Według danych Bureau of Labor Statistics w Ameryce bezrobocie wynosi 6,1 proc. a w czerwcu w sektorze pozarolniczym utworzono 288 tys. nowych miejsc pracy. Wyniki te były lepsze, niż zakładały prognozy, które mówiły o 212 tys. miejsc pracy. Jak jednak twierdzi John Williams na łamach portalu www.ShadowStats.com optymistyczne statystyki amerykańskie są zmanipulowane, a rzeczywistość jest daleka od tych różowych barw.
Williams studzi optymizm zwracając uwagę na fakt nieuwzględniania przez rządowe statystyki zróżnicowania sezonowego. Bezrobocie w czerwcu mogło spaść z przyczyn sezonowych wahań, takich jak nadejście lata i sezonu turystycznego. Nie musi to bynajmniej oznaczać trwałej poprawy gospodarczej.
Kolejnym mankamentem oficjalnych statystyk jest uwzględnianie tylko tych bezrobotnych, którzy poszukiwali pracy w ciągu czterech tygodni poprzedzających badanie. Tymczasem w Stanach Zjednoczonych (i nie tylko) są ludzie, którzy przestali pracy szukać, ponieważ stracili nadzieję na sukces.
Kolejnym problemem oficjalnych statystyk jest niski udział ludności pracującej w ogóle (employment-population ratio) i wynosi on 59 proc. (przed załamaniem odsetek ten wynosił 63 proc.) Jak zauważa Williams, cytowany przez Paul Craig Roberts’a na prisonplanet.com, grupami najbardziej poszkodowanymi w obecnej sytuacji są pracownicy fizyczni i absolwenci. Nowych miejsc pracy w produkcji powstaje bardzo mało. Co najmniej równie trudno o stanowiska, w których zatrudnienie w wyuczonym zawodzie znaleźliby absolwenci szkół medycznych, prawnych czy np. zarządzania.
Warto pamiętać, że manipulowanie statystykami celem osiągnięcia lepszych wyników na papierze nie jest tylko amerykańską specyfiką. Polski GUS w ramach dostosowania się do unijnych wymogów uwzględni w PKB szacunki dotyczące prostytucji i przemytu. Dzięki temu PKB wzrośnie na papierze, co pozwoli państwu na większe zadłużanie się.
Źródła: shadowstats.com / prisonplanet.com / biznes.newsweek.pl
Mjend
KOMENTARZ BIBUŁY: Oprócz manipulacji statystykami mamy powszechnie znane fakty, jak np. to, że zdecydowana większość nowych miejsc pracy sytuuje się na granicy płacy minimalnej. Oznacza to, że większość z tych, którzy – często po latach poszukiwań pracy – otrzymają ją wreszcie, będą zarabiać około $8-$9 dolarów na godzinę, co w warunkach amerykańskich nie pozwala nawet na zapłacenie dojazdu do pracy i wyżywienie, nie mówiąc o opłacie za czynsz. Społeczeństwo amerykańskie, a szczególnie jej klasa średnia, ubożeje w tempie nieznanym w jej historii. Ci najbiedniejsi i najmniej zarabiający mogą jeszcze liczyć na jakieś zapomogi: federalne, stanowe, miejskie – szczególnie gdy należy się do uprzywilejowanej rasy. Ci najbogatsi, jakoś sobie poradzą, choćby zmniejszając płace swoim pracownikom. A klasa średnia, wśród nich również właściciele małych biznesów, łupieni są nieustannie ze wszystkich stron, tracąc przy tym najwięcej.