Dodano: 2013-12-20 5:00 pm
Wstęp
Captatio benevolentiae
Drodzy wierni, drodzy słuchacze,
Na początek chciałbym zwrócić uwagę na fakt, że tytuł niniejszej konferencji składa się w istocie z dwóch twierdzeń, które współczesne społeczeństwo w coraz większym stopniu neguje. Po pierwsze, przynajmniej w praktyce, ignorowany jest sam fakt istnienia Boga. Po drugie, negowana jest zdolność ludzkiego intelektu do udowodnienia tego faktu.
Religia, zwłaszcza w czasach obecnych, jest często traktowana jako coś czysto emocjonalnego, czysto metafizycznego, równie odległego od intelektu, jak uczucie. Jest to w znacznej mierze wpływ współczesnego, fałszywego ekumenizmu. Ślepe dążenie do jedności wszystkich religii oraz redukowanie i pomniejszanie wszelkich różnic pomiędzy nimi w sposób konieczny doprowadzić musiało do pozbawienia każdej religii tego, co w niej było racjonalnego.
Idee religijne redukowane są do poziomu „wiary” czy subiektywnego przekonania, których przesłanki – o ile w ogóle istnieją – są bardzo słabe – a to ze względu na fakt, że dogmat ma ze swej natury charakter dzielący. Intelekt, z samej swej natury, dzieli opinie na prawdziwe i fałszywe. W inspirowanym przez modernistów „poszukiwaniu jedności w różnorodności tradycji religijnych” nie istnieje podział idei pod względem ich stosunku do prawdy, ideą przewodnią staje się mglista i nieokreślona jedność, bazująca na rzekomego wrodzonej u człowieka potrzebie boskości. Owa ekumeniczna „jedność” nie ma więc nic wspólnego z jednością prawdziwą, będącą wynikiem posiadania tej samej prawdy. Zazwyczaj, gdy mówimy o jedności, mamy na myśli jedność we wierze w te same rzeczy. Kiedy religia pozbawiona zostaje elementu racjonalnego, staje się jedynie zbiorem pustych słów, czymś niegodnym rozumnej istoty ludzkiej. Dlatego, by przywrócić należne miejsce religii, musimy wpierw rehabilitować sam intelekt, podstawowe prawa logiki oraz zdolność człowieka do poznawania świata naturalnego.
Do zanegowania zdolności poznawczej ludzkiego intelektu prowadzi jednak również negowanie prawdy nadprzyrodzonej. Sceptycyzm i agnostycyzm są w swej najbardziej prymitywnej formie po prostu zaprzeczeniem zdolności ludzkiego intelektu do poznania otaczającego nas świata, a zwłaszcza poznania czegokolwiek co dotyczy Boga. Te dwie rzeczy są jednak ze sobą ściśle powiązane: z twierdzenia, że nie można poznać, czy Bóg istnieje, wyciąga się w sposób naturalny wniosek, że religia jako taka nie jest oparta na przesłankach racjonalnych, ale jest czymś w rodzaju ślepego przekonania. Jeśli intelekt ludzki nie jest w stanie stwierdzić niczego pewnego w dziedzinie religii, traktowanej przez wielu jako najważniejszy i najbardziej elementarny aspekt życia człowieka, wówczas również wiedza dotycząca faktów z wszelkich innych dziedzin staje się wątpliwa. Jeśli cel ostateczny człowieka określa nie intelekt, a emocje, wkrótce również wszystkie inne rzeczy utracą sens istnienia i staną się kwestią emocjonalnego przekonania. Sam rozum, błądzący w kwestii ostatecznego celu człowieka i jego ostatecznej szczęśliwości, szybko staje się bezużyteczny nawet w odniesieniu do tych rzeczy, które powinny prowadzić nas do szczęścia, innymi słowy do rzeczy tego świata.
Tak więc to, o czym pragnę dziś mówić, posiada dwojakie znaczenie: w sferze religijnej przypomnieć ma, że nasz akt wiary nie jest jedynie reakcją emocjonalną, ale czymś racjonalnym i prawdziwie ludzkim. Ma też przypomnieć, że ludzki intelekt zdolny jest do nabycia pewnej wiedzy o Bogu i potwierdzić jego zdolność do poznawania stworzonego przez Boga świata.
W Katechizmie czytamy:
„12. Czy przyrodzonym światłem rozumu możemy Boga poznać i udowodnić?
Przyrodzonym światłem rozumu, wnioskując ze stworzeń o stwórcy, ze skutku o przyczynie, z rzeczy stworzonych możemy na pewno poznać i udowodnić Boga jednego i prawdziwego, początek i koniec wszystkich rzeczy, stwórcę i Pana naszego”.
Katechizm stwierdza to bardzo wyraźnie: możemy poznać jednego i prawdziwego Boga i możemy udowodnić Jego istnienie. Katechizm nie mówi nam jednak JAK możemy to osiągnąć. Oczywiście koncentruje się on bardziej na kwestiach, których intelekt poznać nie może, czyli na Objawieniu Bożym, a jednak przypomina nam bardzo ważną prawdę: że przyrodzonym światłem rozumu możemy udowodnić istnienie Boga, posługując się jedynie naszym intelektem.
Za przewodnika posłuży nam tu sam Doktor Anielski, św. Tomasz z Akwinu, który przytacza nam pięć różnych dróg dowodzenia istnienia Boga. Mają one charakter nieco filozoficzny, nie przekraczają jednak możliwości zrozumienia człowieka myślącego.
Praeambula
Czy istnienie Boga nie jest czymś oczywistym?
