Aktualizacja strony została wstrzymana

Bladźstwo i tolerancja – Stanisław Michalkiewicz

Rzecz się dzieje w Związku Radzieckim. Maruszka czyta „Prawdę„, która, jak zwykle, pomstuje na „agresorów„. Maruszka styka się z tym pierwszy raz, więc zwraca się do męża: – Wania, skażi mnie, czto eto takoje: agriesor? Wania zafrasowany: –Hmm, agriesor, agiersor… Nu, prawierim w sławarie. Zajrzał do słownika i powiada:- Ty znajesz. Maruszka, agriesor, eto takoj czeławiek, katoryj napadajet drugawo; naprimier Giermańcy, wot eto agriesory. Na to Maruszka po chwili: – Wania, a kak ty mnie napał; ty toże był agriesor? Na to Wania surowo: i Nu, Maruszka, nie mieszaj ty palitiki s blad`stwom!

Niestety, a może „stety” – w Polsce jest inaczej. Polityka z bladźstwem miesza się codziennie, a już specjalnie w ostatnim tygodniu za sprawą żydowskiej gazety dla Polaków, czyli „Gazety Wyborczej”. Dziennikarze „GW”, przezwyciężając wrodzoną, albo może tylko wyuczoną odrazę do zaglądania w rozporki i pod kołdry, spisali opowieści pani Anety Krawczykowej, ongiś radnej sejmiku samorządowego województwa łódzkiego, członkini rady nadzorczej pewnej komunalnej spółki i dyrektora biura poselskiego wpływowego męża stanu, posła Samoobrony Stanisława Łyżwińskiego.

Pani Krawczykowa opowiedziała, jak to w 2001 roku koleżanka nastręczyła jej pracę u posła, uprzedzając, że oprócz zajęć biurowych, obowiązki przewidują również zajęcia pozabiurowe. Mając alternatywę w postaci pracy sprzątaczki w szkole i w biurze poselskim, wybrała oczywiście biuro. Wkrótce zaczęła piąć się po szczeblach kariery w sposób ogólnikowo przewidziany przez Janusza Szpotańskiego w „Bani w Paryżu”: „Przez łóżek sto przechodzi szparko / Stając się damą i pisarką”.

Co prawda nie „damą i pisarką”, tylko radną sejmiku, członkinią wspomnianej rady nadzorczej i dyrektorką biura, ale też oficjalnie przynosiło jej ok. 5 tys zł. miesięcznie. Powiedzmy sobie szczerze, że specjalnej krzywdy przy pośle Łyżwińskim pani Aneta nie miała. Daj Boże tak każdemu. Niestety, na tym świecie pełnym złości nic nie trwa wiecznie. Z nieznanych powodów niewdzięczny naród nie chciał powtórnie obdarzyć pani Anety mandatem w sejmiku i w tym momencie na scenę wkracza „Gazeta Wyborcza”, opisując wyznania rozżalonej kobiety.

Wprawdzie poseł Łyżwiński jest wybitnym i wpływowym mężem stanu, podobnie jak poseł Filipek, jednak nie tak wpływowym, jak wicepremier Lepper. Na szczęście pani Aneta przypomniała sobie, że „od dwóch do ośmiu razy” spółkowała też z samym przewodniczącym Lepperem. Taka rewelacja mogła już nadać się do wywołania napięć w koalicji tym bardziej, że tydzień wcześniej „Dziennik”, czyli jak go wrażliwa na ksenofobię „Gazeta Wyborcza” określa – „Der Dziennik” – wytropił w Młodzieży Wszechpolskiej „nazistów”, co dało Sojuszowi Lewicy Demokratycznej pretekst do żądania delegalizacji MW i dymisji wicepremiera Giertycha. Gdyby tak jeszcze pani Aneta przypomniała sobie, że wicepremier Lepper w szczytowych momentach wydawał „nazistowskie okrzyki” – ale nie bądźmy zbyt wymagający, zresztą, kto wie – może sobie jeszcze przypomni?

