Aktualizacja strony została wstrzymana

„Raz, dwa, trzy – Hitlera zabijesz Ty!”

Niedawno na ekrany kin wszedł amerykański film „Walkiria” opowiadający o nieudanym zamachu na wodza III Rzeszy. Sekretarz stanu ds. kultury w niemieckim Urzędzie Kanclerskim Bernd Neumann ocenił, że film ten przyczynia się do zapoznania szerszej międzynarodowej publiczności z częścią historii Niemiec.

Według niemieckiego urzędnika w owej produkcji opowiedziano po raz pierwszy z takim rozmachem o wydarzeniach z 20 lipca 1944 r. oraz ukazano niemiecki opór w czasach nazizmu. Nie jest to do końca prawdą. Z dzieciństwa pamiętam amerykański serial pt. „Wojna i pamięć”, będący kontynuacją serii „Wichry wojny”. Serial ten dotykał wielu wydarzeń z lat II wojny światowej – m.in. zamachu na Hitlera dokonanego przez pułkownika Clausa Schenka von Stauffenberga.

Niefortunny zamachowiec ukazany został w owym serialu niczym mąż stanu, podobnie jak pozostali spiskowcy. Film „Walkiria” nie jest zatem pierwszym dziełem akcentującym niemiecki opór wobec Adolfa Hitlera i gloryfikującym jego przeciwników. Chciałbym jednak skupić się na innym aspekcie omawianego zagadnienia.

Twórcom najnowszego filmu o bohaterskim pułkowniku – „antynaziście” zależało na stworzeniu dobrego, trzymającego w napięciu obrazu, ukazującego znane przecież fakty i ich następstwa. Czy jednak zamach z 20 lipca 1944 r. zasługuje na thriller czy raczej na komedię w stylu „Latającego Cyrku Monty Pythona”?

Przez cały okres rządów Furhera w latach 1933 – 1945 nie znalazł się ani jeden oficer niemiecki gotowy stanąć naprzeciw „znienawidzonego” wodza i strzałem w głowę albo „na komorę” pozbawić go życia oraz uratować kraj przed klęską. Owszem było wielu zamachowców chcących Hitlera wysadzić w powietrze, nawet ze dwóch gotowych było podobno wysadzić się razem z nim.

Czy rzeczywiście chcieli – tego nie możemy być pewni bo rzeczone próby zamachów się nie powiodły. Ale nikt z grona oficerów nie był na tyle odważny aby stanąć vis a vis wodza i wyjąc rewolwer… A przecież niemieccy oficerowie, spadkobiercy pruskich tradycji powinni cechować się odwagą i poświęceniem… Skoro spiskowcy wywodzący się z tego środowiska uznali, że Adolf Hitler zagraża niemieckiemu państwu, jest szaleńcem, który wywołał niepotrzebną wojnę, prowadzi ją w sposób nieudolny a prawdziwych fachowców odsuwa od dowodzenia, oprócz tego prowadzi ludobójczą politykę niespotykaną dotąd w historii ludzkiego barbarzyństwa, powinni na wyścigi zgłaszać się do wykonania takiej misji. Ratującej państwo i naród.

Zmywającej hańbę mordów na Żydach, Polakach, Cyganach itd. Przerywającej realizację programu eutanazji nieuleczalnie chorych i cierpiących Niemców. Tymczasem kto zostaje wytypowany do kolejnego bombowego zamachu? Kaleka bez prawej ręki i dwóch palców u lewej dłoni. Pozbawiony lewego oka i kiepsko słyszący. Pułkownik Claus Schrenk von Stauffenber okrutnie pokiereszowany w wyniku ataku lotniczego 7 kwietnia 1943 r. w Afryce.

To on musi uruchomić zapalniki bomby co częściowo mu się nie udaje ze względu na kalectwo. Ale nie to jak wiemy było powodem niepowodzenia, tylko fakt, że pułkownik opuścił budynek, w którym przebywał Hitler z generalicją, a po jego wyjściu ktoś przestawił walizkę z bombą odsuwając ją od obiektu zamachu. Reszty dopełniło niezdecydowanie pozostałych spiskowców nie potrafiących zagrać va banque i przejąć skutecznie władzę Berlinie. Gdyby nie fakt, że ich wszystkich rozstrzelano mielibyśmy do czynienia z farsą a nie zamachem. Wracając do filmu to właściwym odtwórcą roli Stauffenberga powinien być Leslie Nielsen a nie Tom Cruise. Najwyraźniej wśród antyhitlerowskich spiskowców zabrakło Polaka.

16 grudnia 1922 r. podczas otwarcia wystawy w warszawskiej „Zachęcie” Eligiusz Niewiadomski, stanąwszy w niedalekiej odległości od Prezydenta Rzeczpospolitej prof. Gabriela Narutowicza, oddał w jego kierunku trzy strzały z rewolweru. Prezydent zginął na miejscu a jego zamachowiec oddał się w ręce policji bez próby stawiania najmniejszego oporu. 30 grudnia 1922 r. zabójca pierwszego Prezydenta odrodzonej Polski skazany został na karę śmierci.

W czasie trwania procesu, sam, tej właśnie kary dla siebie żądał. Wyjawił także wtedy motywy swojego okrutnego czynu – Narutowicz, człowiek Piłsudskiego, współodpowiadał za lewicowy, zdaniem Niewiadomskiego, rozkład narodu i państwa. Gdy stanął przed plutonem egzekucyjnym miał wykrzyknąć: „Ginę za Polskę, którą gubi Piłsudski!”.

Nie jest moim zamiarem gloryfikowanie politycznego mordu na pierwszym Prezydencie Rzeczpospolitej. Broń Boże! Przypatrzmy się jednak tym dwóm wydarzeniom. Jaki z tego wniosek? Polacy nie raz potrafili wyjmować rewolwery i strzelać do swych politycznych wrogów. Poświęcać własne życie dla idei. Stawać na wprost możnych tego świata i wykrzyczeć im swoją prawdę. Nieszczęsny Eligiusz Niewiadomski, mimo że strzelał do polskiego prezydenta, a nie do carskiego gubernatora, był przecież także, ze względu na formę spadkobiercą polskich rewolucjonistów czasu zaborów. Tej odwagi i determinacji zabrakło niestety spiskowcom niemieckim.

Dlatego to film Jerzego Kawalerowicza „Śmierć Prezydenta” opowiadający o mordzie na Narutowiczu jest dla mnie prawdziwym thrillerem politycznym. A „Walkiria” kolejnym odcinkiem „Latającego Cyrku”. Gdyby wśród antyhitlerowskich spiskowców pojawił się taki Niewiadomski zamach na wodza III Rzeszy na pewno by się powiódł a historia potoczyłaby się inaczej. Czy lepiej dla Polaków – to już inna rzecz.

Łukasz Kołak





O Autorze: historyk, absolwent Uniwersytetu Gdańskiego;członek-założyciel Powiernictwa Polskiego, redaktor nacz. kwartalnika PP, członek Stowarzyszenia Koliber; w latach 1997 – 2005 w UPR.


Za: prawica.net


Skip to content