Aktualizacja strony została wstrzymana

Grzegorz Braun: Historia przyspiesza kroku

Nasza rozmowa z Panem Grzegorzem Braunem m.in. o wizycie Knesetu w Polsce i wydarzeniach na Ukrainie.

Redakcja: Na Ukrainie następują dramatyczne wydarzenia. Do Polski przyjeżdża część parlamentu obcego państwa na obrady (później z tego określenia się wycofano). Co się dzieje?

Grzegorz Braun: Sądzę, że historia wyraźnie przyspiesza kroku. Wkrada się nerwowość w działania różnych akcjonariuszy projektów politycznych, na które jesteśmy zdani czy też raczej wydani na łaskę i niełaskę. Ta nerwowość może być efektem tylko jakiejś presji. Jakiej? Może presji czasu, skoro tyle rozmaitych spraw przyspiesza. Determinantą tego pośpiechu jest na pewno ekonomia. Różne państwa bankrutują, na przykład nasze państwo już zbankrutowało. Jest tylko kwestią czasu oraz woli politycznej, kiedy to bankructwo zostanie zadeklarowane oraz kiedy i jacy zgłoszą się wierzyciele. Czy będą mówić „Bitte, zahlen Sie” czy też usłyszymy jakiś inny język?

Ta presja może oddziaływać też na innych, z pozoru bezpieczniejszych graczy. Zarówno Rosja, jak i państwo położone w Palestynie, odczuwają presję czynnika demograficznego. Demografia bezlitośnie i radykalnie wyznacza pewne horyzonty, dosyć bliskie aktualnie istniejącym konstrukcjom geopolitycznym, jakimi są, z jednej strony, Izrael, z drugiej strony Rosja, a z trzeciej – Niemcy. Przywódcy Rosji np. wiedzą najlepiej, że istnieje horyzont czasowy ich imperialnych aspiracji – pokojowa kolonizacja Syberii przez Chińczyków jest tego manifestacją. Niemcy również muszą liczyć się z czasem, ponieważ w niedługim czasie mogą zostać przegłosowani przez Turków we własnym kraju.

Izrael już dawno przegrał wyścig z demografią, w wyniku czego Palestyńczycy będą stanowili większość wśród obywateli państwa położonego w Palestynie, a wszystkie państwa nieprzyjazne Izraelowi, jakby to powiedzieć, „wzajemnie zasłużenie” nieprzyjazne, będą dominowały potencjałem ludzkim i wszelkim innym nad Izraelem. „W ciągu dziesięciu lat państwo Izrael nie będzie istnieć” – zaanonsował już parę lat temu Henry Kissinger. Trudno posądzać go o brak życzliwości, zapewne zatem powinniśmy przez to rozumieć wyczerpanie się dotychczasowej formuły geopolitycznej państwa żydowskiego.

A więc i Rosja, i Niemcy, i Izrael muszą wyraźnie odczuwać presję czasu. Jedni i drudzy, i trzeci z całą pewnością nie zamierzają spokojnie i biernie obserwować własnej agonii. Zapewne więc już dziś rozważane są przez wszystkich poważnych imperialistów warianty nieodzownych zmian ustrojowych – z jawnym zawieszeniem demokracji na czele – i już dziś na stołach sztabowych kreśli się całkiem nowe mapy. Podstawowe dla nas pytanie brzmi: w jakim stopniu te poszukiwania nowych rozwiązań są prowadzone z uwzględnieniem także i naszego terytorium, bez uwzględnienia naszych racji narodowych czy państwowych? Płyty tektoniczne Rosji i Niemiec ścierają się przecież na linii Wisły.

 

Ambasador Federacji Rosyjskiej podkreślił w czasie uroczystości na terenie byłego obozu: „wyzwolenie nie przychodzi samo, jest ono okupione krwią wyzwolicieli”.[1]

Jest to spektakl propagandowy, który nie powinien dziwić. To wszystko jest – żeby posłużyć się określeniem z literatury iberoamerykańskiej – „kronika zapowiedzianej śmierci”, mianowicie śmierci państwa polskiego. Wszystko już zostało zapowiedziane pięć lat temu. Latem 2009 roku nad Morzem Czarnym spotkali się prezydenci państwa położonego w Palestynie i państwa położonego w Eurazji – Peres i Miedwiediew. Oficjalny komunikat z tego spotkania był przerażający dla każdego polskiego państwowca, ponieważ obie strony zgodnie stwierdziły, że nie do przyjęcia są z jednej strony, co oczywiste, wszelkie próby negowania wyjątkowości zagłady Żydów w czasie II wojny światowej, ale z drugiej strony nie do przyjęcia są też wszelkie próby negowania wyzwolicielskiej roli Armii Czerwonej.

