Aktualizacja strony została wstrzymana

Re­sor­to­we dzie­ci opa­no­wa­ły nie tyl­ko me­dia – rozmowa z prof. Je­rzym Ro­ber­tem No­wa­kiem

Z prof. Je­rzym Ro­ber­tem No­wa­kiem, au­to­rem pierw­szej książ­ki o re­sor­to­wych dzie­ciach, roz­ma­wia­ła Al­do­na Za­or­ska 

Me­cha­nizm od­wra­ca­nia uwa­gi był bar­dzo po­dob­ny do sto­so­wa­ne­go w Pol­sce – przy każ­dej pró­bie de­ko­mu­ni­za­cji nie­ustan­ne pod­no­sze­nie rze­ko­me­go za­gro­że­nia an­ty­se­mi­ty­zmem, na­cjo­na­li­zmem i ra­si­zmem. Je­śli tyl­ko ko­mu­kol­wiek za­rzu­ca­no łaj­dac­kie za­cho­wa­nie w la­tach ko­mu­ni­zmu, na­tych­miast za­rzu­ca­ją­cy spo­ty­kał się z za­rzu­tem an­ty­se­mi­ty­zmu. Brzmi po­dob­nie, praw­da? 

Pa­nie Pro­fe­so­rze, czy­tał już Pan „Re­sor­to­we dzie­ci”? Ja­kie Pan – au­tor pierw­szej książ­ki o tym śro­do­wi­sku – od­niósł wra­że­nia po tej lek­tu­rze? 

W mo­jej oce­nie ty­tuł książ­ki jest nie­pre­cy­zyj­ny. Le­piej by­ło­by użyć np. sfor­mu­ło­wa­nia „Dzie­ci Tar­go­wi­cy”, któ­re uję­ło­by wszyst­ko – dzie­ci KPP-owców, po­li­tru­ków z PZPR-u i lu­dzi z ubec­ki­mi ro­do­wo­da­mi. Co do sa­mej tre­ści, mo­im zda­niem książ­ka ta jest dość nie­pre­cy­zyj­na, ale nie jest to mo­je głów­ne za­strze­że­nie do niej. Za­nim je przed­sta­wię, chcę wy­raź­nie i sta­now­czo pod­kre­ślić, że uwa­żam, iż te­go ty­pu książ­ki są po­trzeb­ne i im wię­cej ich bę­dzie, tym le­piej. Mam na­to­miast za­strze­że­nie na te­mat te­go, co pa­ni Ka­nia roz­gła­sza przy róż­nych oka­zjach, m.”‹in. w te­le­wi­zji Re­pu­bli­ka. Cho­dzi mi głów­nie o jej stwier­dze­nie, że nie by­ło jesz­cze ni­g­dy przed­tem ta­kiej książ­ki. Otóż by­ła. Mo­ja. „Czer­wo­ne dy­na­stie”, któ­re uka­za­ły się dzie­więć lat wcze­śniej i któ­rych na­pi­sa­nie, wy­da­nie, a tak­że sprze­daż przez po­szcze­gól­ne księ­gar­nie wy­ma­ga­ły znacz­nie wię­cej od­wa­gi niż ta, któ­rą przy­pi­su­je so­bie pa­ni Ka­nia. (Sta­ni­sław Mi­chal­kie­wicz opi­sy­wał kie­dyś, jak po uka­za­niu się „Czer­wo­nych Dy­na­stii” po war­szaw­skich księ­gar­niach cho­dzi­li rad­ni SLD i sku­tecz­nie stra­szy­li księ­ga­rzy pod­wyż­sze­niem czyn­szów, je­śli bę­dą sprze­da­wa­li mo­ją książ­kę.) Mi­ło mi w związ­ku z tym, że o mo­jej książ­ce przy­po­mi­na­li ostat­nio m.”‹in. re­dak­to­rzy Ce­za­ry Gmyz i Piotr Go­ciek. Otrzy­mu­ję wie­le wy­ra­zów wspar­cia od mo­ich czy­tel­ni­ków, któ­rzy się obu­rza­ją, że za­po­mnia­no o pre­kur­sor­stwie mo­jej pra­cy. Dzwo­ni­li do mnie w tej spra­wie m.”‹in. dr hab. Bo­gu­sław Wol­nie­wicz, świet­ny pu­bli­cy­sta Mi­chał Moń­ko, b. prze­wod­ni­czą­cy „So­li­dar­no­ści” w TVP, pro­fe­sor Ry­szard Ben­der, fi­lo­zof dr Jan Przy­był, któ­ry nie­daw­no pro­wa­dził spo­tka­nie z p. D. Ka­nią w łódz­kim Klu­bie GP, b. dzia­łacz PC Ta­de­usz Bur­ger. Te re­ak­cje są dla mnie bar­dzo waż­ne. Zresz­tą pa­ni Ka­nia po­mi­nę­ła nie tyl­ko mnie i mo­ją pra­cę, ale tak­że ar­ty­ku­ły Lesz­ka Źe­brow­skie­go, któ­ry pu­bli­ko­wał na po­cząt­ku lat 90. Za­pła­cił za nie m.”‹in. skraj­nym ata­kiem ze stro­ny prof. Pacz­kow­skie­go, któ­ry za­rzu­cał mu rze­ko­my mo­cza­ryzm. Pod­kre­ślam – pra­gnę jak naj­wię­cej no­wych bul­wer­su­ją­cych pu­bli­ka­cji, jed­nak chcia­ła­bym, aby ich au­to­rzy pa­mię­ta­li o swych po­przed­ni­kach, któ­rzy pu­bli­ko­wa­li wcze­śniej w znacz­nie trud­niej­szych la­tach.

