Aktualizacja strony została wstrzymana

Wyprzedaż Polski

Zakłady Odzieżowe „Warmia” sprzedane za… 7 milionów złotych

Za 7 mln zł minister skarbu sprzedał Zakłady Przemysłu Odzieżowego „Warmia”. 700-osobowa załoga nie ma powodów do radości. Źadna z kilku kupionych wcześniej przez Waleriana Pichnowskiego firm nie istnieje.

Resort skarbu podjął decyzję o sprzedaży 85 procent udziałów w dobrze prosperującej spółce „Warmia” zamieszkałemu obecnie w Niemczech Walerianowi Pichnowskiemu za niecałe 7 mln złotych.

„Minister Skarbu Państwa informuje, że w odpowiedzi na opublikowane 11 października 2012 r. zaproszenie do przetargu publicznego na nabycie pakietu 850 tys. akcji, stanowiących 85 proc. kapitału zakładowego spółki WARMIA S.A. z siedzibą w Kętrzynie, 20 grudnia 2012 r. została wybrana oferta złożona przez Pana Waleriana Pichnowskiego zamieszkałego w Poznaniu” – czytamy w komunikacie umieszczonym na stronie internetowej ministerstwa.

Załoga jest rozgoryczona. 700 pracowników firmy zatrudnionych w zakładach w Kętrzynie i Mrągowie obawia się, że nowy inwestor doprowadzi zakład do upadku. Taki los spotkał kilka kupionych wcześniej przez niego spółek, m.in. szczecińskie zakłady „Dana” czy powstałe na bazie „Modeny” spółki „Rawi” i „Tiziana” w Rawiczu.

– Wiemy, że wszystkie firmy odzieżowe, które kupił w Polsce pan Pichnowski, już nie istnieją, a tysiące ich pracowników poszło na bruk. Obawiamy się więc, że i nas czeka podobny los – mówi „Naszemu Dziennikowi” Barbara Szczepuł-Krasowska, przewodnicząca Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego Pracowników „Warmia” SA w Mrągowie.

– Po tych wszystkich spotkaniach z przedstawicielami ministerstwa widzimy teraz wyraźnie, że ten resort w ogóle nie interesuje się ani tym, co będzie po prywatyzacji z naszym zakładem, ani nami. Chodzi mu tylko o to, aby za „Warmię” wziąć jak najszybciej i ile się da – dodaje.

Pichnowski ofertę kupna firmy złożył w listopadzie. Niedawno pojawił się jednak drugi oferent. Został pozytywnie sprawdzony przez Związek Pracodawców Przemysłu Odzieżowego. Związkowcy poprosili ministerstwo, aby właśnie w jego ręce trafiły zakłady. Pracownicy podkreślili, że chcą prywatyzacji, ale z wiarygodnym inwestorem, który utrzyma wszystkie miejsca pracy.

Również Marian Podziewski, wojewoda warmińsko-mazurski, który został poinformowany przez związkowców o nowym kupcu, zwróci się do resortu z prośbą o wstrzymanie prywatyzacji kętrzyńskiej spółki w celu zmiany inwestora. Resort odpowiedział jednak związkowcom i wojewodzie, że drugi oferent zgłosił się za późno.

Na pytanie o wiarygodność Waleriana Pichnowskiego jako wybranego dla „Warmii” inwestora ministerstwo odpowiada: „Wiarygodność potencjalnych inwestorów jest badana za pośrednictwem właściwych organów ochrony prawnej. Dodatkowo, MSP weryfikuje we własnym zakresie wszelkie informacje dotyczące inwestora, wpływające do MSP w aktualnie prowadzonym procesie, dotyczące zbycia akcji spółki”.

Zakłady Przemysłu Odzieżowego „Warmia” w Kętrzynie to jedna z największych na Warmii i Mazurach firm należących do Skarbu Państwa. W zakładach na terenie Kętrzyna i Mrągowa zatrudnionych jest blisko 700 osób.

