Aktualizacja strony została wstrzymana

Najpierw czytać – potem pisać

Kto czyta – nie błądzi. Święte słowa! Gdybym dajmy na to, nie czytał „Najwyższego Czasu!”, to nadal bym sobie myślał, że pan Radosław Sikorski jest bezideowym karierowiczem i nawet przez myśl by mi nie przeszło, iż jest od dobrym ministrem spraw zagranicznych, a w każdym razie – najlepszym spośród dotychczasowych, na co najlepszym dowodem mają być jego słowa wypowiedziane podczas podsłuchanej rozmowy – że mianowicie sojusz polsko-amerykański jest nic nie wart, gdyż daje Polsce złudne poczucie bezpieczeństwa, a poza tym Polska robi Amerykanom „laskę” za darmo. Przypomnijmy tedy, że po sławnej „transformacji ustrojowej” ministrami spraw zagranicznych byli kolejno: Krzysztof Skubiszewski, Andrzej Olechowski, Władysław Bartoszewski, Dariusz Rosati, Bronisław Geremek, Władysław Bartoszewski, Włodzimierz Cimoszewicz, Adam Daniel Rotfeld, Stefan Meller i Anna Fatyga.

Krzysztof Skubiszewski, Andrzej Olechowski, Dariusz Rosati, Włodzimierz Cimoszewicz byli zarejestrowani jako tajni współpracownicy, albo kontakty operacyjne SB, co przed uchwałą lustracyjną było znane zagranicznym partnerom np. Krzysztofa Skubiszewskiego – na którego wywierali naciski – oczywiście ze szkodą dla polskich interesów. Władysław Bartoszewski na stanowisku ministra spraw zagranicznych przyjmował od Niemców regularne nagrody, do których najwidoczniej zdążył się przyzwyczaić, jako do sui generis praw nabytych, a poza tym za granicą wygadywał kompromitujące głupstwa. Ukoronowaniem idiotyzmów było ustanowienie w MSZ ambasadora do kontaktów z diasporą żydowską, chociaż ta cała „diaspora” to przecież obywatele rozmaitych państw, z którymi Polska utrzymuje stosunki dyplomatyczne.

Warto dodać, że pan min. Sikorski tego operetkowego stanowiska nie zlikwidował – jak podejrzewam – dlatego, że ma to surowo zakazane. A podejrzewam tak na podstawie uspokajającej publikacji „Gazety Wyborczej”, która – najwyraźniej wychodząc naprzeciw jakiemuś zaniepokojeniu – dała do zrozumienia, że niezależnie od tego, kto akurat kieruje MSZ-em, tak naprawdę rządzi tam ekipa pozostawiona przez Bronisława Geremka, „drogiego Bronisława” , drugiego obok Władysława Bartoszewskiego naszego „skarbu narodowego”. Ten „skarb narodowy” na wieść, że w USA Edward Moskal, prezes Kongresu Polonii Amerykańskiej, pod petycją do Kongresu USA w sprawie przyjęcia Polski do NATO, zebrał 9 mln podpisów, natychmiast zainspirował operację dyskredytowania p. Moskala na gruncie amerykańskim pod pretekstem jego „antysemityzmu”, która doprowadziła do zablokowania kontaktów KPA z Białym Domem, co wcześniej było nie do pomyślenia.

Nietrudno się domyślić, co mogło kierować postępowaniem prof. Geremka; 9 mln podpisów oznaczało, że przynajmniej wokół pewnych spraw można zintegrować politycznie amerykańską Polonię to znaczy – stworzyć polskie lobby w USA. Ale po co w USA polskie lobby, skoro jest tam lobby żydowskie? Warto dodać, że linię profesora Geremka pan minister Sikorski ściśle kontynuuje, co przybiera niekiedy formy „czarnych list”. Wprawdzie ich istnieniu pan minister Sikorski zaprzeczał, ale co z tego, skoro ja sam znam kilka osobistości polonijnych, które na tych listach się znalazły, m.in. książę Jerzy Czartoryski, przewodniczący Kongresu Polonii Kanadyjskiej w Ottawie?

Zatem nie tylko kontynuuje, ale i rozwija, zwłaszcza po przejęciu przez MSZ od Senatu finansowania organizacji polonijnych. MSZ futruje organizacje podejrzewane przez zagraniczną Polonię albo o agenturalność, albo zdominowane przez Żydów, niekoniecznie znających język polski. Z podobnym skutkiem postępował pan minister Rotfeld na Białorusi, na rozkaz Kondolizy podrywając w roku 2005 tamtejszy Związek Polaków, jako jedyną opozycję przeciwko tamtejszemu prezydentowi Łukaszence, co doprowadziło do zniwelowania polskich wpływów za kordonem do gołej ziemi, a takiej np. Litwie dało wygodny pretekst do walki z Polakami jako agenturą.