Dla­cze­go pa­ni Ka­nia po­mi­nę­ła Pa­na pra­cę? 

Po­wo­dy mo­gą być róż­ne. Naj­bar­dziej przy­kre jest, że chce pro­mo­wać swo­ją książ­kę ja­ko ab­so­lut­nie wy­jąt­ko­wą, cho­ciaż wie­le na­zwisk prze­ję­ła za mo­ją książ­ką i za in­ny­mi omó­wie­nia­mi, któ­re by­ły znacz­nie do­kład­niej­sze od jej. Mu­szę przy­znać, że brak pre­cy­zji i grun­tow­no­ści po­dej­ścia w „Re­sor­to­wych dzie­ciach” wie­lo­kroć mnie au­ten­tycz­nie za­dzi­wił. Szcze­gól­nie dziw­ne by­ło dla mnie np. skraj­ne zba­ga­te­li­zo­wa­nie fa­tal­nej ro­li ode­gra­nej przez b. pre­ze­sa te­le­wi­zji Ja­nu­sza Za­or­skie­go. Skan­da­lem wręcz by­ło to, że p. Ka­nia, bądź co bądź au­tor­ka książ­ki o me­diach, po­my­li­ła pre­ze­sa TVP Ja­nu­sza Za­or­skie­go z je­go bra­tem An­drze­jem Za­or­skim. Na do­da­tek po­świę­ci­ła mu tyl­ko jed­no zda­nie, pod­czas, gdy np. o Ni­nie Te­ren­tiew roz­pi­sy­wa­ła się na kil­ku stro­nach. Przy­po­mni­my więc, że Ja­nusz Za­or­ski ja­ko pre­zes TVP „moc­no za­słu­żył się” nie tyl­ko dla prze­ciw­sta­wia­nia się de­ko­mu­ni­za­cji, ale tak­że w wal­ce z Ko­ścio­łem i pa­trio­ty­zmem. Na­le­żał też do „czer­wo­nych dy­na­stii”, bo je­go oj­ciec był wi­ce­mi­ni­strem kul­tu­ry w PRL. Ja­ko szef TVP Ja­nusz Za­or­ski był ko­lej­nym sze­fem (po Dra­wi­czu), któ­ry ro­bił wszyst­ko, że­by za­blo­ko­wać jej zre­for­mo­wa­nie. I dla­te­go za­słu­gu­je na du­żo szer­sze omó­wie­nie. To zresz­tą nie­je­dy­ne dys­pro­por­cje w tej książ­ce. Ja np. sze­ro­ko pi­sa­łem o agen­tu­ral­nej ro­li oj­ca Da­wi­da War­szaw­skie­go – Bo­le­sła­wa Ge­ber­ta i je­go żo­ny z bez­pie­ki Kry­sty­ny Po­znań­skiej. W książ­ce pa­ni Ka­ni znaj­du­je­my na ten te­mat du­żo skrom­niej­sze in­for­ma­cje. 

