Aktualizacja strony została wstrzymana

Czy płk Colt uczyni nas równymi

Świat podąża za nieubłaganym postępem, toteż zamiast niezwykle w swoim czasie popularnego duetu egzotycznego Marks & Engels, do którego próbowali podłączać się również inni wokaliści w rodzaju Włodzimierza Eljaszewicza Ulianowa ps. „Lenin” i Józefa Wisarionowicza Dżugaszwilego ps. „Stalin” (do dzisiaj w ścianie Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie jest nisza, w której posąg postępaka trzyma w ręku kompendium wszelkiej scjencji w postaci czerwonej książeczki ze złotymi myślami Marksa, Engelsa, Lenina i… ano właśnie – imię Stalina starannie wyskrobano, niczym pani Katarzyna Bratkowska swoją „zygotkę”. Ale to tylko taki etap przejściowy, bo wobec postępującej rehabilitacji komuny tylko patrzeć, jak zmartwychwstanie w straszliwej postaci również Stalin.) – więc dzisiaj, na obecnym etapie, zamiast duetu egzotycznego Marks & Engels, mamy duet inny w postaci Marks & Spencer.

W odróżnieniu od tamtego duetu, który handlował „socjalizmem naukowym”, podobnie jak dzisiaj postępaki i handełesy próbują handlować „genderyzmem”, duet Marks & Spencer handluje czym się da, między innymi – wódką i zakąską. Ale nie zawsze, co to, to nie – bo jak się okazało, muzułmańscy pracownicy firmy mogą odmówić sprzedaży klientom alkoholu i wieprzowiny. Wołowinę czy baraninę – owszem, podobnie jak sorbety, ale na wieprzowinę i alkohol dostali dyspensę od zarządu, który najwyraźniej wystraszył się wizji podrzynania gardła w ramach uboju rytualnego. Ten przykład stanowi kolejną ilustrację zalet apartheidu, czyli oddzielnego rozwoju. Wprawdzie muzułmanie żyją w środowisku prawnym kształtowanym przez postępactwo, ale nie tylko nie przejmują się tymi regułami, tylko w dodatku narzucają postępactwu swoje. Mówiąc krótko; iluzja potęgi postępactwa, podobnie jak potęgi bankierów utrzymuje się dopóty, dopóki wszyscy zachowują się sportowo. Jak tylko przestają, czar pryska natychmiast, bo rzeczywiście – nawet najpotężniejszy bankier nie potrafi schwytać w rękę kuli wystrzelonej właśnie w jego głowę. Zaiste rację mieli starzy Amerykanie mówiąc, że wprawdzie Pan Bóg stworzył ludzi wolnymi, ale dopiero pułkownik Colt uczynił ich równymi.

Wydaje się, że również w naszym nieszczęśliwym kraju powinniśmy poważnie zastanowić się nad wprowadzeniem apartheidu, w którym oddzielny rozwój obejmowałby nie tylko odmienne zachowania społeczne, ale również, a właściwie przede wszystkim – rozdział finansowy. Niech postępactwo finansuje wszystkie swoje wynalazki, łącznie z tak zwanym „powszechnym dochodem gwarantowanym”, z własnych pieniędzy i nawet nie próbuje sięgać po pieniądze wsteczników, którzy w ramach apartheidu będą żyli normalnie to znaczy – każdy na własny rachunek. Zobaczymy, kto lepiej na tym wyjdzie.

Ale nie to jest głównym powodem, dla którego powinniśmy poważnie zastanowić się nad apartheidem i to szybko. Oto nieubłaganie zbliża się dzień 27 stycznia, kiedy to izraelski Kneset wyznaczył sobie rendez-vous w chwilowo nieczynnym obozie zagłady Auschwitz. Wielu komentatorów wyrażało nadzieję, że skoro już izraelscy deputowani do Auschwitz przyjadą, to i zostaną, ale obawiam się, że w tym przedsięwzięciu chodzi o co innego. Przewidział to Adam Mickiewicz, przedstawiając w „Panu Tadeuszu” operacyjną kombinację autorstwa Woźnego Protazego. Jak pamiętamy, Woźny Protazy wpadł na pomysł urządzenia przez Sędziego Soplicę uczty w zamku należącym wprawdzie do Horeszków, ale do którego rościli sobie prawa również Soplicowie. Uczta miała pokazać, że Sędzia zamkiem włada, czego najlepszym dowodem miało być właśnie to, „że w zamku jada”. Ponieważ nie słychać, by posłowie do izraelskiego Knesetu byli do odbycia tego rendez-vous do Auschwitz zaproszeni przez władze tubylczego bantustanu w Warszawie, przeciwnie – wszystko wskazuje na to, że zostały one postawione przed faktem dokonanym, to jest bardzo prawdopodobne, że fakt ten ma służyć stworzeniu wrażenia rozciągnięcia izraelskiej suwerenności na tę część polskiego terytorium państwowego.

Dotychczas bowiem nie zdarzało się, by parlament jednego państwa organizował sobie sesje na terytorium innego państwa, w dodatku na podstawie własnego widzimisię. Skoro zatem mamy do czynienia z takim precedensem, to nie możemy wykluczyć, że zmierza on do stworzenia precedensu następnego w postaci uzyskiwania suwerenności nad odkreślonym terytorium przez zasiedzenie. W końcu cały Izrael powstał właśnie w ten sposób, więc skoro raz się udało, to dlaczego nie spróbować ponownie, zwłaszcza w sytuacji, gdy władze tubylczego bantustanu w Warszawie na pewno nie odważą się temu sprzeciwić. Jeśli skojarzymy sobie z tym wieści o „przełomie”, jaki według dyrektora zespołu HEART Roberta Browna, miał w sprawie żydowskich roszczeń majątkowych wobec Polski pojawić się na wiosnę 2013 roku, to czyż nie powinniśmy zarówno duchowo, jak i fizycznie przygotować się do apartheidu? On czeka nas tak czy owak, ale przecież jest różnica, czy w jego ramach będziemy zmuszeni zachowywać się jak Palestyńczycy w izraelskich gettach, czy też uzyskamy pozycję, jaką wyrobili sobie muzułmanie w firmie Marks & Spencer.

Stanisław Michalkiewicz

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Nasza Polska”.

Felieton    tygodnik „Nasza Polska”    1 stycznia 2014

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2986