Aktualizacja strony została wstrzymana

Polska jest jedna – Mieliśmy i mamy rację – Janusz Dobrosz

Ruch Społeczny Naprzód Polsko w swych działaniach koncentruje się na prezentacji własnych poglądów i programowych pomysłów publicznych. Chcemy unikać dominującego w polskim życiu sztucznego podziału motywującego potencjalnych wyborców według uproszczonego schematu: „jestem przeciw PO” czy „jestem przeciw PiS”. Inspiruje on emocjonalne postawy wielu Polaków, którzy z konieczności głosują na PO, a w istocie przeciw PiS, czy na PiS, a w istocie przeciw PO.

Bywają jednak sytuacje, w których istnieje konieczność oceny postaw i poglądów prezentowanych przez politycznych rywali. Opublikowane w „Naszym Dzienniku” autorskie teksty prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego z 25 marca br. oraz Franciszka Stefaniuka z 27 marca br. wprost o to się proszą.
Po lekturze artykułu prezesa Jarosława Kaczyńskiego można odnieść nieodparte wrażenie, że dominują w nim deklaracje oraz subiektywna ocena faktów. A przecież Polacy czekają na odpowiedź na fundamentalne pytanie, jak wydostać się z pułapki i ratować się przed skutkami kryzysu, który w Polsce ma coraz większy zasięg. Tym bardziej że na naszych oczach bankrutuje model polityki gospodarczej forsowany przez ostatnie dwadzieścia lat przez zdecydowaną większość polskiej klasy politycznej (także w latach 1997-2001 przez AWS, w skład którego wchodziło liczne grono obecnych działaczy PiS). Teraz wyraźnie widać, do czego prowadziła masowa wyprzedaż majątku narodowego, a zwłaszcza sektora bankowego, produkcyjnego, ubezpieczeniowego czy handlowego.
Środowiska, które budują dziś Naprzód Polsko, ostrzegały już od 1990 roku i robiły wszystko, co wtedy było możliwe, by nie dopuścić do grabieży naszego wspólnego majątku narodowego. Twierdziliśmy głośno, że bez własności, bez krwiobiegu gospodarczego, czyli własnego systemu finansowego i ubezpieczeniowego Polska musi się stać petentem, a nie podmiotem na arenie międzynarodowej.

O czym warto pamiętać
W tym miejscu pozwolę sobie na bardzo osobistą refleksję. W Sejmie IV kadencji, w latach 2004-2005, byłem przewodniczącym sejmowej komisji śledczej ds. prawidłowości prywatyzacji PZU SA. Po wnikliwym śledztwie komisja jednogłośnie przegłosowała przedstawiony przez przewodniczącego projekt raportu, który nakazywał ministrowi Skarbu Państwa i prokuratorowi generalnemu wystąpienie z pozwem przeciwko inwestorowi zagranicznemu, firmie Eureko, o unieważnienie umowy prywatyzacyjnej. Raport ten jednogłośnie przegłosował również Sejm V kadencji.
Przez cały okres sprawowania władzy przez PiS (samodzielnie i w koalicji) wielokrotnie wraz z moim ówczesnym Klubem Parlamentarnym LPR monitowałem ministra skarbu z PiS, pana Wojciecha Jasińskiego, o wystąpienie z owym pozwem. Nastąpiła jednak całkowita blokada wykonania zalecenia komisji śledczej, a pikanterii całej sprawie dodaje fakt, iż Przemysław Gosiewski, czołowy polityk PiS, najpierw przewodniczący klubu parlamentarnego, a następnie wiceprezes, podczas pracy komisji śledczej przed kamerami telewizyjnymi odgrywał rolę jednego z najradykalniejszych jej członków. Ani minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, ani minister skarbu, ani wicepremier Przemysław Gosiewski, ani wreszcie sam premier Jarosław Kaczyński, kiedy mieli wszystkie polityczne i prawne instrumenty w ręku, czyli swego ministra Skarbu Państwa, ministra sprawiedliwości, premiera, marszałka Sejmu, szefa NIK czy wreszcie prezydenta, nie zrobili nic, by ratować polski charakter największego krajowego ubezpieczyciela. Zamiast tego koncentrowali się na efektownych spektaklach medialnych dotyczących ścigania sprawców o nieporównywalnie mniejszym ciężarze gatunkowym.
Jak zatem można rozumieć opieszałość ministra PiS, jeśli chodzi o tak gigantyczne pieniądze i polskie interesy?
Nie ulega wątpliwości, iż liberalne wynaturzenia były tolerowane przez wszystkie kolejne ekipy, choć trzeba przyznać, że pod rządami PiS, LPR i Samoobrony było ich najmniej. Ale nie zmienia to faktu, że jednak ta tendencja się utrzymywała, a premier Kazimierz Marcinkiewicz z nadania PiS też nie był bez grzechu. Pamiętać również trzeba, że współodpowiedzialne za szkodliwe reformy, jak emerytalna (OFE), służby zdrowia i edukacji były środowiska wczesnej AWS, wśród których nie brakowało dzisiejszych ludzi PiS.

