Aktualizacja strony została wstrzymana

Konspiracja w odpowiedzi na przemoc – Stanisław Michalkiewicz

Coraz więcej oznak wskazuje na to, że obecna forma państwowości polskiej, czyli III Rzeczpospolita, to nie jest państwo, tylko banda cynicznych złodziei, którzy najwyraźniej pod tym kątem się wyczuwają, a następnie – kooptują. Państwo, owszem – jest rodzajem monopolu na przemoc, ale akceptację tego monopolu moralnie usprawiedliwia okoliczność, iż przemoc ta może być używana w służbie sprawiedliwości. W III RP przemoc państwa teoretycznie też może być używana w służbie sprawiedliwości, ale problem w tym, że zdarza się to niezwykle rzadko, a być może – nawet wcale. Przyczyną tego stanu rzeczy jest – jak sądzę, fakt, iż III Rzeczpospolita to inna, elegancka nazwa okupacji Polski przez bezpieczniackie watahy, które rabunkowo eksploatują nie tylko zasoby kraju, ale coraz śmielej i coraz bezczelniej rabują również obywateli. Oczywiście nie bezpośrednio, tylko z zachowaniem pozorów legalności, czyli w tak zwanym „majestacie prawa”.

Stworzeniu takich pozorów służą Umiłowani Przywódcy, z których bezpieczniacy tworzą demokratyczną fasadę, tych wszystkich prezydentów, premierów, ministrów, senatorów, posłów i tak dalej. Ci, w zamian za umożliwienie dojenia Rzeczypospolitej, czyli w zamian za dopuszczenie do rabunku obywateli, wysługują się bezpieczniackim watahom mniej więcej w podobny sposób, pięknie się różniąc jedynie emploi, to znaczy – pozorami moralnego uzasadnienia swojej obecności w szajce zwanej III Rzeczpospolitą. Jedni tłumaczą swoją obecność w bandzie pragnieniem „modernizacji” naszego nieszczęśliwego kraju, a inni – płomienną obroną interesu narodowego. Ale znacznie bliższe prawdy są inwektywy, jakimi wzajemnie się obrzucają. Na przykład Platforma Obywatelska nazywana jest „obozem zdrady i zaprzaństwa”, podczas gdy ona z kolei określa antagonistyczne „Prawo i Sprawiedliwość” mianem „oszołomów”.

Właśnie niezależne media doniosły o przypadku kierowcy, który wjechawszy w dziurę na drodze i uszkodziwszy koło, wezwał policję, by ta udokumentowała zdarzenie. Najwyraźniej zapomniał, że od policji najlepiej trzymać się jak najdalej, bo policja nie tylko jest częścią składową bandy zwanej III Rzeczpospolitą, ale w dodatku – jednym z najbardziej zdemoralizowanych elementów. Rzecz w tym, że stojący wyżej w hierarchii uczestnicy bandy ustalają na przykład, że z mandatów karnych, a więc z łupienia podróżnych na drogach, ściągną, dajmy na to, półtora, czy nawet 3 miliardy złotych, a policjanci to wszystko posłusznie wykonują. I tak mamy szczęście, że rząd nie wprowadził podatku w naturze w postaci ludzkiej skóry, bo chyba nikt nie ma wątpliwości, że policja wykonałaby również taki rozkaz. Precedens zresztą już w historii Polski jest; jak w „Opisie obyczajów” wspomina ksiądz Kitowicz, taki podatek, tyle, że w formie skór zwierzęcych, został nałożony na rzeźników w czasach stanisławowskich. Rozwścieczeni rzeźnicy dostarczali do skarbowych szop skóry surowe, które wkrótce zaczęły gnić, napełniając Warszawę przeraźliwym smrodem i trzeba było cały zapas zakopać lub spalić.

