Aktualizacja strony została wstrzymana

W służbie „interesu publicznego”

Dobrze ci, stary draniu, / za grzechy nad otchłanią / inferna zwisasz. / Najprzód gwiazdy i róże / potem stołek w cenzurze / – sprzedajny pisarz!” W zasadzie wszystko się zgadza, z wyjątkiem dwóch szczegółów: po pierwsze – nie „w cenzurze”, tylko w Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji, która co prawda nie nazywa się już „Głównym Urzędem Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk” – jak za komuny urzędowo nazywała się cenzura – ale – powiedzmy sobie szczerze – spełnia identyczne, a w każdym razie, bardzo podobne zadania i funkcje, no i – po drugie – żaden „pisarz”, niechby nawet i „sprzedajny”. Kolega Jan Dworak nigdy nie był, ani nie jest żadnym „pisarzem”, tylko dziennikarzem. A „kolega” – bo w latach 70-tych kolegowaliśmy w Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela, gdzie próbowaliśmy walczyć między innymi właśnie z cenzurą, poprzez wydawanie podziemnej, czyli jak to mówiono oficjalnie – „bezdebitowej” prasy.

W tamtych czasach nawet w gorączce nie przyszłoby mi do głowy, że kolega Jan Dworak na starość zostanie funkcjonariuszem cenzury i w tym charakterze będzie oddawał się jawnogrzesznictwu poprzez nakładanie kar za transmitowanie widoku płonącej sodomickiej tęczy w niewłaściwej „atmosferze”. „Nie chodzi o to, że TV TRWAM pokazała zdjęcia płonącej tęczy. Chodzi o to, w jakiej odbyło się to atmosferze i jak było komentowane” – powiedział kolega Dworak. A w stanowisku Krajowej Rady w tej sprawie możemy przeczytać, że „komentując fakt podpalenia Tęczy wyrazili oni (tzn. reporter TRWAM i jego rozmówca – SM) swoje opinie w taki sposób, IŹ MOŹNA BYŁO ODNIEŚÄ† WRAŹENIE, że zniszczenie instalacji artystycznej uznają za postępowanie właściwe, a niszczenie cudzej własności jest właściwą formą wyrażania dezaprobaty wobec opinii i zachowań odmiennych od własnych.

Idioci przeważnie są szczerzy i wystarczy tylko pozwolić im mówić, a zaraz szydło wyjdzie z worka. Już z tego fragmentu uzasadnienia wynika, że kara pieniężna na TV TRWAM została nałożona nie za nawoływanie do przestępstwa – które rzeczywiście jest samoistnym przestępstwem z kodeksu karnego, tylko za „wrażenie”, jakie „mogła odnieść” Krajowa Rada. Ale w normalnym państwie karze się winowajcę za to, co ZROBIŁ, a nie za to, jakie WRAŹENIE mógł odnieść ferujący karę. Represjonowanie „wrażeń” może być charakterystyczne dla państwa totalitarnego, do którego niestety za sprawą bezpieczniackich watah upodabnia się nasz nieszczęśliwy kraj, coraz bardziej przypominając organizację przestępczą o charakterze zbrojnym. I pomyśleć, że swoją rękę do tej haniebnej metamorfozy przykłada akurat kolega Jan Dworak, wysługując się za te „średnio 13 tysięcy złotych miesięcznie” sodomitom i gomorytom, będących, jak wiadomo, zastępczym proletariatem komunistycznych rewolucjonistów, którzy przy pomocy tego mięsa armatniego próbują skruszyć posady cywilizacji łacińskiej. Zdaję sobie sprawę, że starość, to nie radość, ale żeby była aż tak straszna?

No bo spróbujmy odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego właściwie Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, oglądając relację telewizji TRWAM z pożaru tęczy („Tęczy”!?) odniosła akurat takie, a nie inne wrażenie? Zgodnie z art. 213 konstytucji, stoi ona na straży wolności słowa, prawa do informacji oraz interesu publicznego w radiofonii i telewizji. Jeśli wczytać się uważnie w to zdanie, to od razu lepiej rozumiemy przyczynę, dla której Krajowa Rada odnosi takie wrażenia, jakich od niej oczekują. Bo te patetyczne sformułowania o „wolności słowa” i „prawie do informacji”, to tylko takie ozdobniki, żeby było ładniej – a tak naprawdę to istotny jest ten „interes publiczny”, którego w radiofonii i telewizji Rada ma pilnować. Przekładając ten termin na język ludzki nie ulega wątpliwości („nie ulega wątpliwości, jak mawiała stara niania…”), że chodzi o pilnowanie interesów tych mafii, które powyznaczały do Krajowej Rady swoich legatów.

I nie chodzi tu bynajmniej o Sejm, Senat i prezydenta, w myśl art. 214 ust. 1 konstytucji powołujących członków Krajowej Rady, tylko o mafie, które stoją za większością parlamentarną i prezydentem. Nietrudno się domyślić, że za większością parlamentarną – oczywiście nie za każdą – stoją te same bezpieczniackie watahy, które oddają do jej dyspozycji i na jej usługi agenturę w niezależnych mediach głównego nurtu, a w przypadku pana prezydenta – ta wataha, której wybitny przedstawiciel zapowiadał, że w razie pomyślnego wyboru otworzy sobie flaszkę szampana. Parlamentarne większości, w zamian za radosny przywilej dojenia Rzeczypospolitej, w podskokach wykonują wszystkie polecenia macierzystych watah, podobnie jak i pan prezydent, który oczywiście podskakuje z większym dostojeństwem – co nazywane jest „interesem publicznym”. Na samym dole, to znaczy – pardon – nie ma samym dole, bo na samym dole stoją niezawisłe sądy, policja i komornicy, ale trochę niżej stoi Krajowa Rada, która jest wynajęta do nieskomplikowanych czynności burgrabiowskich, więc odnosi takie wrażenia, jakie akurat ma obstalowane.

Stanisław Michalkiewicz

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Nasza Polska”.

Felieton    tygodnik „Nasza Polska”    5 listopada 2014

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=3249

Skip to content