Aktualizacja strony została wstrzymana

„Zwisacy” się nadymają

No to mamy wojnę, pani Mullerowo” – zauważyłby z pewnością dobry wojak Szwejk, gdyby za pośrednictwem niezależnych mediów głównego nurtu zapoznał się z deklaracją pana Bartłomieja Sienkiewicza, ministra spraw wewnętrznych naszego nieszczęśliwego kraju. Rzeczywiście, dłużej już nie dało się ukrywać rozwoju wydarzeń, do którego doprowadził polityczny przewrót na Ukrainie. Kijowscy dygnitarze w osobach pełniącego obowiązki prezydenta byłego szefa bezpieki przy pięknej Julii Tymoszenko, co to na polityce dorobiła się miliardów i zarazem baptystowskiego kaznodziei pana Turczynowa oraz mianowanego premierem pana Arszenika Jaceniuka, co to w wieku 29 lat został wiceprezesem Narodowego Banku Ukrainy, potwierdzając tym samym trafność perskiego przysłowia, że „dobry kogut w jajku pieje” – więc twierdzą oni, że wojnę domową na Ukrainie wywołała i ekscytuje Rosja. Wszystko to oczywiście być może, podobnie jak i to, że winę za wszystko, co się dzieje w naszym nieszczęśliwym kraju ponosi Platforma Obywatelska i osobiście Donald Tusk, albo Prawo i Sprawiedliwość i osobiście Jarosław Kaczyński – w zależności od tego, które niezależne medium głównego nurtu akurat nadaje – ale nie da się ukryć, że impulsem, który uruchomił tę sekwencję wydarzeń, był polityczny przewrót, dokonany rękami obydwu dygnitarzy.

Jeśli pan premier Arszenik Jaceniuk oskarża Rosję o spowodowanie podpalenia przez „zwolenników jedności Ukrainy” gmachu związków zawodowych w Odessie, to znaczy, że również zwolennicy jedności Ukrainy są inspirowani przez Moskwę. Ładny interes! Dlatego każdemu z nich należy się w prezencie szklany nocnik – żeby zobaczyli, co narobili. Bo wojna domowa na Ukrainie niewątpliwie leży w interesie Rosji, która w ten sposób nie tylko udowodni światu, że Kijów utracił kontrolę nad sytuacją we wschodnich prowincjach, nie tylko będzie mogła stworzyć tam fakty dokonane, które opinia światowa przyjmie z ulgą, ale w dodatku prowokując spragniony skuteczności Kijów do coraz brutalniejszych reakcji, ostatecznie zniechęci do ukraińskiego państwa nawet tych, którym początkowo żadna secesja nie przychodziła do głowy.

Ale mniejsza już o kijowskich dygnitarzy; w razie czego uciekną z kasą na Zaleszczyki, podobnie jak obalony przez nich prezydent Janukowycz. Z naszego, to znaczy – z polskiego punktu widzenia znacznie ważniejsza jest deklaracja pana ministra Sienkiewicza Bartłomieja, że „Polska jest gotowa na najgorsze”, to znaczy – na najgorsze warianty kryzysu ukraińskiego. Wprawdzie nie ma specjalnego powodu, by przywiązywać wagę do tego, co pan minister Sienkiewicz mówi, albo nawet wykrzykuje, ale tu przecież nie o niego chodzi, tylko o nasz nieszczęśliwy kraj, który ma być przygotowany na najgorsze. Ponieważ jest wysoce prawdopodobne, że pan minister wygłasza te deklaracje w imieniu własnym, to warto postawić pytanie, co może być „najgorsze” z jego punktu widzenia? Wprawdzie pan minister Sienkiewicz mi się nie zwierza, ale od czegóż analogie?

