Aktualizacja strony została wstrzymana

Nadarza się okazja

Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Sprawa prof. Bogdana Chazana, a zwłaszcza forsowane przez postępactwo postulaty wprowadzenia zakazu zatrudniania w państwowej służbie zdrowia lekarzy, którzy podpisali klauzulę sumienia pokazuje, że polskojęzyczna wspólnota rozbójnicza, z którą tysiącletni naród polski, na skutek siuchty przeprowadzonej w 1989 roku przez generała Kiszczaka ze swymi konfidentami oraz pożytecznymi idiotami w rodzaju opętanego przez Żydów biłgorajskiego chłopa Henryka Wujca, musi dzielić terytorium państwowe, ostatnio strasznie się rozzuchwaliła, na podobieństwo owych „kurew” („nachalne są te kurwy i zuchwałe”), o których czytamy w „Przygodach dobrego wojaka Szwejka”. Jest to oczywiście rzecz karygodna, tym bardziej, że w awangardzie tej polskojęzycznej wspólnoty rozbójniczej znowu coraz bardziej widoczni są Żydzi w rodzaju pana prof. Hartmana, którzy nawet nie starają się specjalnie ukrywać zamiaru doprowadzenia narodu polskiego do stanu bezbronności w obliczu roszczeń majątkowych, wysuwanych przez przedstawicieli Izraela i wiadomej diaspory.

Właśnie Izrael bardzo się zaangażował w tłumienie powstania w getcie zlokalizowanym w Strefie Gazy i pod osłoną swoich sojuszników pewnie doprowadzi tam do ostatecznego rozwiązania – ale jeszcze kilka takich sukcesów i kto wie, czy trzeba będzie przenieść go w jakieś spokojniejsze miejsce, na przykład – do naszego nieszczęśliwego kraju, który oczywiście trzeba zawczasu do tego przygotować, wykorzystując w tym celu – podobnie jak w latach 40-tych i 50-tych kolejne pokolenie rozwnuczonej polskojęzycznej wspólnoty rozbójniczej. Ta wspólnota, w zamian za obietnicę możliwości dalszego pasożytowania na narodzie polskim, podejmie się każdego łajdactwa, podobnie jak w latach 40-tych i 50-tych, czy w roku 1981, kiedy to przeciwko narodowi polskiemu wystąpiła zbrojnie, no a teraz znowu kreuje się na awangardę.

Historia powtarza się aż do znudzenia również na skutek kryzysu przywództwa, jaki od lat przeżywa naród polski. Po staremu – jak pisał w „Placówce” Bolesław Prus – „Niemcy ich trapią, Żydzi im radzą” – ano właśnie: teraz im radzą pozbyć się resztek rodzimej szlachty, której namiastkę stanowi tubylcza inteligencja i duchowieństwo, żeby w ten sposób zrobić miejsce szlachcie jerozolimskiej. Więc kolejne pokolenie polskojęzycznej wspólnoty rozbójniczej wysuwa postulat zakazu zatrudniania katolickich lekarzy w państwowej służbie zdrowia. Nie miejmy złudzeń, że po lekarzach nie przyjdzie kolej na innych pracowników sektora publicznego, np. nauczycieli, czy prawników. W tym ostatnim przypadku tak przecież już było; pamiętam jak w roku 1970 prezes Sądu Wojewódzkiego w Gdańsku, którego zapytałem o możliwość odbycia pozaetatowej aplikacji sądowej zadał mi jedno jedyne pytanie – czy należę do PZPR – a kiedy usłyszał, że nie, spojrzał na mnie tak wymownie, że w mgnieniu oka pojąłem, iż nic z tego nie będzie.

