Aktualizacja strony została wstrzymana

W Wislandzie czuwa straż

Kadeci siedzą, dłubią w nosie, ziewają, z dzikiej nudy puchną, czują się prawie jak w areszcie i myślą sobie: kiedyż wreszcie przestanie bździć to stare próchno?” Tak mową wiązaną opisywał Janusz Szpotański spotkanie księżnej de Guise (de domo Cohn) z kadetami akademii wojskowej w Saint Cyr. („Tak wielki miała w świecie mir, że pojechała do Saint Cyr, gdzie wygłosiła dla kadetów odczyt o Marsie i Erosie”). Literatura jak zwykle wyprzedza życie i to znacznie, toteż dopiero 8 grudnia br. rządowa telewizja w programie „Nasza Armia” na kanale „Historia” pokazała scenę jakby wyciętą z poematu Janusza Szpotańskiego. Oczywiście literatura nie odzwierciedla życia ani dosłownie, ani dokładnie, toteż scena pokazana przez rządową telewizję w programie „Nasza Armia” nie była relacją z odczytu księżnej de Guise (de domo Cohn) w akademii wojskowej w Saint Cyr, tylko relacją z odczytu pana generała broni pilota Lecha Majewskiego, Dowódcy Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych w Akademii Obrony Narodowej – ale nie do kadetów, tylko do starszych oficerów od stopnia majora wzwyż. Ale poza tymi różnicami reszta była bardzo podobna; w Akademii Obrony Narodowej oficerowie zachowywali się tak, jak kadeci w Saint Cyr podczas wykładu księżnej de Guise (de domo Cohn) o Marsie i Erosie.

Stanowisko zajmowane przez pana generała broni pilota Lecha Majewskiego pokazuje, że nasza niezwyciężona armia poddawana jest nieustannie procesowi dalszego doskonalenia, niczym gospodarka w drugiej części dekady Edwarda Gierka. W przypadku gospodarki skończyło się to dość niefortunnie; z roku na rok narastały tzw. „trudności wzrostu”, aż wreszcie nie było innego wyjścia, jak internować Edwarda Gierka i jego pierwszego ministra Piotra Jaroszewicza razem z wrogami ludu pracującego miast i wsi. Proces dalszego doskonalenia podobny jest do mieszania herbaty w szklance, do której jednak zapomniano wsypać cukru. Mieszanie tej herbaty ma utwierdzić organizatorów dalszego doskonalenia, że w końcu zrobi się ona słodsza. Mimo wielokrotnego powtarzania tego eksperymentu w różnych dziedzinach życia państwowego, jak dotąd nie przyniósł on oczekiwanych rezultatów – ale może to wynikać z niewłaściwego podejścia do zagadnienia.

Sławomir Mrożek w „Postępowcu” pokazał, że naukowe eksperymenty mogą przynosić również pozytywne rezultaty. Opisał tam eksperyment polegający na próbie przebicia muru głową. „Wynik w całej rozciągłości potwierdził słuszność uprzednich teoretycznych założeń”. Jeśli w ramach dalszego doskonalenia organizatorzy eksperymentu wykorzystają doświadczenia z „Postępowca”, na pewno przyczyni się to do wzrostu świadomości sukcesu. Zresztą mniejsza z tym, bo ważniejsze jest to, iż stanowisko zajmowane przez pana generała broni pilota Lecha Majewskiego pokazuje, że proces dalszego doskonalenia uwieńczony został również pociągnięciami organizacyjnymi w postaci utworzenia Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych. Wynika z tego, że czego jak czego, ale dowództw to w naszej niezwyciężonej armii nie brakuje. Jeśli jeszcze ci wszyscy dowódcy tworzący poszczególne dowództwa mieliby kim dowodzić, to chyba nikt nie miałby wątpliwości, że na widok takiej armii każdy wróg pierzchnąłby gdzie pieprz rośnie i to jeszcze zanim padłaby pierwsza salwa. Niestety ten podstawowy warunek nie jest jeszcze spełniony, toteż zachowanie wroga w obliczu naszej niezwyciężonej armii nie jest jeszcze do końca pewne – chyba, że chodzi o wroga klasowego.

Jeśli nawet nasza niezwyciężona armia nie doprowadziłaby zwyczajnego wroga do panicznej ucieczki, to z wrogiem klasowym powinna sobie poradzić, wykorzystując zarówno doświadczenia z roku 1981, jak i doświadczenia nowe, zdobyte między innymi dzięki starym kiejkutom. Stare kiejkuty pokazały, jak nie tylko zadośćuczynić jedności sojuszniczej, ale przy okazji zarobić parę złotych, w dodatku – w postaci sałaty i to bez konieczności wyjeżdżania z naszego nieszczęśliwego kraju na tak zwane pokojowe misje, „gdzie wódz taliby gromi, a wzdycha do kraju”. Okazuje się że sałatę można zarobić i bez wzdychania, byle się odpowiednio ustawić i zakręcić.

I – jak się wydaje – w tym kierunku idą poszukiwania, na co wskazywałby pokazany w ramach wspomnianego programu fragment mapy z zagadkowym napisem WISLAND – jak się wydaje – oznaczającym fragment obecnego terytorium naszego nieszczęśliwego kraju, położony na wschód od granicy niemiecko-polskiej z 31 grudnia 1937 roku. Według rozmaitych spekulacji, na wschód od tej linii już w niedalekiej przyszłości może zostać zlokalizowana Judeopolonia, obejmująca – kto wie? – również obszary leżące na wschód od tzw. Linii Curzona. Ten obszar zamieszkuje niesforna ludność tubylcza, którą ktoś musi przecież utrzymywać w ryzach i do tego nasza niezwyciężona armia wydaje się sposobna, jak mało kto. Na wypadek, gdyby wszystkie tworzące ją dowództwa nie mogły sobie samodzielnie z tym poradzić, pan prezydent Komorowski 24 stycznia br. podpisał ustawę o tzw. „bratniej pomocy” to znaczy – o udziale zbrojnych formacji państw obcych w tłumieniu rozruchów na terenie naszego nieszczęśliwego kraju.

Stanisław Michalkiewicz

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Nasza Polska”.

Felieton    tygodnik „Nasza Polska”    17 grudnia 2014

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=3281

Skip to content