Jak my to widzimy
Nasza diagnoza polskiej rzeczywistości jest znacznie bardziej radykalna i bardziej wiarygodna niż to, co przedstawia prezes Jarosław Kaczyński. Zwłaszcza gdy chcemy znaleźć odpowiedź na pytanie, co popsuło się w polskim życiu społecznym, moralnym, gospodarczym i państwowym i kto za to odpowiada. By nasza Ojczyzna weszła na właściwą drogę, również tę europejską, wpływ na decyzje muszą mieć ci, którzy mieli i mają rację, a nie ci, co mniej lub bardziej psuli polski zegarek i wiecznie rwą się do jego naprawy.
Dlatego raz jeszcze stwierdzamy, że konieczny jest powrót do fundamentów, odzyskanie naszej narodowej własności, zwłaszcza teraz, w dobie eurolandu, kiedy blisko 1000 mld euro podatników z bogatych krajów Unii Europejskiej jest kierowane na ratowanie prywatnych banków.
Czy jest to w stanie uczynić PiS? Na przykładzie PZU, kiedy miało wielką realną władzę, widać, że chyba nie. Tym bardziej że jeszcze niedawno jako największa partia opozycyjna bardzo niemrawo i nieskutecznie broniło polskich stoczni przed ich likwidacją. Mówimy wprost – konieczne jest powołanie przez polskie państwo wielkiego banku, którego cały kapitał będzie w polskich rękach, wokół którego odradzać się będzie rodzimy system finansowy.
Naprzód Polsko nie będzie się wahać przed zasadniczym ograniczeniem kapitału spekulacyjnego w Polsce, bo nie ulega wątpliwości, że bez tej operacji będziemy ciągle okradani. Jeszcze raz stwierdzamy z całą mocą, że sprawą naszej racji stanu jest budowa połączeń komunikacyjnych, zwłaszcza między ziemiami zachodnimi i północnymi a resztą kraju – autostrad, dróg, połączeń kolejowych – tu wprost trzeba ogłosić stan nadzwyczajnej mobilizacji. Czas łatwego uprawiania polityki pod media i spoty wyborcze dobiega końca. Już niedługo rządzenie i reprezentowanie Polski nie będzie zabawą w amatorski football okraszony rywalizacją o drugorzędne sprawy i prestiż.
Z zadowoleniem można by było przyjąć deklaracje pana prezesa, że będzie wspierał politykę prorodzinną, gdyby nie to, że gdy PiS dominowało w Sejmie V kadencji w latach 2005-2007, opierało się wprowadzeniu podwójnego becikowego, większym odliczeniom w ramach tzw. podatku prorodzinnego, a zwłaszcza kompleksowym rozwiązaniom prorodzinnym autorstwa Andrzeja Mańki z LPR. Warto też przypomnieć, że wbrew wcześniejszym deklaracjom PiS i składanym we własnym imieniu Pan Prezes nie poparł nowelizacji Konstytucji, która by gwarantowała ochronę nienarodzonych na tak wysokim pułapie prawnym.

