Aktualizacja strony została wstrzymana

Czy ktoś bada generałów?

Ciekawe, czy przed wręczeniem nominacji, generałowie bywają badani pod kątem zdrowia psychicznego. Chyba powinni, chociaż teraz, kiedy pan prezydent Komorowski, wraz ze swymi protektory, będzie musiał podkręcić wszystkie Moce, z niezależną prokuraturą włącznie, by śmierdzące dmuchy jakie wypełzły z „Aneksu” do „Raportu o rozwiązaniu Wojskowych Służb Informacyjnych”, znowu szczęśliwie wieczysta noc powlekła, to nikt nie ma do tego głowy, ale w jakimś spokojniejszym czasie warto do tej kwestii powrócić. Tym bardziej, że i przedtem generałom zdarzały się rozmaite przygody. Nie mówię o znanym z uczciwości pieniężnej generale Galgoczym, który z wiedeńskiego Ministerium Wojny dostał na coś tam trzy miliony koron, a potem został wezwany do rozliczenia. Zdyscyplinowany generał napisał: „Dostałem trzy miliony koron. Wydałem trzy miliony koron.” Data i podpis. Minister jednak uznał to rozliczenie za nazbyt lakoniczne i zażądał wyjaśnień bardziej szczegółowych. Tedy zdyscyplinowany generał Galgoczy napisał: „Dostałem trzy miliony koron. Wydałem trzy miliony koron. Kto nie wierzy, ten jest osioł.” Tym razem urażony minister poszedł na skargę do Najjaśniejszego Pana. Cesarz Franciszek Józef przeczytał obydwa rozliczenia, po czym odrzekł: „Ja wierzę.

Bardziej podejrzany wydaje się przypadek generała Oskara Potiorka. Generał Potiorek miał zainteresowania naukowe, wyrażające się m.in. w badaniu ciężaru gatunkowego pojedynczego żołnierza. W tym celu generał Potiorek miał takiego żołnierza – oczywiście w pełnym oporządzeniu – zanurzać z głową w beczce z wodą, a potem zapisywał, ile wody taki żołnierz wypiera i w ten sposób obliczał jego ciężar gatunkowy. Wszystko było w porządku, dopóki generał Potiorek nie zechciał w podobny sposób obliczyć ciężar gatunkowy oficerów sztabowych. Okazało się wtedy, że już od dawna miał fioła, konkretnie – schizofrenie paranoidalną, co jednak nie przeszkadzało mu w dowodzeniu wojskami w sposób nie zwracający niczyjej uwagi. Podobnie było z generałem Aleksandrem Kuropatkinem, którego wariactwa doprowadziły do śmierci tysięcy żołnierzy zarówno podczas wojny rosyjsko- japońskiej, jak i I wojny światowej.

Zainteresowała mnie ta kwestia z uwagi na wypowiedź, jakiej udzielił pan generał Roman Polko tygodnikowi „Do Rzeczy”, który przynajmniej w tym konkretnym tygodniu powinien zmienić tytuł na „Od Rzeczy”. Jak wiadomo, nasz nieszczęśliwy kraj na życzenie sojusznika naszych sojuszników, czyli prezydenta Obamy, który z zagadkowych przyczyn zresetował był swój poprzedni reset w stosunkach z Rosją, podjął się roli amerykańskiego dywersanta w Europie Wschodniej. Ta dywersja polega głównie na tym, że poprzebierani za dziennikarzy niezależnych mediów głównego nurtu, wymyślają złowrogiemu ruskiemu czekiście Putinowi, wieszczą jego rychły zgon, a przynajmniej – polityczna klęskę, słowem – pokrzykują, przytupują, wymachują rękami i wygrażają – jak przystało na porządnego ormowca Europy. Złemu Putinowi to zapewne specjalnie nie szkodzi, natomiast na rozmaite słabe głowy ta atmosfera najwyraźniej oddziałuje niebezpiecznie. Świadczy o tym właśnie wypowiedź pana generała Romana Polko, w której elementy realistyczne mieszają się z fantasmagoriami.

