Aktualizacja strony została wstrzymana

Śledczy Pyza w natarciu

Do tej pory, czyli do dnia 27-05-2013, sądziłem, że w „raporcie Millera” nie ma ani jednego zdania na temat sposobu ułożenia ciał na pobojowisku po „smoleńskiej katastrofie”, tymczasem, jak się dowiaduję od młodego katastrofologa M. Pyzy z „Sieci” (21/2013): [śladów poparzeń] nie ma także na ciele nr 2, które – według raportu komisji Millera – miało znaleźć się w samym środku pożaru (s. 17). Artykuł śledczego Pyzy ukazuje się pod tytułem: Krew mówi za ofiary, zaś na okładce „Sieci” można zobaczyć dwóch „inspektorów”, a może „detektywów”, pochylonych nad obrysem tupolewa zaplamionym na czerwono. To na pewno niezłomni śledczy ze szkoły Macierewicza. Nic więc dziwnego, że rzuciłem się w wir lektury, skoro na dodatek tekst zaczyna się od zapowiedzi: Dotarliśmy do wyników badań krwi ofiar tragedii smoleńskiej. To kolejny dowód, który może być pomocny w określeniu przyczyn katastrofy. I niestety kolejny, który zignorowali polscy śledczy.

Jak zwykle w pismach uczniów maestro Antonia, nie wiadomo, kto do czego konkretnie dotarł, kiedy i w jakich okolicznościach – wiemy już jednak od lat, że jeśli już przedstawiciele szkoły Macierewicza ogłaszają, że do czegoś dotarli, to nie należy zadawać głupich pytań. Poza tym, jeśli oni do czegoś dotarli, co zignorowali polscy śledczy, to domyślamy się, że specjaliści z innego kraju tego właśnie nie zignorowali. No i tak się znowu składa (chyba to można nazwać metodologicznym kanonem badań ludzi od Macierewicza), że nowe rewelacyjne wyniki, do których dotarliśmy wraz z „Sieciami”, to kolejne ruskie bumagi.

Pyza pisze: Tygodnik „Sieci” miał wgląd w wyniki badań krwi czworga osób, które zginęły 10 kwietnia. Przeprowadzili je sami Rosjanie w pierwszych dniach po katastrofie na zlecenie polskich medyków sądowych. Chodzi o stężenie hemoglobiny tlenkowęglowej (COHb). Jej poziom jest badany m.in. u zmarłych w wyniku zaczadzenia niesprawnym piecykiem gazowym czy pożaru. Pozwala zweryfikować np. czy ofiara żyła w momencie wybuchu ognia (zdarzają się przypadki podpalenia w celu zatarcia śladów np. zabójstwa). Może też odgrywać ważną rolę w dochodzeniu przyczyn zagadkowych katastrof lotniczych. Jak w Smoleńsku (s. 16).

Jak dobrze, że przynajmniej ruskie ekspertyzy zostały sporządzone, bo bez nich ZP naprawdę niewiele miałby do powiedzenia za pomocą swoich megafonów rozlokowanych w przeróżnych gazetach lub czasopismach. Wprawdzie, jak sam Pyza wtrąca w nawiasie, bywają przypadki pozorowania obrażeń powypadkowych, by ukryć ślady zabójstwa, no ale tego typu przypadku szkoła Macierewicza w przypadku 10 Kwietnia pod uwagę nie bierze. Jak więc możemy się domyślać, te cztery ruskie bumagi to kolejne potwierdzenie tego, co wymyślili na podstawie analizy ruskich danych z raportu MAK eksperci ZP: wysokie stężenie hemoglobiny tlenkowęglowej u kilku ofiar dołącza do dotychczas znanych poszlak uprawdopodobniających hipotezę wybuchu na pokładzie tupolewa. Już pal diabli składnię tej wypowiedzi (wysokie stężenie dołącza do poszlak), przyjrzyjmy się dalszej faktografii, jaką zebrał niezmordowany Pyza, świadek ze Smoleńska i Katynia, który do tej pory publicznie żadnych obszernych zeznań, co do 10-04 nie złożył, ale może przed nadzwyczajną komisją złoży wraz z wieloma innymi świadkami.

Wśród czterech znanych nam wyników badań toksykologicznych po sekcjach zwłok przeprowadzonych w Moskwie są upublicznione niegdyś przez MAK dokumenty dotyczące gen. Andrzeja Błasika [to MAK jakieś dokumenty sekcyjne upublicznił? – przyp. F.Y.M.]. Dowódca Sił Powietrznych palił i jak wiadomo [skąd wiadomo i od kogo, to już Pyza nie podaje, więc musimy uznać, że po prostu wiadomo – przyp. F.Y.M.], że przed wejściem na pokład, wyszedł z budynku portu lotniczego, by sięgnąć po papierosa. Stężenie COHb w jego przypadku wyniosło 7,7 proc., nie musi więc niepokoić [dane dot. alkoholu we krwi były niewiarygodne, za to dane dot. stężenia COHb nie muszą niepokoić – przyp. F.Y.M.]. Dziwi coś innego – w konkluzji z badań nie ma ani słowa o hemoglobinie tlenkowęglowej we krwi generała. Przeoczenie? Rosyjski protokół [którego, ma się rozumieć Pyza w jakimś skanie nie dołącza do tekstu, bo po co – przyp. F.Y.M.] zawiera jedynie metodologię i dane cząstkowe próbek, co pozwala obliczyć poziom karboksyhemoglobiny.