„Naj­wyż­szy Czas” z 18 stycz­nia opu­bli­ko­wał bar­dzo ostry tekst kry­tycz­ny Lesz­ka Szy­mow­skie­go o „Re­sor­to­wych dzie­ciach” pt. „Ukra­dzio­ne dy­na­stie”. Au­tor za­rzu­cił p. Ka­ni prze­ję­cie „więk­szo­ści in­for­ma­cji”  z Pa­na wcze­śniej­szych „Czer­wo­nych dy­na­stii”.

Ja bym to nie­co ina­czej sfor­mu­ło­wał w imię na­uko­wej pre­cy­zji. Otóż w książ­ce p. Ka­ni za­czerp­nię­to bar­dzo du­żo in­for­ma­cji o naj­istot­niej­szych po­sta­ciach z mo­ich o 9 lat wcze­śniej­szych „Czer­wo­nych dy­na­stii”. I zro­bio­no to bez ja­kie­go­kol­wiek od­wo­ła­nia się do mo­jej książ­ki, co jest ab­so­lut­nie nie­rze­tel­ne. Do­dam coś, co szcze­gól­nie róż­ni mo­ją książ­kę od „Re­sor­to­wych dzie­ci” Otóż u mnie nie ma tak ty­po­we­go dla „Re­sor­to­wych dzie­ci” za­le­wu pseu­do­in­for­ma­cji o tym, z kim się roz­stał p. Kraś­ko dla p. N. Te­ren­tiew, czy o tym, co oglą­dał w win­dzie win­dziarz – dzia­dek M. Ko­ma­ra. To jest ab­so­lut­ny chłam, któ­re­go in­te­li­gent­ny au­tor wi­nien uni­kać. Świa­do­mie nie chcia­łem po­dej­mo­wać tak ostro jak red. L. Szy­mow­ski pew­nych kwe­stii mi­mo ca­łe­go me­go obu­rze­nia na me­to­dy p. Ka­ni. Za­le­ża­ło mi bo­wiem przede wszyst­kim na sku­tecz­nym za­po­bie­że­niu dal­szej erup­cji jej sa­mo­chwal­stwa w „TV Re­pu­bli­ka” kosz­tem in­nych au­to­rów. Stąd sku­pi­łem się na ob­szer­nym 16-stron­ni­co­wym li­ście do współ­twór­cy „TV Re­pu­bli­ka” red. Bro­ni­sła­wa Wild­ste­ina. W li­ście wy­li­czy­łem bar­dzo kon­kret­nie róż­ne za­po­ży­cze­nia, błę­dy i dys­pro­por­cje książ­ki p. Ka­ni. Chy­ba swój cel osią­gną­łem, gdyż red. Wild­ste­in, od­po­wia­da­jąc ma­ilem na mój list za­zna­czył m.”‹in., iż: „list po­zo­sta­wiam so­bie ja­ko in­for­ma­cję, aby nie za­po­mi­nać o pre­kur­so­rach”. A póź­niej mó­wił m.”‹in. o „wie­lu błę­dach” książ­ki p. Ka­ni (w wy­wia­dzie dla „Su­per­expres­su” z 15 stycz­nia).

Pa­ni Do­ro­ta Ka­nia pla­ka­ty pod­pi­sa­ne „Bar­tosz Wę­glar­czyk – wnuk Jó­ze­fa Świa­tły” okre­śli­ła ja­ko kłam­stwa, pod­czas gdy Bar­tosz Wę­glar­czyk na ła­mach „Po­li­ty­ki” po­śred­nio sam przy­znał się do te­go. Mo­że Pan to ja­koś sko­men­to­wać?