Wprawdzie takie postulaty są oczywiście sprzeczne z zasadą równości obywateli wobec prawa i innymi konstytucyjnymi gwarancjami, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Skoro polskojęzyczna wspólnota rozbójnicza już nawet nie ukrywa zamiaru całkowitego zawłaszczenia sektora publicznego, to musimy w tym momencie postawić pytanie – czy tradycyjny, tysiącletni naród polski ma jeszcze jakiś interes w finansowaniu tego sektora? Takiego interesu żaden naród nie miałby również w normalnych okolicznościach, bo sektor publiczny, zwłaszcza usługowy sektor publiczny jest utrzymywany jako publiczny wyłącznie, a w każdym razie – przede wszystkim w charakterze żerowiska dla konfidentów okupującej nasz nieszczęśliwy kraj bezpieki oraz zaplecza politycznego Umiłowanych Przywódców, których większość zresztą podejrzewam co najmniej o niebezpieczne związki z tajniakami.

Jak przenikliwie zauważył Maurycy Rothbard, każdy człowiek, chcący osiągnąć zysk, w gospodarce rynkowej musi wyświadczyć innemu człowiekowi jakąś przysługę; sprzedać mu coś, czego tamten potrzebuje, wyleczyć go z choroby, przewieźć go z miejsca na miejsce, ugotować mu obiad, uszyć ubranie itp. – i tylko funkcjonariusze publiczni niczego nie muszą, bo oni swoje dochody wymuszają siłą, posługując się w tym celu żandarmami. Więc gdyby tak biurokraci, którzy obleźli państwową służbę zdrowia, pierdząc w stołki po rozmaitych Narodowych Funduszach, stworzonych wyłącznie w celu zapewnienia im źródeł utrzymania, nagle by z tych swoich nisz ekologicznych zostali wypędzeni przez brak pieniędzy, to byłoby to właśnie to, czego nam trzeba. Bo podstawowa reforma nie tylko naszego nieszczęśliwego kraju, ale wszystkich innych podobnych do naszego państw, powinna polegać na rozpędzeniu biurokracji pasożytującej na produktywnych obywatelach, odblokowaniu narodowego potencjału gospodarczego, dławionego u nas przez układ „okrągłego stołu”, no i na przywróceniu ludziom władzy nad bogactwem, które wytwarzają swoją pracą, a z jakiej zostali w ciągu ostatnich 100 lat podstępnie wyzuci przez rozrastającą się na podobieństwo raka armię rzekomych dobroczyńców.

W tej sytuacji bezwstydnie głoszone otwartym tekstem postulaty zawłaszczenia sektora publicznego przez kolejne pokolenie polskojęzycznej wspólnoty rozbójniczej może się stać znakomitą okazją do likwidacji tego sektora w ogóle, poprzez stopniowe odcinanie dopływu pieniędzy. Oczywiście w sytuacji, gdy w kraju nie ma jeszcze sytuacji rewolucyjnej, otwarty bunt podatników zostałby natychmiast bezlitośnie stłumiony przez fagasów w służbie naszych okupantów, na podobieństwo powstania w getcie w Strefie Gazy, więc na razie nie ma innego wyjścia, jak zejście – również w dziedzinie ochrony zdrowia – do podziemia. „Szara strefa” – to jest to! Według szacunków GUS, już teraz co najmniej jedna trzecia gospodarki funkcjonuje w konspiracji, dostarczając naszemu narodowi ekonomicznych podstaw egzystencji, więc właśnie nadarza się nie tylko okazja, ale nawet uzasadniony moralnie powód, by to gospodarcze podziemie rozszerzyć. W ten sposób przyczynimy się również do uszczuplenia naszym okupantom korzyści z okupacji kraju – a ponieważ są oni zdemoralizowani do szpiku kości, to tylko perspektywa utraty korzyści z okupacji może zrobić na nich wrażenie. Nie chodzi o zatem zmianę jednej szajki na drugą przy pozostawieniu żerowiska, tylko o zlikwidowanie koryta. Każda okazja dobra, byle wreszcie wyjść z socjalizmu!

Stanisław Michalkiewicz

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Nasza Polska”.

Felieton    tygodnik „Nasza Polska”    23 lipca 2014

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=3166

Skip to content