Jednak pozostałe trzy osoby były niepalące (z uwagi na dobro rodzin nie podajemy nazwisk) [Pyza z „Sieciami” nie podaje też, skąd wie, że badane próbki zostały pobrane przez ruskich specjalistów z ciał tych osób, do których te próbki zostały przypisane, a nie z innych ciał – ale kto by się w szkole Macierewicza przejmował takimi drobiazgami? – przyp. F.Y.M.]. Na podstawie danych zwartych w materiałach rosyjskich chemików można obliczyć [sam Pyza to liczył? – przyp. F.Y.M.], że poziom COHb wyniósł u nich odpowiednio 6 proc., 12 proc. oraz 16 proc. Co mogło być powodem tak wysokiego stężenia? Możliwości jest kilka. Wykluczywszy te nieprawdopodobne – np. przebywanie w kabinie pełnej palących osób bądź wypełnionej dymem powodowanym jakąś usterką samolotu (nieodnotowaną przez jakiekolwiek rejestratory) [o, okazuje się teraz, że w rejestratorach zachowały się wiarygodne dane dot. braku usterek, choć te „rejestratory” nie odnotowały też wybuchów na pokładzie – przyp. F.Y.M.] – pozostają dwie.

No i tu Pyza, wiedząc, że porusza się po terenie, o którym zbyt wielkiego pojęcia nie ma, podpiera się autorytetem dr n. med. G. Przybylskiej-Wendt (która już kiedyś została wezwana na pomoc przez szkołę Macierewicza, por. http://freeyourmind.salon24.pl/473352,list-otwarty-do-p-dr-g-przybylskiej-wendt), jak też tekstami dotyczącymi np. prowadzonych przed laty badań ofiar wybuchów w kopalniach – i podąża nieco zawiłą drogą ku potwierdzeniu wybuchu w „prezydenckim tupolewie”. Odrzuca Pyza wariant, w którym COHb mogłoby być wchłonięte przez skórę danej ofiary, ale napotyka kolejne badawcze trudności.

Ofiara, u której wykryto, 16-procentowe stężenie karboksyhemoglobiny, została znaleziona… poza strefami pożarów, oznaczonymi przez komisję Millera (nazwanymi „prawdopodobnymi miejscami wybuchów” w oryginale ekspertyzy wykonanej przez firmę SmallGIS) [to ostatnie wtrącenie jest kanoniczne po opublikowaniu „raportu RIA NOVOSTI” przez „komisję Macierewicza”; ZP jednak nie łamie sobie głowy tym, iż wybuchy na ziemi, tj. rozwalające wrakowisko, to nie to samo, co wybuchy w powietrzu na pokładzie – przyp. F.Y.M.]. Na załączonym na s. 18 zdjęciu miejsca te zaznaczyliśmy żółtymi kołami. Jak widać, ciało nr 3 nie powinno być poddane działaniu ognia. I rzeczywiście nie było – na fotografiach z miejsca katastrofy, które widzieliśmy, na ziemi nie ma żadnych śladów pożaru, a mimo to na ok. 20 proc. powierzchni ciało nosiło ślady poparzeń II i III stopnia. Równie ciekawe, że nie ma ich także na ciele nr 2, które – według raportu Millera – miało znaleźć się w samym środku pożaru. Takich zagadek jest więcej. Ciało kolejnego pasażera feralnego lotu miało mocno spalone plecy. Jak to wytłumaczyć, skoro znaleziono je w pozycji leżącej plecami do ziemi i to poza bezpośrednią strefą ognia?

Oczywiście wytłumaczenie Pyza znajduje jedno: „wybuch na pokładzie” po prostu, a nie np. zniszczenie zwłok pozorujące obrażenia „powybuchowe” czy „popożarowe”.

Różową kropką zaznaczyliśmy miejsce ułożenia ciała, natomiast trójkątem – opalone rzeczy należące do tej osoby. M.in. nadpalony fragment ubrania, w którym znajdował się portfel z kartami kredytowymi niemożliwymi do rozdzielenia – tak bardzo były zniekształcone pod wpływem temperatury. Jak te rzeczy mogły się znaleźć w strefie ósmej – kilkadziesiąt metrów przed miejscem domniemanych pożarów? Tego typu niejasności każą na serio rozpatrywać hipotezę wybuchu na pokładzie tupolewa (s. 17-18).