Aku­rat po­sta­cią Wę­glar­czy­ka się nie zaj­mo­wa­łam, więc sam chęt­nie do­wiem się cze­goś na ten te­mat i dla­te­go nie mo­gę ko­men­to­wać opi­nii pa­ni Ka­ni w tym wzglę­dzie. Jak już mó­wi­łem – mam za­strze­że­nia co do pre­cy­zji róż­nych okre­śleń przez nią uży­wa­nych. Kie­dyś pi­sa­ła róż­ne non­sen­sy na mój te­mat. Ostro po­le­mi­zo­wa­łem z ni­mi w „Na­szym Dzien­ni­ku”. Stra­tą dla książ­ki jest to, że Do­ro­ta Ka­nia po­szła w niej na ilość, a nie na ja­kość – czę­sto­kroć roz­wo­dzi się nad po­sta­cia­mi ma­ło zna­czą­cy­mi, a po­mi­ja te istot­ne. Na przy­kład – ja du­żo pi­sa­łem o ro­li oj­ca Mi­cha­ła Ko­ma­ra – Da­vi­da Kos­so­ja, wy­ko­naw­cy zbrod­ni­czych wy­ro­ków na wro­gach ko­mu­ni­zmu. U pa­ni Ka­ni znaj­du­je­my du­żo skrom­niej­szą, wręcz mi­kro­sko­pij­ną in­for­ma­cję na ten te­mat. Przy opi­sie po­świę­co­nym by­łe­mu agen­to­wi SB Woj­cie­cho­wi Gieł­żyń­skie­mu u pa­ni Ka­ni za­bra­ło in­for­ma­cji, że Gieł­żyń­ski w la­tach 1995- 2006 był rek­to­rem Wyż­szej Szko­ły Ko­mu­ni­ko­wa­nia i Me­diów Spo­łecz­nych w War­sza­wie, a od 2006 ro­ku jest wi­ce­pre­zy­den­tem tej­że uczel­ni. Nie do­wia­du­je­my się rów­nież nic o tym, że po­za współ­pra­cą z SB Gieł­żyń­ski „wsła­wił się” wy­da­niem w 1968 r. bro­szu­ry „Oko za oko” – plu­ga­we­go pasz­kwi­lu na stu­den­tów- „war­cho­łów” i sy­jo­ni­stów, Ja­sie­ni­cę, Ki­sie­la, Sło­nim­skie­go. Nie do­wie­my się, że czo­ło­wy mo­ra­li­sta „Wy­bor­czej” An­drzej Szczy­pior­ski ja­ko pierw­szy pol­ski re­ne­gat wy­stą­pił w Niem­czech z wy­po­wie­dzią, że Po­la­cy są współ­od­po­wie­dzial­ni za mor­do­wa­nie Źy­dów w dru­giej woj­nie świa­to­wej (w „Das Par­la­ment” z 7 ma­ja 1993 r.). Ra­zi mnie tak­że skłon­ność do kłu­so­wa­nia w stro­nę plo­tek, a po­mi­ja­nia rze­czy waż­nych. Na przy­kład – w bar­dzo nie­wiel­kim stop­niu pa­ni Ka­nia zaj­mu­je się w swo­jej książ­ce kwe­stią wal­ki du­żej czę­ści po­sta­ci w niej opi­sa­nych z Ko­ścio­łem i pa­trio­ty­zmem, a jest to ogrom­nie istot­na część ich dzia­łal­no­ści. Kon­cen­tro­wa­nie się na tym, że te oso­by prze­ciw­sta­wia­ły się lu­stra­cji czy de­ko­mu­ni­za­cji, to za ma­ło, że­by na­le­ży­cie po­ka­zać ich dzia­łal­ność, no i wpływ na obec­ną sy­tu­ację w Pol­sce. Przy­kro, że nie zwró­ci­ła uwa­gi, jak bar­dzo te dzie­ci Tar­go­wi­cy kon­ty­nu­ują dzia­ła­nia swych oj­ców i ma­tek w dzie­dzi­nie wal­ki z Ko­ścio­łem.

Przy­kła­dem mo­że być po­stać Mich­ni­ka…

Je­że­li cho­dzi o Mich­ni­ka, to w książ­ce „Re­sor­to­we dzie­ci” cał­ko­wi­cie zo­sta­ła po­mi­nię­ta spra­wa ro­li je­go mat­ki He­le­ny Mich­nik – mark­si­stow­skiej hi­sto­ryk, któ­ra w swo­im pod­ręcz­ni­ku nie­zwy­kle ostro ata­ko­wa­ła re­li­gię. Sam Adam Mich­nik jesz­cze w la­tach 60. był zde­cy­do­wa­nym wro­giem pry­ma­sa Wy­szyń­skie­go. Po­tem w książ­ce „Ko­ściół, le­wi­ca, dia­log” (1978 r.) ak­cen­to­wał swo­je, mo­im zda­niem, tyl­ko po­zo­ro­wa­ne zbli­że­nie do Ko­ścio­ła. Dziś w „Ga­ze­cie Wy­bor­czej” wi­dzi­my bar­dzo sil­ny nurt wal­ki z Ko­ścio­łem. W książ­ce „Krót­ka roz­mo­wa mię­dzy pa­nem, wój­tem a ple­ba­nem”, któ­rą Mich­nik pi­sał ra­zem z Źa­kow­skim i ks. Ti­sch­ne­rem, jest mnó­stwo nie­mal wy­łącz­nie ne­ga­tyw­nych okre­śleń pod ad­re­sem pry­ma­sa Wy­szyń­skie­go, a w jed­nym mo­men­cie na­wet ewi­dent­ne oszczer­stwo, że rze­ko­mo pry­mas cie­szył się z aresz­to­wa­nia Mich­ni­ka i Ku­ro­nia. 