Ludzie pobożni mogliby jednak powiedzieć: cóż, czy istnienie Boga nie jest czymś oczywistym, czymś niejako wszczepionym w serce człowieka? Niektórzy apologeci mówią, że sam fakt, iż istnieje tak wiele religii jest dowodem na to, że Bóg musi istnieć. Zgodnie z tym argumentem, jeśli wszyscy ludzie posiadają wiarę w jakiś rodzaj Boga, musi On istnieć. Jednak argument ten nie dowodzi w istocie niczego w kwestii istnienia Boga, a jedynie mówi nam co nieco o psychologii człowieka. Człowiek z pewnością pragnie szczęścia i z pewnością szczęście kojarzone jest w jakiś sposób z boskością, nie dowodzi to jednak absolutnie istnienia Boga. Wielu ludzi wyobraża sobie, że szczęście znaleźć można w innych rzeczach, takich jak przyjemność czy bogactwo, które nie są dobrami doskonałymi ani Bogiem.
Ktoś mógłby jednak powiedzieć: Bóg jest jednak z pewnością tym, co doskonałe, samo słowo „Bóg” oznacza coś, co jest najlepsze, najdoskonalsze. Jeśli więc rozumiemy słowo „Bóg” właściwie, oczywistym jest, że Bóg musi istnieć, a to ze względu na fakt, że to co istnieje jest doskonalsze od tego, co nie istnieje. Wydawałoby się więc, że jeśli tylko będziemy precyzyjni w doborze słownictwa i właściwym rozumieniu słów, a wówczas istnienie Boga będzie czymś oczywistym. Skoro znamy znaczenie tego słowa, oznacza to, że Bóg musi istnieć.
Jednak również to w rzeczywistości niczego nie dowodzi. Jest wiele słów, których właściwe znaczenie jest mi znane, takich jak jednorożec, nie oznacza to jednak, że rzeczy takie istnieją. Poznanie czegoś nie oznacza, że rzecz ta istnieje w rzeczywistości. Choć nasz intelekt ma nam umożliwić rozumienie rzeczywistości, nie ma absolutnej gwarancji, że to co istnieje w naszym umyśle, istnieje też w rzeczywistości.
Czy możemy udowodnić istnienie Boga?
Tak więc, by udowodnić istnienie Boga, musimy zacząć od czegoś rzeczywistego, od rzeczywistości, a nie jedynie od słów. Jak możemy udowodnić istnienie czegokolwiek? W jaki sposób przeprowadzamy zazwyczaj dowodzenie?
W matematyce wychodzimy od pewnego aksjomatu, na przykład od założenia, że dwie linie równoległe nigdy się nie przetną, i z aksjomatu tego wyciągamy wniosek, że suma powstałych w ten sposób kątów jednostronnych daje kąt półpełny. Tak więc na podstawie tego aksjomatu możemy udowodnić istnienie kątów prostych, sumy kątów w trójkącie etc.
Ten rodzaj argumentacji nazywamy w filozofii argumentacją a priori, innymi słowy na podstawie czegoś co jest dobrze znane, jak dwie linie równoległe, dedukujemy istnienie czegoś innego, czyli fakt, że suma kątów jednostronnych równa jest kątowi półpełnemu. Zakłada to jednak, że pojęcie dwóch linii równoległych jest dla nas czymś oczywistym, czymś w stosunku do czego nie mamy wątpliwości i nie potrzebujemy tego dowodzić. Nazywamy to a priori, ponieważ przechodzimy od przyczyny do skutku – innymi słowy, ponieważ znamy przyczynę, możemy poznać w sposób naturalny, jakie są jej skutki. Znamy naturę linii równoległych, możemy więc poznać logiczne konsekwencje tej natury poprzez odnoszenie jej do różnych okoliczności. Podobnie chemik, znając właściwości różnych składników może osiągnąć pożądany efekt, taki jak kolor niebieski, poprzez zastosowanie praw chemii i połączenie we właściwych proporcjach różnych substancji. Innymi słowy, uzyskuje on określony efekt wykorzystując prawo chemiczne, które było mu uprzednio znane.
Jednak w przypadku większości obserwowanych przez nas rzeczy, nie znamy ich natury w stopniu wystarczającym do przeprowadzenie tego rodzaju dedukcji. Wyobraźmy sobie na przykład, że chcielibyśmy zrozumieć, co sprawia, że księżyc obraca się wkoło ziemi, albo dlaczego jabłko spada na ziemię, czy nawet coś prostszego, jak fakt, że nasz samochód nie chce zapalić. Nie możemy przeprowadzić dowodzenia a priori, gdyż po prostu nie znamy jeszcze przyczyny – powodu, dla którego tak się dzieje. Możemy jednak postąpić w inny sposób, niejako odwrotny, przechodząc od skutku do przyczyny. Na podstawie naszych obserwacji możemy odkryć, dlaczego dzieje się tak, a nie inaczej.
