Aktualizacja strony została wstrzymana

Wszechmogąca pani Hela

Przy okazji wyborów do Sejmu i Senatu, obok ugrupowań antysystemowych, objawiło się ugrupowanie pozornie antysystemowe, ale tak naprawdę – najtwardsze jądro systemu i to w dodatku – systemu socjalistycznego. Na czym bowiem polega ten cały „system”, to znaczy – system socjalistyczny? System socjalistyczny polega na tak zwanej „sprawiedliwości społecznej”. Tak się składa, że socjaliści mają osobliwa skłonność do opatrywania rzeczowników przymiotnikami wypaczającymi ich sens pierwotny. Na przykład rzeczownik „sprawiedliwość” opatrują przymiotnikiem „społeczna” i udają, że to nie jest wypaczenie pierwotnego sensu, tylko jego uściślenie. To oczywiście nieprawda, podobnie jak fałszywy jest cały socjalizm i łatwo to wykazać, kiedy sięgniemy do źródeł. Znakomitą definicję sprawiedliwości przedstawił jeszcze w starożytnym Rzymie tamtejszy prawnik Ulpian Domicjusz: „iustitia est firma et perpetua voluntas suum cuique tribuendi” – co się wykłada, że sprawiedliwość jest to niezłomna i stała wola oddawania każdemu tego, co mu się należy. Sprawiedliwość jest zatem pewną postawą, którą wspomniany Ulpia Domicjusz scharakteryzował następująco: „honeste vivere, alterum non laedere, suum cuique tribuere” – co się wykłada, by uczciwie żyć, drugiego nie krzywdzić, każdemu należne oddawać. Każdemu należne oddawać. Oddawać – ale „należne”. Kiedy wiemy, co jest „należne”, a co nie? Wiemy to wtedy, gdy ten, od którego domagamy się „należnego”, sam uznał to za „należne” i to „oddaje”. Na tym polega sprawiedliwość zwyczajna. Do ut des – daję, żebyś dał. Do ut facias – daję, żebyś zrobił. Facio ut des – robię, żebyś dał i wreszcie – facio ut facias – robię, żebyś zrobił. Jest jeszcze inna postawa, bardziej altruistyczna, niż sprawiedliwość, postawa, którą chrześcijaństwo określa mianem miłości bliźniego. Miłość bliźniego polega na tym, że dający daje, chociaż nie musi, chociaż ten, któremu daje, niczym mu się nie zasłużył; ani niczego mu nie dał, ani nic mu nie zrobił. To się nazywa jałmużna, będąca polskim brzmieniem greckiego słowa: „elemosyne”, oznaczającego nie tyle nawet podarunek, co współczującą postawę. A na czym polega „sprawiedliwość społeczna”? Jeśli poszedłbym do bogatszego ode mnie, przystawił mu do głowy pistolet i zażądał, by natychmiast podzielił się ze mną swoim bogactwem, bo w przeciwnym razie… – to każdy sąd w normalnym kraju uznałby to przynajmniej za próbę wymuszenia rozbójniczego. Jeśli jednak wynajmę sobie w tym celu urzędnika państwowego, to to już nazywa się „sprawiedliwością społeczną”. Najwyraźniej „sprawiedliwość społeczna”, to po prostu elegancka nazwa niesprawiedliwości, a nawet łotrostwa. Różnicę między sprawiedliwością i miłością bliźniego, a „sprawiedliwością społeczną” najkrócej wyrażają słowa: „daj” i „bierz”. Sprawiedliwość i miłość bliźniego mówi: „daj”, podczas gdy „sprawiedliwość społeczna” mówi: „bierz!

