Aktualizacja strony została wstrzymana

Hucpa w IPN

„Obojętność wobec Zagłady nie była neutralna moralnie, to postawa, z której wypada się wytłumaczyć” – mówił Jan Tomasz Gross podczas dwudniowej konferencji w Warszawie zorganizowanej w70. rocznicę powstania w getcie przez Instytut Pamięci Narodowej.Potem na imprezie, którą patronatem objął prezydent Bronisław Komorowski i wystosował do jej uczestników okolicznościowy list, było jeszcze ciekawiej. „Postawę ludzi określanych dotychczas jako „świadkowie Zagłady” lepiej opisuje sformułowanie „ułatwiacze” i „pomagacze” w Zagładzie” – kontynuował autor polakożerczych gniotów: „Strachu” i „Sąsiadów”.

Zaproszenie przez IPN Grossa, który w małej stodole w Jedwabnem zmieścił 1600 Żydów spalonych żywcem nie przez Polaków, jak wmawia nam ten przodownik pracy „przedsiębiorstwa Holokaust”, a przez Niemców w 1941 roku, to nie tylko skandal. Instytucja kierowana przez Łukasza Kamińskiego opowiedziała się w ten sposób za taką, a nie inną wizją historii stosunków polsko-żydowskich. Pewnie prezes naczytał się sentencji Napoleona Bonaparte i za swoją przyjął tę o historii jako o „uzgodnionym zestawie kłamstw”, ale mniejsza z tym. Tak, czy owak, zostaliśmy w Warszawie nakarmieni potężną dawką propagandy „holocaust business” trafnie opisanej przez prof. Normana Finkelsteina. Jak zwykle chodzi o pieniądze. „Będzie wielki atak na Jedwabne, idzie o pieniądze (…), na niewinnie przelanej krwi Żydów robi się najlepsze pieniądze. (…) Uruchomiono potężne mechanizmy i Jedwabne nie jest ostatnie’” – uczulał wiernych w Jedwabnem, w marcu 2001 roku, ks. bp Stanisław Stefanek. Nie mylił się. Eskalacja żądań żydowskich zbiegła się akurat w czasie z atakiem na Jedwabne. Zgodnie z dobrze już znanym scenariuszem: „Polacy to mega-mordercy i niech wie o tym każde dziecko na świecie. Jako tacy (czyli np. według A. Spiegelmana – jako „polskie świnie”) muszą przeprosić. A skoro tylko przeproszą, to znaczy, że są winni. Winnym zaś należy się kara. Niech więc zapłacą i choć w ten „symboliczny” sposób zadośćuczynią.”

Nie dziwi więc, że za przyzwoleniem IPN odgrzana też została stara kalka o tym ,że Armia Krajowa nie przeszkadzała Niemcom w eksterminacji Żydów. A ponieważ to jeszcze było za mało, to Grossowi dziękowano podczas dyskusji za uświadamianie, że liczba Polaków ratujących Żydów była niewielka. Puentując, autor „Strachu” dodał, że zaprzeczeniem teorii o ewentualnym współczuciu Polaków dla losu Żydów podczas wojny są powojenny antysemityzm i agresja Polaków wobec ocalałych z Holokaustu. Czekałam na przykłady owej „agresji” i „antysemityzmu”, ale się nie doczekałam. Może dlatego, że Gross zna słowa Władysława Bartoszewskiego cytowane przez portal pardon.pl z 11 sierpnia 2008 roku: „Proszę mi wymienić inny kraj Unii Europejskiej, który w ciągu ostatnich 15 lat miał trzech ministrów spraw zagranicznych – Geremka, Rotfelda, Mellera, pochodzenia żydowskiego (…). Proszę mi wymienić taki kraj w Europie”. Jakże tu polemizować z mentorem salonowej Polski, w dodatku nagradzanym w tych dniach medalem Elie Wiesela, najwyższym odznaczeniem przyznawanym przez Muzeum Holokaustu w Waszyngtonie m.in. w imieniu tych wszystkich, którzy ratowali Żydów podczas II wojny światowej! Wiadomo jaki jest Bartoszewski, jego wypowiedzi jednych denerwują, innych cieszą, ale nie ma wątpliwości, że tym medalem zostali odznaczeni „zaocznie” m.in.: Źegota Zofii Kossak-Szczuckiej organizująca pomoc dla getta, Polacy ratujący Żydów i mający najwięcej Drzewek Pamięci w Instytucie Yad Vashem, księża, zakonnice, mieszkańcy wsi i miast, czy struktury Polskiego Państwa Podziemnego, które przerzucało broń do walczącego getta.

Pozostaje więc czarna propaganda. „Jeśli fakty nie pasują do teorii, tym gorzej dla faktów” – skonstatował genialnie Georg Wilhelm Friedrich Hegel. Otóż to! No bo co z tego, że Polska była jedynym krajem w okupowanej przez Niemców Europie, gdzie pomoc Żydom karano śmiercią? Co z tego, że kłamstwa Grossa w „Sąsiadach” obnażył posługując się niepodważalną faktografią prof. Jerzy Robert Nowak? Co z tego, że prasa prawicowa dotarła do wspomnień mieszkańców Jedwabnego i księdza Edwarda Orłowskiego, proboszcza tamtejszej parafii, jednoznacznie obalające Grossowe „rewelacje” i ujawniające żydowskie represje wobec polskich „Sąsiadów” ręka w rękę z sowieckim NKWD po wkroczeniu tam Armii Czerwonej w 1939 roku? Co z tego, że dwa lata później w okolicach Łomży operowała Einsatzgruppen z zadaniem likwidacji Żydów? Nic, skoro jeden z premierów Izraela, Icchak Schamir (czyli Icchak Jazienicki urodzony na Kresach II RP), oznajmił, iż „Polacy wyssali antysemityzm z mlekiem matki”.