Możemy na przykład zaobserwować, że dwa obiekty przyciągają się lub odpychają. Zauważamy też, że siła tego przyciągania jest tym większa, im bliżej siebie znajdują się te przedmioty. Możemy również zaobserwować, że siła przyciągania maleje proporcjonalnie do kwadratu odległości. Wskutek obserwacji tych możemy wyciągnąć wniosek, że musi istnieć coś, co powoduje, ze obiekty te zachowują się w taki właśnie, a nie inny sposób. Celem eliminacji wpływu czynników zewnętrznych na eksperyment jest precyzyjne poznanie przyczyny obserwowanego przez nas zjawiska, innymi słowy przyczyny formalnej konkretnego skutku. W oparciu o te systematycznie i cierpliwie przeprowadzane doświadczenia jesteśmy w stanie sformułować pewną prawdę czy też ustalić związek pomiędzy przyczyną a skutkiem. Zawsze jesteśmy w stanie udowodnić przynajmniej istnienie jakiejś przyczyny. Możemy na przykład udowodnić istnienie elektronów i małych cząstek materii, nawet jeśli nigdy nie będziemy w stanie ich zobaczyć, a to w oparciu o fakt, że pewne skutki nie mogą być wyjaśnione w żaden inny sposób. Metodę tę nazywamy a posteriori, co oznacza, że ze skutków próbujemy dowiedzieć się czegoś o przyczynie.
Jak widzicie te dwie metody są do siebie podobne i pod pewnymi względami uzupełniają się nawzajem. Skoro dowiemy się czegoś o przyczynie, możemy wykorzystać tę wiedzę by przewidzieć określony skutek. Na przykład posiadając nieco wiedzy na temat siły grawitacji jesteśmy w stanie przewidzieć ruch planety w danym przedziale czasu, a potem możemy zmierzyć ów ruch by zobaczyć czy zgadza się on z naszymi obliczeniami. Gdy po chwili zastanowienia dojdziecie do wniosku, że wasz samochód nie może zapalić z powodu braku paliwa, postępując w sposób naukowy dolewacie nieco benzyny i sprawdzacie, czy rzeczywiście taka była przyczyna. Jeśli podejrzenie to okaże się niesłuszne, przechodzicie do kolejnego prawdopodobnego powodu, sprawdzacie akumulator etc. Nawet jeśli nie wiecie, dlaczego wasz samochód nie zapalił, nie macie wątpliwości, że musi istnieć jakaś tego przyczyna, ponieważ jeszcze wczoraj wszystko było z nim w porządku. Jak widzicie, każdy jest w pewnym stopniu naukowcem, na swój własny, skromny sposób.
Generalnie metoda a priori sprawdza się najlepiej w przypadku pojęć abstrakcyjnych, prostych i dobrze znanych, jak w matematyce, gdzie formułowanie aksjomatów jest łatwe i sama materia skłania się wyciągania podobnych wniosków. Nawet fizycy sprowadzają swą wiedzę do matematycznego jej przedstawienia, dzięki któremu są wstanie przeprowadzać wnioskowanie w ten właśnie sposób. Jednak większość odkryć naukowych i dowodów na istnienie różnych rzeczy wykorzystuje metodę a posteriori, gdyż najczęściej najlepiej znamy skutki, podczas gdy przyczyna zjawisk pozostaje nam obca.
Widzimy więc, że aby udowodnić istnienie Boga w sposób naukowy, nie możemy odwołać się do metody a priori, a to z tego prostego powodu, Boga nie możemy zobaczyć czy obserwować bezpośrednio. To, że na temat Boga istnieje tak wiele różnych opinii nie wynika jedynie ze złej woli ludzi, ale również z ludzkiej słabości, ponieważ Bóg jest kimś nieskończenie od nas odległym, a nie istotą materialną, którą moglibyśmy dotknąć czy poczuć. Istnienie Boga nie jest czymś oczywistym w taki sam sposób, w jaki oczywiste są aksjomaty w matematyce. Stąd nasze drogi do poznania Boga przypominają raczej wysiłki fizyka, który chciałby udowodnić istnienie cząstki mniejszej od atomu, albo astronoma, który z wybuchów gwiazdy usiłuje dowieść istnienia planety, albo też mechanika oglądającego samochód by stwierdzić, co w nim jest nie w porządku. Musimy wnioskować w oparciu o znane nam skutki, by ostatecznie odkryć przyczynę, która skutki ten wyjaśnia.
Dowody na istnienie Boga
Droga pierwsza – z ruchu i zmiany
Obserwując otaczający nas świat zaobserwować możemy całe ciągi ruchu i zmian. Oczywistym jest, że świat ów podlega nieustannym zmianom: widzimy zmiany w położeniu, w ruchu, widzimy jak rzeczy przemieszczają się z jednego punktu do drugiego. Widzimy zmiany w temperaturze, zmiany w kształcie i wielkości, zmiany we wszystkich aspektach bytów. A jednak gdy badamy różne dokonujące się wokół nas zmiany, dostrzegamy w nich jedną cechę wspólną: nic nie zmienia się samo z siebie, ale pod wpływem jakiejś innej rzeczy. Weźmy na przykład zmianę temperatury: wasza zupa nie staje się gorąca sama z siebie, coś cieplejszego od niej musi przekazać jej swe ciepło. Również w przypadku ruchu, aby zmienić pęd czegokolwiek, musi istnieć siła, coś, co zmieni moment pędu przedmiotu, coś innego zmienia jego ruch, nie zmienia się on sam z siebie. Podobnie jest w przypadku zmiany koloru i wszystkich innych atrybutów danej rzeczy – zmieniają się one pod wpływem jakiegoś innego czynnika zewnętrznego.
Ów inny czynnik mógłby być częścią całego organizmu, jednak nawet ta część zmieniana jest przez coś innego: na przykład zwierzę porusza się samo z siebie, w istocie jednak jedynie częściowo. To jego odnóża wprawiają je w ruch, a mięśnie odnóży wprawiane są w ruch przez zmiany chemiczne zachodzące w mięśniach, dzięki składnikom, które zwierzę spożywa etc. W rzeczach złożonych mamy do czynienia z pewnym rodzajem samodzielnego poruszania się, ale jedynie dlatego, że porusza je jakaś ich część. Mówiąc ściśle odnóże nie jest zwierzęciem, ale jego częścią. A odnóża nie poruszają się same, ale jak w przypadku wszystkich innych rzeczy, porusza je coś innego.