Otóż młodzi drapieżcy z partii „Razem” postanowili założyć watahę dla sprawniejszego rabunku bliźniego swego. Dla takiego rabunku każdy pretekst jest dobry, a najlepszym pretekstem jest „obrona najbiedniejszych”. Drapieżniki nie mogą bowiem istnieć bez ofiar swojej drapieżności, ale chętnie drapują się w kostium ich opiekunów i obrońców. Zauważył to już starożytny bajarz Ezop, opowiadając, jak to owce wojowały z wilkami. Wilki nie mogły owiec pokonać, bo po ich stronie walczyły owczarki. Zatem wilki wysłały do owiec delegację pokojową, która wyjaśniła owcom, że sprawcami konfliktu są owczarki. To one jątrzą i dzielą zwierzęcą międzynarodówkę. Niechże tedy owce wydadzą wilkom owczarki, a wtedy zapanuje pokój. I owce tak zrobiły, w następstwie czego zapanowała „sprawiedliwość społeczna”. Niestety dzisiaj coraz mniej ludzi zna dobrą literaturę. Zamiast dobrej literatury lansowana jest tandeta, produkowana przez łajdaków dla durniów. Z tej literatury niczego mądrego, ani pożytecznego dowiedzieć się niepodobna. Obliczona jest ona raczej na pobudzanie emocji i to im bardziej prymitywnych, to znaczy – „naturalnych” – tym lepiej. Nie tylko zresztą literatura, ale również – przemysł rozrywkowy. Porównajmy na przykład i od strony literackiej i od strony muzycznej i od strony wykonawczej piosenki Ewy Demarczyk i Dody Elektrody. „Niebo złote ci otworzę, w którym ciszy biała nić…” – no a teraz: „Gdy pani ci pozwoli wyliżesz grzecznie ją, lubisz jak cię dotyka, wyuzdana jestem bo…” – i tak dalej – to poezyje poetessy Dody Elektrody. Ma ona oczywiście bardzo wielu wielbicieli, ale to nic dziwnego, bo już osiemnastowieczny francuski satyryk Mikołaj Boileau Despreaux zauważył, że „głupiec zawsze znajdzie głupca, który go uwielbia”.

Wróćmy jednak do naszych socjalistów z partii „Razem”. Pragną oni, żeby wszystkim zajmowało się „państwo”, czyli urzędnicy: pani Zosia, Pan Józio, pan Franek i pani Hela – oczywiście za pieniądze uprzednio odebrane ludziom doprowadzonym do stanu bezbronności. Z tego mają być finansowane różne podarki, na przykład – na 480-dniowe urlopy rodzicielskie – na które „państwo”, w postaci wspomnianych poczciwców, przyszłych rodzicieli uprzednio wyszlamuje. Tymczasem akurat tuż przed wyborami mieliśmy przykład, że „państwo”, czyli wspomniani poczciwcy, którzy wreszcie dochrapali się synekur – na przykład w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego – nie potrafi nawet zliczyć do trzech. Oto raz na pięć lat odbywa się w Warszawie Konkurs Chopinowski, na który zwrócone są oczy przynajmniej części świata muzycznego. Wydawałoby się, że jest to znakomita okazja dla promocji Polski na świecie, zwłaszcza, że – o ile mi wiadomo – w budżecie państwa są na to preliminowane fundusze. Tymczasem w stolicy nie zauważyłem ani jednego bilboardu, który zwracałby uwagę na to wydarzenie, chociaż w tym samym czasie nawet na raczej podrzędnej ulicy Dobrej na Powiślu umieszczony został bilboard reklamujący Muzeum Historii Żydów Polskich. Niestety Fryderyk Chopin nie był Żydem, a w każdym razie – nic o tym nie wiemy, więc „państwo” najwyraźniej musiało uznać, że festiwal jego imienia to i tak za wiele. W tej sytuacji kierowanie pod adresem „państwa” oczekiwań, że zaspokoi przynajmniej niektóre oczekiwania młodocianych socjalistów, wydają się przesadne. Ono nie tylko żadnego problemu nie rozwiąże, natomiast stworzy wiele nowych.

Stanisław Michalkiewicz

Felieton    tygodnik „Polska Niepodległa”    31 października 2015

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=3501

Skip to content