I tak jej występ przed kamerami TVN, zwaną przez złośliwych „telewizją WSI”, charakteryzował się takim profesjonalizmem, jakby, niezależnie od prób przeprowadzonych przez panów redaktorów, przygotowała ją do tego jakaś dobra kancelaria, ale przecież nic podobnego nie musiało mieć miejsca, bo wiele kobiet wysysa takie umiejętności jeszcze z mlekiem matki. Toteż teraz już na pewno zostanie „damą i pisarką”; napisze książkę, książka dostanie nagrodę „Nike”, no a potem już jednym susem – do Nobla. Jestem pewien, że taką kandydaturę zgodnie poprą i Guntram Grass i Jan Tomasz Gross.

Ale nie uprzedzajmy faktów, bo oto razwiedka, sądząc, że uderzenie po skrzydłach z jednej strony „nazistami”, a z drugiej – panią Anetą – już wystarczająco nadwątliło koalicyjne więzi, natchnęła – czy aby nie za pośrednictwem senatora Niesiołowskiego? – Donalda Tuska do złożenia Jarosławowi Kaczyńskiemu „uczciwej propozycji”. Premier miałby zerwać koalicję z LPR i Samoobroną, w zamian za co PO poparłaby budżet i „kilka innych ustaw”.

Krótko mówiąc – niech popełni samobójstwo, a wtedy Platforma mu pomoże. „Uczciwa propozycja” została oczywiście odrzucona, ale jej desperacki charakter wskazuje na poziom niepokoju, jaki zaczyna ogarniać środowiska zagrożone ujawnieniem raportu Komisji Weryfikacyjnej Antoniego Macierewicza.

Wprawdzie co i rusz pojawiają się uspokajające komunikaty, że nie ma tam „żadnych rewelacji”, ale chyba raczej są to pełne trwogi zapytania. A tu jeszcze w lutym lustracja, „a potem Adam i cholera, a potem Juliusz i suchoty…” W tej sytuacji „nie ma wroga na lewicy”, o czym boleśnie przekonał się poseł Rokita, który, niczym jakiś głupek, wzywał Platformę do „strategicznej debaty”.

Jaka tam „debata”, kiedy tu każda godzina na wagę złota? Więc nie czas na jakieś pozory; polityka miesza się z bladźstwem, katońskie pozy osłaniają zdradę, ratuj się kto może, „ach pójdę aż do piekła, byleby moją zbrodnię wieczysta noc powlekła”. Razwiedczykowie spowodowali nawet interwencję samego unijnego komisarza, który ostrzegł, że ustawa lustracyjna narusza „prawa człowieka” i w ogóle – wszystko, co najświętsze. I słusznie; na kim w końcu można polegać, jak nie na konfidentach?

Tymczasem w Eurokołchozie zwolna narasta faszystowski terror. Po skazaniu dra Dariusza Ratajczaka i Davida Irvinga za tzw. „kłamstwo oświęcimskie”, czyli sprzeciw wobec zatwierdzonej przez Ministerstwo Prawdy wersji historii, po skazaniu w Szwecji pastora Akee Greena za stwierdzenie podczas kazania, że homoseksualizm jest grzechem, 14 listopada w Mannheim rozpoczął się proces Germara Rudolfa, a u nas – Leszek Bubel z donosu Władysława Bartoszewskiego, Kazimierza Kutza, Izabeli Cywińskiej Adama Szostkiewicza i Pawła Śpiewaka o „antysemityzm”, został przez ABW odstawiony na badania psychiatryczne.

Warto zapamiętać nazwiska tych donosicieli, bo to dzięki nim mogą u nas zostać reaktywowane psychuszki dla niepoprawnie myślących, a kto wie – może nawet sławna „schizofrenia bezobjawowa”?

Włodzimierz Bukowski, u którego tę chorobę wracze rozpoznali, mówił mi, że już za Breżniewa uchodziła za nieuleczalną, więc jak już się ta epidemia zacznie, to pewnie bez gazowania się nie obejdzie. Tym razem jednak będzie to gazowanie jedynie słuszne, w imię tolerancji, bo jakże by inaczej?


Stanisław Michalkiewicz
  www.michalkiewicz.pl


Felieton  ·  tygodnik „Najwyższy Czas!”  ·  16 grudnia 2006  |  www.michalkiewicz.pl

 

Skip to content