W rzeczywistości nic nie może zmieniać się samo z siebie, czy też, ujmując to w formę zasady ogólnej, nic nie może poruszać się samodzielnie, ale musi zostać poruszone przez coś innego. Powód tego jest taki, że każda zmiana, każdy ruch, zależy od pewnego procesu, procesu zmieniającego to co jest potencjalne w to, co jest aktualne, od tego co może być w to, co rzeczywiście jest. Na przykład kilka godzin temu mógłbym być w Lublinie, choć w rzeczywistości byłem w Warszawie, jednak teraz, ponieważ się odbyłem pewną drogę, jestem w Lublinie. To, co było jedynie możliwością, stało się rzeczywistością. Każda zmiana oznacza przejście z możliwości do rzeczywistości, na urzeczywistnieniu pewnej możliwości.
Co oczywiste, nic nie może być równocześnie potencjalne jak i aktualne pod tym samym względem. Może to brzmieć nieco abstrakcyjne, w istocie jednak wcale tak nie jest. Gdybym na przykład powiedział, że mam możliwość udania się do Lublina, oznaczałoby to w oczywisty sposób, że jeszcze tam nie jestem, pomimo że mógłbym tam być. Podobnie gdybym powiedział, że jestem w Lublinie, znaczyłoby to, że możliwość ta została urzeczywistniona: jeśli tu jestem, najwyraźniej mogłem się tu przemieścić, jednak możliwość ta już nie istnieje, ponieważ została już zrealizowana. Zmiana zakłada możliwość, a po jej realizacji możliwość ta już nie istnieje.
Konsekwencja tego jest taka, że nic nie jest równocześnie w stanie możliwości i aktualności w odniesieniu do tej samej rzeczy. Może istnieć wiele możliwości uczynienia czegokolwiek innego, jednak nie tego, co już zostało urzeczywistnione. Jak widzieliśmy, ruch jest przejściem od możliwości do rzeczywistości a to z tego właśnie powodu, że nic nie może być zarówno potencjalne i aktualne pod tym samym względem, że każdy ruch musi brać początek od czegoś innego, czy innymi słowy: cokolwiek znajduje się w ruchu, musiało zostać wprawione w ruch przez coś innego.
W podobny, choć nie analogiczny sposób, współcześni fizycy używają w odniesieniu do tych różnych stanów terminów „energia potencjalna” i „energia kinetyczna”. Energia potencjalna jest tym, co dany obiekt mógłby uczynić, na przykład wskutek oddziaływania ze środkiem ziemi, podczas gdy energia kinetyczna odnosi się do aktualnego ruchu obiektu. Są one sobie w podobny sposób przeciwstawne: na podstawie tego, w jaki sposób obiekt się porusza, mówimy o energii kinetycznej, natomiast na podstawie jego orientacji, położenia czy bezruchu, mówimy o energii potencjalnej. Zauważmy, że jest to jedynie pewna analogia. We współczesnej fizyce energia oznacza bardziej zdolność do wykonywania pracy, niemniej jednak skoro istnieje zmiana, w tym przypadku zmiana w ruchu, mają tu zastosowanie ta sama zasada filozoficzna, a konkretnie że dane rzeczy nie mogą być równocześnie pod tym samym względem w stanie potencjalnym i aktualnym.
Tak wiec widzimy, że cokolwiek znajduje się w ruchu, w jakimkolwiek jego rodzaju, nie porusza się samo z siebie, ale poruszane jest przez coś innego. Świat który widzimy jest ogromny, a jednak prawa nim rządzące są bardzo proste: następują w nim serie zmian, a każda rzecz zmieniana jest przez inną. Słońce wschodzi rano, rośliny zwracają się ku słońcu, rosną, wchłaniając substancje odżywcze z gleby. Świat, w którym żyjemy i który obserwujemy wokół nas, kształtują miliardy mikroskopowych i makroskopowych zmian. Pytanie brzmi: czy ów łańcuch zmian być nieskończony? Czy możliwe jest, by jednak rzecz zmieniała inną, ta z kolei następną i tak dalej w ad infinitum?
Z pewnością ów łańcuch zmian może być bardzo długi, pewne jest jednak również, że liczba tych zmian musi być skończona. Nie możemy rozciągać ich ad infinitum, przede wszystkim dlatego, że sam wszechświat, choć tak ogromny, ma konkretny rozmiar. Gdy mówimy, że coś ma wymierną wielkość, oznacza to, ze jego wielkość jest w pewien sposób mierzalna, niezależnie od tego, jaka by nie była wielka. Jeśli można jego wielkość wyrazić za pomocą liczb, oznacza to z definicji, że nie jest nieskończony. A jeśli nie jest nieskończony, wówczas oczywiście możemy mówić o pewnym uporządkowaniu pomiędzy czynnikami poruszającymi, o tym że jeden z nich jest wcześniejszy od drugiego, aż ostatecznie dojdziemy do pierwszego czynnika poruszającego, który nadaje ruch wszystkim innym.
