Aktualizacja strony została wstrzymana

Polska na baczność przed Niemcami!

Macki Jugendamtu, posthitlerowskiego Urzędu ds. Młodzieży, sięgają polskiej administracji i wymiaru sprawiedliwości.

 Niemieccy urzędnicy próbują zabierać Polakom dzieci nie tylko w Niemczech! Wykorzystują do tego spolegliwe struktury władzy w naszym państwie. 20 grudnia odbędzie się już druga rozprawa „o ograniczenie władzy rodzicielskiej” Sylwii Śmigale z Ostrowca Świętokrzyskiego. Z drugiej strony, do Polski w obawie przed Jugendamtem przyjeżdżają nie tylko Polacy, ale także rdzenni Niemcy, którzy tu czują się bezpieczniej niż w swoim kraju. To jednak może się wkrótce zmienić. Do polskich sądów trafia coraz więcej skandalicznych pozwów kreowanych administracyjnie przez Jugendamt.

„Nasza Polska” pisała o szczęśliwym powrocie z Niemiec do Polski pani Sylwii wraz z dwójką dzieci. Ich tropem ruszyła niemiecka policja kryminalna powiadomiona przez Jugendamt. Za naszym Tygodnikiem, sprawę podjęły największe media w kraju. Teraz okazuje się, że walka z Jugendamtem o polskie dzieci, polskich rodziców, przeniosła się na nasze krajowe podwórko. Niemiecki urząd wysłał pismo w formie donosu do szpitala, w którym znajdował się w kraju 12-letni Daniel Śmigała. Szpital, nie wnikając w kulisy sprawy, z marszu powiadomił MOPS, ten wydał pozytywną opinię, zastrzeżeń nie miał też sam szpital, ale sprawa i tak skierował do sądu! Bo przecież Niemcy do nich napisali. Rasa Panów… – Polskie instytucje boją się Niemców jak diabeł święconej wody. To pewnie wynik przykładu z góry, od polskich władz – mówi Śmigała.

To nie pierwszy taki przypadek, kiedy po piśmie skandalicznie funkcjonującego niemieckiego „urzędu do spraw odbierania dzieci ich naturalnym rodzicom”, strona polska zachowuje się jak wasal, a nie gospodarz. Warto jednak przypomnieć historię walki polskiej rodziny z Jugendamtem. W przypadku pani Sylwii wystarczyło, że jej syn cierpiący na zapalenie jelita grubego (Colitis Ulcerosa) przebywając w niemieckim szpitalu poskarżył się na mamę (będąc pod wpływem narkozy! – co przyznają lekarze) personelowi szpitala. Jugendamt tylko czeka na takie okazje. Pani Sylwia pracuje jako dziennikarka. Ostatnio pracuje nad nowym przedsięwzięciem medialnym. Niemcy uznali jednak, że jej stabilność finansowa jest niewystarczająca. Syn pani Sylwii nie zdając sobie sprawy z wagi wypowiedzianych pod narkozą słów, dał Jugendatowi pretekst do podważenia autorytetu i zdolności macierzyńskich matki. Teraz nastolatek przyznaje, że chciał jedynie załatwić sobie „wolne od szkoły” i nie miał pojęcia, że Urząd ds. Młodzieży będzie chciał go rozdzielić z matką. Zapewne już jakiś niemiecki nowy „Vater” i nowa „Mutter” na niego czekali w swoim pustym, bezdzietnym, niemieckim domku. Tak się jednak nie stało…

Pani Sylwia w maju tego roku zabrała dziecko z niemieckiego szpitala i przewiozła syna do szpitala w Kielcach. Wszystko to zadziało się szybciej niż Jugendamt sądził. Następnego dnia, po wyjeździe z Niemiec Śmigały z synem i córką Jugendamt odebrał jej prawa rodzicielskie. Na matkę czekała w kraju… polska (a raczej „polska” w cudzysłowie) policja gotowa do zabrania dzieci i oddania Niemcom, co udaremnił mec. Marcus Matuschczyk od lat zmagający się z Jugendamtem. Ostatecznie, niemiecki Sąd Rodzinny w Karlsruhe nie przychylił się do zdania Urzędu ds. Młodzieży i pozostawił Polce prawa rodzicielskie. Wszystko wydawało się wracać do normy. Nawet niemiecki sąd uznał, że wnioski Jugendamtu są bezpodstawne i zamknął sprawę bez możliwości odwołania się od tej decyzji! Jednak pomimo jednoznacznego wyroku niemieckiego sądu Jugendamt nie zrezygnował z syna pani Sylwii…

