Aktualizacja strony została wstrzymana

Ukryci sponsorzy dżihadu

Amerykanie rozpoczęli bombardowanie obszarów zaanektowanych przez Państwo Islamskie (IS). Opinia publiczna wyraźnie podąża za narracją strażnika świata i wydaje się zadowolona z akcji militarnych USA współpracujących z arabskimi sojusznikami. Jakże pamięć ludzka jest krótkotrwała. Przecież jeszcze nie tak dawno, zaledwie przed rokiem, Stany Zjednoczone – wraz z Francją, Turcją, Katarem, przy aprobacie Wielkiej Brytanii – planowały bombardowanie strategicznych pozycji dyktatora al-Asada. Dziś, na pierwszy rzut oka, wymierzają cios drugiej stronie konfliktu.

Pozorny paradoks

Tylko pozornie wydaje się, że dla Wujka Sama sunnickie Państwo Islamskie stało się w międzyczasie groźniejsze od reżimu syryjskiego. Na bombardowania terenów okupowanych przez IS – co godne podkreślenia – nie zgadzają się ani prezydent al-Asad, ani Rosja. Z prostego powodu. Przy okazji tępienia islamistów niszczona jest Syria i osłabiany reżim al-Asada. W ten sposób USA i amerykańcy poplecznicy (jak Arabia Saudyjska, Katar, Jordania, Kuwejt, Turcja) pieką dwie pieczenie na jednym ogniu. Chcą zamordować swoje dziecko z nieprawego łoża i wyniszczać Syrię. Dlaczego jednak tak się stało? Oto islamscy terroryści wymknęli się spod kontroli swoim ojcom i zleceniodawcom, urośli w siłę i zagrozili interesom wspomnianych sponsorów. Nie kto inny, ale właśnie Zachód (przede wszystkim USA, Wielka Brytania i Francja) oraz ich arabscy sojusznicy zrodzili potęgę islamskich terrorystów sunnickich, wspierając z całą mocą tzw. Wolną Armię Syrii, w tym Al-Kaidę i jej odnogę ISIS. Uzbrajając morderców przeciwko znienawidzonemu al-Asadowi, sądzili naiwnie, że ci go szybko obalą, a oni podzielą między siebie syryjski tort. Dziś, gdy sytuacja wymknęła się spod kontroli, to znaczy, gdy zostały zagrożone realne interesy gospodarcze możnych tego świata, przede wszystkim w Iraku, gdzie islamiści przejęli kontrolę nad rafineriami i strategicznymi punktami w tym kraju, dyplomacja Stanów Zjednoczonych postanowiła przypomnieć sobie o łamanych prawach człowieka i uciskanych mniejszościach w Syrii i Iraku. Zaczęła działać.

Jednak fakty są takie, że uciskana mniejszość chrześcijańska nie postrzega nalotów jako środka ku wyzwoleniu, a Amerykanów jako wybawicieli. Podkreślił to wyraźnie w ostatniej rozmowie z agencją Fides armeńsko-katolicki arcybiskup z Aleppo Butros Marayati. Naloty staną się przekleństwem dla nielicznej wspólnoty wyznawców Chrystusa, bo zaostrzą i tak tragiczną sytuację. Islamiści zaczną szukać kozłów ofiarnych i dopuszczą się akcji odwetowych na tych, którzy nie mogą się bronić – na chrześcijanach.

ISIS nie przebacza

Patriarcha katolicki w Iraku ks. abp Louis Sako powiedział ostatnio, że ISIS jest organizacją ekstremistów kierującą się zasadami ślepej brutalności, dobrze zaopatrzoną finansowo, posiadającą zaawansowane uzbrojenie, powszechnie występującą w mediach społecznościowych. Codziennie dokonywane są przez nich rabunki, zbiorowe gwałty, tortury i zabójstwa tych wszystkich, którzy są postrzegani jako niewierzący. Są oni w stanie werbować bojowników z każdego kraju świata, a ISIS jest potencjalnym zagrożeniem dla całego globu. Skąd nagle ta moc sprawcza i potęga jeszcze do niedawna mało znanego ugrupowania, tworzącego swoją strukturę w cieniu Al-Kaidy?

Ograbienie banku centralnego w Mosulu spowodowało, że ISIS zainkasowało 429 mln dolarów, dzięki czemu może teraz nawet przez cały rok utrzymywać armię ponad 60 tys. dżihadystów, wypłacając im ok. 600 dolarów miesięcznie. Innym intratnym źródłem dochodów ISIS są pokaźne sumy uzyskiwane z okupów uprowadzonych Europejczyków i Amerykanów. Rządy państw zachodnich za uwolnienie dziennikarzy, turystów i biznesmenów dosłownie zasypują terrorystów milionami dolarów. Po opanowaniu północnych obszarów Iraku ISIS uzyskał także dostęp do bogatych złóż ropy naftowej i prowadzi nielegalny handel, na którym zarabia konkretne pieniądze. Jeżeli ten proces się utrzyma, suma może osiągnąć poziom od 2 do 3 mln dolarów dziennie.