Istnieje jednak ważniejszy jeszcze podwód, dla którego ruch ten nie może postępować w nieskończoność. Widzimy, że by ciało znalazło się w ruchu, musi zostać wprawione w ruch przez coś ruch innego. Twierdzenie, że ciąg taki może mieć charakter nieskończony, byłoby to równoznaczne ze stwierdzeniem, że w istocie nie było pierwszego czynnika poruszającego. Jak jednak wykazaliśmy, ruch możliwy jest jedynie dzięki poruszeniu przez jakiś czynnik zewnętrzny, co z kolei zakłada istnienie pewnego ładu i uporządkowania, istnienia czynników poruszających wcześniejszych i późniejszych. Pociąg porusza się, ale wagony jadą w określonej kolejności. Może być on bardzo długi, musi mieć jednak początek, musi mieć lokomotywę, która ciągnie wszystkie wagony, w innym przypadku nie byłoby powodu, dla którego pociąg miałby się poruszać. Tak więc gdyby nie było pierwszego czynnika poruszającego, nie byłoby też kolejnych, co jest w oczywisty sposób nieprawdą, gdyż wszędzie dokoła nas zaobserwować możemy nieustanny ruch i zmiany.
Tak więc na podstawie tej krótkiej analizy zjawiska ruchu widzimy, że musi istnieć pierwszy poruszyciel, nadający ruch wszystkim kolejnym, a tego Pierwszego Poruszyciela, który sam pozostaje nieporuszony, nazywamy Bogiem.
Droga druga – z przyczynowości sprawczej
Jak mogliście zobaczyć, ten dowód na istnienie pierwszego poruszyciela, tego, który zmienia wszystko, a sam pozostaje niezmienny, odnosi się w istocie do kwestii przyczynowości – tego co powoduje zmiany, które dokonują się wokół nas. Możemy zastosować ten dowód nie tylko do ruchu, ale do wszelkich związków przyczynowo skutkowych. Przyczynę najprzemożniejszą, której skutek możemy natychmiast zaobserwować, nazywamy przyczyną skuteczną. Określana jest ona w ten sposób, ponieważ sprawia, że coś istnieje w dany sposób, jest przyczyną, która czyni rzecz taką, jaką jest.
Na przykład gdybym zapytał, dlaczego spadłem ze schodów, ktoś mógłby odpowiedzieć, że ktoś mnie popchnął. W odniesieniu do krzesła czy stołu przyczyną skuteczną byłby ten, kto je wykonał, czy raczej sztuka ciesielska reprezentowana przez człowieka. Podobnie przyczyną dziecka są rodzice, ci, dzięki którym dziecko przychodzi na ten świat. We wszystkich tych rzeczach istnieje związek: przyczyna i skutek. To właśnie przyczyna skuteczna wyjaśnia, w jaki sposób coś mogło się stać.
Jednak w relacji tej, jak to widzieliśmy na przykładzie ruchu, który jest przykładem przyczyny skutecznej, istnieje zawsze coś wcześniejszego i coś późniejszego. Przyczyna zawsze poprzedza skutek, w innym przypadku nie mogłaby być za niego odpowiedzialna. Śmieszne byłoby na przykład mówić, że samolot lata, ponieważ niebo jest niebieskie. Przyczyna musi być w jakiś sposób proporcjonalna do skutku. Samolot nie lata z powodu jakiegoś przyszłego wydarzenia, takiego jak narodziny waszego dziecka za dziewięć miesięcy, ale raczej z powodu czegoś poprzedzającego ten lot w czasie.
Mamy tu więc do czynienia z innym zastosowaniem tego argumentu: w przypadku każdego skutku istnieć musi jakaś poprzedzająca go przyczyna. Przyczyna jest również w konieczny sposób związana ze skutkiem, tak że skutek nie ma miejsca bez przyczyny. Moglibyśmy więc pogrupować razem wszystkie te przyczyny w coś, co moglibyśmy nazwać zbiorem wszystkich przyczyn. W zbiorze tym znajdują się wszystkie przyczyny, każda powiązana z inną. Pewne przyczyny są wcześniejsze od innych, każda z nich jednak jest powiązana ze swymi skutkami, każda z nich jest na pewien sposób przyczyną skuteczną.
Ten zbiór przyczyn jest czymś, co w matematyce nazywamy zbiorem dobrze uporządkowanym co oznacza, że istnieje konkretna reguła porządkowania przyczyn i że porządek ten jest dla owego zbioru czymś zasadniczym. W takim zbiorze istnieje zawsze coś, co nazywamy elementem ostatnim oraz elementem początkowym, pierwszym. Na przykład, jeśli weźmiemy zbiór wszystkich dodatnich liczb całkowitych, zawsze możemy określić, która z liczb jest mniejsza od innej (albo pierwsza w sensie mniejszej ilości). Ta relacja jest czymś naturalnym, gdyż każda liczba wyraża jakąś ilość. Musimy więc dojść ostatecznie do pewnej ilości, która jest mniejsza niż wszystkie inne, czyli do liczby jeden. Nawet gdybyśmy dodali do liczb „zero” (albo brak ilości), nadal doszlibyśmy do najmniejszego elementu, czyli zera. Gdybyśmy dołączyli liczby ujemne, minus jeden, minus dwa, minus trzy, musielibyśmy wyjaśnić, co rozumiemy przez „mniej niż” co byłoby po prostu absolutną wartością liczby całkowitej, porządkując je tak: 0, -1, + 1, -2, +2 etc. W jakimkolwiek przypadku, mówi ta prawda matematyczna, w każdym zbiorze w którym istnieje dobrze określony aksjomat wyboru (czyli kryterium, na podstawie którego porównujemy dwie rzeczy), zawsze istnieje ostatni element, element który jest „wcześniejszy” od wszystkich innych.