Minister Sikorski też wykonuje, a ściślej – też wykonywał rozkazy Kondolizy, podpisując w 2008 roku umowę o zainstalowaniu tarczy antyrakietowej w Polsce. Kiedy jednak zorientował się, że nowa administracja Baracka Husejna Obamy, „namówionego” późnym latem 2009 roku przez izraelskiego prezydenta Peresa, wycofa nie tylko elementy tarczy antyrakietowej, ale w ogóle USA z aktywnej polityki w Europie Środkowej, natychmiast zmienił front i w 2011 roku powiedział w Berlinie nie tylko że boi się „bezczynności Niemiec” , ale w dodatku w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” opowiedział się za federalizacją UE, czyli formalnym wyrzeczeniem się niepodległości przez Polskę. Niemcy wprost nie mogli się go nachwalić i właśnie odtąd pojawiają się w niemieckich mediach prognozy, że kiedy tylko podobna do konia angielska komunistka pani Ashton przestanie być ministrem spraw zagranicznych Unii Europejskiej, to nie ma lepszego kandydata niż Radosław Sikorski.

W Polsce natomiast przyjęto te umizgi gorzej i np. JK-M uznał pomysł federalizacji UE za „porażający” i to mimo wszystkich opowieści ministra Sikorskiego, przytaczanych na WikiLeaks. Wreszcie to, że sojusz polsko-amerykański nic Polsce nie daje, to może być nawet prawda – ale nie cała. Cała bowiem wygląda tak, że nie daje dlatego, bo polscy dygnitarze nie śmią zabiegać u Amerykanów o jakiekolwiek korzyści dla Polski. Nie śmiał o to zabiegać prezydent Kwaśniewski – bo przypuszczam, że swoim zwyczajem myślał, iż za to frymarczenie polskimi interesami państwowymi prezydent Bush zrobi go pierwszym sekretarzem ONZ, a w ostateczności – pierwszym sekretarzem NATO. Nic z tego nie wyszło i pan Kwaśniewski ostatecznie wylądował na jakiejś burgrabiowskiej posadzie u ukraińskiego nababa. Podobnie zachowywał się prezydent Kaczyński – tyle, że on raczej z naiwności, wskutek której myślał, że „za waszą i naszą” to wszystko naprawdę.

Ale nie słyszałem, żeby i minister Sikorski zabiegał ostatnio u prezydenta Obamy, by USA zaprzestały naciskać na Polskę w sprawie żydowskich roszczeń majątkowych, ani – że skoro Polska, ponownie podejmując się ryzykownej roli amerykańskiego dywersanta w Europie Wschodniej, stanie się państwem frontowym – żeby USA potraktowały ja tak samo, jak inne państwo frontowe, czyli Izrael, przynajmniej pod względem finansowej kroplówki co najmniej 4 mld dolarów rocznie. Barack Husejn Obama jest prezydentem USA i jeśli polscy Zasrancen robią mu laske za darmo, w nadziei, że kiedyś da im jakaś trafikę, to w to mu graj!

Więc gdybym tak nic nie czytał, to myślałbym nadal, że minister Sikorski to bezideowy karierowicz, gotów sprzedać naszą biedną ojczyznę za stanowisko ministra spraw zagranicznych UE, podobnie – że ci wszyscy podsłuchani dygnitarze to tylko arywiści, próbujący wykorzystać moment by pysk umoczyć w melasie – a tymczasem okazuje się, że oni nic, tylko troszczą się o Polskę. Co prawda pan Krawiec ani słowem się nie zająknął, dlaczego to Orlen i Lotos muszą kupować ruską ropę od żydowskiej spółki pana Jankilewicza „Mercuria Energy Group LTD” – czy dlatego, że to są Żydzi Putina, czy z jakichś innych, zagadkowych przyczyn – ale skoro jest rozkaz, że to wszystko dla dobra Polski, to czyż wypada zaprzeczać? Jasne, że nie wypada, podobnie jak nie wypada wytykać panu Konradowi Rękasowi, że – „wbrew temu, co piszą JK-M i Michalkiewicz” – „ doskonale pamięta” iż moratorium z 1988 roku w sprawie zakazu wykonywania kary śmierci było efektem „wewnętrznego ustalenia środowiska sędziowskiego”. Tym chętniej w to wierzę, że w roku 1988 pan Konrad Rękas miał 13 lat, a w tym wieku pamięta się doskonale rozmaite rzeczy – nie tylko „wewnętrzne ustalenia środowiska sędziowskiego”, ale nawet – co tak naprawdę dziewczynki mają między nogami.

Stanisław Michalkiewicz

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

Felieton    tygodnik „Najwyższy Czas!”    11 lipca 2014

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=3155

Skip to content