Oprócz napadów, haraczy, pieniędzy z okupów, handlu ropą, handlu ludźmi, w tym prostytucji, głównym źródłem sponsoringu morderców islamskich przez długi czas była Arabia Saudyjska. Według oficjalnych danych przekazanych przez byłego premiera Nuriego al-Malikiego (dziś wiceprezydenta Iraku) w czerwcu br., to dzięki wahabitom Państwo Islamskie dysponuje szokującą sumą w wysokości 2 mld dolarów. Szyici wskazują wprost na Rijad jako przyczynę destabilizacji w regionie i siłę, która zwalcza konkurencyjną denominację w ramach islamu. Ponieważ Arabia Saudyjska jest najbliższym sojusznikiem Stanów Zjednoczonych, były premier Iraku skierował w stronę Amerykanów zarzut o ich współudział w tym układzie. To spotkało się z ostrą reakcją Waszyngtonu. Rzecznik prasowa Departamentu Stanu USA Jen Psaki określiła tę wypowiedź jako „niewłaściwą i upokarzającą”.

Kolejnym mecenasem radykalnych islamistów są kraje Zatoki Perskiej. Dyrektor Centrum Badań Świata Arabskiego na Uniwersytecie w Moguncji prof. Günter Meyer nie ma wątpliwości, skąd płynie dofinansowanie dla terrorystów. Według niego, najważniejszymi sponsorami ISIS, oprócz wspomnianej Arabii Saudyjskiej, są Katar (twórca telewizji Al-Dżazira) oraz Zjednoczone Emiraty Arabskie.

Diabeł gryzie własny ogon

Zerwanie się ISIS z łańcucha zleceniodawców spowodowało, że kraje arabskie, poważnie zaniepokojone skalą potęgi tego parapaństwowego tworu, który stał się realnym konkurentem, zezwoliły Stanom Zjednoczonym i drugiemu najważniejszemu sojusznikowi – Francji, na bombardowanie pozycji islamistów. Zaniepokojenie wahabitów powodowane jest kilkoma ważnymi czynnikami. Po pierwsze, ISIS powołał nowe, samozwańcze państwo, które swoim obszarem obejmuje na razie dwa państwa. Na razie, ponieważ nic nie stoi na przeszkodzie, aby skutecznie poszerzali pole walki (w planach mają być kolejne kraje, począwszy od Libanu).

Po drugie, jest aktualnie niezależne finansowo (dzięki opanowaniu irackich rafinerii) i włączyło się aktywnie do gry w destabilizowaniu regionu. Po trzecie, jest niezwykle atrakcyjne dla radykałów, którym marzy się renesans wielkiego kalifatu. Najemnicy, którzy płyną nawą do nowej potęgi, a są wśród nich m.in. Saudyjczycy i Katarczycy, podobnie jak dżihadyści rekrutowani w Europie, pewnego dnia powrócą do swoich krajów i mogą być piątą kolumną islamistów, która będzie próbować obalać reżimy arabskie. Kto wie, czy organizacja powołana przez wahabitów saudyjskich nie stanie się ich niszczycielem? Takie sytuacje w historii miały już miejsce.

Po zgodzie ze strony wczorajszych darczyńców na bombardowanie pozycji islamistów przez USA IS wydało oświadczenie, w którym stwierdza, że Arabia Saudyjska i inne kraje arabskie zapłacą za tę zdradę wysoką cenę. Rewolucja arabska, zwana arabską wiosną, jaka przetoczyła się przez Afrykę Północną i Bliski Wschód, pożera własne dzieci. Przy wsparciu finansowym, medialnym i militarnym Zachodu miała być jutrzenką dla świata islamu, niosącą mu demokrację, wolność i pokój, a po obaleniu dyktatorów zanurzyła ten świat w mrokach zagłady. Eksterminacja chrześcijan, gwałty, mordy i wypędzenia są dziś znakiem firmowym arabskiej zimy. Jedną z głów tej hydry jest rosnące w siłę Państwo Islamskie, pierwszy kalifat XXI wieku ze swoim samozwańczym kalifem Abu Bakr al-Baghdadim. Po nim przyjdą następni.

dr Tomasz M. Korczyński

Za: Nasz Dziennik, 27-28 września 2014, Nr 225 (5067) | http://www.naszdziennik.pl/wp/100031,ukryci-sponsorzy-dzihadu.html

Skip to content