Aktualizacja strony została wstrzymana

„Piknik Golgota” dzieckiem ministra kultury

W kilku miastach Polski ma odbyć się akcja publicznego odczytywania bluźnierstw oraz projekcje „Golgota Picnic”. Obrażanie Pana Jezusa organizowane jest przez instytucję… państwową. Nie bylibyśmy katolikami, gdybyśmy w takiej sytuacji nie zaprotestowali. Walczmy z bluźnierstwem!

Po odwołaniu zaplanowanej w Poznaniu sztuki „Golgota Picnic” środowisko teatralne w Polsce dostało prawdziwego kociokwiku. Zaczęto skrzykiwać się, rzekomo w obronie „wolności słowa”. W wielu miejscach w kraju, by „solidaryzować się” z dyrektorem poznańskiego festiwalu Malta, tzw. artyści zapowiadają… udział w bluźnierstwach. Czy żyjąc w katolickim kraju, doprawdy nie wiedzą, z kim rzeczywiście się solidaryzują?Naprawdę nie dostrzegają, że organizując w kilku miejscach naraz projekcje i odczyty bluźnierczej sztuki, grają w diabelskiej orkiestrze? Wszystko to zaplanowali na 27 czerwca, w dzień uroczystości Najświętszego Serca Pana Jezusa. Jak bardzo musiało na tym zależeć temu, który ich inspirował?!

Kto skrzyknął reprezentantów części środowiska teatralnego? W akcję publicznego czytania i projekcji bluźnierstw włączył się portal e-teatr.pl. Portal wydawany jest przez Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego, sam Instytut jest przedstawiany na tamtejszych stronach, jako „partner akcji Piknik Golgota w całej Polsce”. Obok Malta Festival oczywiście. Nazwa samego wydarzenia – Piknik Golgota – również ma obrazić katolików i ponownie zakpić z Męki Pańskiej.

Przypomnijmy, że protestowaliśmy przeciwko finansowaniu obrzydliwego spektaklu z naszych pieniędzy. Zebraliśmy ponad 60 tys. protestów w tej sprawie. O ile w Poznaniu dyrektor festiwalu ustąpił pod naciskiem katolickiej opinii publicznej, o tyle w akcję szerzenia bluźnierstw włączyły się inne instytucje utrzymywane z pieniędzy podatników. I tak np. w Bydgoszczy organizatorem pokazu spektaklu Rodrigo Garcii zgodził się być Teatr Polski, we Wrocławiu placówka o tej samej nazwie, w Krakowie Narodowy Teatr Stary (sic!), a w Warszawie Teatr Studio. Wszystkie wymienione teatry to instytucje finansowane z pieniędzy publicznych!

Ale jak utrzymywane z naszych pieniędzy teatry, miałyby odmówić udziału w „Pikniku Golgota”, skoro za całym przedsięwzięciem stoi wspomniany już Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego. Cóż to za twór, zapytają państwo? Otóż, jak donosi Biuletyn Informacji Publicznej, Instytut jest „państwową instytucją kultury zajmującą się dokumentacją, promocją i animacją polskiego życia teatralnego”. Utworzył go minister kultury.

Tak więc doczekaliśmy czasów, kiedy państwowe instytucje zapraszają państwowe teatry do piknikowania w kontekście Męki Pańskiej. Do szerzenia bluźnierstw z dumą „wolnych artystów”. Za nasze pieniądze.

Nie pozostaje nam nic innego, jak zakasać rękawy i wziąć się do roboty. Zważmy na to, że protestując przeciwko jednemu przedstawieniu w tylko jednym mieście zgromadziliśmy ponad 60 tys. protestów. Miłośnicy bluźnierstw – skupieni wokół ogromnych państwowych pieniędzy – próbują zorganizować pokaz antychrześcijańskich bezeceństw w kilku miejscach kraju, ale do tej pory na Facebooku udział w tych dziwactwach potwierdziło… ledwie nieco ponad tysiąc osób.  

Ogłosiliśmy już sukces osiągnięty za wstawiennictwem św. Michała Archanioła. Prosiliśmy go o pomoc w walce z bluźnierstwem. Wygraliśmy bitwę o „Golgota Picnic” w Poznaniu, jednak przeciwnik wytoczył nowe, ciężkie działa. Mniejsza z tym, że szatańskie bluźnierstwa popierają jacyś samozwańczy „ludzie kultury”, z tym dość łatwo byłoby sobie poradzić. Zły duch – jak się zdaje – opanował też instytucję państwową.

Pamiętajmy, że do zniweczenia planu bluźnienia w Poznaniu przyłożyło się wiele organizacji. Byli to protestujący internauci, których do protestu wciąż zapraszamy. Lewacy chcą obrażać Boga w wielu miastach naszego kraju. Katolicy są w każdym zakątku Polski. Jest nas więcej. I mamy rację.

