Aktualizacja strony została wstrzymana

Wielka Wojna, nasza okazja

Numerowanie wojen czy nadawanie im nazw służy tylko światowym księgowym i historykom, zwykle skorumpowanym przez system. Każda wojna jest „wielka”. I ta wojna to zjawisko permanentne, nigdy się nie kończy. Jedynie, jak nowotwór, ma przerzuty i okresy oddechu dla chorego.

Na to, co się dzieje na świecie nie mamy, niestety, wiekszego wpływu. Jako jednostki nie mamy.
Pozorna dwubiegunowość naszej sceny politycznej (tak bardzo wymarzona przez ustawiaczy swiata) podparta jest całkowitym rozbiciem i spolaryzowaniem wszystkich małych środowisk, dla których dobro Polski jest na pierwszym miejscu. Póki co wygrywają i nadają ton twory niepolskie, służące obcym interesom. To wszystko jedna wielka ustawka. O przystawkach nie będę już nawet wspominał.

Dostaliśmy znowu jedną z niewielu szans, które pojawiają się w dziejach by określić nasze cele w oparciu o jasne, niezmanipulowane kryteria.
Wieszczą wojnę. Bo ta wojna jest im potrzebna. Jest potrzebna do napędzenia koniunktury dla sprzedawców śmierci. Jest potrzebna do utrzymania status quo pewnego samozwańczego żandarma świata, który za pomocą dwóch drukarek zielonych papierków rządzi światem. Potrzebna jest wreszcie tym, którzy tym wszystkim kręcą zza kulis i mają na swoich usługach armie mogące w każdej chwili zniszczyć świat. Nasz świat.
Najgorszy pokój jest lepszy od najlepszej wojny. A my powinniśmy w pierwszym rzędzie dbać o zachowanie substancji narodu.

Wokół jakiego kryterium powinny zgromadzić się te wszystkie małe grupy i wszyscy ludzie dobrej woli?

To jasne! Nigdy więcej wojny. Ani tak daleko, gdzie nie jeździmy ani blisko naszych granic.
Obecna, napięta sytuacja dała nam dość przykładów i dowodów kogo omijać, kogo nie czytać i komu już więcej nie wierzyć.
Ci, co uchodzili (lub chcieli uchodzić) za naszych mędrców, mentorów i przewodników okazali sie zwykłymi szubrawcami i sprzedajnymi łajdakami. Chrystus miał tylko jednego Judasza a my mamy ich setki, jeśli nie tysiące.

Wszystko czego dotkną się Polacy zaraz jest stygmatyzowane. Jak nie „walka z Kościołem” to nacjonalizm, wreszcie faszyzm albo, w ostatecznosci – „antysemityzm”. Zwłaszcza to ostatnie ma być gwoździem do trumny każdego, kto odważy sie myśleć w kategoriach polskich. To tak, jakby wrzód na dupie był ważniejszy od samej dupy.

„Nie” dla wojny nie oznacza, że mamy czekać z założonymi rękami i dłubać w nosie.
W pierwszej kolejności musimy połączyć nasze siły i zjednoczyć tych ludzi, dla których Polska jest pojęciem świętym a nie tylko używanym i nadużywanym dla osiągnięcia osobistych, brudnych celów. Bo Polska jest dla nas wszystkich a nie tak, jak teraz dla niektórych – rodzajem straganu z warzywami, z którego cwaniaczki podbierają co ładniejsze frukta.
To może wyświechtane słowa ale tak niestety jest.

Niebezpieczeństwa, które na nas czychają czają się zewsząd. Od wschodu i zachodu.
Ale to największe mamy już w naszym domu. To już nie tylko tzw. piata kolumna ale tych kolumn jest więcej. Rozwalają nas od środka, to jest nasz najgroźniejszy wróg, którego bardzo często nie dostrzegamy. Ubiera się w różne szatki i zwykle bardzo ładnie się prezentuje.

Naprawę Rzeczypospolitej musimy zacząć od środka, od nas samych. Wojny nie będzie jeśli na to nie zezwolimy i nie damy sie podpuścić.
Wszystkich podżegaczy wojennych, którzy namawiają nas do wysyłania broni i kamizelek kuloodpornych dla naszych niedawnych oprawców, którzy ponoć o nas się biją, należy eliminować z publicznego dyskursu.
Wszystkich tych, którzy nas rozbroili, likwidując naszą armię, pozostawiając tylko oddziały wysoko wyspecjalizowanych najemników należy odsunąć od władzy i możliwości podejmowania jakichkolwiek decyzji w naszym imieniu.

I najważniejsze – musimy wrócić do naszych starych, sprawdzonych w życiu publicznym i w polu wzorców, za co kiedyś nas wściekle zwalczano i rozebrano a dzięki którym cały czas istniejemy. Bo to dzięki naszym starym wzorcom, zakorzenionym w nas, potrafiliśmy przeżyć wszystkie zawieruchy. Teraz czeka nas następna i musimy znowu dać sobie radę jeśli nie chcemy, żeby za sto lat, między Odrą i Bugiem mówiło sie jedynie po niemiecku i rosyjsku.

No i po angielsku oczywiście.

SpiritoLibero

Za: SpiritoLibero (2014-09-11) | http://spiritolibero.blog.interia.pl/?id=3342704

Skip to content