniu Polski, a nie ratuje najpierw swoich własnych dzieci, bo oddaje je na naukę do Lewiatana, oddaje je do kołłątajowsko-stalinowskiego systemu dezinformacji i deprawacji, ten albo nie życzy dobrze własnym dzieciom, albo też nie widzi jasno polskiej rzeczywistości.

Stąd zatem, jeśli chcemy uratować wszystkie polskie dzieci, uratujmy najpierw własne, zakładając szkołę katolicką albo wspierając którąś ze szkół katolickich już istniejących.

Dalej, kto deklaruje się jako polski państwowiec i mówi o polskiej niepodległości, a nie dba o bezpieczeństwo Polaków na tym elementarnym poziomie, który jest zależny po prostu od liczby sztuk broni palnej dostępnej Polakom, kto abstrahuje od tego, że Polacy są bodaj najbardziej rozbrojonym narodem w tej części świata, ten znowu, albo nie myśli poważnie o państwie, albo też wyznaje zasady, które są przeciwne niepodległemu istnieniu. Kto mówi o niepodległości, a nie upomina się o respektowanie prawa własności w Polsce, ten buja w obłokach. Bez podstaw materialnych żadna praca państwowa nie jest możliwa. To znaczy jest możliwa praca państwowa, ale nie suwerenna praca państwowa.

Nie byłoby żadnej niepodległości, nie byłoby odzyskania niepodległości sto lat temu, w roku 17, 18 i następnych latach, gdyby nie ciężka praca Polaków, którzy rozwijali nie tylko swoje zdolności w sferze militarnej, w drużynach strzeleckich, ale zakładali także niezliczone spółki, kółka, kasy. I liderami tej wielkiej prac przygotowującej Polaków do odzyskania niepodległości byli wspaniali polscy duszpasterze, tacy jak ksiądz Wawrzyniak, ksiądz Bliziński. To byli opiekunowie, przewodnicy dusz, ale także wspaniali ludzie interesu, inicjatorzy przedsiębiorczości polskiej.

Jeszcze raz powtórzę – nie byłoby niepodległej Polski, gdybyśmy nawet mieli trzy Kompanie Kadrowe, ale nie mieli spółdzielni mleczarskiej w Liskowie księdza Blizińskiego, szkoły, kasy samopomocowej itd. itd., gdyby nie setki rozmaitych przedsięwzięć o charakterze społecznym i gospodarczym, zainicjowane przez księdza Wawrzyniaka w Wielkopolsce.

– Na koniec powiedz, z czym przyjeżdżasz?  

– Przyjeżdżam na zaproszenie naszych rodaków z zachodniego wybrzeża przede wszystkim, chociaż znajdę się pewnie też w innych zakątkach kraju, ale to z Kalifornii wyszła inicjatywa takiego cyklu spotkań, podczas których będę starał się udzielić odpowiedzi na pytanie, czy Polacy mogą jeszcze wygrać III wojnę światową. Mam nadzieję, że i w Toronto się spotkamy w tej sprawie.

– 10 kwietnia.

– Dla niektórych samo mówienie o wojnie światowej jest dzisiaj wciąż trudne do zaakceptowania, a tym bardziej rozważanie sprawy polskiej w tym szerokim kontekście geopolitycznym.

Jeśli chodzi o istotę mojego przesłania, którym chciałbym się dzielić z wszystkimi moimi rodakami, to jest przekonanie, że najważniejszą dla nas w tej chwili sprawą, najważniejszą sprawą w życiu polskiego narodu jest uniknięcie wojny. Musimy zrobić wszystko, żeby nie być stroną walczącą w pierwszych latach tej wojny światowej, która właśnie się rozpoczyna. Jestem przekonany, że to jest wyzwanie, wobec którego już wkrótce zostaniemy postawieni. Myślę, że scenariusz ostatecznego rozwiązania kwestii polskiej, z negatywnym dla nas skutkiem – ten scenariusz przewiduje właśnie posłanie nas na wojnę w najbliższych sezonach, może już latem, jesienią tego roku – i przed tym chcę moich rodaków przestrzegać, ponieważ próbom wmotania Polski w wojnę będzie towarzyszyła, jak sądzę, bardzo perfidna propaganda, będą to próby brania Polaków pod włos, próby przedstawienia tej śmiertelnie dla nas niebezpiecznej pułapki jako wielkiej szansy dziejowej. Będzie się nas wysyłać na wojnę, łechcąc naszą próżność wspomnieniami I Rzeczpospolitej, i będzie się nas wysyłać na zagładę z sugestią, że oto mamy wielką szansę teraz, zaraz, natychmiast odbudować jagiellońskie imperium od morza do morza. Nie idźmy na tę wojnę, nie dajmy się w to wkręcić, nie jedźmy ani na wojnę syryjską, ani nie idźmy na wojnę ukraińską. Gdyby to ode mnie zależało, tak, owszem, deklarowałbym neutralność Polski w tych konfliktach. Uszczerbek naszego potencjału i biologicznego, i materialnego w minionych stuleciach był tak ogromny, że jakiekolwiek wydatki energii patriotycznej, nie daj Boże z wysyłką polskich wojsk poza granice aktualne Rzeczypospolitej, mogą się skończyć tragicznie. Może to załamać proces bądź co bądź mimo wszystkich niedoskonałości, ale trwający proces odbudowy narodowej tkanki Polaków. Bo chociaż jestem daleki od ukontentowania sytuacją i nie jestem przecież bezkrytycznym kibicem obecnych rządów, to oświadczam, że wszystko będzie lepsze od wojny. Nie dopuśćmy do tego, żeby nas ktokolwiek na tę wojnę posłał.

– Dziękuję bardzo. Na dalszą część rozmowy zapraszamy 10 kwietnia w Centrum Jana Pawła II w Mississaudze. Miejmy nadzieję, że będzie nam dane kontynuować.

Rozmawiał Andrzej Kumor.

Źródło: http://www.goniec.net/ , 4 marzec 2016

Za: Polish Club Onlinie (7 marzec 2016)

Skip to content