Adam Białous

Białystok

Za: Nasz Dziennik, Sobota, 29 grudnia 2012 – 'Likwidator w „Warmii”’

Sposób na megaprywatyzację

Rząd zgodził się na sprzedaż wycenianych na blisko 11,5 mld zł części akcji strategicznych dla kraju spółek: Polskiej Grupy Energetycznej, banku PKO BP, ubezpieczyciela PZU oraz działającego w branży chemicznej Ciechu.

Pakiety akcji tych spółek zostaną przeznaczone na zwiększenie kapitału Banku Gospodarstwa Krajowego i pokrycie kapitału tworzonej spółki pod nazwą Celowa Spółka Inwestycyjna (CSI).

Operacja sprzedaży części akcji strategicznych spółek znajdujących się w posiadaniu Skarbu Państwa tłumaczona jest przez rząd realizacją zapowiedzianej przez premiera Donalda Tuska podczas „drugiego exposé” inicjatywy pod nazwą Inwestycje Polskie. W ramach tego przedsięwzięcia ma powstać spółka pod nazwą Celowa Spółka Inwestycyjna, która wraz z dokapitalizowanym Bankiem Gospodarstwa Krajowego miałaby uczestniczyć w finansowaniu szeregu przedsięwzięć gospodarczych, czy to przez kredytowanie, czy wejście do inwestycji jako mniejszościowy udziałowiec.

Podczas czwartkowego posiedzenia rząd wyraził zgodę – zatwierdzając przeznaczenie akcji spółek na pokrycie kapitału CSI i powiększenie kapitału BGK – na inny, niż przewiduje ustawa o komercjalizacji i prywatyzacji, tryb zbycia udziałów w spółkach będących własnością Skarbu Państwa. Decyzja o sprzedaży udziałów dotyczy: 11,39 proc. akcji Polskiej Grupy Energetycznej, 8,36 proc. akcji PKO BP, 10,1 proc. akcji PZU SA i 37,9 proc. akcji Ciech SA.

Ministerstwo Skarbu Państwa poinformowało, że decyzja rządu w tej sprawie zapewnia finansowanie programu Inwestycje Polskie i oznacza jego faktyczny start. – Zgoda Rady Ministrów ma charakter bezterminowy i obejmuje wszystkie objęte wnioskiem akcje. Nie oznacza to jednak, że BGK oraz CSI dostaną jednorazowo akcje warte ponad 11 mld zł i po kilku dniach je sprzedadzą. Zamierzamy zasilać oba podmioty stopniowo, zależnie od potrzeb. Co najważniejsze, sprzedaż akcji będzie odbywać się z poszanowaniem najwyższych standardów obowiązujących na rynku kapitałowym. Oznacza to przede wszystkim dbanie o interes pozostałych akcjonariuszy. Działanie takie pozwoli zapewnić początkowe finansowanie programu Inwestycje Polskie w sposób efektywny i harmonijny – poinformował w komunikacie minister skarbu Mikołaj Budzanowski.

Według resortu skarbu, zasilenie BGK oraz CSI akcjami wycenianymi na ponad 11 mld zł pozwoli na dokapitalizowanie Banku Gospodarstwa Krajowego kwotą 10 mld zł – dzięki czemu BGK miałby w pierwszych latach działania programu Inwestycje Polskie udzielić 40 mld zł kredytów, i wyposażenie Celowej Spółki Inwestycyjnej w kapitał w wysokości 10 mld złotych. Ministerstwo skarbu zapowiedziało, że następnym krokiem w realizacji koncepcji Inwestycji Polskich będzie zawiązanie spółki CSI, która mogłaby rozpocząć działalność operacyjną w drugim kwartale 2013 roku.

Artur Kowalski

Za: Nasz Dziennik,  Sobota-Niedziela, 29-30 grudnia 2012, Nr 303 (4538)

 

Sprzedany za bezcen

Jak to możliwe, aby wartość tego samego majątku szacowana w kolejnych wycenach przeprowadzonych w ciągu czterech lat przez uprawnionych rzeczoznawców stopniała nieomal dziesięciokrotnie, choć nie uległ on żadnej klęsce żywiołowej ani innej formie materialnej destrukcji? A jednak taki cud rachunkowy zdarzył się przy wycenie przedsiębiorstwa Fabryka Ceramiki Budowlanej Wacław Jopek sp. z o.o. w upadłości likwidacyjnej.

