„Hirschberg nazywa się Hirschberg, a nie Jelenia Góra!”, „Zatrzymać polskich nacjonalistów!”, Sprawiedliwości dla wypędzonych!” – takie, i wiele innych, podobnych haseł, znaleźć można na stronie niemieckiego Związek Właścicieli Wschód (EigentümerbundOst, www.eigentum-ost.de).
A na profilu stowarzyszenia, założonym na popularnym portalu społecznościowymfacebook, znaleźć można szowinistyczne, rewizjonistyczne plakaty i ulotki, negujące polskie granice zachodnie.
Tylko że EBO to nie żadne ziomkostwo „wypędzonych”, skupiające ludzi w bardzo podeszłym wieku i ich rodziny, a młoda, dynamicznie rozwijająca się organizacja. 18 maja 2014 zorganizowała przykładowo ogólnoniemieckie Spotkanie Mieszkańców Prus Wschodnich – pod hasłem: „Prusy Wschodnie mają przyszłość” – jako region w zjednoczonej Europie.
„Głównym zadaniem EBO jest prawne urzeczywistnienie roszczeń majątkowych wypędzonych z ojczyzny i ich potomków” – czytamy na stronie EBO. Dalej wyszególnione są cele stowarzyszenia: „zwrot skonfiskowanego majątku prywatnego”, „zapłata odszkodowań za użytkowanie przez państwa wypędzające”, „zniesienie wszystkich obowiązujących jeszcze w Polsce i Czechach dyskryminujących ustaw, jak za Bieruta”.
Ale to dopiero początek – EBO domaga się też: „karno-prawnego ścigania polskich i czeskich zbrodniarzy wojennych”, „politycznej pracy uświadamiającej na terenach wypędzeni”, ochrony niemieckiej mniejszości, dwujęzycznych tablic informacyjnych, finansowego wsparcia państwowego dla Niemców, wnoszących oskarżenia przeciwko Polsce i Czechom… „. Podsumowując, EBO chce wykorzystać wszystkie dostępne na poziomie krajowym i międzynarodowym środki, by „za pomocą renomowanych prawników i obrońców praw człowieka osiągnąć zwrot niemieckiej własności ziemskiej”.
„Nie ma mea culpa w Polsce” – napisali Niemcy z EBO na swojej stronie internetowej o dziwo po polsku. I domagają się przeprosin od Polaków i polskich duchownych: „Po ponad 60 latach, jakie minęły od przymusowych wysiedleni, ponad 14 mln Niemców ze Śląska, Pomorza, Prus Wschodnich i wschodniej Brandenburgii nadal nie ma przeprosin ze strony polskiej (…) Od dziesięcioleci Polacy odprawiają nabożeństwa w niemieckich kościołach. Dlaczego nikt nigdy nie wpadł na pomysł, aby upamiętnić niemieckich mieszkańców?” – pyta EBO, w ogóle nie zauważając, że tematyka niemieckiej przeszłości jest w Polsce bardzo intensywnie promowana przez władze, media i organizacje separatystyczne na Śląsku oraz samą mniejszość niemiecką.
I, z niemiecką butą i bezczelnością, piszą dalej: „Obłudni duszpasterze. Szczególnie zastanawia fakt, że w takich okolicznościach polscy kapłani mogą odprawiać msze w niemieckich świątyniach (…) Kapłani, którzy postępują w ten sposób, są obłudni i szkodzą całemu kościołowi katolickiemu” [pisownia zgodnie z oryginałem].
Wobec takich polskich zbrodni, Niemcy postulują, by Polacy przed Bożym Narodzeniem [2013] w modlitwach wspominali i przepraszali: „wszystkich Niemców, którzy zostali zmuszeni do opuszczenia swojej ojczyzny”, „niemieckie kobiety i dzieci, które doznały przemocy od Polaków”, „Niemców, których cmentarze Polacy sprofanowali”, „wszystkich ludzi, którzy doznali cierpień i stracili życie tylko dlatego, że byli Niemcami”, a nawet… „niemieckie miasta, rzeki, góry i obszary, którym odebrano nazwy i kształtowaną przez stulecia tożsamość”. Za to wszystko „kościół polski ponosi odpowiedzialność”.
„Ręka w rękę z ziomkostwami” – chwali się dalej EBO, który określa się jako „uzupełnienie wobec aktywnych najczęściej na polu kultury i pielęgnacji obyczajów związków wypędzonych (ziomkostw)”. I grozi, że teraz „wejdzie na nowe drogi stosunków z państwami wypędzającymi”. „Wkrótce rozpoczniemy kampanię uświadamiającą w Polsce i Czechach” – zapowiadają Niemcy – „W milionowym nakładzie od kwietnia do polskich domów będą rozdawane ulotki, które będą uświadamiać o polskich zbrodniach na niemieckich cywilistach i o polskich łamaniach prawa międzynarodowego (…) Ponadto zaplanowane są publiczne manifestacje. Pierwszymi stacjami są Goerlitz [Zgorzelec], Stettin [Szczecin], Breslau [Wrocław] i Oppeln [Opole]. Niemiecka mniejszość ma zostać w to aktywnie zaangażowana”.
Te zapowiedzi są już przerażające. Plany akcji propagandowej na masową skalę, wymierzonej przeciwko Polsce i Polakom, negującej polskie granice i zapowiadające zemstę na Polakach za skutki rozpętanej przez Niemcy II wojny światowej! Biorąc pod uwagę materiały, jakie publikuje EBO na swoim profilu na facebook’u – trudno nazwać tą organizację inaczej, niż neonazistowską, rewizjonistyczną, agresywną i nawołującą do represji ze względu na narodowość i zmiany obecnych granic oraz zapowiadającą prowadzenie wrogich działań propagandowych na terenie drugiego państwa, z wykorzystaniem zamieszkującej go mniejszości! Już kiedyś Niemcy tak robili, nawet w tych samych krajach – czy teraz znów chcą reaktywować swoją V kolumnę?