Wygrała koalicja protraktatowa
Całkowicie trzeba się natomiast zgodzić z twierdzeniem prezesa Jarosława Kaczyńskiego, że w latach 2005-2007 i podczas rządów koalicyjnych PiS, LPR i Samoobrony uczyniono sporo dla pozytywnych zmian w Polsce. Tylko dlaczego PiS, osobiście pan prezes, jak i pan prezydent, robili wszystko, by jak najszybciej rozwiązać Sejm już w 2005 i 2006 roku, i stale prowokowali konflikty z dużo słabszymi koalicjantami? Nawet jeżeli w pewnych kwestiach mogli oni irytować partię dominującą, to przecież od silniejszego i uważającego się za mądrzejszego wymaga się więcej wyrozumiałości i daru przewidywania niż w ugrupowaniach, w których dominowali ludzie z małym doświadczeniem w działalności publicznej. W sprawach zasadniczych, często wbrew własnym partyjnym interesom, zarówno LPR, jak i Samoobrona popierały wszelkie inicjatywy PiS, również te z obszaru polityki kadrowej tak wątpliwe, jak np. kandydatura na premiera Kazimierza Marcinkiewicza, na marszałka Sejmu Ludwika Dorna czy na szefa Narodowego Banku Polskiego Sławomira Skrzypka. Mimo upokorzeń i nieustannego poniewierania koalicjantów, większość posłów LPR i Samoobrony zaciskała zęby i nadstawiała policzki do kolejnych ciosów. Te stwierdzenia to nie wynik biernego oglądania tendencyjnych relacji telewizyjnych, ale własne przeżycia i obserwacje. Finał był przecież łatwy do przewidzenia, ale główny kreator zdarzeń Jarosław Kaczyński swoją rolę odegrał do końca.
Główni, ponoć tak zantagonizowani aktorzy polskiej sceny politycznej – Donald Tusk i Jarosław Kaczyński, poprzez brata prezydenta Lecha Kaczyńskiego doszli do porozumienia, doprowadzając do przedterminowych wyborów. Ciśnie się na usta pytanie, dlaczego tak się stało, co połączyło PiS i PO?
Byłem uczestnikiem tych wydarzeń i mam swoje podejrzenia. W polityce nie ma sentymentów, a przypadek nie jest jej największym ulubieńcem. Spójrzmy na daty. Oto przedterminowe wybory do Sejmu i Senatu odbyły się 21 października 2007 roku, a trzy dni wcześniej prezydent RP Lech Kaczyński podpisał w Lizbonie tzw. traktat reformujący. Kampania wyborcza do Sejmu siłą rzeczy przyćmiła to jedno z najważniejszych dla Polski wydarzeń w nowożytnej historii. Tylko przez kilkanaście godzin mogli uczestnicy kampanii odnieść się do tego wydarzenia. No i finał był do przewidzenia – koalicja protraktatowa PO, PiS, PSL i SLD w komplecie zasiadła w Sejmie VI kadencji. Ci, co byli przeciw, zostali wyeliminowani. Ktoś powie: to klasyczne poglądy z obszaru spiskowej teorii dziejów. Czy aby na pewno?