Oto pan generał zastanawia się, czy zimny ruski czekista Putin zdołałby wkroczyć do Polski, gdyby oczywiście dopuścił to sobie do głowy. Pan generał temu nie zaprzecza, ale zaraz potem popada w rodzaj pomroczności jasnej, bo twierdzi, że długo by się tu nie utrzymał. Źyją jeszcze co prawda ludzie pamiętający, że Sowieciarze utrzymywali się w naszym nieszczęśliwym kraju, podobnie jak w wielu innych nieszczęśliwych krajach, przez prawie 50 lat, a więc dłużej, niż pan generał Polko żyje na tym świecie pełnym złości, ale już nie o to nawet chodzi, tylko o uzasadnienie, jakim pan generał wspiera swój pogląd. „Według mnie największym naszym atutem jest morale naszej armii i Polaków w ogóle” – powiada pan generał. – Jesteśmy jednolitym społeczeństwem, nie mamy problemu z mniejszością rosyjską. Mamy wspaniałe tradycje działań partyzanckich, świetnie funkcjonujące i rozwinięte wojska specjalne. W walce z potężnym wrogiem skuteczna bronią są właśnie działania nieregularne.”

Już mniejsza o pogląd, jakoby społeczeństwo polskie było społeczeństwem jednolitym – chociaż jest to kompletny nonsens. Już od czasów komunistycznych nie istnieje jednolity naród polski, bo musi on dzielić terytorium państwowe z polskojęzyczną wspólnotą rozbójniczą, która co najmniej raz, w roku 1981, wystąpiła zbrojnie przeciwko niepodległościowym aspiracjom polskiego narodu. Niedawny pogrzeb przywódcy tej rozbójniczej wspólnoty, generała Wojciecha Jaruzelskiego, potwierdził to w całej rozciągłości. Jest to istotne również dlatego, że w sytuacji zagrożenia zewnętrznego, a zwłaszcza w sytuacji rosyjskiej okupacji polskiego terytorium, ta wspólnota rozbójnicza natychmiast przeszłaby, a ściślej – natychmiast powróciłaby do obozu okupanta, w zamian za zapewnienie jej możliwości dalszego pasożytowania na narodzie polskim – co oczywiście w znacznym stopniu musiałoby utrudnić panu generałowi zabawę w „działania nieregularne”.

Morale naszej armii”? – Jako cywilowi nie bardzo wypada mi wypowiadać się na temat morale armii, ale podejrzewam, że znaczna część, a może nawet większość żołnierzy myśli przede wszystkim o wcześniejszej emeryturze, a to oznacza, że w każdych okolicznościach będzie pragnęła tej emerytury doczekać, co raczej nie sprzyja brawurze, ani poświęceniu. Jest to prawdopodobne tym bardziej, że w wojsku, policji i tajnych służbach polskojęzyczna wspólnota rozbójnicza jest licznie reprezentowana, a z uwagi na uwarunkowania historyczno-polityczne – może nawet liczniej, niż w społeczeństwie cywilnym. W tej sytuacji bardziej prawdopodobna jest raczej kolaboracja naszej niezwyciężonej armii z najeźdźcą, niż heroiczny opór.

No i wreszcie sama koncepcja ostatecznego zwycięstwa. Wbrew zasadom sztuki wojennej, nakazującej prowadzenie wojny na terytorium wroga, a w każdym razie – jak najszybsze przeniesienie działań wojennych na terytorium nieprzyjaciela, pan generał Polko zakłada, że „działania nieregularne” będą toczyły się na terytorium naszego nieszczęśliwego kraju ze wszystkimi tego konsekwencjami dla jego infrastruktury, gospodarki i ludności cywilnej. Obawiam się, że w tej sytuacji również ostateczne zwycięstwo musiałoby być zwycięstwem moralnym zwłaszcza, że Rosja mogłaby złożyć Niemcom kuszącą propozycję doprowadzenia do końca procesu zjednoczeniowego. W sytuacji, gdyby w Waszyngtonie znowu pojawił się pomysł „resetu” w stosunkach z Rosją, skutki tego moralnego zwycięstwa mogłyby utrwalić się znowu na 50, a może nawet na sto lat. Zatem – niech nas Bóg ma w swojej opiece, bo widać jak na dłoni, że na generałów liczyć w żadnym wypadku nie możemy. A w ogóle to czy ktoś ich bada?

Stanisław Michalkiewicz

Felieton    specjalnie dla www.michalkiewicz.pl    21 sierpnia 2014

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=3190

Skip to content