Biurowiec bytomskiej fabryki, jednej z pięciu, która trafi „w obce ręce” (FOT. A. KRUCZEK)

Wiele wskazuje na to, że po ogłoszeniu upadłości spółki zaniżona została wartość cegielni, którą wielkim nakładem sił i środków zbudował Wacław Jopek. W efekcie zagraniczny podmiot nieomal za bezcen kupuje polskie zakłady ceramiczne, nowoczesną technologię, wypromowaną markę i bogate złoża najwyższej klasy gliny ceramicznej. Do Skarbu Państwa jako głównego wierzyciela zadłużonego przedsiębiorstwa trafi jedynie niewielka część należnych wierzytelności.

W publikacji pt. „Wrogie przejęcia niszczą polską gospodarkę” prof. Artur Śliwiński, znany ekonomista, wydawca Europejskiego Monitora Ekonomicznego, alarmuje, że wrogie przejęcia stały się wręcz „potworną plagą dla polskich przedsiębiorców”.

– W Polsce działają prawne regulacje sprzyjające tworzeniu pułapek zadłużeniowych i przejmowaniu za bezcen majątku dłużników – uważa ekonomista. – Prawo upadłościowe jest wykorzystywane jako instrument wrogiego przejęcia. Sędziowie komisarze oraz syndycy działają bez żadnego respektu dla interesu publicznego. Nagminne jest tendencyjne niedoszacowywanie majątku dłużników.

trochę historii

Wacław Jopek to do niedawna największy w kraju prywatny producent materiałów budowlanych, dysponujący czysto polskim kapitałem. Pod koniec lat 80. oraz przez całą kolejną dekadę, kupując i modernizując kilka upadających cegielni, utworzył grupę Zakładów Ceramiki Budowlanej Wacław Jopek zatrudniającą ok. tysiąca osób i produkującą wyroby o najwyższych światowych parametrach, skutecznie konkurujące z zagranicznymi produktami zalewającymi polski rynek materiałów budowlanych.

Rozpoczął od inwestycji na terenach trwale nieczynnej fabryki domów w Bytomiu, w miejscu której powstało nowoczesne przedsiębiorstwo ceramiki budowlanej produkujące dachówkę. Z dzierżawionej w Środzie Śląskiej zdewastowanej cegielni stworzył wzorcowy zakład wytwarzający na podstawie oryginalnej opatentowanej receptury poszukiwane cegły licowe i klinkierowe. W Sierakowicach dysponujących złożem gliny o znakomitych parametrach produkcję pustaków zastąpił wypałem cegły klinkierowej. Aby postawić swoje zakłady na najwyższym światowym poziomie, Wacław Jopek korzystał z usług europejskiego lidera w zakresie technologii ceramiki budowlanej, francuskiej firmy Ceric.

Inna sztandarowa inwestycja dotyczyła przestarzałej XIX-wiecznej cegielni w Paczkowie, której modernizację rozpoczęto w czasach PRL, lecz zaniechano jej na początku lat 90. Przekształcono ją nakładem 65 mln zł w zakład na światowym poziomie produkujący przy wykorzystaniu oryginalnej technologii pustaki poryzowane – poromury.

– Przy ich produkcji wycofałem z pustaków piasek na rzecz mułu przywęglowego, który spala się w procesie wypału, dzięki czemu pustak zamiast 16-17 kg waży zaledwie 9 kg, a jednocześnie jego oporność cieplna jest znacznie większa niż w tradycyjnych pustakach – wyjaśnia Wacław Jopek. – Technologia ta oprócz znakomitego wyrobu przez 14 lat produkcji dała oszczędności na wypalaniu rzędu 54 mln zł zysku. Inaczej mówiąc, o tyle więcej kosztowałby zużyty przy produkcji pustaków metodą tradycyjną rosyjski gaz, którego import niesłychanie zadłuża Polskę. To rozwiązanie aż prosi się, aby zostać wdrożone w innych cegielniach.