Pod dyktando Brukseli
Myśli Franciszka Stefaniuka z PSL mogą budzić aprobatę, ale i w tym przypadku podczas analizy tekstu nasuwa się wiele wątpliwości. Zwłaszcza w części poświęconej problematyce międzynarodowej, miejsca Polski w Europie i chęci obrony jej tożsamości. Tu pojawiają się wręcz bliźniacze stwierdzenia z tymi użytymi przez posła Jarosława Kaczyńskiego, ale są one, delikatnie mówiąc, mało wiarygodne i pozbawione logiki. Bo oto oba ugrupowania: PiS i PSL, zaakceptowały traktat z Lizbony, który w oczywisty sposób osłabia pozycję Polski w stosunku do rozwiązań traktatu nicejskiego. Przecież traktat z Lizbony powinien być zablokowany na etapie wstępnym, przed deklaracją berlińską. Po odrzuceniu traktatu konstytucyjnego w referendach ogólnonarodowych we Francji i Holandii jedynym prawnym dokumentem, nad którym można było rozpocząć dyskusję nad reformami Unii, stawał się ponownie traktat z Nicei, a nie żadna odrzucona konstytucja dla Europy. Wystarczyło się tylko trzymać samych zasad unijnych i ich bronić. A tak zarówno rządzący wtedy PiS, jak i opozycyjne PSL zaakceptowały drastyczne obniżenie pułapu polskich głosów w organach decyzyjnych Unii i likwidację zasady jednomyślności podejmowania istotnych decyzji, co osłabi rolę Polski, wzmacniając jednocześnie rolę i pozycję Niemiec, i to właśnie wobec naszego kraju.
Słusznie pisze Franciszek Stefaniuk, że twierdzenie, iż rynek sam może rządzić światem, jest złudzeniem, a polskie państwo nie może być biernym obserwatorem. Ale przecież takie poglądy głosi i forsuje aktualny koalicjant PSL – PO. To tacy ludzie jak Donald Tusk, Janusz Lewandowski i Jan Krzysztof Bielecki są odpowiedzialni za utratę możliwości wpływania na polską gospodarkę, bo za grosze wyprzedali lwią część polskiej gospodarki.
Zastanówmy się tylko, szanowni Czytelnicy, jak można pisać, jak czynią to Jarosław Kaczyński i Franciszek Stefaniuk, o chęci umocnienia roli państw narodowych w Europie, skoro w obliczu prawdziwej próby zgadzają się jednocześnie na przekazywanie coraz więcej ich kompetencji niewybieranym biurokratom z Brukseli?
Jak również można liczyć na to, że nareszcie nauka społeczna Kościoła powszechnego będzie otoczona w Europie należnym szacunkiem, kiedy jednocześnie wspiera się szkodliwą, w istocie antykatolicką formę integracji europejskiej, za którą stoją twórcy traktatu z Lizbony, tak zażarcie forsujący „małżeństwa” homoseksualistów, adopcję przez nich dzieci czy aborcję jako wyraz wolności kobiety? Możecie, Panowie, uprawiać swe chciejstwo i propagandę dla naiwnych i łatwowiernych wyborców, ale przecież kiedyś Naród się obudzi i co wtedy?
Zarówno PSL, jak i PiS poparły dyskryminujące warunki, na których przyjęto Polskę do Unii Europejskiej w 2004 roku. Oba te ugrupowania zgodziły się zatem na niesprawiedliwe traktowanie polskich rolników i niskie dopłaty, jak i na to, że Niemcy na terenie byłej NRD mogą jeszcze przez długie lata stosować pomoc publiczną. Co spowodowało, że upadające jeszcze nie tak dawno stocznie niemieckie w Rostocku i Stralsundzie teraz prosperują, a polskie, w których rodziła się „Solidarność”, ulegają likwidacji?
W polityce, tak jak w innych dziedzinach życia przyczyna i skutek są podstawą zarówno logiki, jak i wiarygodności, tak w kraju, jak i w Europie. Naprawdę warto o tym pamiętać.

Janusz Dobrosz, prezes Ruchu Społecznego Naprzód Polsko


Za: Nasz Dziennik,   Piątek, 17 kwietnia 2009, Nr 90 (3411)

Skip to content