Daniel Śmigała cierpi na przewleką chorobę jelit. Regularnie wraca do szpitala. Podczas pobytu w Wojewódzkim Specjalistycznym Szpitalu Dziecięcym im Wł. Buszkowskiego w Kielcach Jugendamt poinformował placówkę o sprawie Sylwii Śmigały. Wysłał „donos” – jak nazywa pismo niemieckiego urzędu mama Daniela – a ten nadał sprawie bieg. Śmigale przyjrzał się Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej. Nie stwierdził żadnych uchybień w opiece synem Śmigały i jej 5-letnią córeczką. Sprawa trafiła do sądu, z pismem Jugendamtu jako podstawą do wszczęcia postępowania o ograniczenie praw rodzicielskich. Polski sąd nie tylko nie wziął pod uwagę faktu, że na korzyść Polki wypowiedział się już sąd niemiecki, ale podjął się rozstrzygnięcia o losach dzieci na podstawie pisma Jugendamtu wysłanego w języku polskim po skandalicznym tłumaczeniu, z którego nie sposób nic zrozumieć. „Nasza Polska” zapoznała się z tym dokumentem. – „powinny być planowane na wydaniu, proszę cie wyciągnąć Współpraca Młodzieży dodać właściwy miejscowo” – czytamy w piśmie przetłumaczonym na język rzekomo polski. – Nie wiem na jakiej podstawie Sąd Rejonowy w Ostrowcu Świętokrzyskim podjął decyzję o wszczęciu postępowania w tej sprawie ponieważ z tego tekstu ja osobiście nie zrozumiałam nic – mówi Sylwia Śmigała.

20 grudnia odbędzie się już druga rozprawa w tej sprawie. Na pierwszej sąd odroczył posiedzenie, ponieważ uzgadniał miejsce zamieszkania rodziców… – Rozstrzygają o prawach rodzicielskich, ale nie wiedzą, gdzie mieszkają rodzice… Jechałam na rozprawę 1250 km, żeby podać adres zamieszkania i usłyszeć o nowym terminie rozprawy. Sąd ustalił, gdzie może wysyłać wezwania na kolejne rozprawy i podał kolejny termin… – mówi Śmigała. – Nie ma podstaw prawnych do prowadzenia sprawy w Polsce, bo z jednego zdarzenia, które wynikło w Niemczech nie można podejmować dwóch decyzji prawnych, bo dokładnie ta sama sprawa została rozstrzygnięta przez sąd Karlsruhe w czerwcu 2013 r. na moją korzyść. Nowe okoliczności nie zaszły. Widać polskie instytucje słuchają się hitlerowskiego tworu jakim jest Jugendamt bardziej niż walczą o polskie dzieci. Zresztą, Jugendamt wciąż łamie prawo nie informując o przychylnym wyroku dla Pani Sylwii w Niemczech, co pozwoliłoby zamknąć sprawę – informuje. – W tym przypadku chodzi o moje dziecko i chciałabym wiedzieć, że moje państwo mnie wspiera, a nie łasi się do Jugendamtu! – dodaje.

To nie pierwsza sprawa, kiedy na wniosek Jugendamtu w polskich sądach próbuje się Polakom odebrać dzieci, polskie dzieci, po to, by przekazać je niemieckim „rodzicom” i przyczynić się do 23 miliardowego obrotu Jugendamtu finansowanego przez rodziców zabranych dzieci! To brzmi jak scenariusz filmu grozy, ale rzecz dzieje się naprawdę.

Robert Wit Wyrostkiewicz

Artykuł ukazał się w najnowszym numerze tygodnika „Nasza Polska” Nr 50 (945) z 9 grudnia 2013 r.

Za: Nasza Polska (12 grudzień 2013) | http://www.naszapolska.pl/index.php/categories/polska/18231-polska-na-bacznosc-przed-niemcami

Skip to content