Aktualizacja strony została wstrzymana

Sytuacja międzynarodowa Polski po wyjściu z Unii Europejskiej. Studium problemu

Opuszczenie przez Polskę struktur unijnych wystawi ją przede wszystkim na kontrakcję Niemiec, najważniejszego politycznego beneficjenta brukselskiej machiny. Znalezienie się w tej nowej rzeczywistości międzynarodowej wymagać będzie nie tylko wewnętrznej mobilizacji całego społeczeństwa, ale i przewartościowania naszych dotychczasowych doktryn politycznych.

Nie ulega wątpliwości fakt, że podległość państwa polskiego wobec polityki Unii Europejskiej jest stanem przejściowym. Wraz z wystąpieniem Polski z unijnych struktur bądź ich odśrodkową dekompozycją zainicjowany zostanie nie znany od czasów II Rzeczypospolitej pionierski etap wykuwania autonomicznej rangi naszego kraju. Nawet po 1989 roku kolejne rządy tylko nieudolnie pozorowały samodzielną politykę zagraniczną, posługując się szeregiem protez imitujących rzeczywistą aktywność dyplomatyczną. Sztandarowym ich przykładem jest powołanie tzw. Grupy Wyszehradzkiej, której jedynym obiektywnym osiągnięciem jest utrwalanie w społeczeństwie mitu o naszym przewodnictwie w Europie Środkowej.

Program skutecznego urzeczywistniania swojej polityki zagranicznej szerokim frontem realizują tylko państwa silne gospodarczo lub militarnie. Nie ma na mapie Europy miejsca, wobec którego największe kontynentalne potęgi nie sformułowałyby własnego kompendium interesów, wykorzystując polityczno-historyczny kontekst regionu oraz szeroki wachlarz argumentów dyscyplinujących. Dzieje się tak również w obrębie Unii Europejskiej, bo i tu główną przesłanką uprawiania polityki jest niemiecki egoizm narodowy, a egoizmy pozostałych państw uwidocznią się w dobie rozwijającego się kryzysu gospodarczego. Opuszczenie przez Polskę struktur unijnych wystawi ją przede wszystkim na kontrakcję Niemiec, najważniejszego politycznego beneficjenta brukselskiej machiny. Znalezienie się w tej nowej rzeczywistości międzynarodowej wymagać będzie nie tylko wewnętrznej mobilizacji całego społeczeństwa, ale i przewartościowania naszych dotychczasowych doktryn politycznych.

Punktem wyjścia dla tych rozważań niech stanie się konstatacja wynikająca z analizy polityki brytyjskiej realizowanej w ciągu ostatnich trzystu lat. Otóż Wielka Brytania zawsze mniej lub bardziej otwarcie występowała przeciwko najsilniejszemu europejskiemu państwu kontynentalnemu, którym dziś bez wątpienia są Niemcy. Można założyć, że każdy kraj, który wypowie posłuszeństwo porządkowi narzuconemu Europie przez Berlin, zyska wsparcie Londynu. Wsparcie to będzie tym silniejsze, im bardziej skorodowana przez kryzys okaże się dyscyplina wewnątrzunijna. Dodatkową zaletą brytyjskiej rozgrywki jest stałe antagonizowanie dwóch najsilniejszych państw starego kontynentu. Gdy zrozumiemy, że dziś dotyczy ono Niemiec i Rosji, trudno z perspektywy Warszawy byłoby nie patrzeć na takie konfliktowanie przychylnym okiem.

Reakcją na brytyjskie swatanie Warszawy i Moskwy będą z pewnością niemieckie umizgi wobec Ukrainy i Litwy, umiejętnie rozgrywające polskimi sentymentami do wschodnich kresów II Rzeczypospolitej. Te ostatnie mimowolnie uwiarygodniać będą też coraz natarczywsze, inspirowane przez Berlin dyskusje podważające porządek postpoczdamski, a te z kolei muszą zostać zauważone w Pradze. Zaskutkuje to szansą na rzeczywiste zbliżenie polsko-czeskie. Wobec historycznej i pragmatycznej proniemieckiej orientacji państw nadbałtyckich i Ukrainy niezbędne stanie się unormowanie stosunków na linii Warszawa-Mińsk. Wydaje się, że wystarczającą ku temu przesłanką będzie wycofanie się Polski z polityki wspierania białoruskiej opozycji mającej niemieckie poplecznictwo.

Kryzys gospodarczy wydaje się najlepszym momentem zainicjowania przez Polskę procesu wychodzenia z Unii Europejskiej. Państwa członkowskie skupiać będą uwagę na własnych problemach wewnętrznych. Krach ekonomiczny rozgrzeje z mozołem dotąd wygaszane konflikty społeczne, przede wszystkim te o podłożu etnicznym, a stąd już tylko krok do konfrontacji na tle religijnym. Dotyczy to głównie państw starej Unii, których polityka imigracyjna świadomie osłabiała wewnętrzny żywioł chrześcijański. Zjawiska te muszą przynieść wzrost znaczenia sił eurosceptycznych i propaństwowych, a w konsekwencji – realne przeciwstawienie się dominacji niemieckiej w UE. Jeśli złamana zostanie przy tym skuteczność osi Berlin-Paryż, wewnętrznej dekompozycji Unii nic już nie będzie w stanie powstrzymać.

Areną konfliktów o charakterze narodowościowo-religijnym z pewnością pozostaną Bałkany. Ich specyfiką jest zantagonizowanie sąsiadujących ze sobą słabych państw, zmuszonych do wspierania się o polityczne patronaty europejskich potentatów, a więc Rosji i Niemiec. Sprzeczność bałkańskich interesów obydwu mocarstw musi wygrywać polska dyplomacja, gdyż jakiekolwiek zbliżenie Berlina i Moskwy postawi w nas w trudnej sytuacji geopolitycznej.

Obok siły gospodarczej i militarnej ważnym narzędziem uprawiania polityki międzynarodowej może stać się ideologia. Przekonuje o tym chociażby siła oddziaływania Rosji Sowieckiej na społeczeństwa zachodniej Europy. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że dramatyzm procesów socjalnych i politycznych zainicjuje wzrost religijności społeczeństw europejskich, z silnym ukierunkowaniem na chrześcijaństwo. Już dziś służą temu kolejne posunięcia Benedykta XVI, który umiejętnie sięga do depozytu Tradycji Kościoła katolickiego, do tych jego atrybutów, które zrodziły potęgę cywilizacji łacińskiej. Nie od dziś naród nasz jest forpocztą katolicyzmu i nic nie stoi na przeszkodzie, by to on stanął na czele rzeczywistej reewangelizacji Europy. Nic zdrożnego w tym, że przy okazji poprawiać się będzie wizerunek Polski, który tak mocno ucierpiał na skutek wrogiej nam propagandy. Skoro polski katolicyzm przez kilka wieków był przyczyną różnych form zewnętrznej dyskryminacji, niech jutro wzorem 966 roku stanie się narzędziem służącym wzmacnianiu naszej państwowości.

Krzysztof Zagozda

Za: konserwatyzm.pl

 

Skip to content