Aktualizacja strony została wstrzymana

Wędrujący statecznik, czyli u źródeł manipulacji

Już w pierwszych dniach po katastrofie TU 154 M wielu blogerów zwróciło uwagę na widoczne gołym okiem zmiany położenia niektórych elementów samolotu, które w przeciągu doby zmieniły swoje pierwotne położenie.

Okazało się, że rzecz dotyczyła statecznika poziomego przeniesionego przez tajemnicze ręce kilkadziesiąt metrów bliżej miejsca upadku polskiego samolotu. Nigdy nie wyjaśniono powodu takiego zachowania rosyjskich ekspertów, ani też nie znajdziemy śladu po tym zdarzeniu w żadnym z oficjalnych dokumentów, choć jak się okazuje, co ujawnił na niedawnej konferencji jeden z członków komisji Millera, pan Piotr Lipiec, polskiej stronie znany był ten niepokojący incydent. Jednak nie uznała ona za stosowne odnieść się do tego faktu w swoim raporcie. Piotr Lipiec stwierdził nawet, że ta zmiana położenia jednego z ważniejszych elementów wraku nie jest niczym wartym uwagi, ani tym bardziej podejrzanym, co należy uznać, albo za daleko posuniętą naiwność, albo krycie własnych zaniedbań z pierwszych godzin po tragedii:

„[…] przesunięcie statecznika w przypadku tak ogromnego materiału dowodowego nie miało na nic wpływu. Prawdopodobnie chodziło o zmniejszenie terenu, na jakim miała pracować komisja”.

Trzeba przyznać, że jest to zdumiewające tłumaczenie, szczególnie, że słyszymy je nie ze strony polityka, czy jakiegoś laika, ale osoby zdawałoby się kompetentnej, której obowiązkiem było zbadanie wszystkich elementów wraku w stanie nienaruszonym, bezpośrednio po zaistniałej katastrofie, gdyż tylko to dawało szansę na poznanie odpowiedzi na wiele pytań.

W dzisiejszym wydaniu Naszego Dziennika autor artykułu „Co wiedzą o stateczniku?” przywołuje wypowiedź NPW, która zapewniła dziennikarzy, ze kwestia przesunięcia statecznika z 11 na 12 kwietnia 2010 r. jest przedmiotem badania ze strony biegłych powołanych przez prokuratorów. Na temat skandalicznego manipulowania miejscem katastrofy poprzez nieuprawnioną zmianę położenia jednego z elementów wraku, bez podania celu takiego działania oraz bez uprzedniego udokumentowania miejsca pierwotnego położenia statecznika, wypowiedział się też gen. bryg. rez. Jan Baraniecki, zastępca dowódcy Wojsk Lotniczych Obrony Powietrznej w latach 1997-2000, który wielokrotnie uczestniczył w badaniach przyczyn katastrof lotniczych wojskowych statków powietrznych:

„Każde przeniesienie elementu samolotu jest naruszeniem procesów badawczych przyczyn katastrofy. Tym bardziej, jeśli jest to statecznik. Dla ekspertów położenie statecznika może mieć duże znaczenie. Jeśli cokolwiek było przenoszone przez Rosjan, powinno być najpierw udokumentowane w miejscu, w którym spoczywało tuż po katastrofie”.

Generał Baraniecki zaznaczył też rozłożenie szczątków samolotu stanowi ważny dowód, szczególnie w sytuacji, kiedy ustalenie przyczyn katastrofy, a więc i wykluczenie możliwości zamachu nie zostalo przez prokuraturę dowiedzione.

Wydaje się oczywiste, że pierwszym i najważniejszym celem ekspertów i śledczych powinno być sporządzenie dokładnego opisu miejsca zdarzenia, udokumentowanie poszczególnych elementów samolotu w pozycji takiej, w jakiej tam się znalazły tuż po upadku. Każda ingerencja zaburza ten obraz i powoduje, że stworzony obraz przebiegu katastrofy może być nie tylko niepełny, ale przede wszystkim fałszywy. W „Uwagach RP do raportu MAK”, na pierwszych stronach, w tabelach polscy eksperci napisali między innymi, iż nie otrzymali od Rosjan ani protokołu oględzin miejsca zdarzenia, ani materiału filmowego, czy zdjęciowego dokumentującego stan tuż po, ani też dokumentacji z oględzin miejsca zdarzenia i z oględzin szczątków.

Na stronie 15 tegoż dokumentu można przeczytać także, że polska strona nie otrzymała odpowiedzi na pytanie, jakie badania techniczne szczątków samolot TU 154 M zostały zrealizowane przez stronę rosyjską. Mówiąc wprost strona polska pozostała sam na sam ze wstydliwym problemem braku dowodów i ze zdjęciami Amielina, których rzetelność stoi pod dużym znakiem zapytania.

Jednak co jest najbardziej zastanawiające, to fakt, iż w raporcie MAK, w opisie elementów wraku znalezionych na miejscu katastrofy znajdujemy opis statecznika poziomego (pozycja 33 – fot.2), którego pozycja została zmieniona w stosunku do pierwotnego ułożenia, a więc element przywędrował kilkadziesiąt metrów bliżej miejsca upadku. Dlaczego MAK dopuścił się takiej manipulacji? Dlaczego nie pokazano położenia statecznika z dnia katastrofy?

4beca7f8ecbc549b80da327321e573b0,2,0Najwyraźniej Rosjanie mieli w tym jakiś cel i z pewnością nie chodziło tu o ulżenie pracy śledczych , czy też zaoszczędzenie im bólu nóg, jak to tłumaczył pan Lipiec.

Nie jest bowiem czymś normalnym przenoszenie elementów wraku w inne miejsca oraz pomijanie milczeniem w oficjalnych raportach ich pierwotnego ułożenia. Nie jest to też profesjonalne. I trudno tutaj uznać, uprzedzając tłumaczenia wielu naiwnych, że zapewne tak uczynili, aby ułatwić poszukiwanie poszkodowanych. Najwyraźniej zrobiono to w celu ukrycia mechanizmu niszczenia konstrukcji TU 154 M i zmniejszenia pola, na których znalazły się szczątki. Takie działanie wymagało nie tylko trudu, ale było zapewne podyktowane ułożonym już gotowym planem, który zaserwowano opinii publicznej oraz polskim ekspertom, a plan ten brzmiał: była mgła, zszedł za nisko, zahaczył o brzozę, urwał skrzydło, a wszystko to pod wpływem presji ze strony generała Błasika i Głównego Pasażera.

Martynka

15.07.2013

Za: 'Hej-kto-Polak!' (15.07.2013) | http://hej-kto-polak.pl/wp/?p=74206

Skip to content