Aktualizacja strony została wstrzymana

Polskie autostrady droższe niż w Niemczech

Koszty budowy dróg w Polsce są wyższe niż u naszych zachodnich sąsiadów. Sprawie przyglądają się europejscy audytorzy.

Jak informuje „Rzeczpospolita” z raportu Europejskiego Trybunału Obrachunkowego wynika, że metr bieżący bariery bezpieczeństwa w naszym kraju jest o 10 euro, tj. 40 proc., droższy niż na drogach niemieckich. 1 m sześc. wykorzystanego do budowy mostów nad autostradami betonu kosztuje 35 euro, czyli 18 proc. więcej niż u naszego zachodniego sąsiada, gdzie pracownicy zarabiają cztery razy tyle co w Polsce. Jest też droższy niż w zamożniejszych od nas Hiszpanii czy Grecji.

W grupie czterech krajów najtańsze okazały się Niemcy, gdzie siła robocza jest droższa niż w Polsce, Grecji czy Hiszpanii.

Koszty budowy autostrad podnoszą także zawyżone bez żadnego uzasadnienia normy dla wykonawców polskich dróg. Wydatki na ekrany stanowiły nawet do 10 proc. całości inwestycji. Według ETO w Polsce niepotrzebnie też buduje się znacznie droższe autostrady w miejscach, gdzie wystarczyłyby drogi ekspresowe.

Źródło: „Rzeczpospolita”

luk

Za: Polonia Christiana – pch24.pl (2013-07-16)

Polaczek: Budujemy najdroższe drogi

Rozmowa z posłem PiS, byłym ministrem transportu Jerzym Polaczkiem.

Stefczyk.info: Z raportu zaprezentowanego przez unijnych audytorów wynika, że Polska buduje autostrady droższe niż w Niemczech, Hiszpanii i Grecji. „Rzeczpospolita” zestawia koszty budowy m.in. 1 metra barier bezpieczeństwa, czy 1 metra sześciennego betonu potrzebnego do budowy mostów. Okazuje się, że choć koszty pracy w Niemczech są znacznie wyższe niż w Polsce, to my płacimy więcej. Jak to możliwe?

Jerzy Polaczek: Odpowiedź leży w sprawach, które są bardzo mało medialne i nie ekscytują nikogo. To sprowadza się do precyzyjnego szacowania kosztów budowy, do standaryzowania modelu projektowania, zarządzania i eksploatacji odcinków autostrad. W tej sprawie znaczenie ma również forsowanie przez rząd modelu „projektuj i buduj”, który w projektach liniowych rzadko kiedy udaje się przeprowadzić bez potężnych problemów. Mówię o takich budowach, jak budowa autostrady czy drogi ekspresowej. Na to się nakłada jeszcze coraz bardziej przejmująca sprawa upadłości w branży budowlanej. One dotyczą już nie tylko podwykonawców, ale również dużych, potężnych graczy na rynku, w tym firm giełdowych. Również model nadzoru nad budową dróg w Polsce jest kosztowny, a dodatkowo zupełnie nieefektywny. Państwo w latach 2008-2012 wydało na nas nadzór 1,4 mld złotych. Pytanie, na co te pieniądze poszły, jest wielce zasadne. Sprawa kosztów budowy dróg w Polsce jest splotem kilku czynników.

Rząd zapatrzony jest od lat w to, co robią Niemcy. Dlaczego zatem nie mogliśmy skopiować tańszych rozwiązań niemieckich?

Niestety korzystanie z dostępnej wiedzy, np. inżynieryjnej, przez osoby, które mają w Polsce wpływ na politykę i państwo, nie jest powszechne. W Polsce nie ma specjalnie wielkiego zainteresowania tą sprawą i taką wiedzą. Mamy taki efekt, że instytucja rządowa odpowiedzialna za budowę dróg w kraju wikła się w dziesiątki procesów sądowych, który stawką są miliardy złotych. Czym jest dziś GDDKiA? Kancelarią prawną, czy instytucją odpowiedzialną za budowę dróg?

Koszty budowy dróg w Polsce tłumaczą problemy Funduszu Drogowego.

To jest kolejne zasadne pytanie. Czym Fundusz jest dziś? On z punktu widzenia finansowego nie jest w stanie działać, nie może spłacać zaciągniętych kredytów, nie mówiąc już o odsetkach. Sama obsługa długu w 2012 roku wyniosła 2,7 mld złotych.

Kilka miesięcy temu Jarosław Kaczyński z mównicy sejmowej mówił, że Polska buduje najdroższe autostrady. Premier Tusk zaatakował wtedy szefa PiS, rzucając różnymi sumami. Tłumaczył, że Kaczyński nie ma racji. Obecnie zdaje się, że unijni audytorzy przyznają rację szefowi PiS.

To kolejny przejaw uprawiania przez rządzących PR-u. Ten sposób prowadzenia polityki powoduje, że w sposób dowolny można korzystać z wiedzy i danych, że można działać tak, jak się chce. Władza może ukrywać własne, ciężkie porażki i kompromitacje. W zależności od potrzeb można konfigurować różne cyfry, można przedstawiać sprawy jak się chce, jak potrzebuje władza. Można działać w zupełnym oderwaniu od dorobku i wiedzy eksperckiej w danej sprawie. Rząd wielokrotnie dawał dowody, że nie umie sięgać po fachową wiedzę, która jest w Polsce. A wystarczy zapytać ekspertów. Mamy „marsz politologów”, zamiast „marszu inżynierów”. Sytuacja przypomina skutki ekonomi politycznej socjalizmu. Oficjalna wykładnia nigdy nie zbliżała się do rzeczywistości.

Rozmawiał Nal

Za: Stefczyk.info (16.07.2013)

Skip to content