równia pochyła

Trudno powiedzieć, od kiedy zaczął się upadek spółki Wacława Jopka. Być może prapoczątek to moment kradzieży w maju 1991 r. w Warszawie spod Grand Hotelu firmowego mercedesa z pełną dokumentacją dotyczącą innowatorskich technologii w zakresie ceramiki budowlanej, a także strategii rozwoju tej branży w Polsce, na krótko przed planowanym spotkaniem z premierem Janem Olszewskim. Było to tuż po targach w Norymberdze, gdzie Jopek odniósł duży sukces. Mercedesa później policja znalazła, ale po dokumentach ślad zaginął.

Ogromny cios zadało firmie bezprawne – jak twierdzi m.in. wybitny autorytet prawniczy prof. Kazimierz Korzon – odebranie zakładu w Środzie Śląskiej w 1994 roku. To była wizytówka ceramicznych osiągnięć Wacława Jopka. W 1989 r. wydzierżawił on od Wrocławskiego Przedsiębiorstwa Ceramiki Budowlanej na 20 lat zakład w stanie zapaści finansowej i produkcyjnej. Gdy po kilkuletniej modernizacji cegielnia z nowym produktem, wypromowaną marką i ogólnopolskim rynkiem zbytu zaczęła już przynosić dochody, w 1994 r. podstępnie odebrano mu zakład. Sprawa stała się głośna. Szeroko komentowała ją lokalna prasa, nakręcono o niej dwa filmy dokumentalne wyemitowane w TVP. Okazało się, że zakład w Środzie Śląskiej został nabyty przez podstawioną osobę legitymującą się podwójnym, polsko-niemieckim obywatelstwem, co było nieomal klasycznym dla „pionierskiego” okresu wyprzedaży majątku narodowego sposobem obejścia wymogu zgody ministra spraw wewnętrznych na zakup nieruchomości przez podmiot zagraniczny. Później, podnosząc kapitał zakładowy, niemiecka firma Röben objęła nieomal 100 proc. jego udziałów.

Przez ponad 10 lat toczył się proces między Jopkiem a Röbenem. Początkowo polski przedsiębiorca usiłował doprowadzić do podważenia prawomocności decyzji o prywatyzacji cegielni przez niemiecką firmę, agdy to mu się nie udało, próbował odzyskać przynajmniej zainwestowane środki i zajęte gotowe wyroby, a przede wszystkim przejętą technologię z udziałem bazaltu. Ostatecznie po latach wędrówek od sądu do sądu firma Jopka otrzymała niewielką część wycenianych na 60 mln zł roszczeń, gdyż większość z nich w trakcie ślamazarnego postępowania sądowego przedawniła się.

Przełom XX i XXI wieku, który przyniósł ogromny zryw inwestycyjny firmy Wacława Jopka owocujący rozpoczęciem produkcji w zakładach w Paczkowie i Sierakowicach, to jednocześnie czas zapaści rynku budowlanego w Polsce. Niestety, przedsiębiorcy nie wsparły powołane do tego wojewódzkie i centralne fundusze. Lata starań o otrzymanie dotacji celowych z Agencji Rozwoju Przemysłu i Technologii oraz Urzędu Postępu Naukowo-Technicznego i Wdrożeń w Warszawie na wdrożenie w cegielni w Radziejowicach produkcji cegły klinkierowej z zastosowaniem bazaltu na kwotę 11 mln 200 tys. zł -mimo pozytywnych opinii instytutów naukowych – spełzły na niczym, gdyż Agencja… została zlikwidowana. A gdy już Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska w Opolu przyznał po półtorarocznych staraniach 1,4 mln zł pożyczki na zadanie celowe związane z działaniami proekologicznymi, to po wykonaniu zadania odmówił 50 proc. umorzenia i w efekcie spółka Wacława Jopka spłaciła 2 mln 783 tys. złotych.