Zatem, zauważmy, na równych szalach położono tam tzw. rewizjonizm holocaustu i ew. rewizjonizm sowietyzmu i stalinizmu. Bo przecież taka właśnie jest obowiązująca narracja stalinowska – do dziś dzieci w Rosji uczą się, że Wielka Wojna Ojczyźniana trwała cztery lata, a zaczęła się w 1941 – wcześniej żadnej wojny nie było, były tylko „wyzwolicielskie marsze” Armii Czerwonej: na Wilno, Grodno, Białystok, Brześć, Lwów i Przemyśl; a potem na fińską Karelię, na tzw. Pribałtykę i na rumuńską Besarabię.

To ostatnie nb. to był największy desant spadochronowy przed lądowaniem w Normandii – ale w rosyjskiej historiografii neo-sowieckiej to dalej nie żadna wojna, tylko „wyzwolenie”.

Oczywiście taka narracja polityczna jest po trupie Polski i jest bezpośrednio wymierzona w polską rację stanu. Bo tam gdzie Armia Czerwona jest armią „wyzwolicieli”, nie ma miejsca na wolną Polskę. To jest uroszczenie ze strony post-sowieckiego reżimu moskiewskiego, raczej dość oczywiste i niedziwne. Ale jest rzeczą wstrząsającą, choć może też niezbyt w gruncie rzeczy zaskakującą, że tak wyraźnie elita żydowska wystąpiła w charakterze żyranta tej stalinowskiej narracji.

Praktyczne konsekwencje umowy neo-jałtańskiej z 2009 roku nie dały na siebie długo czekać. Nie wykluczałbym zresztą, że przyszli badacze odkryją związki paktu Peres-Miedwiediew ze sprawą zamachu smoleńskiego. Ale pozostając wyłącznie na gruncie tzw. polityki historycznej warto odnotować, że już w 2011 roku odsłonięto w Izraelu pokaźny pomnik wdzięczności Armii Czerwonej. A teraz mamy spektakl w Oświęcimiu, już kolejny. W tym roku mamy nowość – Rosja wyłożyła milion, nie pamiętam w jakiej walucie, na renowację ekspozycji muzeum oświęcimskiego. Rozumiemy świetnie, że nie po to Rosja wydaje pieniądze, żeby w tym muzeum było chociaż jedno słowo, które by upamiętniało ofiary sowieckiego reżimu, który z infrastruktury obozu oświęcimskiego zaczął korzystać natychmiast po jego zajęciu.

Niemiecki obóz Auschwitz-Birkenau służył władzy sowieckiej jako tzw. obóz filtracyjny. Trafiali doń także Ślązacy, uznani za Niemców. Byli zsyłani do Donbasu, skąd większość, zdaje się, nie wróciła. Powiedzmy wprost: z wykorzystaniem infrastruktury Auschwitz-Birkenau reżim sowiecki dokonywał zbrodni na narodzie polskim, a także zbrodni godzących w suwerenność państwa polskiego. Szczególnie tragiczne jest to, że żyrantami tych uroszczeń sowieckich są w tej chwili także władze post-peerelowskie. To również nie powinno dziwić, jeśli ktoś rozumie, kim są i jaką rolę odgrywają panowie Komorowski, Tusk i Sikorski.

Dlaczego wersja historii dyktowana w myśl paktu Peres-Miedwiediew obraża zdrowy rozsądek? Posłużmy się przykładem. W roku 1941, kiedy zwycięska armia niemiecka wkracza do Lwowa, odkrywa tam ofiary i miejsca masowych zbrodni sowieckich, ponieważ „na odchodnym” siepacze z NKWD dokonali masowych morderstw we wszystkich więzieniach. Są marsze śmierci, egzekucje w całym pasie od Wilna, poprzez Grodno, do Lwowa i Stanisławowa.