Nie ma Pan wra­że­nia, że po­mi­mo wszel­kich wy­sił­ków czer­wo­nych dy­na­stii spo­łe­czeń­stwo jed­nak ni­mi się in­te­re­su­je? Gdy­by tak nie by­ło, nie by­ło­by ta­kie­go za­mie­sza­nia wo­kół książ­ki „Re­sor­to­we dzie­ci”. Lu­dzie nie py­ta­li­by o Pa­na książ­kę?

Spo­łe­czeń­stwo się bu­dzi, ale jed­no­cze­śnie co­raz wy­raź­niej wi­dać wpły­wy czer­wo­nych przod­ków na po­strze­ga­nie rze­czy­wi­sto­ści przez ich dzie­ci, a tak­że na pró­by zbu­do­wa­nia kon­kret­ne­go ukła­du po­li­tycz­ne­go. To nie jest zja­wi­sko tyl­ko pol­skie. Po­dob­na sy­tu­acja mia­ła miej­sce na Wę­grzech, gdzie wśród tam­tej­szych li­be­ra­łów by­ło wie­le dzie­ci ko­mu­ni­stów, czy wręcz wę­gier­skich ube­ków, tzw. „awo­szy” – ogrom­nie znie­na­wi­dzo­nych przez tam­tej­sze spo­łe­czeń­stwo. Tam rów­nież te po­wią­za­nia ko­mu­ni­stów i li­be­ra­łów wy­ko­rzy­sta­no do za­po­bie­że­nia roz­li­cze­nia zbrod­ni ko­mu­ni­stycz­nych. Me­cha­nizm od­wra­ca­nia uwa­gi był zresz­tą bar­dzo po­dob­ny do sto­so­wa­ne­go w Pol­sce – przy każ­dej pró­bie de­ko­mu­ni­za­cji nie­ustan­nie pod­no­szo­no rze­ko­me za­gro­że­nia an­ty­se­mi­ty­zmem, na­cjo­na­li­zmem i ra­si­zmem. Je­śli tyl­ko ko­mu­kol­wiek za­rzu­ca­no łaj­dac­kie za­cho­wa­nie w la­tach ko­mu­ni­zmu, na­tych­miast za­rzu­ca­ją­cy spo­ty­kał się z za­rzu­tem an­ty­se­mi­ty­zmu. Brzmi po­dob­nie, praw­da? U nich by­ło to na więk­szą ska­lę niż u nas – tam uda­ło się zre­ali­zo­wać so­jusz post­ko­mu­ni­stów i li­be­ra­łów, o któ­rym ma­rzy­li w Pol­sce Kwa­śniew­ski i Mich­nik. Dzię­ki Orbáno­wi Wę­grzy z tym ze­rwa­li i pod­ję­li ak­cję roz­li­cze­nia, o któ­rej się bar­dzo nie­wie­le mó­wi. Za­pew­ne nie­przy­pad­ko­wo. A tam za­pa­da­ją wy­ro­ki. Mo­że nie­ko­niecz­nie wy­so­kie, ale za­pa­da­ją. Ostat­nio w spra­wie dzia­łal­no­ści szpie­gow­skiej na rzecz Ro­sji: osą­dzo­no m.”‹in. b. mi­ni­stra taj­nych służb (ti­tok mi­nisz­ter). Moż­na więc po­wie­dzieć, że obec­ność w ży­ciu pu­blicz­nym re­sor­to­wych dzie­ci nie jest pro­ble­mem tyl­ko pol­skim.