Krystian Kratiuk

Za: Polonia Christiana – pch24.pl (2014-06-25)

 


 

Grzegorz Braun: Chodzi o „klauzulę sumienia” w kulturze

Rzecz w tym, by władza dysponująca pieniędzmi pochodzącymi z naszych podatków, nie angażowała się w przedsięwzięcia o charakterze artystycznym, ideologicznym, naukowym, czy rozrywkowym, które z zasady przecież – bo gusta bywają różne – rodzić muszą czyjś sprzeciw, niezgodę, a w konsekwencji zgoła zbyteczne napięcia – mówi o proteście w sprawie „Golgota Picnic” reżyser Grzegorz Braun.

Ponad 5,5 tys. osób podpisało list „w obronie Golgota Picnic”. List został skierowany do prezydenta Komorowskiego. Obrońcy jawnych, ohydnych bluźnierstw lansują się na obrońców wolności słowa. Co Pan myśli o tym proteście?

Ten list to wprowadzanie w błąd opinii publicznej. Sygnatariusze starają się wmówić nam, że opinia katolicka dąży do selekcji tematycznej i artystycznej o charakterze cenzorskim. Tymczasem istota sprawy jest zupełnie inna. Katolicy protestujący przeciwko bluźnierczym, świętokradzkim i przede wszystkim niegustownym spektaklom oraz ekspozycjom mającym charakter ideologicznej napaści na wierzących, bynajmniej – mogę tu w każdym razie mówić za siebie – nie występują przeciwko swobodzie twórczości artystycznej. Występują przeciwko swobodzie sięgania do ich kieszeni – celem finansowania działalności, której katolik ze spokojnym sumieniem aprobować nie może. Nie chodzi o selekcję repertuaru, o zastąpienie jednych sztuk przez drugie, nie chodzi o to, by ci akurat artyści ustąpili miejsca innym. Chodzi o „klauzulę sumienia” w kulturze – tj. dobre prawo każdego do nieuczestniczenia, także za pośrednictwem aparatu mojego państwa czy mojej gminy, w przedsięwzięcach, które nie mając nic wspólnego z dobrem wspólnym (jak bezpieczeństwo publiczne), a mnie akurat osobiście zdają się najczęściej również śmiertelnie nudne .

Rzecz więc po prostu w tym, by władza dysponująca pieniędzmi pochodzącymi z naszych podatków, nie angażowała się w przedsięwzięcia o charakterze artystycznym, ideologicznym, naukowym, czy rozrywkowym, które z zasady przecież – bo gusta bywają różne – rodzić muszą czyjś sprzeciw, niezgodę, a w konsekwencji zgoła zbyteczne napięcia. Nie chodzi o to – jak starają się wmówić Polakom zasłużeni artyści Post-PRL-u i ich akolici – że katolicy życzą sobie cenzury prewencyjnej w dziedzinie kultury. Katolicy życzą sobie tylko i aż poszanowania dla fundamentów naszej cywilizacji – a przynajmniej nie angażowania państwa w promocję działalności, która w te fundamenty godzi. Sygnatariusze wspomnianego listu „protestu przeciw protestom” najwyraźniej woleliby, byśmy poprzez konformistyczne wobec ich osobliwych gustów decyzje urzędników wszyscy byli zmuszeni – poprzez obligatoryjną partycypację w systemie fiskalnym – do współfinansowania tego, co im akurat się podoba. I na dodatek chcą jeszcze, żebyśmy przy tym trzymali gęby na kłódkę. To szczególny brak logiki – jak na ludzi, którzy usta maja pełne frazesów o wolności słowa. Szanujmy swoją odrębność na tyle, by nie zmuszać się wzajemnie do uczestniczenia w przedsięwzięciach, które obrażają naszą Wiarę, nasz gust, czy intelekt. Najlepszą tego szacunku gwarancją byłoby, powtarzam, nie angażowanie państwa w produkcję i promocje jakiejkolwiek twórczości ludzi tzw. „wolnych zawodów”.

Czy sztuka sobie wówczas poradzi?

O prawdziwą sztukę nie mam obaw. Ona nie potrzebuje państwowej promocji. Dlatego też  katolicy szanujący Tradycję i ceniący skarby cywilizacji łacińskiej – w odróżnieniu od atakujących ich napastliwych lewaków – nie wyciągają nieustannie ręki po budżetowe pieniądze. Polacy nie gęsi, swój język mają i jeśli tylko władza nie będzie pozbawiać ich ciężko zapracowanych pieniędzy, będą mogli i będą chcieli fundować najwspanialsze przedsięwzięcia artystyczne – jestem o to zupełnie spokojny. I będą to czynić bez uciekania się do przymusu fiskalnego egzekwowanego przez władze państwowe.

Wiara w ludzi i poszanowanie ich wolnych wyborów, czy to w sferze sztuki, czy ekonomii – to zdecydowanie różnić powinno wolnego Polaka od funkcjonariuszy frontu ideologicznego i sierot po PRL-u, nie znających przecież życia poza państwowym etatem, poza państwową dotacją, poza rządowymi subsydiami. Dlatego, jak sądzę, oni tak bardzo się martwią. Dlatego też bronią etatystycznego, socjalistycznego kołłątajowsko-stalinowskiego systemu. Wiedzą bowiem, że naród ma coraz mniejszą ochotę na ich produkcje. Jeśli nie wymuszą u władzy obowiązkowego opodatkowania na swoją działalność, ich widoki są marne. Stąd ten wrzask, stąd skrzykiwanie się w obronie czegoś, co dla ludzi uczciwych i obdarzonych choćby krztyną dobrego smaku, jest po prostu nie do obrony.