Z pewnością św. Tomasz nie przeprowadza dowodzenia w ten matematyczny sposób, jednak argumentacja jego jest pod względem logicznym taka sama: w każdym łańcuchu przyczyn, gdzie tylko jest przyczyna wcześniejsza i późniejsza, musi być jedna przyczyna, która jest przyczyną pierwszą lub najbardziej elementarną. Konieczny jest więc wniosek, że musi istnieć pierwsza przyczyna, pierwsza pod tym względem, że poprzedza wszystkie inne, a również przez to, że jest przyczyną wszystkiego innego. Tę pierwszą przyczynę wszystkich innych rzeczy, przyczynę która jest przyczyną wszystkich rzeczy spowodowanych przez co innego, nazywamy Bogiem.
Droga trzecia – z konieczności i przygodności
Te dwa dowody na istnienie Pierwszego Poruszyciela i Pierwszej Przyczyny są bardzo podobne i generalnie każdy ruch dokonuje się również wskutek przyczyny, tak że jest to zasadniczo ten sam dowód na istnienie Boga. Ukazują one jednak dwa różne aspekty, dwie różne cechy: po pierwsze widzimy, że pierwsza przyczyna jest nieporuszalna, innymi słowy Bóg nie może się zmieniać. Widzimy też, że ów Nieporuszony Poruszyciel jest również przyczyną wszystkiego innego: wszystko inne istnieje ze względu na Pierwszą Przyczynę. Istnieją dwa bardzo praktyczne zastosowania tych prawd: po pierwsze, jeśli chcielibyśmy dowiedzieć się czegoś o tej Pierwszej Przyczynie, gdyby Boga można było w jakiś sposób poznać, moglibyśmy dojść do wniosku, że nie może się On zmieniać, że nie mógłby On zaprzeczać samemu sobie. Moglibyśmy również wywnioskować, że wszystko co widzimy we wszechświecie jest w jakiś sposób spowodowane przez Niego, bezpośrednio lub pośrednio.
Jest jednak jeszcze inny sposób, w jaki poznać możemy, że Bóg istnieje, poprzez analizę faktu, ze niektóre rzeczy istniejące na świecie nie są konieczne. Wiele z tego, co widzimy na świecie nie jest czymś koniecznym, ale jedynie przygodnym – widzimy umierające drzewa, widzimy że to co spada na ziemię ulega zepsuciu, widzimy jak ludzie rodzą się i umierają. Istnieje tak wiele rzeczy, które są tymczasowe i przemijające, które nie są same z siebie konieczne. Świat będzie istniał długo po tym, gdy żadnego z nas już na nim nie będzie. Nawet na niebie widzimy narodziny i śmierć gwiazd, tak więc również one nie są konieczne w prawdziwym sensie tego słowa. Czy istnieje coś absolutnie koniecznego?
Gdyby wszystko było jedynie przygodne a nie konieczne, nie byłoby powodu, by cokolwiek istniało. Gdyby wszystko było jedynie przygodne, nie byłoby w ogóle niczego. Istnieje ogromna różnica między zdolnością do czegoś i rzeczywistym tego dokonaniem. Każdy uczeń mógłby uczyć się matematyki, innymi słowy ma on po temu możliwość. A jednak ilu uczniów rzeczywiście to czyni? Ci którzy to robią, czynią to z pewnej konieczności – uczą się matematyki, ponieważ muszą zdać maturę, chcą znaleźć pracę, albo też chcą się zajmować czymś innym, co sprawia im przyjemność. W innym kontekście mówimy nawet, że potrzeba jest matka wynalazku. Jeśli jednak przyjrzycie się światu dokładnie, wszystko co potencjalne staje się realne i aktualne z powodu jakiejś konieczności. To nie możliwość czyni rzeczy takimi, jakimi są, ale konieczność. I odnosi się to nie tylko do ludzi, ale i do rzeczy. Dlaczego kamień spada na ziemię? Ponieważ musi, nie ma innego wyjścia!
Jeśli zastanowimy się nad tym, co powiedzieliśmy wcześniej, o naturze przyczyny i skutku, zrozumiemy, że związek ten jest konieczny. Każdy skutek musi mieć przyczynę konieczną, coś co dzięki czemu może urzeczywistnić się w taki właśnie sposób.
Możemy tu więc ponownie zastosować tę samą logikę, którą dostrzegliśmy w przyczynowości: czy wśród wszystkich rzeczy koniecznych jest taka, która jest najbardziej konieczna? Musi taka być, z takich samych powodów, o jakich mówiliśmy wcześniej. Musi istnieć Istota Absolutnie Konieczna, od której zależą wszystkie inne konieczności, i Istotę tę nazywamy Bogiem.
Droga czwarta – ze stopni doskonałości w naturze
Przytoczone powyżej trzy dowody na istnienie Boga są do siebie bardzo podobne. W pierwszym widzimy, że ruch wymaga poruszyciela, a w ostatecznym rozrachunku Pierwszego Poruszyciela. W drugim widzimy, że przyczyna skuteczna wymaga Pierwszej Przyczyny, by można było wyjaśnić istnienie wszystkich innych rzeczy. W trzecim dowodzie widzimy, że niezbędne jest istnienie Jednej Istoty Koniecznej, od której zależą wszystkie inne. W każdym z tych dowodów istnieje pewien łańcuch czy też ciąg zależności, który nie może ciągnąć się w nieskończoność bez zanegowania tego, co obserwujemy w rzeczywistości. Fakt, że zależność taka istnieje oznacza, że musi istnieć coś, co łączy te wszystkie zależności, że musi istnieć pierwszy element zbioru, od którego pochodzą wszystkie pozostałe elementy.
