Aktualizacja strony została wstrzymana

Planeta marzeń

W dzisiejszych realiach ekonomiczno-politycznych  jakiekolwiek bogactwo stworzone dzięki pracy ujrzy światło dzienne nieuchronnie kończy w ściśle określonym miejscu. I nie chodzi tu nawet, że jakaś, zwykle niewielka część, zasili szkatułkę tego co je wytworzył.

Zawsze gdzieś na końcu tego łańcucha pokarmowego szycha jakiś rekin (albo całe ich stado) i cap!

Dzieje się tak bo cały system zbudowany jest na ściśle zaprogramowanych zasadach, które nie pozwolą na uzyskanie równowagi między tym, który coś wymyśli, tym, który wykona i tym, który sprzeda.

System jest tak skonstruowany, że takiej równowagi nie ma i ma nie być.

Klasyczny schemat to wyprodukować jak najmniejszym kosztem a sprzedać za możliwie najwyższą cenę.

Co w tym złego ? – Ktoś się spyta. Przecież to podstawa każdego przedsięwzięcia.

Pozornie ma to sens. W skali mikro.

W skali makro ta oczywistość nie jest już taka oczywista.

Pewne nierówności, które dostarczają możliwości takich  zachowań  kreowane są sztucznie.

Utrzymuje się całe regiony świata celowo w niedostatku by zaistniały właśnie takie „pomyślne” warunki  osiągania nieuprawnionych zysków.

 

Kij ma jednak dwa końce i zwykle okazuje się, że za możliwość kupna tanich trampek czy kredek ( bo gdzieś tam jest taniej ) płacimy upadkiem całych gałęzi własnej gospodarki, bezrobociem i biedą.

W sumie bilans wychodzi prawie na zero bo przecież zubożałemu pracownikowi dostarczono tanie trampki… A gdzieś tam, na końcu świata, jakieś dziecko ma możliwość pracy za 2 $ dziennie i pomaga utrzymać rodzinę.

Jakie to genialnie proste i sprawiedliwe!

Cała ta „globalizacja”, bo tak nazywa się nowa odmiana bolszewizmu, na tym polega.

W czasach, gdy możliwości technologiczne człowieka pozwalają na zaspokojenie potrzeb wszystkich mieszkańców planety Ziemia w ubóstwie żyje ok 1/5 populacji.

Czy wszyscy to śmierdzące lenie i nieudacznicy?

Gorliwi wyznawcy teorii liberalnych z pewnością przytakną.

Ja jednak nie jestem do końca przekonany i mam swoje pewne przypuszczenia (w pewnych kręgach zwane – „teoriami spiskowymi”).

 

Narzędziem używanym do tworzenia takich kontrolowanych nierówności jest nieskończony dług.

To środek, który przez sam fakt uczestnictwa w grze determinuje wynik tej gry.

Jeśli zaprogramowano dla ciebie rolę pariasa – to nim będziesz.

Jeśli masz szczęście urodzić się w rodzinie (kraju) stworzonym i zaprogramowanym do bogactwa to bardzo prawdopodobne, że będziesz bogaty a z pewnością syty.

Pewnie, są wyjątki od tej reguły. Ale one jedynie ją potwierdzają.

Taki schemat można zastosować do całych kontynentów, państw czy nawet  rodzin.

 

Za tym idzie uporczywe wbijanie do głów, że przecież twoja przyszłość i pomyślność leży w twoich rękach. A jeśli jesteś biedny i głodny to z pewnością jesteś głupi i niezdara.

Na poziomie jednostek można zaradzić temu np. emigrując w „lepsze” rejony kraju czy świata.

To nic, że na starej, pordzewiałej krypie dopłynie połowa pasażerów. Ale za to druga połowa ma szansę na lepsze życie!

 

Głównym aktorem tych dramatów jest pieniądz.

Zamiast być tym do czego jest stworzony – jednostką miary i środkiem ułatwiającym wymianę stał się bytem samoistnym, towarem, którym się handluje za coraz wyższą cenę.

Jeśli nie wyzeruje się wszystkich tych „nieskończonych” długów to kryzys będzie  tak jak teraz, czymś  permanentnym.

 

Człowiek zamiast zaspokajać swoje naturalne potrzeby – dach nad głowa, ubranie i jedzenie najpierw nakarmić musi rekiny, które w formie podatków wezmą co (nie)swoje.

Kapitału nie chcą. Bo i po co? Od czego naliczali by daninę?

 

A co za tym idzie?

Ciągły, nikomu niepotrzebny wyścig by „PKB rosło”, bo przez to będziemy bogatsi.

Ale czy na pewno?

Przecież i tak nam to zabiorą.

Zamiast wyprodukować lodówkę, która będzie nam służyć 20 lat produkujemy buble, które psują się trzech latach. A naprawiać się nie opłaca.

 

A co zyskuje człowiek w zamian?

Pracuje coraz więcej zamiast mniej.

Je paskudztwa wyprodukowane przez ponadnarodowe koncerny, żeby szybciej zachorować i zejść ze sceny.

Dzieci wychowuje mu państwo bo sam nie ma na to czasu. Zresztą dzieci to luksus, na który stać nas coraz mniej.

Kiedyś szewc, który produkował dwie pary butów na tydzień mógł godnie utrzymać liczną rodzinę.

Dziś może wyprodukować dwieście i nie da rady.

 

Fajny świat nam się zrobił. Tylko czy tak sam z siebie?

SpiritoLibero

Za: SpiritoLibero.(2013-08-08) | http://spiritolibero.blog.interia.pl/?id=2932867

Skip to content