Ze „strzępów meldunków” pióra premiera Sławoja Składkowskiego, który przy marszałku Piłsudskim pełnił burgrabiowskie czynności podobne do tych, jakie pan minister Sienkiewicz z łaski razwiedki pełni przy premierze Tusku. Otóż premier Składkowski utrzymuje, że najgorszą rzeczą jest zostać tzw. „zwisakiem” to znaczy – byłym dygnitarzem bez posady. Czy Polska jest przygotowana na ewentualność, że pan minister Sienkiewicz zostanie „zwisakiem”? Wprawdzie w niektórych środowiskach, na przykład wśród potencjalnych lokatorów powykrzywianego gmachu przy ulicy Smyczkowej, co to będą „nadzorowali” druk dowodów osobistych, perspektywa zostania „zwisakiem” przez pana ministra Sienkiewicza może oznaczać koniec marzeń o karierze i szmalcu, ale myślę, że Polska jakoś by to przeżyła. Jak powiadają, „dłużej klasztora, niż przeora”, więc prawdopodobnie dziury w niebie by nie było.

Gorsza sprawa, gdyby następstwa ukraińskiej wojny domowej przeniosły się na terytorium naszego nieszczęśliwego kraju. Tak się akurat składa, że panu ministrowi Sienkiewiczowi zawdzięczamy chyba trochę nieostrożne niedyskrecje, że ranni „aktywiści Majdanu” byli leczeni w polskich szpitalach. Oczywiście nie wszyscy, co to, to nie, tylko niektórzy. No dobrze – ale właściwie którzy „niektórzy”? Czyżby ci, których do majdanowej aktywności wyćwiczyli nasi specjaliści, chwilowo bezczynni z powodu likwidacji tajnego więzienia w Kiejkutach? No, ale Majdan, to były tylko takie przekomarzania, podczas gdy wybuch wojny domowej na Ukrainie i towarzyszące jej okrucieństwa z pewnością doprowadziłyby do znacznie większej katastrofy humanitarnej.

Ciekawe w jakiej skali Polska jest na to przygotowana od strony chociażby finansowej? Czy przypadkiem nie spowoduje to konieczności dodatkowego rabunku polskich podatników przez III Rzeczpospolitą, która przecież i tak ma na utrzymaniu coraz więcej Umiłowanych Przywódców oraz członków ich rodzin, którym też trzeba dać jakieś posady, a przynajmniej zapewnić możliwość dojenia współobywateli? Gdyby się okazało, że nasz nieszczęśliwy kraj musiałby zapewnić „godne życie” dodatkowym tysiącom „aktywistów”, którzy przecież byle czego nie zjedzą, to finansowe napięcia byłyby bardzo prawdopodobne.

Ale to jeszcze nic w porównaniu z sytuacją, o której już wspominałem – że mianowicie Niemcy wykorzystałyby tę rozlewającą się z Ukrainy humanitarną katastrofę do uchronienia przed jej skutkami obszaru Górnego i Dolnego Śląska, Pomorza Zachodniego i Środkowego, no i oczywiście – Warmii i Mazur? Czy deklaracja o „przygotowaniu na najgorsze” obejmuje również takie możliwości, czy też w obliczu takiego rozwoju sytuacji pan minister Sienkiewicz w towarzystwie innych dygnitarzy III Rzeczypospolitej ograniczyłby się do groźnego kiwania palcem w bucie? Wszystko to być może, bo w takiej sytuacji Nasza Złota Pani pewnie zarządziłaby stosowne przetasowania na tubylczej politycznej scenie, w następstwie czego pojawiłyby się u nas rzesze „zwisaków”, niczym „szlachty-gołoty” po szwedzkim „potopie”. Bo chyba nikt nie ma wątpliwości, że w takiej sytuacji strategiczni partnerzy postaraliby się o ustanowienie nad mniej wartościowym narodem tubylczym politycznej kurateli starszych i mądrzejszych. Oczywiście można sobie wyobrazić jeszcze gorsze następstwa kryzysu ukraińskiego, ale już te wystarczą, by nabrać wątpliwości w deklaracje pana ministra Sienkiewicza Bartłomieja, jakoby Polska była na nie „przygotowana”.

Stanisław Michalkiewicz

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Nasza Polska”.

Felieton    tygodnik „Nasza Polska”    14 maja 2014

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=3106

Skip to content