U nas się tej kwe­stii nie po­dej­mu­je. Po pierw­sze pew­nie dzia­ła du­żo wię­cej agen­tów, niż się ko­mu­kol­wiek po­stron­ne­mu wy­da­je. Po dru­gie, wte­dy trze­ba bę­dzie pod­jąć te­mat in­nych nie­wy­ja­śnio­nych spraw, np. dzia­łal­no­ści se­ryj­ne­go sa­mo­bój­cy. 

Na­li­czy­łem, że od 1989 ro­ku, czy­li od za­bójstw księ­ży Nie­dzie­la­ka, Su­cho­wol­ca i Zy­cha, z rąk „nie­zna­nych spraw­ców” zmar­ło w ta­jem­ni­czych oko­licz­no­ściach ok. 70 osób. Szcze­gól­nym przy­kła­dem mo­że być sa­mo­bój­stwo Ire­ne­usza Se­ku­ły, któ­ry strze­lał so­bie w brzuch trzy ra­zy. Nie bez po­wo­du bez­li­to­sna pol­ska uli­ca sko­men­to­wa­ła je­go przy­pa­dek stwier­dze­niem, że pod­jął dwie pró­by sa­mo­bój­cze, bo przy pierw­szej nie za­sta­no go w do­mu.

Nie tyl­ko to jest po­mi­ja­ne. Bar­dzo wie­le re­sor­to­wych dzie­ci nie no­si na­zwisk oj­ców czy ma­tek. Cał­kiem spo­ra ich licz­ba funk­cjo­nu­je w prze­strze­ni pu­blicz­nej, gło­sząc po­glą­dy zbli­żo­ne do po­glą­dów ro­dzi­ców. Czę­sto są tak za­ka­mu­flo­wa­ni, że trud­no roz­po­znać ich ko­nek­sje ro­dzin­ne…

Przy­kła­dem cór­ka Bie­ru­ta – prof. Alek­san­dra Ja­siń­ska-Ka­nia – so­cjo­log, któ­ra w swo­ich tek­stach men­tor­sko po­ucza Po­la­ków, za­rzu­ca­jąc nam np. rze­ko­mą nie­to­le­ran­cję re­li­gij­ną. Ma czel­ność wy­ro­ko­wać, za­miast sie­dzieć ci­chut­ko w ką­cie, a od­zy­wać się tyl­ko, że­by prze­pro­sić za zbrod­nie oj­ca, sta­rać się cho­ciaż tro­chę na­pra­wić je­go wi­ny. Po­dob­nych za­cho­wań w krę­gach ro­dzin ze zbrod­ni­czy­mi ro­do­wo­da­mi ma­my wie­le. Nie­ży­ją­ca już tro­pi­ciel­ka „pol­skie­go an­ty­se­mi­ty­zmu”, pa­ni Ali­na Gra­bow­ska za­ata­ko­wa­ła kie­dyś bo­daj­że w „Rzecz­po­spo­li­tej” An­drze­ja Ku­ner­ta za po­da­wa­nie praw­dzi­wych na­zwisk osób z bez­pie­ki (i nie tyl­ko). Te­raz war­to po­sta­wić py­ta­nie – jak wy­glą­da­ła­by hi­sto­ria, gdy­by tych na­zwisk nie po­da­wa­no? Kto z prze­cięt­nych czy­tel­ni­ków zo­rien­to­wał­by się po ty­lu la­tach, że kat bez­pie­ki Ró­żań­ski i pierw­szy cen­zor oraz po­li­truk sta­li­ni­zmu w Pol­sce Je­rzy Bo­rej­sza to bra­cia no­szą­cy to sa­mo na­zwi­sko Gold­berg? Na pew­no bar­dzo ma­ło osób. Dla­te­go po­da­wa­nie praw­dzi­wych na­zwisk jest waż­ne i po­trzeb­ne. 

Pa­ni Ka­nia sku­pi­ła się głów­nie na me­diach. Ale re­sor­to­we dzie­ci osia­dły nie tyl­ko tam. Mo­że czas w koń­cu, że­by ktoś zwró­cił uwa­gę na in­ne śro­do­wi­ska? Mam tu na my­śli wy­miar spra­wie­dli­wo­ści i… śro­do­wi­sko me­dycz­ne. Wśród le­ka­rzy też jest wie­lu lu­dzi, któ­rzy wy­da­wa­li opi­nie me­dycz­ne w spra­wach zdol­no­ści do udzia­łu w pro­ce­sach lu­dzi nie­praw­do­po­dob­nie ska­to­wa­nych al­bo któ­rzy pod­pi­sy­wa­li ak­ty zgo­nu, ma­jąc peł­ną świa­do­mość, że pod­pi­su­ją kłam­stwa… 