Wracając do naszego kierowcy, przybyli na miejsce policjanci wymierzyli mu karę 100 złotych za brak należytej ostrożności – bo zarządca drogi, któremu nawet nie przyszło do głowy, by dziury załatać, postawił tam znak ostrzegawczy. Sąd, do którego kierowca się odwołał, karę zatwierdził, cynicznie wyjaśniając, że skoro kierowca przyjął mandat, to znaczy, że uznał swoją winę. Dla każdego jest oczywiste, że takie uzasadnienie polega na udawaniu durnia, bo tylko kretyn nie zdaje sobie sprawy, czym grozi wdawanie się w dyskusję z policjantami na pustej drodze. Każdy, kto słyszał o wyroku niezawisłego sądu na Grzegorza Brauna, który został skazany na bestialskie pobicie aż pięciu dorodnych policjantów na raz, świetnie to rozumie. Pokazuje to, że sędzia też poczuwa się do uczestnictwa w gangu i broni jego materialnych interesów.

Oczywiście z żadną sprawiedliwością nie ma to nic wspólnego, o czym możemy się przekonać konfrontując wspomniany wyrok z definicją sprawiedliwości sformułowaną jeszcze przez starożytnego prawnika rzymskiego Ulpiana Domicjusza: „iustitia est firma et perpetua voluntas suum cuique tribuendi”, co się wykłada, że sprawiedliwość jest to niezłomna i stała wola oddawania każdemu tego, co mu się należy. Tenże Ulpian Domicjusz sformułował też wskazówki sprawiedliwego postępowania: „honeste vivere, alterum non laedere, suum cuique tribuere” – co się wykłada, by uczciwie żyć, drugiego nie krzywdzić, każdemu należne oddawać. Kiedyś o tym wszystkim uczono na studiach prawniczych, ale dzisiaj najwyraźniej żaden niezawisły sąd o takich głupstwach nie pamięta, o ile w ogóle jest świadom ich istnienia.

Tak właśnie przypuszczam, bo o ile za moich czasów ważnym kryterium dopuszczania absolwentów studiów prawniczych do aplikacji sądowej lub prokuratorskiej była przynależność do PZPR, to dzisiaj, kiedy PZPR formalnie już „nie ma”, też przecież muszą istnieć jakieś kryteria negatywnej selekcji, wśród których nie wykluczam również tajnej współpracy z bezpieczniackimi watahami, albo przynajmniej pochodzenia z rodziny o takich tradycjach. Przypadek pana sędziego Igora Tulei stanowi poszlakę, że te podejrzenia nie są bezpodstawne. W takiej sytuacji nic dziwnego, że niezawisłe sądy stają się ważnym ogniwem gangu zwanego III Rzeczpospolitą, wobec którego obywatel naszego nieszczęśliwego kraju jest doprowadzany do stanu całkowitej bezbronności.

Jedynym sposobem obrony swoich uzasadnionych interesów, obrony swojej własności, przyszłości swoich rodzin, a nawet – gospodarki narodowej – jest przejście do konspiracji w „szarej strefie”, dzięki której gospodarka polska jako-tako jeszcze funkcjonuje, dostarczając naszemu udręczonemu przez okupantów narodowi materialnych podstaw egzystencji. Wprawdzie nasi okupanci strasznie się na to oburzają, obłudnie twierdząc, że to pochwała bezprawia, a nawet – zorganizowanej przestępczości – ale nie dajmy się nabierać na te plewy. Znaczna część obowiązującego ustawodawstwa, to regulacje mające na celu zapewnienie niegodziwych zysków bezpieczniackim gangom, kosztem interesu narodowego i państwowego – a skoro tak, to do tej sytuacji znakomicie pasuje zasada sformułowana przez starożytnych rzymskich prawników, że „vim vi repellere licet”, co się wykłada, że siłę godzi się odeprzeć siłą. Ponieważ banda zwana III Rzeczpospolitą zmonopolizowała przemoc i zazdrośnie strzeże przed obywatelami dostępu do broni, siłą tej przemocy odeprzeć nie możemy, a skoro tak, to pozostaje tajność, czyli konspiracja.

Stanisław Michalkiewicz

Felieton    miesięcznik „W naszej rodzinie”    8 kwietnia 2013

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2793