Dołek całej branży budowlanej spowodował trudności płatnicze spółki, co banki potraktowały jako pretekst do wypowiedzenia kredytów. Skokowo zaczęło narastać zadłużenie, odezwali się inni wierzyciele. Przez dziesięć lat toczenia nierównej walki o pozostanie na rynku ceramiki budowlanej coraz bardziej przejmowanym przez zagraniczne podmioty, w czasie których spółka kołatała o pomoc do wszystkich możliwych drzwi – od Ministerstwa Finansów, przez Ministerstwo Sprawiedliwości, do CBA -w 2011 r. spółka Wacława Jopka została postawiona w stan upadłości likwidacyjnej. Powołany syndyk po sporządzeniu wyceny majątku sprzedał go wraz z wyprodukowanymi wyrobami za łączną kwotę 49 mln 481 tys. 764 zł łotewskiej firmie Lode, która jest częścią międzynarodowego funduszu prywatnego. Wybrana oferta przekraczała cenę ustaloną w wycenie rzeczoznawcy majątkowego o 3500 złotych.

Znikający majątek

Zdaniem syndyka masy upadłościowej FCB Wacław Jopek sp. z o.o., postępowanie upadłościowe spółki odbyło się zgodnie z prawem, które przewiduje powołanie biegłego sądowego celem oszacowania majątku, a następnie ogłoszenie przetargu publicznego. W ten sposób ustaloną przez rzeczoznawcę cenę wyjściową – w opinii syndyka – tak naprawdę weryfikuje rynek. Jeśli jest zbyt niska, pojawia się wielu zainteresowanych, gdy zbyt wysoka – majątku nie można sprzedać. W przypadku spółki Wacław Jopek pojawiła się tylko jedna oferta kupna jej w całości, co świadczyć ma o tym, że podana cena odpowiada jej wartości rynkowej. Należy – zdaniem syndyka – cieszyć się z tego, że udało się sprzedać majątek w całości, i to oferentowi, który deklaruje chęć utrzymania produkcji ceramiki budowlanej i zatrudnienia. Syndyk nie przywiązuje większej wagi do poprzednich wycen majątku spółki, gdyż były one – w jego opinii – sporządzane w celach kredytowych, a ponadto z powodu braku remontów wartość majątku znacznie się zmniejszyła od momentu poprzednich wycen.

Okazuje się jednak, że wycena sporządzona w celach postępowania upadłościowego drastycznie różni się od tej przeprowadzonej też przez uprawnionych rzeczoznawców majątkowych pod koniec 2007 roku.

I tak wartość zakładu produkcyjnego w Sierakowicach, która w IV kwartale 2007 r. została oszacowana przez rzeczoznawcę majątkowego na 130 mln zł, po czterech latach stopniała do niespełna 14 mln złotych. Cegielnia produkująca poromury w Paczkowie, wyceniona w listopadzie 2007 r. na ponad 101 mln zł, w 2011 r. była jakoby warta już tylko niespełna 12,3 mln złotych. Cegielnia w podwarszawskich Radziejowicach, której remontu spółka nie zdążyła zakończyć, o ile w marcu 2008 r. oszacowana była na ponad 70 mln zł, w wycenie z 2011 r. warta była już tylko ok. 6,2 mln złotych. Ważną składową majątku upadłej spółki były złoża iłów ceramiki budowlanej, czyli kopalnie tego surowca, z których niektóre przy wycenie przed sprzedażą zostały potraktowane jak zwykłe grunty rolnicze.

Według ustaleń dr. Bartłomieja Dessoulavy-Śliwińskiego, ekonomisty z Uniwersytetu Warszawskiego, eksperta w zakresie m.in. nieruchomości i restrukturyzacji, który sporządził szczegółową opinię w sprawie rzetelności wyliczenia wartości rynkowej zorganizowanych części przedsiębiorstwa Fabryka Ceramiki Budowlanej Wacław Jopek sp. z o.o. w upadłości likwidacyjnej, wycena ta zawiera szereg błędów zarówno formalnych, jak i merytorycznych, które powodują w efekcie znaczne zaniżenie wartości przedsiębiorstwa. Przedstawione operaty nie stanowią – w opinii ekonomisty – wyceny przedsiębiorstwa ani też zorganizowanych jego części, a jedynie oszacowanie wybranych składników mienia przedsiębiorstwa, dokonane zresztą w sposób niezgodny z dobrymi praktykami wyceny nieruchomości.

