Słuchając peanów na cześć imperialnych zakusów Stanów Zjednoczonych (oraz wszędobylskiej i skompromitowanej Francji), głosów radości i satysfakcji, jaka wypływa z powodu nalotów bombowych na pozycje islamistów z Państwa Islamskiego, nie mogę ukryć swego oburzenia i irytacji.
Wygląda na to, że opinia publiczna dość szybko zapomniała, że przed rokiem to nie islamiści byli źli, ale reżim syryjski był na celowniku „strażnika świata”, a Amerykanie sponsorowali dzielną armię islamską (w tym ISIS), która kroczyła pod sztandarem tzw. Wolnej Armii Syrii (WAS). Dzisiaj już al-Asad nie jest takim złym snem, a celem stali się islamiści. Z pozoru więc jest to jakiś bezsens.
Podążając za narracją USA, jak we mgle, mało kto widzi ukryty cel działań amerykańskiego sztabu. Wujek Sam dokonał spustoszeń i zniszczeń w zbyt wielu państwach, żeby za nim nadążyć. Irak i Syria to tylko kolejne odsłony dewastacji i destabilizacji geopolitycznej dokonywanych w imię szczytnych celów i pustych haseł.
W innym miejscu (w najbliższym Magazynie „Naszego Dziennika”³) szerzej zajmę się tym zagadnieniem, teraz chciałbym tylko podkreślić jeden aspekt kontrowersyjnej decyzji USA, a mianowicie nakreślę pokrótce perspektywę chrześcijan, którzy jeszcze w Syrii pozostali.
Dla nich, ogólnie rzecz ujmując, amerykańskie i francuskie naloty to katastrofa. Nie odbierają Amerykanów jako wyzwolicieli, ale niszczycieli bombardujących ich ukochaną ziemię, niszczących zabytki, zabijających cywilów. Nie wiwatują na ich część. My też nie wiwatujmy.
Dla chrześcijan w każdym razie dokonująca się zmiana może być jeszcze bardziej katastroficzna w skutkach. Amerykanie odlecą, a ISIS zostanie i będzie szukać zemsty. Tak samo zresztą morderczy w swych skutkach byłby nalot na reżim syryjski, jaki planowały, przypomnę, Stany Zjednoczone, Francja, Turcja i kraje Zatoki Perskiej. Wtedy powstrzymał ich Putin, niewątpliwie genialnym posunięciem, który wówczas zdeklasował amerykańską dyplomację i udaremnił NATO-wską interwencję w Syrii.
Armeńsko-katolicki arcybiskup z Aleppo ks. Butrus Marayati wyraził agencji Fides obawy całej wspólnoty chrześcijańskiej co do intencji i konsekwencji nieoczekiwanej interwencji Zachodu (na którą nie wyraził zgody reżim w Damaszku, a także Rosja). Niepewność ludzi wzrasta. Jest ona na tyle duża, że ojcowie i matki, patrząc na swoje dzieci, pytają siebie nawzajem: – Czy mamy tu zostać?
Przypominają mi się w tej sytuacji wydarzenia z Egiptu. W połowie sierpnia ubiegłego roku fala ataków dokonywanych przez egipskich salafitów ogarnęła świątynie chrześcijańskie w Górnym Egipcie. Islamiści prowokowali w ten sposób USA do militarnej inwazji na Egipt. Wówczas Koptowie bardzo jednoznacznie się temu sprzeciwili, wiedząc, co oznacza bratnia pomoc udzielana przez USA. Muzułmańscy ekstremiści spalili wówczas ok. 80 kościołów. Koptowie przyjęli to z bólem, ale nie dopuścili do gorszej tragedii. – Kościoły odbudujemy, mówili, ale nie damy podpalić naszej ojczyzny.
Cynizm amerykański i francuski jest nie do oszacowania. Ci sami obrońcy praw człowieka, którzy bronią dzisiaj eksterminowanych mniejszości religijnych, stworzyli wczoraj dżhadystów. Uzbrajali ich, finansowali, a teraz z nimi walczą. Zaciekle zwalczają, ponieważ IS urosło w siłę i weszło im w paradę interesów gospodarczych, anektując roponośną infrastrukturę w Iraku. Okazali się wrogami, ponieważ przejęli biznes, a dodatkowo nie przepędzili znienawidzonego al-Asada. Dlatego należało zająć się prawami człowieka.
A co do samego reżimu syryjskiego. W Aleppo, w częściach kontrolowanych przez wojska rządowe właśnie otworzono szkoły. Przedstawiciele Kościołów i wspólnot spotykają się raz w miesiącu, aby dyskutować o aktualnej sytuacji, wymieniać się doświadczeniami, planować pomoc i koordynować akcje charytatywne.
Ks. abp Marayati powiedział: – Zostajemy tutaj. Usiłujemy pomagać wszystkim, aby także zostali. W ciągu dnia mamy tylko przez dwie godziny wodę. Każdego dnia są bombardowania. Brakuje żywości. A mimo to wraz z początkiem nowego roku szkolnego powracają uchodźcy z Libanu i z okolic Lattakii.
Jeżeli chrześcijanie mają do wyboru bombową pomoc Wujka Sama, islamską wolność w stylu WAS i zły reżim asadowski, wybierają ten ostatni. On nie odcina im głów, nie bombarduje kościołów, ale otwiera im szkoły i zachęca do pozostania w ojczyźnie.
Dr Tomasz M. Korczyński
Publicysta „Naszego Dziennika”