List skierowano do prezydenta, do głowy państwa. Wygląda więc na to, że liczą na pomoc z samych szczytów tego hojnego dla nich państwa. We wtorek dotarła do nas informacja, że spektakl „Golgota Picnic” zostanie pokazany jako projekcja filmu, w innych miejscach niż Poznań – wiele z nich to również instytucje publiczne, jak np. teatry w Bydgoszczy, czy we Wrocławiu. Co więcej, do akcji „solidarności z Golgota Picnic” zachęca państwowa instytucja – Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego, na swej stronie e-teatr.pl.

Gdyby to miały być prywatne ekstrawagancje – wolna wola. Gdyby w takiej Bydgoszczy ludzie z kręgu zetatyzowanej euro-inteligencji chcieli poświęcać swój czas, swoje pieniądze i udostępniać swoje nieruchomości na to, by urządzić sobie taką „rozrywkę”, nie byłoby sporu. Wolnoć Tomku w swoim domku. Ale akurat u nas – symbolicznie – urzędnicy od kultury mają swoją główną siedzibę nie „w swoim domku”, ale w kradzionym pałacu [MKiDN mieści się w Pałacu Potockich przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie].

Skoro mowa tu o instytucjach publicznych, to taka akcja – jak cały zresztą ten post-peerelowski kołchoz artystyczny – ma wyraźne znamiona  czynu zabronionego. Pomijając tu oczywistą ewentualność „obrazy uczuć religijnych”, zwróćmy uwagę, że mamy tu również do czynienia z „nakłanianiem do niekorzystnego rozporządzania mieniem” (mieniem podatników), ale także „wymuszeniem”, kto wie, czy nie „rozbójniczym” – jeśli przeciwko demonstrującym przeciwnikom anty-kultury użyte zostaną siły policyjne, czy prokuratorskie. Co wcale nie jest wykluczone – nota bene: sam zostałem w ostatnich dniach przesłuchany przez Policję w związku z uczestnictwem w akcji Krucjaty Różańcowej przeciwko raniącym serce i obrażającym poczucie smaku ekscesom pseudo-artystycznym w tzw. Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie, jesienią ubiegłego roku. Teraz akurat warszawska prokuratura sobie o tym przypomniała.

Post-peerelowski kołchoz swoich „zdobyczy kulturalnych” będzie bronił do upadłego. W XXI wieku nadal obca kultura, obca cywilizacja jest w Polsce lansowana – na nasz koszt oczywiście – przez tych, którzy bez pieniędzy z państwowego kurka nie wyobrażają sobie życia. Tym, którzy uważają, że zerwanie z kołłątajowsko-stalinowskim etatyzmem będzie oznaczać koniec kultury, polecam baczniejszą lekturę historii. Czy Mickiewicz, Słowacki albo Krasiński potrzebowali jakiegoś Ministerstwa Kultury, by dać narodowi swoje najwspanialsze kawałki? A z drugiej strony – czy przyniosło jakiś zysk kulturze polskiej urządzenie przez Moskali stołecznej „Dyrekcji teatrów”, na czele której stał – notabene – rosyjski policmajster? Dziś nadal żyjemy w podobnych realiach – w realiach ukształtowanych w czasach rozbiorów, a więc w czasach przewlekłej awarii cywilizacyjnej. Czas wracać do normalności. 

Według owych „państwowych artystów” bez instytucji państwa ich twórczość nie istnieje?

Wymuszanie popytu na twórczość artystyczną, egzekwowanie go przez aparat państwowy – to coś, co pozostawać powinno głęboko poniżej godności artysty. Chyba, że jest on bardzo niepewien jakości, wartości i sensu swojej działalności w kulturze.

Cóż, większość sygnatariuszy listu do prezydenta zapewne uznaje za oczywistość tzw. rozdział Kościoła od państwa. Czemuż więc nie chcą przystać na oddzielenie od państwa domeny ich twórczości? Część spośród tych sygnatariuszy promowała wcześniej marksizm, ale dziś  zapewne zgodzą się, przynajmniej teoretycznie, na rozdział państwa od ekonomii. Jeśli więc lepiej jest, by gospodarka działała bez systemu centralnego planowania, to zgódźmy się, że powinno to dotyczyć także usług o charakterze artystycznym, naukowym i rozrywkowym. Niechaj każdy sobie rysuje, maluje, śpiewa, tańczy, podskakuje jak mu w duszy gra, ale niech to robi za własne pieniądze – lub za pieniądze które skłonna będzie zapłacić z własnej woli chętna publika.

Rozmawiał Krystian Kratiuk

Za: Polonia Christiana – pch24.pl (2014-06-25)

Skip to content