Aktualizacja strony została wstrzymana

Półgęski ideowe na ołtarzu całopalnym – Stanisław Michalkiewicz

W związku z zakończeniem 28 lutego pontyfikatu Benedykta XVI-go, w naszym nieszczęśliwym kraju nie słabnie zainteresowanie Kościołem, chociaż widać wyraźnie, że nie jest ono bezinteresowne. Każdy z objawiających zainteresowanie chciałby przy okazji „uwędzić swoje półgęski ideowe” – niczym w „dymach bijących z wojny izraelsko-arabskiej”. Tak w każdym razie charakteryzował sytuację w 1967 roku „sowizdrzał świętokrzyski”, czyli zapomniany dzisiaj ludowy poeta, a zarazem członek Rady Państwa, Józef Ozga-Michalski. Zresztą sytuacja powtarza się nie tylko pod tym względem. Jak wspomina w swoich pamiętnikach Adam Grzymała-Siedlecki, kiedy po śmierci papieża Leona XIII konklawe przez kilka tygodni nie mogło dokonać wyboru następcy, najbardziej zdenerwowanym z tego powodu człowiekiem w Warszawie był mecenas Leo Belmont, z przekonań ateista, a z metryki – starozakonny. Zaczepiał znajomych na ulicy, chwytał swoim zwyczajem za guzik i pytał retorycznie: „kiedyż wreszcie będziemy mieli Ojca Świętego?

Obecnie żydokomuna, której oczywiście „nie ma”, też nie może się już doczekać, kiedy na Stolicy Piotrowej zasiądzie jakiś kardynał nader postępowy, który nie tylko nieodwracalnie „otworzy się” na „dialog z judaizmem”, ale również, a może nawet przede wszystkim, zacznie umizgać się do „lesbijek” no i oczywiście „gejów” – zwłaszcza gejów gojów. Tęsknotę tę można dostrzec nie tylko w publikacjach przewielebnego ojca Ludwika Wiśniewskiego, dominikańskiego ptaszka Bożego z Lublina, który w „Tygodniku Powszechnym” bezlitośnie chłoszcze mniej wartościowy Kościół tubylczy, nieubłaganym palcem wskazując sprawców jego degrengolady w osobie ojca Tadeusza Rydzyka oraz biskupów – ale również w naukowych analizach pani filozofowej Madaleny Środziny.

Ciekawe, że filozofowa Środzina Magadalena w swoich otchłannych analizach nie wychodzi poza schemat znany starszym ludziom z kolejnych zjazdów PZPR. Tak się bowiem składało, że kolejne zjazdy PZPR przypadały przeważnie na momenty jakichś politycznych przesileń, kiedy trzeba było nieubłaganym palcem wskazać albo winowajcę „błędów i wypaczeń”, albo „woluntaryzmu”, albo znowu innych sprośności Niebu obrzydłych – i za każdym razem okazywało się, że wszystkie te nieprawości, zwane również „niedociągnięciami”, które występowały „tu i ówdzie” – pojawiały się na skutek utracenia przez partię więzi z masami. Taka też i konkluzja wynika z otchłannych naukowych analiz filozofowej Środziny Magdaleny, wyraźnie wskazując, że naukowe tytuły – swoją drogą, a tak naprawdę krynicą mądrości, z której utytułowane filozoficznie postępactwo czerpie swoje natchnienia, nadal pozostają akademie pierwszomajowe.

Zdaniem tedy pani filozofowej, Kościół oderwał się od ludowych mas, które w związku z tym przestały interesować się jego nauczaniem. Europa – stwierdziła pani filozofowa – może istnieć bez Kościoła, ale jeśli chce on włączyć się w nurt socjalistycznych przeobrażeń, to musi ponownie nawiązać łączność z masami. No, może nie od razu z „masami”, bo lepiej będzie, jak najpierw nawiąże łączność z awangardą, która mu wytłumaczy, co dzisiaj masy ludowe robią i czego w związku z tym Kościół powinien nauczać, chcąc być en vogue. Taką awangardą są oczywiście filozofowie, ale również – „geje” i „lesbijki” w rodzaju „córuni”, czyli panny Kasi Adamik, co to „spotyka się” z „kobietą”.

W sukurs rewolucyjnej teorii pani filozofowej natychmiast przyszła rewolucyjna praktyka. Pewien „znany aktor” oraz kilkoro mniej znanych „rodziców” ogłosiło deklaracje wyrażające „dumę” i „wdzięczność” swemu potomstwu z powodu ujawnienia przez nie swego sodomizmu albo gomoryzmu. Już mniejsza o to, czy to potomstwo ma jeszcze jakieś inne zalety, bo wiadomo; jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma – bo ważniejsze jest coś innego; oto – po pierwsze – w ślad za „córunią”, która jedna nie czyniłaby jeszcze wiosny, pojawiła się już awangarda zastępczego proletariatu „nowej lewicy”, a po drugie i jeszcze ważniejsze – że między filozoficzną „nadbudową” i polityczną „bazą” pierwszorzędni fachowcy nadal utrzymują łączność i koordynację, tak samo, jak za Stalina. Stworzony na potrzeby komunistycznej indoktrynacji aparat propagandowy w rodzaju różnych Akademii Nauk, czy Instytutów Filozofii i Socjologii przydaje się bezpieczniakom również dzisiaj.