Lwów szczególnie mocno utkwił mi w pamięci, ponieważ jest materiał filmowy, który szereg razy oglądałem, a także wykorzystywałem w swojej pracy reżyserskiej. Niemcy odsłaniają ofiary zbrodni sowieckich i wystawiają na widok publiczny. Otwierają przed mieszkańcami Lwowa dziedziniec więzienia, który zapełniony jest ciałami pomordowanych. Są wstrząsające zdjęcia, kiedy lwowiacy odnajdują tam swoich bliskich. Można powiedzieć, że armia niemiecka odegrała pozytywną rolę, za jaką trzeba uznać ujawnienie faktu masowych zbrodni. A jednak nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie postulował w Polsce stawiania „pomników wdzięczności” armii niemieckiej ani nazywał armii niemieckiej „wyzwolicielską”. Paralela jest dokładna i ścisła. Armia sowiecka w Oświęcimiu w 1945 roku była w takim samym stopniu armią wyzwolicielską, jak Wehrmacht i Waffen SS we Lwowie w 1941 roku.

 

Przed wizytą parlamentarzystów izraelskich w Polsce dużo się mówiło o wspólnym oświadczeniu, wraz z Sejmem RP, wzywającym do nieużywania przez światowe media terminu „polskie obozy śmierci”. Media podały, że oświadczenie nie będzie podpisane, gdyż wizyta członków Knesetu jest nieoficjalna, a dodatkowo nieobecny jest z powodu żałoby przewodniczący Edelstein.

Wspólne oświadczenie posłów na Sejm Post-PRL i Knesetu, szczerze mówiąc, gdyby nawet było przyjęte, funta kłaków niewarte. Byłoby coś warte, gdyby proklamowały je izby Knesetu i Kongresu Amerykańskiego. Gdyby CNN i BBC mówiły o tym jako o wiadomości dnia, rozumiałbym, że coś osiągnęliśmy. Nam przecież, ani w Krakowie, ani w Oświęcimiu, ani żadnym innym miejscu w Polsce, nie trzeba tłumaczyć, że nie było polskich obozów koncentracyjnych. Bardzo dziękuję więc za taką „rewelację”.

Tak, wcześniej Polacy byli brani pod włos tymi wypowiedziami i skutecznie usypiani. W rolach anestezjologów opinii publicznej występowali różni publicyści, także „niepokorni”, oraz politycy, p.o. „prawicowych”. Myślę, że dzisiaj do nich trzeba kierować pytania. Skoro panowie Terlikowski i Rowiński z „Frondy” i pan minister Waszczykowski uważali się za tak dobrze poinformowanych w tej sprawie, żeby z góry święcić tryumf tej wizyty i kolejnego aktu pojednania nie wiadomo już kogo z kim, to może dzisiaj również są dobrze poinformowani, aby opinii publicznej powiedzieć, co się stało z tym szeroko reklamowanym oświadczeniem -? (W. Waszczykowski odpowiedział tu: http://www.fronda.pl/a/witold-waszczykowski-dla-frondapl-o-braku-wspolnego-oswiadczenia-knesetu-i-sejmu-wielka-szkoda,33965.html)

Organizacja wizyty Knesetu była w Polsce owiana dziwną tajemnicą. Polacy nie mieli jasnych informacji w sprawie organizowania i finansowania tego wydarzenia. „Times of Israel” pisze, że 115 tys. dolarów na podróż do Polski daje Kneset, 600 tysięcy niejaki Stewart Rahr, zaś pobyt w naszym kraju finansuje Muzeum Auschwitz-Birkenau, polski Sejm oraz rząd.[2] Być może rząd zapragnął uzupełnić fundusze i dlatego dokonał „skoku na kasę” Lasów Państwowych”?

Tutaj się przypomina słynna sentencja de Tocqueville’a, że nie ma takiego łajdactwa, do którego by się nie posunął rząd demokratyczny w potrzebie pieniędzy. A który rząd demokratyczny nie jest w nieustannej potrzebie naszych pieniędzy?

Ponieważ mamy tutaj bardzo ścisłą koincydencję czasową, trzeba by o to pytać. Może wiedzą coś na ten temat właśnie ci niezależni dziennikarze, którzy wystąpili w charakterze ochotniczych anestezjologów opinii publicznej – ? (O dyżurnych funkcjonariuszach frontu ideologicznego z GWiazdy Śmierci nawet nie wspominam, ponieważ świadomość, że antypolska, antykatolicka propaganda jest ich chlebem powszednim, ta świadomość na szczęście jest już dość powszechna).