O tak. Kto wie, czy wła­śnie tych śro­do­wisk nie na­le­ża­ło opi­sać w pierw­szym rzę­dzie. Dość przy­po­mnieć sę­dzie­go Tu­leyę, któ­re­go mat­ka pra­co­wa­ła przez wie­le lat w re­sor­cie bez­pie­ki. Tu zresz­tą nie cho­dzi tyl­ko o stric­te bez­piecz­niac­kie ro­do­wo­dy. Wiel­ka ilość dzie­ci pro­ku­ra­to­rów i sę­dziów jesz­cze z cza­sów PRL-u, za­trud­nio­na obec­nie w sze­ro­ko ro­zu­mia­nym wy­mia­rze spra­wie­dli­wo­ści, wpły­wa na po­stę­po­wa­nia są­do­we wo­bec twór­ców tam­te­go re­żi­mu. Wi­dać to po tym, jak od­wle­ka­ne są spra­wy za­dość­uczy­nie­nia dla ofiar i jak wiel­ka jest są­do­wa ochro­na ko­mu­ni­stycz­nych zbrod­nia­rzy. Co do śro­do­wi­ska me­dycz­ne­go – to istot­nie je­go lu­stra­cja jest bar­dzo waż­na nie tyl­ko z uwa­gi na po­wią­za­nia ro­dzin­ne nie­któ­rych wpły­wo­wych dziś le­ka­rzy z le­ka­rza­mi ubec­ki­mi. To waż­ne tak­że ze wzglę­du na now­szą hi­sto­rię – fał­szo­wa­nych ak­tów zgo­nu z lat sie­dem­dzie­sią­tych i osiem­dzie­sią­tych. Prze­cież pod­pi­sy­wa­li je le­ka­rze. Mo­że war­to się pod tym ką­tem przyj­rzeć nie­zwy­kłej to­le­ran­cji oka­zy­wa­nej to­wa­rzy­szo­wi Kisz­cza­ko­wi, któ­ry jest zbyt cho­ry, by przy­cho­dzić do są­du na roz­pra­wy i jed­no­cze­śnie wy­star­cza­ją­co zdro­wy, by le­cieć pa­rę go­dzin sa­mo­lo­tem na wa­ka­cje. Gen. Ja­ru­zel­ski też dziw­nie ła­two od lat otrzy­mu­je za­świad­cze­nia o cięż­kim sta­nie zdro­wia. W tym kon­tek­ście chciał­bym zno­wu przy­wo­łać przy­kład Wę­gier – wy­to­czo­no tam pro­ces krwio­żer­cze­mu, ko­mu­ni­stycz­ne­mu mi­ni­stro­wi spraw we­wnętrz­nych, któ­ry ma 93 la­ta. Osą­dzo­no go. Dziś już mo­że nie cho­dzi o to, że­by obu to­wa­rzy­szy ge­ne­ra­łów za­pusz­ko­wać. Bar­dziej cho­dzi o to, że­by od­czu­li wstyd i in­fa­mię. Na­praw­dę trud­no zro­zu­mieć, dla­cze­go Ja­ru­zel­ski i Kisz­czak do dnia dzi­siej­sze­go nie zo­sta­li jesz­cze zde­gra­do­wa­ni do stop­nia sze­re­gow­ca, co po­win­no na­stą­pić już daw­no te­mu. Zwłasz­cza, że obaj do­sta­li ge­ne­ral­skie szli­fy z po­li­tycz­ne­go nada­nia ja­ko na­gro­dę za zaj­mo­wa­nie „słusz­nej po­sta­wy”. Ja­ru­zel­ski np. wal­czył z Źoł­nie­rza­mi Wy­klę­ty­mi, dzia­łał w in­for­ma­cji woj­sko­wej i wier­nie słu­żył Mo­skwie (np. w ’56 ro­ku ja­ko je­dy­ny sprze­ci­wiał się wy­gna­niu mar­szał­ka Ro­kos­sow­skie­go) pod­czas gdy pod wzglę­dem czy­sto tak­tycz­nym ofi­ce­rem był mar­nym. In­ny­mi sło­wy – nie ma żad­nych po­wo­dów, by po­zo­sta­wiać im stop­nie ge­ne­ral­skie. 