Bo niezależnie od konklawe, w naszym nieszczęśliwym kraju rozpoczęły się przygotowania do przyszłorocznych wyborów do Parlamentu Europejskiego. Mandat taki reprezentuje poważną wartość materialną, bo sama dieta sięga około 8 tys. euro miesięcznie – i tak przez całe pięć lat – a do tego dochodzą darmowe przeloty i przejazdy oraz dodatkowe obrywy, nie licząc możliwości korumpowania się na skalę europejską. Co prawda ci deputowani nic nie mogą, ale skoro przed wojną niejaki Cynjan sprzedał wieśniakowi Kolumnę Zygmunta w Warszawie, to sprytny parlamentarzysta europejski też da sobie radę. W związku z tym były prezydent naszego nieszczęśliwego kraju postanowił „zlać się” z dziwnie osobliwą trzódką biłgorajskiego filozofa, który w ramach powrotu na łono elegancji, „przeprosił” marnotrawną wicemarszalicę Wandę Nowicką.

Aleksander Kwaśniewski, ostatnio na łaskawym chlebie u ukraińskiego nababa Wiktora Pinczuka, zatęsknił widać do mniej upokarzających posad, a być może również za immunitetem – bo wprawdzie tajnych więzień CIA w Polsce „nie było”, ale co to komu szkodzi na wszelki wypadek schronić się za murami immunitetu? Te wszystkie roszady i przygotowania nie byłyby może warte nawet splunięcia, gdyby nie to, że mogą stanowić fragment stopniowego eliminowania z naszego nieszczęśliwego kraju wpływów amerykańskich. Cóż innego zresztą mogliby robić strategiczni partnerzy to znaczy – Nasza Złota Pani Aniela i zimny ruski czekista Putin – po deklaracji prezydenta Obamy z 17 września 2009 roku? Po ponownym wyborze Baracka Husejna Obamy mają czas darowany do 2018 roku, a w tym czasie wszelkie wpływy amerykańskie wraz z tamtejszą agenturą można będzie w Europie Środkowej wyczyścić aż do gołej ziemi, przygotowując w ten sposób teren pod przyszłą Judeopolonię.

W tej sytuacji nad Leszkiem Millerem, który w swoim czasie dostał laurkę od samego „Zbiga” Brzezińskiego, zbierają się czarne chmury, bo rejterada Aleksandra Kwaśniewskiego pod spódnicę osoby legitymującej się dokumentami wystawionymi na nazwisko: „Anna Grodzka” pokazuje, że bezpieka postawiła raczej na sodomicko-gomorycką „awangardę”, niż na „tradycyjne wartości lewicy”, którymi SLD próbuje uwodzić kolejne pokolenia sowieckich kolaborantów. Taki rozkaz musiał być wydany również premieru Tusku, który swoim „konserwatystom” przedstawił onegdaj propozycję nie do odrzucenia: albo w podskokach spełnią wszystkie życzenia sodomitów, albo przez resztę życia będą wyjadać kit z okien. W tej sytuacji nie ma się co łudzić; każdy pokwituje swoje 30 srebrników i w ten oto sposób dokona się ideowy przełom.

Nie tylko zresztą tutaj. Okazuje się, że oto spółka media Works S.A., do której należy tygodnik „Wprost”, a w jej skład wchodzi również spółka Orle Pióro wydająca „niepokorny” tygodnik Lisickiego „Do Rzeczy”, właśnie złożyła do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji wniosek o przyznanie koncesji na cyfrowym multipleksie dla stacji o charakterze „społeczno-religijnym i edukacyjno-poznawczym”. W tej sytuacji fundacja Lux Veritatis, ubiegająca się o miejsce dla telewizji TRWAM, będzie musiała pokonać nie tylko żarliwy obiektywizm Krajowej Rady, ale również – taką „niepokorną” konkurencję. Czy ma to jakiś związek z zapowiedziami uruchomienia w kwietniu lub maju „niezależnej” telewizji firmowanej przez pana red. Bronisława Wildsztajna i pana red. Tomasza Sakiewicza? Na taka możliwość wskazywałyby osobistości, które mają tam występować, a które już publikują w „niepokornym” tygodniku Lisickiego „Do Rzeczy”. Gdyby tak było rzeczywiście, to byłby to dowód, iż wirtuoz intrygi mimo upływu czasu nie stracił nic ze swej wirtuozerii. Jak to mówił kanclerz Bismarck o Beniaminie Disraelim? „Der alte Jude, der ist ein Mann!” Z jednej strony bezsilny wniosek, by CBA „przyjrzała się” działalności Krajowej Rady – a z drugiej – taki nóż. No, to byłby rzeczywiście znakomity dowód na posiadanie „zdolności koalicyjnej” na nadchodzącym etapie. Niby nic – a przecież zmierza do tego samego, co publikacje przewielebnego ojca Wiśniewskiego. Inna rzecz, że jak Murzyn zrobi swoje, to znaczy – ostatecznie wyślizga TV Trwam – to będzie mógł odejść – jak zwykle na koniec potykając się o własne nogi.

Stanisław Michalkiewicz

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

Komentarz    tygodnik „Goniec” (Toronto)    3 marca 2013

Skip to content