Co do kosztów, to myślę, że są one znacznie rozleglejsze, niż tylko te wymierne ekonomicznie i które już zapłacono. To są także koszta polityczne, związane na przykład z wprowadzeniem ustawy nr 1066. Przecież skoro przyjechał do Polski kwiat elity państwa położonego w Palestynie, to do profesjonalnej ochrony tego kwiatu musiały wjechać do Polski o wiele wcześniej oddziały bezpieki i wojska tego państwa w sile co najmniej dywizji. Kto za to płaci? Kosztem jest również naginanie polskiego prawa, aż do granic uchylenia go.

Ja jestem wielkim zwolennikiem unormowania relacji każdego z każdym, w tym sensie, w jakim wiecznie aktualne i paląco pilne orędzie Ewangelii głosi, żebyśmy wszystko, także i naszym wrogom, przebaczali. Ale nauka społeczna Kościoła katolickiego rozróżnia dwie kategorie wrogów: prywatnych (inimici) i publicznych (hostes). To jest istotne rozróżnienie. Nadstawiajmy policzek tam, gdzie chodzi o nasze prywatne sprawy, ale nie śmiejmy nadstawiać policzka w sprawach publicznych, ponieważ zawsze będzie to cudzy policzek – naszych rodaków, często bezradnych i bezbronnych wobec silniejszego i sprytniejszego. W sprawach publicznych bądźmy realistami i nie abstrahujmy od faktów. Wszystkie tromtadrackie zapowiedzi, a później zapadająca cisza świadczą o tym, że stosunki polsko-żydowskie, wbrew pozorom, bynajmniej nie należą do znormalizowanych. Bo jest nienormalnym brak elementarnej informacji i ewidentny brak szczerości w tych sprawach.

 

Co Polska powinna robić w obliczu wydarzeń na Ukrainie?

Na pewno trzeba modlić się gorąco. Wiem, że na Majdanie, ale i w innych miejscach akcji, stała jest w tych dniach obecność oddanych pasterzy – naszych braci w wierności Stolicy Apostolskiej. W tym nadzieja, że modlitwy tam może nie zabraknie. Jeśli o nas chodzi, przede wszystkim nie wolno nam występować w charakterze podjudzającego. Broń Panie Boże, żeby Polacy stali się współwinnymi sprowadzenia powszechnego niebezpieczeństwa i rozlewu krwi.

Z drugiej strony Polacy nie mogą być w ciemno żyrantami jakiegoś reżimu banderowskiego, który już się szczątkowo ukonstytuował w niektórych miastach i miasteczkach. Może o to właśnie chodzi – może planiści tej nowej wielkiej „transformacji” systemowej i geopolitycznej, która nadchodzi, wymyślili sobie, że Ukraińców i Polaków trzeba wzajemnie na siebie napuścić – ? Jedni niech się ekscytują wizją Ukrainy za San, a drudzy Rzeczpospolitą za Dniepr – a w tym czasie poważne państwa dokonają nowej aranżacji geopolitycznej, o której wspominałem. Rosjanie i Niemcy ćwiczyli to na nas bez litości w latach II wojny – zresztą przecież wcale prochu nie wymyślali, bo pionierami w tej dziedzinie byli niewątpliwie Brytyjczycy w XVII wieku. Ważne, żebyśmy i my wreszcie zaczęli się czegoś uczyć.

Gdyby był polski rząd, gdyby w Warszawie uprawiało się polską politykę, to poza wygadywaniem w telewizji demokratycznych frazesów i czekaniem na telefon z Moskwy, Berlina, Tel-Awiwu czy Waszyngtonu, dałoby się niemało zmienić na lepsze. Nawet w ramach status quo, tj. wszystkich euro-kołchozowych i „sojuszniczych” uzależnień w jakich tkwimy.