Jednak św. Tomasz z Akwinu przedstawia nam jeszcze inny rodzaj dowodzenia, różniący się od poprzednich pod tym względem, że skupia się on nie tyle na zależnościach pomiędzy zmianami, czy na przyczynie i skutku, ale na samych rzeczach i ich naturze. Widzimy na świecie wiele różnych rzeczy, łączy je jednak coś wspólnego i poznawalnego. Na przykład do wszystkiego, co możemy zmierzyć, możemy odnieść pewną wielkość. Odmierzamy pięć kilogramów chleba, sześć litrów benzyny, dziesięć minut pozostałych do zakończenia konferencji etc. Każdy pomiar oznacza liczenie lub mierzenie czegoś.
Jeśli jednak przyjrzymy się temu dokładniej, jest to kwestia nie tylko ilości. Nawet pewne rzeczy abstrakcyjne, takie jak sprawiedliwość, która nie jest policzalna, również może być mniejsza lub większa – na przykład człowiek niewinny jest bardziej sprawiedliwy niż złodziej. Jedna osoba może być bardziej cierpliwa od innej. Gradacja ta istnieje nawet w odniesieniu do rzeczy bardzo abstrakcyjnych – na przykład pewna teoria naukowa może być bardziej trafna od innej, jedno twierdzenie może być prawdziwsze od innego, jedni ludzie mogą być bardziej szlachetni i cnotliwi od innych. W istocie wszystko co istnieje, może posiadać pewne cechy w mniejszym lub większym stopniu.
Do czego jednak porównywany jest ów stopień, owo „mniej” lub „bardziej”? Jeśli mówmy, że dana rzecz posiada pewne cechy w mniejszym lub większym stopniu, musi istnieć pewien standard lub norma, w stosunku do której jest się bliżej lub dalej. Jeśli jakiś człowiek jest mniej lub bardziej cierpliwy od innego, musi istnieć coś nazywanego cierpliwością, co służy za normę w obu tych przypadkach – jeden z nich posiada ją w mniejszym stopniu, drugi zaś we większym. Jeśli są ludzie mniej lub bardziej mądrzy, musi istnieć coś nazywanego mądrością, co jest źródłem tego porównania, w oparciu o co mówimy, że ludzie ci posiadają mądrość w różnym stopniu. Jeśli istnieją ludzie, którzy są mniej lub bardziej dobrzy, musi istnieć coś nazywanego dobrem, co można odnaleźć u obu tych grup, w różnym jednak stopniu. Jeśli istnieje na tym świecie doskonałość i rzeczy są mniej lub bardziej doskonałe, musi istnieć coś, co jest najdoskonalsze, albo przynajmniej coś nazywanego doskonałością, do czego czynione jest porównanie. Idąc jeszcze dalej, jeśli jest coś nazywanego „istnieniem”, a wszystko co istnieje, istnieje w różnym stopniu, musi być też coś, do czego wszystko co istnieje musi być porównywane.
To ostatnie zdanie jest dla nas najciekawsze: jeśli coś istnieje, musi być też coś, co nazywamy istnieniem – coś nie istniejącego w konkretny sposób, jak bycie człowiekiem czy bycie koniem, albo bycie czarnym lub białym. Coś co po prostu jest. Istnienie jest jego naturą, jego istotą, czy też jak mówimy: Jego naturą jest Jego istnienie. A ten wyjątkowy byt, którego naturą jest istnienie, nazywamy Bogiem.
Droga piąta – z ładu istniejącego we wszechświecie
Piątym sposobem, za pomocą którego możemy udowodnić istnienie Boga, jest obserwacja ładu istniejącego we wszechświecie. Badając wszechświat dostrzegamy, że istnieje w nim pewien ład, że nie jest on jedynie dziełem przypadku. Istnieją we wszechświecie pewne prawa, które zawsze są przestrzegane. Istnieje na przykład prawo grawitacji, fakt, że masy przyciągają się wzajemnie. Istnieją liczne prawa dotyczące elektryczności, które możemy zawrzeć w tym, co nazywamy równaniami Maxwella. Istnieją liczne prawa biologii i prawa dotyczące wzrostu populacji. Istnieją prawa dotyczące światła i wszystkiego co porusza się jako fale, jak np. dźwięku. Istnieje prawo zachowania pędu i prawo zachowania energii.
Co jednak najciekawsze w przypadku tych praw – wszystkie rzeczy są im posłuszne. Różnią się one od praw ludzkich właśnie tym, że mają zastosowanie uniwersalne. Istoty ludzkie podlegają im w takim samym stopniu, jak ptaki czy kamienie. Na przykład prawo grawitacji nie jest jedynie ideą, jest rzeczywistością. W każdym zderzeniu, niezależnie od tego, czy dotyczy to małych czy dużych rzeczy, decydujące znaczenie ma pęd. Nawet w rzeczach, które jak mówimy zdarzają się „przypadkiem”, wszystko dokonuje się wedle pewnych praw statystycznych.
A jednak jeśli istnieje prawo, z konieczności istnieć musi pewien ustalony porządek rządzący wszystkim. Ład jest ze swej natury czymś rozumnym, czymś racjonalnym – poznanie naukowe wszechświata możliwe jest właśnie dlatego, że prawa te istnieją. Jesteśmy w stanie poznać wszechświat właśnie dlatego, że istnieje w nim pewien ład. Gdyby ład ten nie istniał, nie sposób byłoby w nim niczego zrozumieć czy poznać przez badania naukowe.