Jak widzimy, nieubłagana logika wywodu może Pyzę doprowadzić wyłącznie do jednego rozwiązania, co z kolei jakiś baran mógłby sobie tłumaczyć w ten sposób, że dowodzi się tu czegoś, co z góry zostało przyjęte za dowiedzione. No ale nie tylko Pyza jest mistrzem metodologii śledczej – cała plejada intelektualnych gwiazd zasila szkołę Macierewicza w tym względzie (vide filmy dochodzeniowo-badawcze A. Gargas choćby; por. http://fymreport.polis2008.pl/wp-content/uploads/2013/05/FYM-WL1.pdf; http://fymreport.polis2008.pl/wp-content/uploads/2013/05/FYM-WL-21.pdf). Jeśli bowiem nie ma śladów wielkiego ognia na ziemi na „terenie powypadkowym” – Pyza nawet pisze o miejscu domniemanych pożarów – to jak inaczej wyjaśnić to, iż jakieś ciała były poparzone, opalone? Jeśli nie było pożaru, to czemu czyjś portfel jest zniekształcony pod wpływem temperatury? Na te pytania Pyza ma jedną odpowiedź, żadna inna mu się nie może nasunąć, gdyż w szkole Macierewicza by dostał pałę wpisaną na czerwono, gdyby nagle odkrył, że może bez pożaru na „miejscu katastrofy” należałoby się z pewną rezerwą odnosić i do samej „historii katastrofy” czy „historii z katastrofą”; ale mniejsza z tym.

Abstrahując bowiem od tej całej logiki myślenia operującej paroma pojęciami jak cepy, to przecież jest ważniejsza rzecz do odnotowania: Pyza wszak „porusza się” po „terenie katastrofy”, jakby dysponował jakimś dokładnym opisem „gdzie kto leżał” z „listy pasażerów” 10 Kwietnia np. o godz. 8.56. Mnie osobiście nigdzie w publikowanych dotychczas materiałach taki opis się w oczy nie rzucił na przestrzeni trzech już lat, a chętnie bym poczytał – zwłaszcza na temat tych osób, które wyglądały jakby spały, a więc na zwłokach nie było zewnętrznych obrażeń powypadkowych. Na pewno nie sposób znaleźć takiego szczegółowego opisu w „raporcie Millera” (chyba że ukazała się gdzieś jakaś jego limitowana edycja). Co więcej, nawet w „raporcie MAK” nie ma opisu, w jakim miejscu, w jakim „sektorze” leżał ten czy ów „pasażer prezydenckiego tupolewa” lub choćby członek załogi. Zdjęcie zamieszczone w „Sieciach” to to samo ujęcie z „numerkami” przy poszczególnych fragmentach lotniczych, które znamy z „raportu MAK”, nie ma więc mowy o żadnej fotograficznej dokumentacji położeń zwłok. Pyza każe nam oczyma wyobraźni „dostrzegać ciała”, które miałyby być tu lub tam.

Nasuwa się tedy pytanie, a skąd Pyza wie, „gdzie kto leżał”? Czy czasem nie od ruskich specjalistów, co „rekonstruowali” całe „miejsce katastrofy”? Nawet przecież w podstawowym dla ZP dokumencie, a więc „raporcie MAK”, napisane jest czarno na białym, że 10 Kwietnia o 16.20 rus. czasu znaleziono 25 ciał (s. 104). To trochę za mało, jak na „listę pasażerów”, ale nie ma na stronach opowiadających o „akcji poszukiwawczo-ratowniczej” nic więcej na temat pozostałych ciał, które miały się znajdować na „miejscu katastrofy”. Wspominam o tym nie z tego względu, że wiele ciał się „znalazło” już w moskiewskiej kostnicy, lecz z tego powodu, o którym nie wspomniał Pyza, tj. że w „raporcie Millera”, jeśli chodzi o kwestię znajdowania ciał i ich sposobu ułożenia po „katastrofie”, jak i o kwestię akcji „powypadkowej”, autorzy odsyłają (s. 70-72) czytelników do „raportu MAK”, nie dysponując na ten temat żadną szczegółową dokumentacją. Jeśli zaś wczytamy się w polskie Uwagi do ruskiego raportu, to tam również wykazywano brak stosownej dokumentacji związanej z „oględzinami miejsca” (s. 5, 6, 57-60, por. też http://freeyourmind.salon24.pl/345616,uwagi-do-uwag).

W jaki więc sposób tak detalicznej wiedzy o ciałach na polance samosiejek przy XUBS nabył Pyza? Może obejrzał jakiś nowy materiał na kanale Ria Novosti zwyczajnie?

Free Your Mind

Za: FYM Report (27/05/13) | http://fymreport.polis2008.pl/?p=10398

Skip to content