„Ze względu na możliwe naruszenie interesów wierzycieli (w tym zaspokojenia wierzytelności Skarbu Państwa) oraz interesów dłużnika można stwierdzić, że opracowania te nie powinny stanowić dokumentu będącego oszacowaniem wartości przedsiębiorstwa ani jego zorganizowanych części dla celów prowadzonego postępowania upadłościowego”, stwierdził w swojej opinii dr Dessoulavy-Śliwiński.

Sporządzona przez ekonomistę opinia stała się jedną z przesłanek do skierowania przez posła Jerzego Polaczka pisma do prokuratury gliwickiej w sprawie podejrzenia popełnienia przestępstwa na szkodę Skarbu Państwa, Zakładu Ubezpieczeń Społecznych oraz innych wierzycieli w związku z nieprawidłowościami zaistniałymi w toku postępowania upadłościowego FCB Wacław Jopek sp. z o.o.

„W mojej osobistej ocenie stan faktyczny sprawy pozwala na przypuszczenie, że syndyk mógł dążyć do sprzedaży przedsiębiorstwa upadłego za kwotę niższą niż 40 mln złotych, pomimo tego, że dokumenty zgromadzone w aktach sprawy, w tym w szczególności operat szacunkowy jednej tylko nieruchomości upadłego, tj. nieruchomości, na której posadowiony jest Zakład w Sierakowicach, sporządzony w styczniu 2011 r., na zlecenie Komornika Sądowego przy SR w Gliwicach Grzegorza Zachmosta, w sprawie o sygn. akt VI KM 685/02, przez rzeczoznawców majątkowych Teresę Kiczan i Wojciecha Nurka wskazuje, że wartość samej tylko nieruchomości upadłego położonego w Sierakowicach (a zatem nie całego zakładu produkcyjnego) została oszacowana kwotą 40.824.000,00 złotych netto, a zatem więcej niż wartość całego przedsiębiorstwa upadłego”, pisze we wniosku do prokuratury poseł Polaczek. Parlamentarzysta wnioskuje również o rozważenie możliwości popełnienia przez rzeczoznawcę majątkowego czynu zabronionego z art. 271 par 1 albo par. 3 kk z uwagi na celowe zaniżenie wartości przedsiębiorstwa FCB Wacław Jopek sp. z o.o. w upadłości likwidacyjnej oraz poświadczenie nieprawdy w sporządzonym dokumencie.

Zdaniem prof. Artura Śliwińskiego, który casus spółki Wacława Jopka uznał za jaskrawy przykład nadużyć związanych ze stosowaniem prawa upadłościowego do wrogiego przejęcia, nie sposób usprawiedliwić idącego w dziesiątki milionów złotych „spadku wartości” upadłej spółki zmianą metody wyceny czy zmianą warunków rynkowych.

– Chodzi o tendencyjne obniżenie wartości majątku przedsiębiorstwa, co stanowi podstawowy warunek zwielokrotnienia korzyści z wrogiego przejęcia – twierdzi prof. Śliwiński. – Trzeba zaznaczyć, że nie dotyczy to wyłącznie „prawidłowości wyceny” majątku przez rzeczoznawcę majątkowego, lecz również akceptacji ewidentnie tendencyjnej wyceny przez sędziego–komisarza i syndyka, którzy są świadomi takiego tendencyjnego zaniżenia wartości majątku, lecz mimo to akceptują taki stan.

Profesor zastrzega, że nie stawia syndykowi zarzutu, iż zaniżenie wartości majątku było przez niego inspirowane, lecz podkreśla fakt, że wycena została dokonana na jego zlecenie w procesie zarządzania majątkiem przedsiębiorstwa.

Wyjaśnieniem, jak było naprawdę, zajmuje się teraz gliwicka prokuratura.

Adam Kruczek

Za: Nasz Dziennik,  Sobota-Niedziela, 29-30 grudnia 2012, Nr 303 (4538)

Skip to content