Rodzi się więc naturalne pytanie: skąd pochodzą wszystkie te prawa? Dlaczego elektron waży tak mało, a stała grawitacji ma właśnie taką, a nie inną wartość? Kto ustanowił prawa natury? I co ważniejsze: kto je egzekwuje?
Z pewnością same rzeczy nie narzucają praw natury, ponieważ są im podległe. A jednak owo egzekwowanie praw natury jest czymś nie ulegającym wątpliwości, a nawet zrozumiałym i racjonalnym. A przecież większość rzeczy na tym świecie nie jest rozumnych. Z całą pewnością sam elektron nie zdecydował, jak jest jego masa, ani o tym, że może przenosić ładunek elektryczny – a jednak to czyni.
Samo istnienie praw natury, rozumnego ładu we wszechświecie, ładu który potrafimy zaobserwować i zrozumieć, zakładać musi istnienie rozumnego Prawodawcy, Tego, kto prawa te ustanowił. Tę rozumną istotę, która rządzi wszystkimi składnikami świata naturalnego, nazywamy Bogiem.
Konkluzja
Twierdzenie, że Bóg istnieje, jest w pełni uzasadnione.
Tak więc, drodzy słuchacze, przedstawiliśmy pięć dróg, pięć sposobów na udowodnienie istnienia Boga, choć z pewnością każdy z tych punktów mógłby zostać omówiony znacznie szczegółowiej. Gdybyśmy mieli więcej czasu, moglibyśmy rozwinąć zastosowanie poszczególnych argumentacji, chciałem jednak przedstawić jedynie główne linie rozumowania a przede wszystkim wykazać, że uznanie istnienia Boga nie jest jedynie rodzajem emocjonalnej reakcji, ślepego instynktu czy też wyrazem potrzeby socjologicznej. Fakt, że Bóg istnieje, jest po prostu racjonalnym wnioskiem płynącym z obserwacji otaczającego nas świata.
W rzeczywistości większość obiekcji przeciwko istnieniu Boga ma charakter bardziej emocjonalny niż racjonalny. Wielu z tych, którzy wątpią w istnienie Boga, zgorszonych jest na przykład obecnością zła w świecie. Jak Bóg mógłby istnieć – mówią – skoro na świecie jest tyle zła? Nie jest to jednak wcale argument racjonalny – jest to bardziej reakcja emocjonalna, będąca skutkiem szoku w konfrontacji ze złem. Faktem jest, że zło nie wyklucza istnienia Boga w większym stopniu, niż brak dobra u niektórych nie wyklucza istnienia dobra w ogólności. W rzeczywistości jeśli mówimy o braku czegoś, zakładamy że to coś może lub powinno istnieć.
Niektórzy mówią również, że współczesna nauka nie potrzebuje już Boga do wyjaśnienia tajemnic wszechświata, że ludzie odkryli wszystkie prawa natury, które tłumaczą absolutnie wszystko. Nawet gdyby to było prawdą, a prawdą nie jest, nie wyjaśnia to jeszcze faktu, dlaczego wszechświat funkcjonuje w sposób racjonalny ani istnienia samych praw fizyki, które zostały odkryte.
Niewątpliwym paradoksem jest, że współczesny ateista jest w pewien sposób najbardziej zagorzałym dogmatykiem, odrzucającym posługiwanie się intelektem. Ateizm jest w istocie czystą negacją, raczej świadomym zaprzeczeniem faktu, niż racjonalną argumentacją. Wybór, by nie wierzyć w Boga, jest w istocie bardziej chorobą woli, niż intelektu. Nawet Pismo św. mówi: „Rzekł głupi w sercu swoim: nie ma Boga”. Głupiec, czyli ten, kto nie chce obserwować świata, kto odmawia wyciągania na podstawie tych obserwacji wniosków, mówi że nie ma Boga. To nie ludzie prości czy nieuczeni wątpią w istnienie Boga, ale raczej ci, którzy nie chcą wyciągać wniosków z obserwacji otaczającego ich świata albo też zakochani są w swej własnej sofistyce. Mówią oni w swych sercach, jak pisze Psalmista, nie w swych umysłach, ponieważ to serce jest siedliskiem emocji i woli. Choroba toczy ich serca, a niekoniecznie umysły: ich argumenty skierowane przeciwko religii nie odwołują się do intelektu, ale do sofistyki, przy pomocy której starają się ją ośmieszyć i zdyskredytować.
Z tego właśnie powodu przekonanie o istnieniu Boga, zwłaszcza w naszym współczesnym świecie, jest nierzadko równoznaczne z łaską właściwego posługiwania się rozumem. Skoro tylko dusza zrzuci pęta współczesnej demagogii i propagandy i zaczyna w sposób obiektywny analizować otaczający ją świat, nie napotyka na trudności w uznaniu istnienia Boga, ponieważ wniosek taki jest całkowicie racjonalny i uzasadniony. Jednak biorąc pod uwagę stan współczesnego świata oraz kondycję, w jakiej znajduje się rodzaj ludzki, musimy zawsze pamiętać, że wiara nadprzyrodzona jest przede wszystkim łaską.
Oby dobry Bóg raczył udzielić wam tej łaski w obfitości. Dziękuję za uwagę!
ks. John Jenkins
Lublin, 24.11.2012
[youtube gE-Lh0WBfDY]