Sytuacja na Ukrainie jest na przykład wymarzonym pretekstem do złagodzenia rygoru granicznego. Znieść wiz formalnie nam nie wolno – od kiedy przyjęliśmy rację stanu nie własną, a Euro-kołchozu – ale przecież mogliśmy wykorzystać tę okazję, żeby radykalnie ułatwić Ukraińcom podróżowanie do Polski – przede wszystkim obniżyć cenę wizy do symbolicznej. Europa na fali własnej propagandy „majdanowej” musiałaby to jakoś przełknąć. To była rzecz do załatwienia od zaraz. Dalej pierwszorzędną sprawą jest udrożnienie przepływów finansowych między Polską a Ukrainą – im więcej dobrych interesów zrobią Polacy z Ukraińcami, tym większa nadzieja na przyszłość. Bo przyszłością ani dla nas, ani dla Ukraińców, ani zresztą dla nikogo w świecie, nie jest „naprawianie demokracji”, tylko Wiara i wolność, ze szczególnym uwzględnieniem wolności gospodarczej.

Kiedy mowa o Ukrainie, warto zauważyć, że nie ma szczęśliwego rozwiązania tej kwestii w paradygmacie demokratycznym. Nie da się również w tym paradygmacie pomyślnie ułożyć stosunków polsko-ukraińskich, ani zresztą żadnych innych. Demokratyczne republiki nacjonalistyczne są od razu, z definicji, na kursie wzajemnie kolizyjnym. No, chyba, że narody wdroży się do tresury polit-poprawności tak skutecznie, by zaparły się samych siebie – i wówczas nie mamy już narodów, tylko (wedle diagnozy Bierdiajewa) „materiał etnograficzny”. A tego przecież ani sobie, ani Ukraińcom nie życzymy. Nie licytowanie się więc w „standardach demokratycznych”, ale jedynie restytucja tradycyjnych, hierarchicznych projektów – ale zgodnie z oryginalną, genialną specyfiką naszej polskiej cywilizacji.

Polacy, Białorusini, Ukraińcy i wszyscy inni w Europie Centralnej potrzebują, owszem, imperium – ale własnego. Tylko to może nas uratować przed wzajemnym zakleszczeniem i jednoczesnym wchłonięciem przez inne imperia. Nie ma do tego innej drogi, niż podniesienie Korony Polskiej z jednej strony, a z drugiej – restytucja Wielkiego Księstwa Litewskiego. Trzeba nam, owszem, renegocjować traktat zjednoczeniowy, ale nie lizboński – tylko horodelski (1413), lubelski (1569) i hadziacki (1658). Nie należy się łudzić co do alternatywy – jest nią dla nas wszystkich istotnie kondominium rosyjsko-niemieckie pod żydowskim zarządem powierniczym. Ale to już temat na osobną rozmowę.

 

Czy o tej nowej transformacji będzie mowa w kolejnej części Pańskiego cyklu dokumentalnego „TRANSFORMACJA – OD LENINA DO PUTINA”?

Zobaczymy, czy i kiedy uda się ten cykl skończyć. Źeby tę opowieść doprowadzić do pointy, tzn. „do Putina”, potrzeba jeszcze szeregu miesięcy montażu – a to produkcja całkowicie prywatna. Tymczasem właśnie finalizujemy montaż części trzeciej: „NOMENKLATURA, DEZINFORMACJA i KRYZYSY KONTROLOWANE”, która opowiada o czasach chruszczowszczyzny i breżniewszczyzny – na początek dostępna będzie najprawdopodobniej na stronie producenta: www.ahaaa.pl

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Alicja Soszyńska

GRZEGORZ BRAUN – ur. 1967, reżyser, publicysta, zdeklarowany monarchista

 

[1] http://tvp.info/informacje/polska/historyczna-delegacja-w-auschwitzbirkenau/13785753

[2] „While the Israeli lawmakers’ travel is being funded by the Knesset at a cost of NIS 400,000 ($115,000), the bill for the ceremony and other expenses in Poland is being footed by the Auschwitz Museum, the Polish government and the country’s parliament. According to The New York Post, Jewish philanthropist Stewart Rahr also contributed $600,000 toward the trip. „This event will be the most uplifting and emotional remembrance ceremony in Jewish history, a once-in-a-lifetime event,” Rahr was quoted as saying”. (http://www.timesofisrael.com/half-of-knesset-heads-to-poland-for-holocaust-memorial/)

 

Za: http://solidarni2010.pl/16579-ekskluzywny-wywiadnbspnbspz-grzegorzem-braunem.html

 

Zobacz również:

Za: Strona prof. Mirosława Dakowskiego (04.11.2014) | http://dakowski.pl//index.php?option=com_content&task=view&id=14160&Itemid=119 | Historia przyspiesza kroku [Grzegorz Braun]

Skip to content