Ale nie tylko w tym punkcie EBO nawiązuje do przeszłości. Propaguje też projekt „Centropy” autorstwa honorowego przewodniczącego EBO, prof. inż. dypl. Alexandra von Waldow. W sumie koncepcja ta nie wymaga dodatkowych komentarzy: aby „naprawić krzywdy” wypędzonych 17 mln Niemców i utraconej 1/3 terytorium Rzeszy oraz zakończyć „epokę fałszywego pokoju”, „łaskawie” i „niespodziewanie” główni „pokrzywdzeni” – czyli Niemcy – „oferują” państwom, które dopuściły się wypędzeń „wspólne zamieszkiwanie przez Niemców i przez ludność napływową w podporządkowanym UE autonomicznym państwie”. W państwie dwujęzycznym, pozbawionym armii i podporządkowanym UE, z którego istnienia gospodarczo skorzystać mają jeszcze „państwa sąsiedzkie” – w domyśle: biedna i zacofana Polska i trochę mniej biedne Czechy.
Oczywiście fakt, że takie nowe „państwo” rozbija integralność terytorialną Polski i Czech, w ogóle nie jest nawet wymieniany. Co nam to przypomina? Otóż koncepcję „Mitteleuropy” (Europy Środkowej) Friedricha Naumana z 1915. Zgodnie z tą teorią, uważaną zresztą za jedną z poprzedniczek „zjednoczonej Europy”, cała Europa Środkowo-Wschodnia składać się miała z małych, teoretycznie autonomicznych, ale słabych i bezbronnych państewek kadłubowych, politycznie, gospodarczo i militarnie bezwzględnie podporządkowanych Rzeszy Niemieckiej. Teraz Niemcy głoszą całkiem podobne hasła, i to zupełnie jawnie!
Kto tworzy tą organizację? Honorowym przewodniczącym jest wspomniany prof., inż. dypl. Alexander von Waldow. Wywodzi się z pomorskiej rodziny szlacheckiej, właścicieli zamku i ziem w Mierzęcinie – których teraz uporczywie domaga się v. Waldow, przekonując obecnych właścicieli, że Niemcy nie wywołały II wojny, a winę ponoszą europejskie państwa, które nie chciały dojść do porozumienia.
Co ciekawe, przez ponad 4 lata Waldow niemalże przyjaźnił się z polskimi nabywcami zamku z Poznania. Czekając, aż ci gruntownie wyremontują rezydencję – wtedy zaczął domagać się zwrotu „swojej własności”. Von Waldow należał do założycieli Powiernictwa Pruskiego, do dzisiaj zasiada w jego radzie nadzorczej.
Przewodniczącym jest Lars Seidensticker, człowiek nie pamiętający wojny, przedstawiciel trzeciego, powojennego pokolenia. Od 2010 przyjeżdża do Otmuchowa, gdzie domaga się zwrotu domu swoich dziadków! Posuwa się nawet do publicznych manifestacji z transparentami i ekipami niemieckich stacji tv na rynku.Do 2011 Seidensticker był członkiem skrajnie nacjonalistycznej, neonazistowskiej partii DVU.
Za nabór nowych członków odpowiedzialny jest Bernd von Knebel Doeberitz – wnuk Gebharda, pruskiego posiadacza ziemskiego, arystokraty i polityka z okolic Drawska Pomorskiego. A składającymi w sądach oskarżenia Niemcami opiekuje się Hans-Joachim Goldschmidt, potomek żydowskiej rodziny Goldschmidtów z Wrocławia, którzy zostali wywłaszczeni przez nazistów, a po wojnie ich majątki przejęło państwo polskie – ale o dziwo tylko ta ostatnia „krzywda” tak mocno wyryła się w zbiorowej pamięci rodziny!
I, na zakończenie, jeszcze kilka słów o głośno zapowiadanej akcji propagandowo-dezinformacyjnej. Jeszcze miliony ulotek na polskie miasta niczym hitlerowskie bomby nie spadły. Ale na stronie EBO znaleźć można ciekawe gadżety reklamowe: naklejki z tablicami drogowymi, na których przekreślone są polskie i czeskie nazwy miejscowości, a poniżej widnieją te niemieckie. Są też takowe koszulki, plakaty, broszurki, ulotki… i informacja, że do 100 naklejek można dostać za darmo. Postanowiłem to sprawdzić osobiście, nawiązując kontakt mailowy z EBO i powołując się na związki z myślącymi podobnie do tej organizacji śląskimi separatystami, zafascynowanymi niemiecką przeszłością, kulturą itd. itp. I po niecałym tygodniu dostałem pocztą ponad 100 naklejek „Wrocław – nie; Breslau – tak” i „Jelenia Góra – nie; Hirschberg – tak”.
Wraz z ulotkami, oficjalnym pismem zapraszającym do członkostwa, parunastoma gotowymi kartkami pocztowymi z petycją do Bundestagu o wystąpienie przeciwko Polsce w związku z „wypędzeniami” i przejęciem niemieckiej własności (podobno w Niemczech wysłano ich kilka tysięcy) i zapewnieniem, że jeżeli tylko będę potrzebował więcej materiałów, to je dostanę.
Pytanie, kto to finansuje, byłoby ciekawą kwestią do zbadania. Czy faktycznie organizacja z władzami liczącymi 3-4 osoby sama finansuje tysiące kolorowych naklejek, pocztówek, plakatów, i rozsyła je setkami za darmo za granicę? Czy może jednak korzysta ona z jakichś funduszy publicznych?
Michał Soska
http://mysl-polska.pl