Słynna pisarka żydowska Hannah Arendt w swojej pracy pt. „Eichmann w Jerozolimie” pisała: „Dla Żydów rola, jaką przywódcy żydowscy odegrali w unicestwieniu własnego narodu , stanowi niewątpliwie najczarniejszy rozdział w historii”. I czyż tak nie było? W czasie wojny wpływowa żydowska finansjera nie zrobiła nic, by zapobiec eksterminacji swoich rodaków. „Wybitni przywódcy żydowscy” doskonale się orientowali z relacji Jana Karskiego, w następstwie działań emigracyjnego rządu gen. Sikorskiego, co Hitler wyprawia w okupowanej Europie, ale nie ruszyli palcem w bucie. Nie opłacało się. Dziś za to opłaca się szkalować Polaków i obłudnie zasłaniać się przy tym dobrem ofiar. Trzeba bowiem zagłuszyć własne sumienie wydawania współziomków Niemcom w gettach, wsadzania własnych dzieci i żon do transportów jadących do Auschwitz na śmierć. Polacy to widzieli, więc trzeba ich postawić do pionu i pisać tak jak recenzenci książki Grossa w Stanach. Według Thane Rosenbauma z „Los Angeles Times”, „Strach” to książka która „na zawsze odbiera Polsce prawo przedstawiania się jako niewinny obserwator nazistowskich okrucieństw. (…) Polska nie była państwem kolaborującym z Niemcami w tradycyjnym znaczeniu” i choć „niektórzy Polacy ratowali Żydów”, to nie umniejsza to ich win, skoro „aktywnie przyklaskiwali temu, co Niemcy planowali zrobić z miejscową żydowską ludnością”. Jednak ten tekst to i tak pestka w porównaniu z tym, co napisała Joan Mellen w „Baltimore Sun”: „Antysemityzm był tak głęboko osadzony w kulturze Polski, że nawet bycie świadkiem okropności Auschwitz i Treblinki nie odciągnęło szerokich odłamów polskiego społeczeństwa od morderczego planu oczyszczenia ich kraju z Żydów. Różnili się od swych nazistowskich okupantów tylko tym, że byli gorzej zorganizowani.”

„Kłamstwo powtarzane tysiąc razy staje się prawdą” – zanotował w swoim pamiętniku w 1943 roku minister propagandy hitlerowskich Niemiec Josef Goebbels. A my mamy zawiązany przeciwko Polakom sojusz kata z ofiarą. W identycznym kierunku szkalowania Polski poszli nie tylko Gross, czy cytowani wyżej recenzenci jego książki, ale i niemieccy twórcy serialu „Nasze matki, nasi ojcowie” emitowanego w telewizji naszego zachodniego sąsiada w czasie najwyższej oglądalności, w którym za wszystkie okropności wojny, w tym mordowanie Żydów odpowiadają enigmatyczni „naziści” wspomagani przez nacjonalistów i antysemitów z AK. Niemców brak, za to gdy niemiecki Żyd Wiktor ucieka z transportu do Auschwitz i dostaje się do oddziału AK, od razu spotyka się z antysemityzmem i zamiarem zamordowania go za pochodzenie. AK według twórców filmu to fabryka zbrodni równa SS i Gestapo. W trzeciej części filmu AK-owcy zostawiają Żydów zamkniętych w wagonach w zdobytym przez siebie transporcie i – jakby inaczej – rabują kosztowności odebrane żydowskim ofiarom przez nazistów.

Oliwy do ognia dolał jeszcze „Bild” w tekście „Najważniejsze kwestie dotyczące eposu telewizyjnego”: „Partyzanci w filmie to członkowie tak zwanej polskiej Armii Krajowej, którzy walczyli o niepodległą Polskę. Armia Krajowa, której jednostki operowały jak związki partyzanckie, składała się z polskich nacjonalistów. Antysemityzm w ich szeregach był ekstremalnie rozpowszechniony. W ogóle antysemityzm był mocno rozpowszechniony w Europie Wschodniej co ułatwiło nazistom wymordowanie europejskich Żydów”. A Niemcy są w tym artykule? Są, są, ale w kontekście „opieki nad niemieckimi żołnierzami do pełnienia której zobowiązane były znane aktorki i piosenkarki”, a „Marlena Dietrich, Niemka, ale z obywatelstwem amerykańskim, śpiewała znany przebój wojskom USA, który podobał się po obu stronach frontu.” Jakież to urocze, prawda? Mordowali naziści z Polakami, a Niemcy śpiewali i pili szampana. Cóż, jak uznał James Callaghan „kłamstwo zdąży obiec pół świata, zanim prawda włoży buty”. Szczególnie dziś, w dobie coraz szybszej informacji.

Mamy więc udokumentowaną prawdę czasu i propagandową prawdę ekranu i książki, zupełnie jak w „Matriksie” braci Wachowskich. A, że ta druga wygrywa, więc zanosi się na to, że niedługo żydowski oddział partyzancki Tewje Bielskiego – w istocie składający się z bandytów pustoszących polskie wsie – będzie się wyłącznie kojarzył się z filmem „Opór” z Danielem Craigiem, w którym grupka prawie nieuzbrojonych partyzantów posyła do nieba oddział niemiecki z czołgami, a nie z masakrą w Nalibokach.

Julia M. Jaskólska

Za: Strona autorska - Julia M. Jaskólska i Piotr Jakucki (26/04/2013) | http://jakuccy.pl/hucpa-w-ipn/

Skip to content