A in­ne waż­ne te­ma­ty? Co te­raz po­win­no stać się przed­mio­tem ba­dań? 

Uwa­żam, że szcze­gól­nie waż­ne jest te­raz nie­ogra­ni­cza­nie się do te­ma­ty­ki lat sta­li­now­skich i póź­niej­sze­go okre­su PRL-u. Po­trze­ba moc­niej po­ka­zy­wać róż­ne pa­to­lo­gie okre­su po 1989 r. Choć­by pro­wa­dzo­nej od pa­ru dzie­się­cio­le­ci za­ja­dłą wal­kę z Ko­ścio­łem, na­si­lo­ną w spo­sób nie­sły­cha­ny po śmier­ci pa­pie­ża Ja­na Paw­ła II. Jest to na­der waż­ne. Ta wal­ka z Ko­ścio­łem, po­dob­nie, jak i wal­ka z pa­trio­ty­zmem, w ostat­nich la­tach oka­za­ły się z punk­tu wi­dze­nia osób ją pro­wa­dzą­cych du­żo sku­tecz­niej­sze od po­dob­nych kam­pa­nii w do­bie PRL-u. Pa­trząc na roz­mia­ry dzi­siej­szej agre­sji ate­istycz­nej w me­diach, trud­no nie oprzeć się oce­nom, że Ko­ściół za­re­ago­wał na nią zbyt póź­no i nie dał na nią od po­cząt­ku od­po­wied­nio sil­ne­go od­po­ru. Trze­ba du­żo wię­cej pi­sać o ini­cja­to­rach ko­lej­nych kam­pa­nii an­ty­ko­ściel­nych i ich po­wią­za­niach. Po­win­no się też du­żo szyb­ciej, bez opóź­nień, re­ago­wać na na­si­la­ją­ce się fał­sze, ude­rza­ją­ce w wiel­kie po­sta­cie z hi­sto­rii Ko­ścio­ła w Pol­sce, od prze­ora Kor­dec­kie­go, po oj­ca Kol­be, kar­dy­na­ła Hlon­da czy Pry­ma­sa Ty­siąc­le­cia. Od­no­si się to zresz­tą ge­ne­ral­nie do roz­licz­nych wiel­kich pol­skich po­sta­ci hi­sto­rycz­nych, któ­re od lat pod­da­je się kam­pa­nii oczer­nia­nia w imię ni­hi­li­zmu hi­sto­rycz­ne­go. By przy­po­mnieć choć­by licz­ne oszczer­cze ata­ki na Bo­le­sła­wa Chro­bre­go, Wła­dy­sła­wa Ja­gieł­łę, Ta­de­usza Ko­ściusz­kę, Ro­ma­na Dmow­skie­go, Jó­ze­fa Pił­sud­skie­go, przy­wód­ców Pol­skie­go Pań­stwa Pod­ziem­ne­go, a ostat­nio rot­mi­strza Wi­tol­da Pi­lec­kie­go. W ostat­nich 20 la­tach nie by­ło w świe­cie dru­gie­go kra­ju, w któ­rym szka­lo­wa­no­by w rów­nym stop­niu, jak w Pol­sce, naj­więk­sze po­sta­cie na­ro­do­wej hi­sto­rii. Nie po­zwól­my na po­mia­ta­nie na­szy­mi dzie­ja­mi, któ­re mia­ły wie­le wspa­nia­łych epi­zo­dów. Rów­no­cze­śnie zaś re­aguj­my du­żo bar­dziej zde­cy­do­wa­nie na ata­ki prze­ciw­ko Na­ro­do­wi i Ko­ścio­ło­wi.

Mo­że więc po­ra na ko­lej­ną Pa­na książ­kę w tych spra­wach? 

Za­sta­na­wiam się nad trze­cim to­mem „Czer­wo­nych Dy­na­stii”, ak­cen­tu­ją­cym wła­śnie te pro­ble­my. Zo­ba­czy­my.

Zdjęcie: Jerzy Robert Nowak, Kraków, 10 lutego 2013 | Źródło: Wikipedia

Za: Warszawska Gazeta (30 stycz­nia 2014) | http://www.warszawskagazeta.pl/polityka/35-polityka/1679-resortowe-dzieci-opanoway-nie-tylko-media

Skip to content